Rozdział niesprawdzony!
Tę noc spędzałam na video czacie z Victorem. Siedział po drugiej stronie komputera, około trzy tysiące mil stąd w Nowym Jorku, ubrany w lawendową koszulkę polo i trochę śmieszną bransoletkę na nadgarstku. Ja z drugiej strony wyglądałam jak wrak - tak jak można się domyślić, luźna koszulka zwisała z moich ramion a moje włosy zgarnięte były w niechlujny kok. Victor promieniał kiedy nerwowo machał do kamerki a jego ciepły uśmiech dał mi poczucie ulgi. Mój przyjaciel zawsze sprawia swoim prostym uśmiechem, że czuję się lepiej.
- Okay - zaczął, jego głos brzmiał dziwnie przez stan moich przestarzałych słuchawek. - Po pierwsze, chcę byś obiecała mi, że nie będziesz mnie osądzać.
Patrzyłam na niego przez chwilę, opierając głowę na mojej dłoni kiedy zmrużyłam oczy na ekran mojego komputera. - Co zrobiłeś? - powiedziałam. Milczał przez chwilę, więc spodziewałam się najgorszego. - Vic, miałeś jednorazowy numerek?
- Boże, nie! Myślisz, że kim ja jestem, Leoni? - przerwał na chwilę, jego ciało przetoczyło się i zniknęło z mojego ekranu. Gdy pojawił się ponownie w zasięgu mojego wzroku, trzymając duży karton przed sobą a słowo "PIZZA" wydrukowane było na jego powierzchni. - Tak, to jest duża pizza pepperoni. I tak, zamierzam ją zjeść samodzielnie.
Moje oczy rozszerzyły się. - Całą, Vic? Serio?
Otworzył pudełko szybko, odrywając jeden z kawałków. Kiedy ser ciągnął się od reszty pizzy, czułam, że mój żołądek burczy a ślina leci mi z ust. Wziął duży gryz, głośno jęcząc i żując go szybko.
- Jestem zdesperowany, okay? - powiedział z ustami pełnymi jedzenia. - To udowodnione, że jeśli dziewczyna ma depresję to gówniana pizza i ckliwe filmy są koniecznością.
Uśmiechnęłam się lekko. - Ale ty nie jesteś dziewczyną.
Machnął ręką kiedy wziął kolejny, duży gryz. - Praktycznie nią jestem - przerwał by przełknąć, patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. - Szkoda, że nie można wysłać się za pośrednictwem komputera, bo wyglądasz okropnie, Sam.
- Dzięki, Vic. To na prawdę super.
- Wyglądasz na prawie wychudzoną! Jesteś praktycznie jak skóra i kości!
Westchnęłam patrząc na moje biurko gdzie leżała miski z pół zjedzoną kolacją. Podniosłam ją do ekranu, dając Vicowi możliwość jej zobaczenia. - Nie sądzę, żeby życie na diecie z zupek i płatków owsianych dało mi seksowne kształty, Victor.
Odłożył swój kawałek pizzy, jego usta zacisnęły się w dezaprobacie kiedy pokręcił głową. - Nie możesz jeść tylko tego, Sam. Będziesz niedożywiona.
- Wiem, ale niewiele mogę z tym zrobić - powiedziałam. - Moje zarobki są zbyt niskie -
- Pozwól mi sobie pomóc! - prawie krzyknął. - Wyślę ci czek! Wiesz, że moje fundusze są kwitnące, mam na myśli, siedzę tu jedząc bosko-cholerną pizzę, Sam. To zajmie zaledwie jakieś dwie sekundy - proszę, pozwól mi coś tobie wysłać.
Pokręciłam głową. - Nie mogę tego przyjąć, Vic. To była moja decyzja o przeniesieniu się tutaj więc muszę sobie radzić sama -
- Nie możesz się utrzymywać gdy nie jesteś w stanie wstać lub chodzić z braku odżywiania, skarbie - zauważył. - Dlaczego nie możesz zadzwonić do mamy? Ona i twój ojczym mieszkają w domu, który jest praktycznie kurwa rezydencją.
- Wiesz, że nie mogę jej pytać o pomoc - powiedziałam cicho, odwracając się. Moje serce przyspieszyło swój rytm kiedy myśl o rodzinie zalała mój umysł. - Ona nie odzywa się do mnie, chyba że na święta.
- Pomogła Christianowi i Elle - odpowiedział, wciąż żując. - Zapłaciła za ich całą edukację.
Spojrzałam w dół, kiedy Vic poruszył temat mojego starszego brata i siostry. Christian mieszkał w północnej Kalifornii, odnoszący sukces trzydziesto-dwu letni chirurg, wraz z żoną i dziećmi. Nigdy go nie widziałam lub Elle, która mieszkała w Chicago z narzeczonym i była prawnikiem.
- Ponieważ Christian poszedł na medycynę a Elle na prawo - odpowiedziałam, ton mojego głosu miękki i nieśmiały. - Kiedy poinformowałam moją mamę o tym, że nie zamierzam wybrać żadnej z tych rzeczy, ta mnie wydziedziczyła.
- Co za bzdury - odgryzł się. - Jesteś jej dzieckiem - urodziła cię. I jesteś najmłodsza. Jeśli zadzwonisz do niej i powiesz jej, że nie stać cię nawet na jedzenie to jestem pewien, że zrobi wyjątek.
- Być może - wzruszyłam ramionami. - Ale wciąż nie zamierzam do niej dzwonić. To byłby szczyt mojej godności - westchnęłam i spojrzałam w oczy Victora, które odzwierciedlały smutek. Odchrząknęłam nieprzyjemnie. - Więc.. wracając do tej dużej pizzy - dlaczego masz depresję?
Westchnął ciężko, dźwięk jego oddechu drażnił mnie kiedy spowodował nieprzyjemny hałas w moich przestarzałych słuchawkach. - Pamiętasz kiedy wspominałem ci o Jeremy'm?
- Asystent nauczyciela z wspaniałym uśmiechem i jeszcze bardziej niesamowitym tyłkiem? - uśmiechnęłam się. - Tak, pamiętam.
- Cóż, wziąłem go do siebie by porozmawiać z nim po zajęciach wczoraj. Wiesz, czyniąc cuda lub co tam jeszcze chcesz.
- I?
- I on nawet nie dał mi szansy przejścia do punktu flirtu. Przerwał mi, mówiąc coś co brzmiało jak "To jest niestosowne, jestem studentem a także jestem heteroseksualny." Co to do kurwy ma być?
Westchnęłam, lekki uśmiech zarysował się na moich wargach. - To oznacza, że lubi kobiety, Vic.
- Wiem to, mądralo. Po prostu nie mogę uwierzyć, że miał czelność mnie odrzucić zanim mogłem wywierać na nim wpływ.
- Myślisz, że możesz przekonać go by lubił facetów, czy coś? - dokuczałam. - Jeśli jest hetero, to jest hetero, Victor.
- Nie obchodzi mnie takie gówno jak to, że jest hetero. Słyszałem o zmianach orientacji seksualnej u innych mężczyzn - uśmiechnął się szeroko, poruszając brwiami. - Chciałbym myśleć, że jestem cholernie porywający dla obu płci.
- Jesteś wyjątkowy - zaśmiałam się lekko. - Dam ci to.
Skrzywił się, podnosząc już trzeci kawałek pizzy. Mój żołądek jęknął głośniej a ja oderwałam swój wzrok od pysznie wyglądającego jedzenia. - Więc siedzę tu, topiąc swoje smutki w tłustym fast-foodzie - podniósł kawałek, uśmiechając się ironicznie. - Twoje zdrowie, Jeremy! Ty draniu.
Westchnęłam do siebie, stukając palcami w górną część mojego biurka. Victor pochylił się w kierunku kamerki, żując głośno. - Co nowego u ciebie, kochanie? Czy ta suka, twoja współlokatorka, wciąż zachowuje się jak dziwka?
- Tak, ale ignoruję to - powiedziałam. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając niepewnie na ekran. - Mam dla ciebie kilka wiadomości.
Vic wytrzeszczył oczy. - Proszę, powiedz mi, że nie jesteś w ciąży.
Skrzywiłam się. - Dlaczego zawsze zakładasz, że jestem zapłodniona? Nie jestem dziwką, wiesz -
- Wiem, wiem. Nadal jesteś dziewicą - Bóg wie w jaki sposób utrzymujesz jeszcze samokontrolę. Ale w takim razie o co chodzi?
Z trudem przełknęłam ślinę. - Dostałam promocję do publikowania prasy.
- Kochanie, to wspaniale! Co będziesz promować? Myślę, że wszystko będzie lepsze od tej gównianej pozycji, którą miałaś jako osoba do edytowania błędów gramatycznych.
- Cóż, to jest coś w rodzaju pojedynku-współpracy - wyjaśniłam. - Pamiętasz kiedy mówiłam ci o tym facecie, Oliverze?
- Ten gorący?
Przewróciłam oczami. - Nie, to jest James. Oliver jest słodki i ma okulary -
- Ohhh, hipster.
Uśmiechnęłam się. - Jakkolwiek chcesz go nazywać - tak, hipster, Vic. Tak czy inaczej, pracuje w dziale muzycznym. Przeprowadzi wywiad a ja muszę o tym napisać.
- To niesamowite - uśmiechnął się, biorąc kęs z czwartego już kawałka pizzy. - Mieliście już jakieś zadanie?
Poczułam znajomą gulę rosnącą w moim gardle kiedy moje usta zaczęły piec. Odwróciłam wzrok, moje palce spoczęły na kolanach i zacisnęły się na nich z niepokoju, który czułam kiedy usłyszałam wieść o powrocie.
- Sam - głos Vica przeniósł moją uwagę na ekran, jego ton był twardy i srogi. - Jest coś o czym mi nie mówisz?
- Mamy nasze pierwsze zadanie w piątek...
- I?
Westchnęłam ciężko. - I jest ono z zespołem o nazwie One Direction.
Vic w tym momencie zaczął gwałtownie się dławić, kawałki z częściowo-pogryzionej pizzy wyleciały na zewnątrz kiedy on szeroko otworzył usta. - Chcesz mi powiedzieć, że przeprowadzisz pieprzony wywiad z pieprzonymi kutasami, z którymi doświadczyłaś piekła ostatniej jesieni? Sam, to jest to co chcesz mi powiedzieć?
- Kutas - poprawiłam w liczbie pojedynczej. - Zayn był tylko kutasem z tej dwójki. Liam był dla mnie wspaniały - przerwałam, kiedy zaczęłam czuć się przygnębiona od wspomnienia o chłopcach. - Ale tak, przeprowadzę z nimi wywiad.
- W piątek?
- Tak.
- Słodki Jezu - wyszeptał drżącym głosem. - Jakie są szanse - to znaczy.. o mój Boże, Sam! - zatrzymał się na chwilę, mrużąc oczy w moją stronę. - W co zamierzasz się ubrać?
- Nie wiem - jęknęłam. - Nie mam ładnych ubrań. Wyglądam jak nędzny menel w porównaniu do innych w biurze. Nie wiem.
- Jedno jest pewne - powiedział. - Musisz coś zrobić z włosami. Wyglądają na bardzo.. zaniedbane. I mówię to w najpiękniejszy możliwy sposób.
Spojrzałam na mojego najlepszego przyjaciela. - To zabrzmiało tak miło, jeszcze raz dzięki, Victor.
- Przepraszam ale - ale Sam! Będziesz znowu w pobliżu niego! Musisz kurwa wyglądać najlepiej a ja proponuję użycie odżywki.
- Żartujesz? - uniosłam brwi. - Nie mogę sobie pozwolić na pudełko płatków, nie mówiąc już o jakiś drogich balsamach czy odżywkach. Słuchałeś naszej rozmowy przez ostatnie dwadzieścia minut?
- Nie masz nic? Niczego by oswoić bestię?
Zaśmiałam się z tego. Boże, Vic. Sposób w jaki dziewczyna może czuć się wyjątkowo.
- Nie, ale na prawdę mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie to, serio. Zayn widział mnie w moim najgorszym stanie, więc to nie ma znaczenia w tym momencie.
Trwaliśmy przez chwilę w ciszy, oboje niepewni co powiedzieć sobie nawzajem po czym Vic westchnął i pochylił się tak blisko, że mogłam praktycznie zobaczyć pory na jego twarzy.
- Sam, to jest po prostu zbyt cholernie dziwne.
Spojrzałam w górę. - Co?
- Przeniosłaś się do Los Angeles. On przeniósł się do Los Angeles. Otrzymałaś staż w wydawnictwie, awansowałaś i stawiłaś się w dziale muzycznym. Piszesz wywiady dla zespołów. Pierwszy wywiad, który będziesz prowadzić, będzie z nim.
- Jestem tego świadoma - powiedziałam oschle. - O co ci chodzi?
Victor pokręcił głową, odchylając się do tyłu na krześle i krzyżując ramiona. Po długiej chwili milczenia otworzył usta a słowa, które wypowiedział wstrząsnęły całym moim ciałem.
- Jeśli to nie jest przeznaczenie, to ja nie wiem co.
Obróciłam się do niej, moje policzki znów poczerwieniały kiedy wzruszyłam ramionami. - Tak na prawdę to nie mam wyboru.
Zmrużyła oczy, uważnie mi się przyglądając kiedy podparła podbródek pod swoją małą dłoń. Przechyliła głowę skanując moje ciało zanim nie obróciła się w stronę jej szafy. - Jesteś bardzo wysoka co może być problemem - powiedziała, znikając za drzwiami szafy. Jej słowa były stłumione kiedy z niecierpliwością czekałam na jej ponowne pojawienie się. - Ale jesteś chuda jak ja, więc mimo wszystko może nie być to niemożliwe.
Kiedy pojawiła się ponownie w sypialni, kilka ubrań było naniesione na jej szczupłe ramię. Sięgnęła po kawałek materiału na szczycie i rozłożyła go w powietrzu bym go zobaczyła. To była kremowa bluzka, lekko potargana, ale nie wstrętna.
- Dostałam ją jako prezent urodzinowy - powiedziała. - Jest mała, ale niezbyt długa dla mojej postury. Powinna na ciebie pasować.
Kiedy rzuciła ją w moją stronę i sięgnęła po następną odzież, czułam absolutnie nieuniknione zmieszanie przepływające przeze mnie na jej dziwne, życzliwe gesty. Kolejnym ubraniem, które wyciągnęła dla mnie była gustowna, krótka, jasnobrązowa spódnica.
- To będzie prawdopodobnie sięgać do twoich kolan, może trochę wyżej - urwała swoje zdanie na dłuższą chwilę, patrząc na moje wyeksponowane nogi pod startym ręcznikiem. - Tak, słusznie. To praktycznie sięga moich kostek, więc w zasadzie jest dla mnie bezużyteczna.
Gdy wzięłam od niej spódnicę, ta szybko sięgnęła w stronę swojej komody, sięgając po długi, koralowy naszyjnik w pięknym, turkusowym kolorze z mahoniowego pudełka na biżuterię. Rzuciła go do mnie, złapałam go drżącymi palcami i wpatrywałam się w uroczy naszyjnik w zdumieniu.
- To powinno skompletować wygląd - powiedziała stanowczo, zaciskając usta kiedy patrzyła w dół, na moje stopy.- Mam zamiar powiedzieć teraz, że buty są pod znakiem zapytania. Moje stopy są prawie o połowę mniejsze od twoich.
Przyciskałam odżywkę i elementy odzieży w moich ramionach, patrząc na Elyse z uznaniem. - Dlaczego robisz to dla mnie?
Wzruszyła ramionami. - Wiem, że jeśli ja miałabym ważną prezentację na zakończenie to chciałabym wyglądać jak lepiej.
- Pozwoliłaś mi ubrać twoje ubrania.
Przewróciła oczami. - One nawet mi nie pasują. To nic wielkiego. Tylko pamiętaj by mi je zwrócić kiedy skończysz, wciąż są bardzo drogie.
Uśmiechnęłam się lekko do stojącej, małej królowej lodu. - Elyse, to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję.
Machnęła ręką w podobny sposób jak Vic kiedy mówił bym się o niego nie martwiła, a następnie przeszła obok mnie ciężko stawiając kroki. Gdy dotarła do drzwi, odwróciła się i gestem wskazała, żebym ją zostawiła. - Idę się uczyć. Potrzebuję trochę ciszy, więc byłabym wdzięczna za brak zakłóceń.
Gdy przechodziłam obok niej, w kierunku własnej sypialni, słaby uśmiech wkroczył na moje usta. Ponownie przekształciła wyraz swojej twarzy w chłodny, ale tkwiła tam mała iskierka dobroci, że podarowała mi bardziej niż wystarczającą garderobę. Dało mi to nadzieję, że nasze relacje będą lepsze jako współlokatorki w przyszłości. I wtedy już mój dzień stał się lepszy, niezależnie od faktu, że będę siedziała w pobliżu osoby, w której byłam beznadziejnie zakochana prawie sześć miesięcy temu.
- To dobrze.
Drzwi otworzyły się z dźwiękiem dinging a Oliver uśmiechnął się do mnie. - Piętro dwadzieścia pięć, tu jesteśmy.
Jęknęłam w duchu kiedy zdałam sobie sprawę, że to liczba piętra na którym mieliśmy się spotkać. Czy to był jakiś chory żart? Potrząsnęłam głową, odrzucając tę myśl i stanęłam na podłodze dwudziestego pieprzonego piątego piętra i ruszyłam za Oliverem powolnym, drżącym krokiem. Spojrzał przez ramię na mnie, marszcząc lekko brwi. - W porządku, Sam? Musimy się pospieszyć, to źle się spóźniać.
Wdychałam i wydychałam powoli powietrze, w próbie znalezienia sposobu by uniknąć rozpadu. - Myślałam, że - oblizałam moją suchą, dolną wargę. Brakowało mi tchu, jakbym była zdyszana po jakimś sprincie. - Myślałam, że nie obchodzi cię ten zespół.
- Nie obchodzi - zaśmiał się, idąc prosto pewnym krokiem. - Ale to będzie dobrze wyglądać dla Jamesa i jego materiałów kiedy wkroczę do prawdziwego świata - spojrzał za siebie i przewrócił oczami zza grubych okularów. - Pamiętaj co James zawsze powtarza: działaj profesjonalnie.
Sarkazm i lekki śmiech Olivera nie zrobiły absolutnie nic, aby pomóc załagodzić moje cierpienie, i kiedy dostrzegłam pokój, który pojawił się w zasięgu mojego wzroku, miałam wrażenie, że moje nogi zmieniły się w galaretkę. Gdy Oliver szarpnięciem otworzył drzwi, mój oddech zatrzymał się, przygotowując się by przywitać się z wizją Liama i Zayna siedzących razem.
O Boże. O Boże. O Boże.
Pokój był pusty.
Byłam w stanie oddychać kiedy Oliver westchnął ciężko w ogromnym, otwartym pomieszczeniu. Cała przestrzeń była wielka - tak niekomfortowa, z chłodnym powietrzem otaczający mnie tak, że moje odsłonięte ramiona pokryły się gęsią skórką. Oliver zatrzymał się, wpatrując się w puste krzesła przy stole i wypuścił zirytowany dźwięk, który odbił się echem wokół nas.
- Cóż, przynajmniej jesteśmy o czasie - wycedził, pokonując drogę do stolika na środku pokoju. Odsunął krzesło i praktycznie na nie spadł, sięgając po torbę z której wyciągnął notatnik i długopis. Spojrzał na mnie kiedy kładł swoje rzeczy na stole, kiwając głową w moim kierunku. - Chodź usiądź, Sam. Możemy trochę odpocząć.
Rzeczywistość sytuacji dotarła do mnie a ja skamieniałam na moment, kiedy stałam jak kretynka patrząc na Olivera i jego swobodną postawę, poczułam uścisk w klatce piersiowej a mój oddech stał się nierówny. Podeszłam do niego powoli, moje płuca były boleśnie napięte w celu wciągnięcia świeżego powietrza. Zatrzymałam się przed stołem, podtrzymując się a mój oddech było słychać w ciszy pokoju. Oliver zauważył moje zakłopotanie i spojrzał na mnie, z zaciekawieniem wyrytym na jego twarzy.
- Pocisz się, Sam - zauważył, a jego rażące obserwacje były zarówno upokarzające i odpowiadały mojemu stanu umysłu. Wstał powoli z fotela, sięgając delikatnie do mojego przedramienia. - Co jest? Jesteś zdenerwowana?
Przełknęłam głośno ślinę, potrząsając głową kiedy jego palce owinęły się wokół mojego nadgarstka. - Ja po prostu - nie czuję się się dobrze - mruknęłam, mój głos był cichy i drżący.
- Potrzebujesz pić czy coś? - zasugerował, jego głębokie, brązowe spojrzenie wciąż odzwierciedłało zainteresowanie i obawę. - Myślę, że jest automat na korytarzu i w łazience. Możesz potrzebujesz odetchnąć zanim zaczniemy?
Skinęłam głową, mój umysł był niemal zdrętwiały. - T-tak - zgodziłam się cicho. - Myślę, że to może pomóc.
Sięgnął do swojej torby i wyciągnął kilka banknotów dolarowych, podając mi je. - Masz, kup sobie wodę lub colę. Weź mi jedną, też.
Patrzyłam przez chwilę na pieniądze, zanim powoli ich nie przyjęłam, zmuszając się do małego uśmiechu na moich ustach. - Dziękuję - odetchnęłam. - Zaraz wracam.
Kiedy chciałam odejść, Oliver zawołał.
- Hej, Sam.
Spojrzałam wyczekująco na niego przez ramię. Uśmiechnął się lekko kiedy pochylił się na fotelu, wyciągając nogi do przodu.
- Wiem, że niepokojące jest bycie tutaj - zapewnił mnie. - James wybrał najbardziej nieprzyjazne, straszne miejsce do zrobienia tej głupiej rzeczy. Zwykle wybiera kawiarnię czy normalne biuro, ale zgaduję, że ci kolesie uparli się na ten hotel.
Oczywiście, że to zrobili.
Oliver uśmiechnął się szerzej, ciepło bijące od niego było widoczne w rysach jego twarzy. - Nie stresuj się, okay? Możemy to zrobić.
Pokręciłam powoli głową, starając się do niego uśmiechnąć.
- Możemy to zrobić - powtórzyłam.
Kiedy weszłam do łazienki, zastanawiałam się nad słowami Olivera. Oczywiście, że możemy to zrobić; myśleliśmy, że nie będę sama w tej katastroficznej sytuacji. Ustaliliśmy, że Oliver będzie siedział obok mnie by mnie wspierać, a ja z pewnością w jego towarzystwie mogę utrzymać spokój.
Oczywiście, że mogliśmy to zrobić, ale czy JA mogłam?
Otworzył pudełko szybko, odrywając jeden z kawałków. Kiedy ser ciągnął się od reszty pizzy, czułam, że mój żołądek burczy a ślina leci mi z ust. Wziął duży gryz, głośno jęcząc i żując go szybko.
- Jestem zdesperowany, okay? - powiedział z ustami pełnymi jedzenia. - To udowodnione, że jeśli dziewczyna ma depresję to gówniana pizza i ckliwe filmy są koniecznością.
Uśmiechnęłam się lekko. - Ale ty nie jesteś dziewczyną.
Machnął ręką kiedy wziął kolejny, duży gryz. - Praktycznie nią jestem - przerwał by przełknąć, patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. - Szkoda, że nie można wysłać się za pośrednictwem komputera, bo wyglądasz okropnie, Sam.
- Dzięki, Vic. To na prawdę super.
- Wyglądasz na prawie wychudzoną! Jesteś praktycznie jak skóra i kości!
Westchnęłam patrząc na moje biurko gdzie leżała miski z pół zjedzoną kolacją. Podniosłam ją do ekranu, dając Vicowi możliwość jej zobaczenia. - Nie sądzę, żeby życie na diecie z zupek i płatków owsianych dało mi seksowne kształty, Victor.
Odłożył swój kawałek pizzy, jego usta zacisnęły się w dezaprobacie kiedy pokręcił głową. - Nie możesz jeść tylko tego, Sam. Będziesz niedożywiona.
- Wiem, ale niewiele mogę z tym zrobić - powiedziałam. - Moje zarobki są zbyt niskie -
- Pozwól mi sobie pomóc! - prawie krzyknął. - Wyślę ci czek! Wiesz, że moje fundusze są kwitnące, mam na myśli, siedzę tu jedząc bosko-cholerną pizzę, Sam. To zajmie zaledwie jakieś dwie sekundy - proszę, pozwól mi coś tobie wysłać.
Pokręciłam głową. - Nie mogę tego przyjąć, Vic. To była moja decyzja o przeniesieniu się tutaj więc muszę sobie radzić sama -
- Nie możesz się utrzymywać gdy nie jesteś w stanie wstać lub chodzić z braku odżywiania, skarbie - zauważył. - Dlaczego nie możesz zadzwonić do mamy? Ona i twój ojczym mieszkają w domu, który jest praktycznie kurwa rezydencją.
- Wiesz, że nie mogę jej pytać o pomoc - powiedziałam cicho, odwracając się. Moje serce przyspieszyło swój rytm kiedy myśl o rodzinie zalała mój umysł. - Ona nie odzywa się do mnie, chyba że na święta.
- Pomogła Christianowi i Elle - odpowiedział, wciąż żując. - Zapłaciła za ich całą edukację.
Spojrzałam w dół, kiedy Vic poruszył temat mojego starszego brata i siostry. Christian mieszkał w północnej Kalifornii, odnoszący sukces trzydziesto-dwu letni chirurg, wraz z żoną i dziećmi. Nigdy go nie widziałam lub Elle, która mieszkała w Chicago z narzeczonym i była prawnikiem.
- Ponieważ Christian poszedł na medycynę a Elle na prawo - odpowiedziałam, ton mojego głosu miękki i nieśmiały. - Kiedy poinformowałam moją mamę o tym, że nie zamierzam wybrać żadnej z tych rzeczy, ta mnie wydziedziczyła.
- Co za bzdury - odgryzł się. - Jesteś jej dzieckiem - urodziła cię. I jesteś najmłodsza. Jeśli zadzwonisz do niej i powiesz jej, że nie stać cię nawet na jedzenie to jestem pewien, że zrobi wyjątek.
- Być może - wzruszyłam ramionami. - Ale wciąż nie zamierzam do niej dzwonić. To byłby szczyt mojej godności - westchnęłam i spojrzałam w oczy Victora, które odzwierciedlały smutek. Odchrząknęłam nieprzyjemnie. - Więc.. wracając do tej dużej pizzy - dlaczego masz depresję?
Westchnął ciężko, dźwięk jego oddechu drażnił mnie kiedy spowodował nieprzyjemny hałas w moich przestarzałych słuchawkach. - Pamiętasz kiedy wspominałem ci o Jeremy'm?
- Asystent nauczyciela z wspaniałym uśmiechem i jeszcze bardziej niesamowitym tyłkiem? - uśmiechnęłam się. - Tak, pamiętam.
- Cóż, wziąłem go do siebie by porozmawiać z nim po zajęciach wczoraj. Wiesz, czyniąc cuda lub co tam jeszcze chcesz.
- I?
- I on nawet nie dał mi szansy przejścia do punktu flirtu. Przerwał mi, mówiąc coś co brzmiało jak "To jest niestosowne, jestem studentem a także jestem heteroseksualny." Co to do kurwy ma być?
Westchnęłam, lekki uśmiech zarysował się na moich wargach. - To oznacza, że lubi kobiety, Vic.
- Wiem to, mądralo. Po prostu nie mogę uwierzyć, że miał czelność mnie odrzucić zanim mogłem wywierać na nim wpływ.
- Myślisz, że możesz przekonać go by lubił facetów, czy coś? - dokuczałam. - Jeśli jest hetero, to jest hetero, Victor.
- Nie obchodzi mnie takie gówno jak to, że jest hetero. Słyszałem o zmianach orientacji seksualnej u innych mężczyzn - uśmiechnął się szeroko, poruszając brwiami. - Chciałbym myśleć, że jestem cholernie porywający dla obu płci.
- Jesteś wyjątkowy - zaśmiałam się lekko. - Dam ci to.
Skrzywił się, podnosząc już trzeci kawałek pizzy. Mój żołądek jęknął głośniej a ja oderwałam swój wzrok od pysznie wyglądającego jedzenia. - Więc siedzę tu, topiąc swoje smutki w tłustym fast-foodzie - podniósł kawałek, uśmiechając się ironicznie. - Twoje zdrowie, Jeremy! Ty draniu.
Westchnęłam do siebie, stukając palcami w górną część mojego biurka. Victor pochylił się w kierunku kamerki, żując głośno. - Co nowego u ciebie, kochanie? Czy ta suka, twoja współlokatorka, wciąż zachowuje się jak dziwka?
- Tak, ale ignoruję to - powiedziałam. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając niepewnie na ekran. - Mam dla ciebie kilka wiadomości.
Vic wytrzeszczył oczy. - Proszę, powiedz mi, że nie jesteś w ciąży.
Skrzywiłam się. - Dlaczego zawsze zakładasz, że jestem zapłodniona? Nie jestem dziwką, wiesz -
- Wiem, wiem. Nadal jesteś dziewicą - Bóg wie w jaki sposób utrzymujesz jeszcze samokontrolę. Ale w takim razie o co chodzi?
Z trudem przełknęłam ślinę. - Dostałam promocję do publikowania prasy.
- Kochanie, to wspaniale! Co będziesz promować? Myślę, że wszystko będzie lepsze od tej gównianej pozycji, którą miałaś jako osoba do edytowania błędów gramatycznych.
- Cóż, to jest coś w rodzaju pojedynku-współpracy - wyjaśniłam. - Pamiętasz kiedy mówiłam ci o tym facecie, Oliverze?
- Ten gorący?
Przewróciłam oczami. - Nie, to jest James. Oliver jest słodki i ma okulary -
- Ohhh, hipster.
Uśmiechnęłam się. - Jakkolwiek chcesz go nazywać - tak, hipster, Vic. Tak czy inaczej, pracuje w dziale muzycznym. Przeprowadzi wywiad a ja muszę o tym napisać.
- To niesamowite - uśmiechnął się, biorąc kęs z czwartego już kawałka pizzy. - Mieliście już jakieś zadanie?
Poczułam znajomą gulę rosnącą w moim gardle kiedy moje usta zaczęły piec. Odwróciłam wzrok, moje palce spoczęły na kolanach i zacisnęły się na nich z niepokoju, który czułam kiedy usłyszałam wieść o powrocie.
- Sam - głos Vica przeniósł moją uwagę na ekran, jego ton był twardy i srogi. - Jest coś o czym mi nie mówisz?
- Mamy nasze pierwsze zadanie w piątek...
- I?
Westchnęłam ciężko. - I jest ono z zespołem o nazwie One Direction.
Vic w tym momencie zaczął gwałtownie się dławić, kawałki z częściowo-pogryzionej pizzy wyleciały na zewnątrz kiedy on szeroko otworzył usta. - Chcesz mi powiedzieć, że przeprowadzisz pieprzony wywiad z pieprzonymi kutasami, z którymi doświadczyłaś piekła ostatniej jesieni? Sam, to jest to co chcesz mi powiedzieć?
- Kutas - poprawiłam w liczbie pojedynczej. - Zayn był tylko kutasem z tej dwójki. Liam był dla mnie wspaniały - przerwałam, kiedy zaczęłam czuć się przygnębiona od wspomnienia o chłopcach. - Ale tak, przeprowadzę z nimi wywiad.
- W piątek?
- Tak.
- Słodki Jezu - wyszeptał drżącym głosem. - Jakie są szanse - to znaczy.. o mój Boże, Sam! - zatrzymał się na chwilę, mrużąc oczy w moją stronę. - W co zamierzasz się ubrać?
- Nie wiem - jęknęłam. - Nie mam ładnych ubrań. Wyglądam jak nędzny menel w porównaniu do innych w biurze. Nie wiem.
- Jedno jest pewne - powiedział. - Musisz coś zrobić z włosami. Wyglądają na bardzo.. zaniedbane. I mówię to w najpiękniejszy możliwy sposób.
Spojrzałam na mojego najlepszego przyjaciela. - To zabrzmiało tak miło, jeszcze raz dzięki, Victor.
- Przepraszam ale - ale Sam! Będziesz znowu w pobliżu niego! Musisz kurwa wyglądać najlepiej a ja proponuję użycie odżywki.
- Żartujesz? - uniosłam brwi. - Nie mogę sobie pozwolić na pudełko płatków, nie mówiąc już o jakiś drogich balsamach czy odżywkach. Słuchałeś naszej rozmowy przez ostatnie dwadzieścia minut?
- Nie masz nic? Niczego by oswoić bestię?
Zaśmiałam się z tego. Boże, Vic. Sposób w jaki dziewczyna może czuć się wyjątkowo.
- Nie, ale na prawdę mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie to, serio. Zayn widział mnie w moim najgorszym stanie, więc to nie ma znaczenia w tym momencie.
Trwaliśmy przez chwilę w ciszy, oboje niepewni co powiedzieć sobie nawzajem po czym Vic westchnął i pochylił się tak blisko, że mogłam praktycznie zobaczyć pory na jego twarzy.
- Sam, to jest po prostu zbyt cholernie dziwne.
Spojrzałam w górę. - Co?
- Przeniosłaś się do Los Angeles. On przeniósł się do Los Angeles. Otrzymałaś staż w wydawnictwie, awansowałaś i stawiłaś się w dziale muzycznym. Piszesz wywiady dla zespołów. Pierwszy wywiad, który będziesz prowadzić, będzie z nim.
- Jestem tego świadoma - powiedziałam oschle. - O co ci chodzi?
Victor pokręcił głową, odchylając się do tyłu na krześle i krzyżując ramiona. Po długiej chwili milczenia otworzył usta a słowa, które wypowiedział wstrząsnęły całym moim ciałem.
- Jeśli to nie jest przeznaczenie, to ja nie wiem co.
***
Był piątek. Piątek. Obudziłam się prawie trzy godziny wcześniej niż zwykle, gorączkowo poruszając się, ponieważ na prawdę zależało mi jak będę się prezentować na wywiadzie. Kto do cholery myślał, że żartuję? Oczywiście, że się przejmowałam. Sama myśl siedzenia na przeciwko Zayna, jego widok i uczucie jego obecności w pobliżu mnie wystarczało by dostarczyć mi ciężkiego bólu, pulsującego w mojej piersi. Bez względu na to, jak bardzo mogę wmawiać sobie, że skończyłam z nim - że ja i on nic nie znaczyliśmy, że to było tylko zauroczenie - wiedziałam, że to było odległe od tego. Z Cole'm nigdy nie czułam się w pełni swobodnie. Było w tym coś dziwnego z nim przez cały czas, a w związku z nim doświadczyłam coś w rodzaju niepokoju i przymusu. Z Zaynem, podczas gdy czułam się nieswojo z samą sobą podczas gdy w pobliżu niego nasza relacja wzrosła a my byliśmy w stanie rozmawiać ze sobą i poznawać się wzajemnie. Upadałam ciężko przez niego - przez jego spojrzenie i jego bujne wargi. Polubiłam nawet jego długie włosy, które albo były zaczesane do tyłu i schowane pod czapką, albo zaczesane do góry na jego głowie. Jego zapach przesiąknięty wodą kolońską i papierosami niemal palił moje zmysły a ja nigdy nie zapomnę uczucia jego ciepłych dłoni i tego jak brzmiał jego głos. Brakowało mi go strasznie a dzisiaj będę musiała się z nim zmierzyć wyglądając jak wygłodzona ofiara.
Po kąpieli i dokładnym wyszczotkowaniu zębów, zaczęłam dokładnie suszyć swoje włosy ręcznikiem. Intensywnie szukałam w mojej szafce czegoś - czegokolwiek, co mogłoby "oswoić bestię" - jak to Vic prymitywnie zaznaczył. Nie znalazłam niczego, stałam w milczeniu żując wargę i zastanawiając się co mam zrobić. Nie mogłam kupić żadnego z produktów - wszystkie moje fundusze były ściśle przeznaczone na zakup tanich artykułów spożywczych. Po dłuższej chwili namysłu powoli ruszyłam do salonu, znajdując Elyse siedzącą w kącie kanapy z ciężką książką na kolanach a papieros zwisał z jej małych ust. Kiedy się pojawiłam, odziana tylko w ręcznik, ta spojrzała w górę i uniosła brwi w moim kierunku.
- Czy mogę cię prosić o przysługę? - przemówiłam, mój głos drżał lekko.
Przechyliła głowę, powoli zamykając książkę i patrzyła na mnie wyczekująco. Odchrząknęłam, oblizując swoją dolną wargę. - Mam ważny projekt do zrobienia tego popołudnia - i... i muszę wyglądać reprezentacyjnie. Wiem, że moje ubrania są mniej niż znoszone, ale miałam nadzieję, że mogłabyś pożyczyć mi trochę jakiejś odżywki do włosów.. do moich włosów - zamarłam, czując się bardzo nieudolnie kiedy powtarzałam się w ciągu jednego zdania. Spojrzałam na ziemię, moje policzki czerwieniały. Usłyszałam jak Elyse porusza się na fotelu więc spojrzałam w górę by znaleźć ją stojącą.
Westchnęła ciężko, gustowny dźwięk odbił się echem a następnie wyciągnęła swój smukły palec, kusząco wskazując w stronę jej sypialni. - Chodź ze mną.
Moje oczy rozszerzyły się, ale mimo to posłuchałam jej i szłam za nią, stawiając ostrożne kroki a małe kropelki wciąż sunęły w dół moich ramion i nóg. Weszłam za Elyse do jej sypialni, zachwycona zarówno jej czystością jak i wystrojem; wszystko było w pięknym, mahoniowym i złotym kolorze, w tym stanie wyglądał niemal królewsko. Wyszła z jej własnej łazienki z fioletową buteleczką w ręku, wyciągając ją do mnie.
- Trzymaj - powiedziała. - To odżywka bez spłukiwania. Jest skuteczna, więc powinna poskromić każdy - zatrzymała się, robiąc kiedy spojrzała na moje jeszcze wilgotne końcówki -.. rodzaj włosów. Jest to także bardzo drogie, więc rozsądnie z używaniem tego.
Patrzyłam z niedowierzaniem kiedy stałam w pachnącym, królewskim pokoju mojej lodowatej współlokatorki. Czy ona rzeczywiście mi pomaga? Do czego do cholery ten świat zmierza? Niezależnie od mojego szoku, ruszyłam do przodu nieśmiało wyciągając palce i wzięłam butelkę, uśmiechając się do niej lekko.
- Dziękuję - powiedziałam cicho. Trzymając buteleczkę w moich rękach, obróciłam się do wyjścia kiedy jej głos zatrzymał moje kroki.
- Nie planujesz ubrać jednego z twoich strasznych, tragicznych zestawów do tego, prawda?
Po kąpieli i dokładnym wyszczotkowaniu zębów, zaczęłam dokładnie suszyć swoje włosy ręcznikiem. Intensywnie szukałam w mojej szafce czegoś - czegokolwiek, co mogłoby "oswoić bestię" - jak to Vic prymitywnie zaznaczył. Nie znalazłam niczego, stałam w milczeniu żując wargę i zastanawiając się co mam zrobić. Nie mogłam kupić żadnego z produktów - wszystkie moje fundusze były ściśle przeznaczone na zakup tanich artykułów spożywczych. Po dłuższej chwili namysłu powoli ruszyłam do salonu, znajdując Elyse siedzącą w kącie kanapy z ciężką książką na kolanach a papieros zwisał z jej małych ust. Kiedy się pojawiłam, odziana tylko w ręcznik, ta spojrzała w górę i uniosła brwi w moim kierunku.
- Czy mogę cię prosić o przysługę? - przemówiłam, mój głos drżał lekko.
Przechyliła głowę, powoli zamykając książkę i patrzyła na mnie wyczekująco. Odchrząknęłam, oblizując swoją dolną wargę. - Mam ważny projekt do zrobienia tego popołudnia - i... i muszę wyglądać reprezentacyjnie. Wiem, że moje ubrania są mniej niż znoszone, ale miałam nadzieję, że mogłabyś pożyczyć mi trochę jakiejś odżywki do włosów.. do moich włosów - zamarłam, czując się bardzo nieudolnie kiedy powtarzałam się w ciągu jednego zdania. Spojrzałam na ziemię, moje policzki czerwieniały. Usłyszałam jak Elyse porusza się na fotelu więc spojrzałam w górę by znaleźć ją stojącą.
Westchnęła ciężko, gustowny dźwięk odbił się echem a następnie wyciągnęła swój smukły palec, kusząco wskazując w stronę jej sypialni. - Chodź ze mną.
Moje oczy rozszerzyły się, ale mimo to posłuchałam jej i szłam za nią, stawiając ostrożne kroki a małe kropelki wciąż sunęły w dół moich ramion i nóg. Weszłam za Elyse do jej sypialni, zachwycona zarówno jej czystością jak i wystrojem; wszystko było w pięknym, mahoniowym i złotym kolorze, w tym stanie wyglądał niemal królewsko. Wyszła z jej własnej łazienki z fioletową buteleczką w ręku, wyciągając ją do mnie.
- Trzymaj - powiedziała. - To odżywka bez spłukiwania. Jest skuteczna, więc powinna poskromić każdy - zatrzymała się, robiąc kiedy spojrzała na moje jeszcze wilgotne końcówki -.. rodzaj włosów. Jest to także bardzo drogie, więc rozsądnie z używaniem tego.
Patrzyłam z niedowierzaniem kiedy stałam w pachnącym, królewskim pokoju mojej lodowatej współlokatorki. Czy ona rzeczywiście mi pomaga? Do czego do cholery ten świat zmierza? Niezależnie od mojego szoku, ruszyłam do przodu nieśmiało wyciągając palce i wzięłam butelkę, uśmiechając się do niej lekko.
- Dziękuję - powiedziałam cicho. Trzymając buteleczkę w moich rękach, obróciłam się do wyjścia kiedy jej głos zatrzymał moje kroki.
- Nie planujesz ubrać jednego z twoich strasznych, tragicznych zestawów do tego, prawda?
Obróciłam się do niej, moje policzki znów poczerwieniały kiedy wzruszyłam ramionami. - Tak na prawdę to nie mam wyboru.
Zmrużyła oczy, uważnie mi się przyglądając kiedy podparła podbródek pod swoją małą dłoń. Przechyliła głowę skanując moje ciało zanim nie obróciła się w stronę jej szafy. - Jesteś bardzo wysoka co może być problemem - powiedziała, znikając za drzwiami szafy. Jej słowa były stłumione kiedy z niecierpliwością czekałam na jej ponowne pojawienie się. - Ale jesteś chuda jak ja, więc mimo wszystko może nie być to niemożliwe.
Kiedy pojawiła się ponownie w sypialni, kilka ubrań było naniesione na jej szczupłe ramię. Sięgnęła po kawałek materiału na szczycie i rozłożyła go w powietrzu bym go zobaczyła. To była kremowa bluzka, lekko potargana, ale nie wstrętna.
- Dostałam ją jako prezent urodzinowy - powiedziała. - Jest mała, ale niezbyt długa dla mojej postury. Powinna na ciebie pasować.
Kiedy rzuciła ją w moją stronę i sięgnęła po następną odzież, czułam absolutnie nieuniknione zmieszanie przepływające przeze mnie na jej dziwne, życzliwe gesty. Kolejnym ubraniem, które wyciągnęła dla mnie była gustowna, krótka, jasnobrązowa spódnica.
- To będzie prawdopodobnie sięgać do twoich kolan, może trochę wyżej - urwała swoje zdanie na dłuższą chwilę, patrząc na moje wyeksponowane nogi pod startym ręcznikiem. - Tak, słusznie. To praktycznie sięga moich kostek, więc w zasadzie jest dla mnie bezużyteczna.
Gdy wzięłam od niej spódnicę, ta szybko sięgnęła w stronę swojej komody, sięgając po długi, koralowy naszyjnik w pięknym, turkusowym kolorze z mahoniowego pudełka na biżuterię. Rzuciła go do mnie, złapałam go drżącymi palcami i wpatrywałam się w uroczy naszyjnik w zdumieniu.
- To powinno skompletować wygląd - powiedziała stanowczo, zaciskając usta kiedy patrzyła w dół, na moje stopy.- Mam zamiar powiedzieć teraz, że buty są pod znakiem zapytania. Moje stopy są prawie o połowę mniejsze od twoich.
Przyciskałam odżywkę i elementy odzieży w moich ramionach, patrząc na Elyse z uznaniem. - Dlaczego robisz to dla mnie?
Wzruszyła ramionami. - Wiem, że jeśli ja miałabym ważną prezentację na zakończenie to chciałabym wyglądać jak lepiej.
- Pozwoliłaś mi ubrać twoje ubrania.
Przewróciła oczami. - One nawet mi nie pasują. To nic wielkiego. Tylko pamiętaj by mi je zwrócić kiedy skończysz, wciąż są bardzo drogie.
Uśmiechnęłam się lekko do stojącej, małej królowej lodu. - Elyse, to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję.
Machnęła ręką w podobny sposób jak Vic kiedy mówił bym się o niego nie martwiła, a następnie przeszła obok mnie ciężko stawiając kroki. Gdy dotarła do drzwi, odwróciła się i gestem wskazała, żebym ją zostawiła. - Idę się uczyć. Potrzebuję trochę ciszy, więc byłabym wdzięczna za brak zakłóceń.
Gdy przechodziłam obok niej, w kierunku własnej sypialni, słaby uśmiech wkroczył na moje usta. Ponownie przekształciła wyraz swojej twarzy w chłodny, ale tkwiła tam mała iskierka dobroci, że podarowała mi bardziej niż wystarczającą garderobę. Dało mi to nadzieję, że nasze relacje będą lepsze jako współlokatorki w przyszłości. I wtedy już mój dzień stał się lepszy, niezależnie od faktu, że będę siedziała w pobliżu osoby, w której byłam beznadziejnie zakochana prawie sześć miesięcy temu.
***
Dotarłam do budynku, w którym Oliver i ja mieliśmy przeprowadzić wywiad. Nie było to aktualne biuro redakcji, ale bardziej ekskluzywny hotel, który miał prywatną kawiarnię i salon w pobliżu najwyższego piętra. Oliver czekał na mnie w holu wyłożonym marmurową podłogą, która była niepokojąco podobna do tej w korytarzu w starym apartamencie Liama i Zayna. Podniosłam wzrok kiedy przeszłam przez automatyczne drzwi a jego oczy rozszerzyły się. Podeszłam do niego z niezręcznym uśmiechem na twarzy, rozkoszując się chłodem z klimatyzacji, przyciskając torebkę mocno do mojego boku.
- Sam.. wow - powiedział po dłuższej chwili. - Wyglądasz tak inaczej.
Oliver miał spodnie w kolorze khaki i elegancki, niebieski sweter oraz jakieś białe trampki. Wyglądał tak zadbanie i przystojnie a ja czułam się bardziej komfortowo widząc empatyczny wyraz jego twarzy.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się nieśmiało, chowając kosmyk włosów za ucho. Wyglądałam inaczej, tak, ale nie tak bardzo. Moje włosy były wygładzone, ale wciąż nijakie i pilnie potrzebujące przycięcia i podczas gdy ubrania Elyse były bardziej modne niż te z babcinej garderoby, które nosiłam na co dzień, to wciąż wisiały na mojej wyższej posturze. Nie nosiłam dużo makijażu, ale nałożyłam trochę błyszczyku i tuszu do rzęs. Wyglądałam lepiej niż zwykle, ale nie byłam pięknością.
Oliver uśmiechnął się do mnie. - Naprawdę świetnie wyglądasz. Sprawiasz, że to ja wyglądam źle.
- Wątpię - zaśmiałam się nerwowo, moje tętno wzrastało. Nie miał pojęcia o sytuacji, w której miałam być a ja nie wiedziałam jak przekazać mu tę informację. Wiedziałam, że nie mogę zagrać głupio, ale byłam przerażona by ostrzec go o tym, że mężczyźni z którymi mieliśmy rozmawiać, tak naprawdę nie byli mi właściwie obcy. On nie miał pojęcia, że darzyłam uczuciem jednego z nich i byłam zakochana.
Boże, robiło mi się niedobrze.
- Wyglądasz trochę blado - Oliver zmarszczył brwi. - Dobrze się czujesz?
- Jest w porządku - skłamałam, mój głos praktycznie się załamał. - Po prostu jest mi trochę niedobrze, to wszystko.
- Zdenerwowana? - uśmiechnął się. - Obiecuję, że to jest nic. To nie jest nawet jakiś wielki zespół. Wystarczy, że będziesz szła w moje ślady i wszystko dobrze pójdzie.
Wymusiłam uśmiech na swojej twarzy i skinęłam głową, idąc za nim, fale nudności stały się silniejsze. Staliśmy w windzie, ulokowałam spojrzenie na cyferkach w ścianie. Oliver nucił pod nosem, kołysząc się w przód i w tył na swoich piętach i było oczywiste to, że jest niewzruszony siedzeniem koło sławnych osób.
- Będę zadawał pytania kiedy ty będziesz robić notatki - mówił cicho. - Będą trochę idiotyczne i tak dalej, ale jeśli w jakiejś chwili będziesz skłonna coś powiedzieć, nie krępuj się mówić.
Prawdopodobnie wcześniej zwymiotuję niż odzyskam zdolność mówienia - chciałam powiedzieć.
- To dobrze.
Drzwi otworzyły się z dźwiękiem dinging a Oliver uśmiechnął się do mnie. - Piętro dwadzieścia pięć, tu jesteśmy.
Jęknęłam w duchu kiedy zdałam sobie sprawę, że to liczba piętra na którym mieliśmy się spotkać. Czy to był jakiś chory żart? Potrząsnęłam głową, odrzucając tę myśl i stanęłam na podłodze dwudziestego pieprzonego piątego piętra i ruszyłam za Oliverem powolnym, drżącym krokiem. Spojrzał przez ramię na mnie, marszcząc lekko brwi. - W porządku, Sam? Musimy się pospieszyć, to źle się spóźniać.
Wdychałam i wydychałam powoli powietrze, w próbie znalezienia sposobu by uniknąć rozpadu. - Myślałam, że - oblizałam moją suchą, dolną wargę. Brakowało mi tchu, jakbym była zdyszana po jakimś sprincie. - Myślałam, że nie obchodzi cię ten zespół.
- Nie obchodzi - zaśmiał się, idąc prosto pewnym krokiem. - Ale to będzie dobrze wyglądać dla Jamesa i jego materiałów kiedy wkroczę do prawdziwego świata - spojrzał za siebie i przewrócił oczami zza grubych okularów. - Pamiętaj co James zawsze powtarza: działaj profesjonalnie.
Sarkazm i lekki śmiech Olivera nie zrobiły absolutnie nic, aby pomóc załagodzić moje cierpienie, i kiedy dostrzegłam pokój, który pojawił się w zasięgu mojego wzroku, miałam wrażenie, że moje nogi zmieniły się w galaretkę. Gdy Oliver szarpnięciem otworzył drzwi, mój oddech zatrzymał się, przygotowując się by przywitać się z wizją Liama i Zayna siedzących razem.
O Boże. O Boże. O Boże.
Pokój był pusty.
Byłam w stanie oddychać kiedy Oliver westchnął ciężko w ogromnym, otwartym pomieszczeniu. Cała przestrzeń była wielka - tak niekomfortowa, z chłodnym powietrzem otaczający mnie tak, że moje odsłonięte ramiona pokryły się gęsią skórką. Oliver zatrzymał się, wpatrując się w puste krzesła przy stole i wypuścił zirytowany dźwięk, który odbił się echem wokół nas.
- Cóż, przynajmniej jesteśmy o czasie - wycedził, pokonując drogę do stolika na środku pokoju. Odsunął krzesło i praktycznie na nie spadł, sięgając po torbę z której wyciągnął notatnik i długopis. Spojrzał na mnie kiedy kładł swoje rzeczy na stole, kiwając głową w moim kierunku. - Chodź usiądź, Sam. Możemy trochę odpocząć.
Rzeczywistość sytuacji dotarła do mnie a ja skamieniałam na moment, kiedy stałam jak kretynka patrząc na Olivera i jego swobodną postawę, poczułam uścisk w klatce piersiowej a mój oddech stał się nierówny. Podeszłam do niego powoli, moje płuca były boleśnie napięte w celu wciągnięcia świeżego powietrza. Zatrzymałam się przed stołem, podtrzymując się a mój oddech było słychać w ciszy pokoju. Oliver zauważył moje zakłopotanie i spojrzał na mnie, z zaciekawieniem wyrytym na jego twarzy.
- Pocisz się, Sam - zauważył, a jego rażące obserwacje były zarówno upokarzające i odpowiadały mojemu stanu umysłu. Wstał powoli z fotela, sięgając delikatnie do mojego przedramienia. - Co jest? Jesteś zdenerwowana?
Przełknęłam głośno ślinę, potrząsając głową kiedy jego palce owinęły się wokół mojego nadgarstka. - Ja po prostu - nie czuję się się dobrze - mruknęłam, mój głos był cichy i drżący.
- Potrzebujesz pić czy coś? - zasugerował, jego głębokie, brązowe spojrzenie wciąż odzwierciedłało zainteresowanie i obawę. - Myślę, że jest automat na korytarzu i w łazience. Możesz potrzebujesz odetchnąć zanim zaczniemy?
Skinęłam głową, mój umysł był niemal zdrętwiały. - T-tak - zgodziłam się cicho. - Myślę, że to może pomóc.
Sięgnął do swojej torby i wyciągnął kilka banknotów dolarowych, podając mi je. - Masz, kup sobie wodę lub colę. Weź mi jedną, też.
Patrzyłam przez chwilę na pieniądze, zanim powoli ich nie przyjęłam, zmuszając się do małego uśmiechu na moich ustach. - Dziękuję - odetchnęłam. - Zaraz wracam.
Kiedy chciałam odejść, Oliver zawołał.
- Hej, Sam.
Spojrzałam wyczekująco na niego przez ramię. Uśmiechnął się lekko kiedy pochylił się na fotelu, wyciągając nogi do przodu.
- Wiem, że niepokojące jest bycie tutaj - zapewnił mnie. - James wybrał najbardziej nieprzyjazne, straszne miejsce do zrobienia tej głupiej rzeczy. Zwykle wybiera kawiarnię czy normalne biuro, ale zgaduję, że ci kolesie uparli się na ten hotel.
Oczywiście, że to zrobili.
Oliver uśmiechnął się szerzej, ciepło bijące od niego było widoczne w rysach jego twarzy. - Nie stresuj się, okay? Możemy to zrobić.
Pokręciłam powoli głową, starając się do niego uśmiechnąć.
- Możemy to zrobić - powtórzyłam.
Kiedy weszłam do łazienki, zastanawiałam się nad słowami Olivera. Oczywiście, że możemy to zrobić; myśleliśmy, że nie będę sama w tej katastroficznej sytuacji. Ustaliliśmy, że Oliver będzie siedział obok mnie by mnie wspierać, a ja z pewnością w jego towarzystwie mogę utrzymać spokój.
Oczywiście, że mogliśmy to zrobić, ale czy JA mogłam?
***
Byłam zawstydzona kiedy patrzyłam na swoje odbicie w lustrze ekstrawaganckiej łazienki. Moje włosy, podczas gdy były bardziej ogarnięte niż zwykle, zaczęły opadać tak jak zawsze w szalony sposób, tworząc coś w rodzaju efektu aureoli wokół mojej głowy. Moja twarz była niesamowicie blada kiedy Oliver wskazał w holu na schody a ja nie mogłam nic poradzić na to, że przypominało to coś w rodzaju ostatniej drogi zmarłych. Mój żołądek wciąż palił, rozprzestrzeniając ból na całe moje ciało. W torbie miałam schowane zmięte rachunki Olivera, oddychając głęboko i stojąc oparta nad ceramiczną umywalką starałam się zrozumieć każdą opcję. Nie mogłam tego zrobić, kto do cholery myślał, że żartuję? Warstwa śliskiego tkwiła na moim czole oraz nawilżała moje plecy a moje serce biło tak mocno, że mało nie zaczęło przenikać przez moją klatkę piersiową. Miałam załamanie nerwowe, ale w rzeczywistości kto mnie mógł za to winić?
Odepchnęłam się mocno od umywalki i zrobiłam kilka chwiejnych kroków w kierunku toalety, moje nogi były bardziej jak żelatyna niż kiedy przyjechaliśmy. Weszłam do pierwszej kabiny, zamykając za sobą drzwi i po prostu stałam tam, gapiąc się na nieskazitelną muszlę klozetową poniżej mnie. Mogłam zwrócić, jak sądzę, ale nie miałam wystarczająco dużo jedzenia w żołądku by nawet powędrowało w górę. Jeśli miałabym próbować wymiotować, to było bardziej prawdopodobne, że to spowodowałoby więcej szkód w moim wyglądzie. Moje oczy nie lśniły i były przekrwione, mój oddech śmierdział od zepsutej śliny, a moje ciało - które wciąż było chwiejne tak wystarczająco, że stanie było niemal niepewne.
Nie, wymiotowanie nie było nawet realną opcją w tym momencie. Ale co do cholery miałam zrobić? Nie mogłam stać w kabinie wiecznie, ukrywając się jak tchórz; musiałam zmierzyć się z nimi wcześniej czy później, zwłaszcza gdy to doświadczenie decydowało o moich przyszłych możliwościach zawodowych. Odzyskując trochę samokontroli, zdecydowałam się usiąść na zamkniętym sedesie. Siedziałam tam, moje nogi nawet nie drgały, moje myśli goniły, wydawało mi się jakby cały mój świat upadł dzięki jednej, brutalnej sile.
Dźwięk otwierania drzwi wybuchł w mojej głowie i kiedy dostrzegłam znajome, białe trampki - mój oddech uwiązł mi w gardle.
- Sam?
Głęboki głos Olivera rozbrzmiał w łazience a ja milczałam. Buty zatrzymały się, ale tylko na chwilę, zanim nie przeszły dalej z towarzyszącym im głośnym westchnieniem.
- Widzę cię w pierwszej kabinie, Sam. Wychodź.
- Ja po prostu.. ja po prostu potrzebuję tylko chwili - odpowiedziałam słabo, moje palce zaciskały się na moich małych kolanach.
- Zamierzasz skorzystać z łazienki?
- Nie.
Westchnął. - W takim razie co robisz?
- Siedzę.
Przerwał a potem. - Otwórz drzwi.
Posłuchałam, ale tylko dlatego, że samotność niemal mnie dusiła. Stanęłam na nogi, a następnie wyciągnęłam rękę, odblokowując drzwi i pozwalając im powoli uchylić się z nieco długim, skrzypiącym dźwiękiem. Usiadłam ponownie na sedesie, Oliver szerzej uchylił drzwi, odsłaniając jego wysoką posturę, stojącą naprzeciwko mnie.
- Sam - powiedział cicho, obserwując mnie. - To nie mogą być tylko nerwy. Co się dzieje?
- Nie mogę tego zrobić - szepnęłam cicho, przymykając powieki. - Nie mogę.
- Możesz, to nic takiego.
Pokręciłam głową, wciąż patrząc na swoje kolana. - Powinnam powiedzieć ci coś, zanim otrzymaliśmy to zadanie.
Milczał przez chwilę, a ja wiedziałam, że jest zaskoczony tak jak się spodziewałam, że będzie. Oparł się o drzwi kabiny, patrząc na mnie. - Co?
- Ten wywiad.. to po prostu - po prostu.. to niepokojące - i... to dlatego, że nie jestem w pełni zaznajomiona z tym zespołem.
- Z Two Direct? [1] - zatrzymał się, śmiejąc się głośno.- One Direction - poprawił się szybko. - Jezu, jeśli dostaję ich pieprzoną nazwę kilka minut przez wywiadem, tak czy siak mamy przerąbane.
- Pomimo tego, nie czuję się dobrze - powiedziałam niemal szeptem. - Boję się tego.
- Czego tu się bać? Co się o nich dowiedziałaś?
Westchnęłam powoli, w końcu zdolna o popatrzenia w górę na zdezorientowany wyraz twarzy mojego przyjaciela. - Znam dwóch z nich. Tego z ciemnymi blond włosami, Liama i jego najlepszego kolegę z zespołu.. - przerwałam, bo to było prawie niemożliwe by kolejne słowo powstało na moim suchym języku. Bolesnym było to powiedzieć, ale echo odbiło się w całym pomieszczeniu. - ..Zayna.
Oliver zamrugał gwałtownie, wyraźnie zakłopotany moimi słowami. - Znasz ich? Skąd znasz tych kolesi?
- Kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, spotkałam ich - mruknęłam, wzruszając ramionami - Nie wiem, po prostu - udało mi się zaprzyjaźnić lub.. lub coś z nimi.
- Więc przyjaźnisz się z nimi?
- Przyjaźniłam. Już nie, naprawdę.
- Dlaczego?
- Przeniosłam się tutaj.
Oliver uniósł brwi w moją stronę. - Cóż, więc oni też.
- To.. to skomplikowane - udało mi się wykrztusić. - Po prostu nie rozmawiałam z nimi przez długi czas.
- Jak długo?
Cisza.
Wdech. Wydech. Oddychaj.
- Sześć miesięcy.
- Cholera - Oliver westchnął. - To długi czas. Ale to nie ta długość jest tu dziwna, ale fakt że w jakiś sposób znasz tych kolesi. Nie sądzę, że są zbyt znani w USA, ale wiem, że są całkiem znani w Europie. Sławni, no wiesz.
Zamknęłam oczy. - Wiem.
Oliver westchnął. - Nadal się zastanawiam dlaczego wariujesz. Co z tego, że nie rozmawiałaś z nimi od sześciu miesięcy? Byliście przyjaciółmi czy coś, prawda? - kiedy nie odpowiedziałam, Oliver przechylił głowę w bok. - Czekaj.. to się źle kończy czy coś?
Odetchnęłam przez nos, przełykając powstałą gulę w moim gardle. - Można tak powiedzieć.
Oliver jęknął, przecierając oczy rękoma. - Sam, jesteś w niezłym gównie w tej chwili, wiesz?
- Wiem.
- Ale nie możemy utrudniać tym naszego zadania. To nasza praca. To kurewsko szalony przypadek, że musimy przeprowadzić wywiad z kolesiami z którymi doświadczyłaś gówna, ale to nasza praca, niezależnie od tego - przerwał, robiąc krok do przodu i opierając się oraz kładąc dłoń pocieszająco na moim ramieniu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego oczy, w skupieniu wpatrzone w moje. - Musimy po prostu wyjść i zrobić to, co powinniśmy.
Skinęłam głową. Miał rację. Niezależnie od tego co było, to był prawdziwy świat a ja musiałam funkcjonować prawidłowo. Wstałam chwiejnie, przy pomocy ramienia Olivera.
- Masz rację - przyznałam.- Po prostu muszę to zrobić.
- A ja będę przy tobie - uśmiechnął się, biorąc mnie za rękę. - Nie będziesz sama, będę tu.
Uśmiechnęłam się do niego, wdzięczna że rozumie mój niepokój przez te dziwne okoliczności, które spotkały naszą dwójkę. Wiedziałam, że nie do końca rozumie tą sytuację, ale wiedziałam także, że gonił nas harmonogram i że musimy iść do sali konferencyjnej i przeprowadzić ten głupi wywiad.
- Dziękuję - udało mi się powiedzieć.
- Hey, nie ma problemu - uśmiechnął się szeroko. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Odwzajemniłam uśmiech. - Jesteśmy.
- Wyglądasz zabójczo - kontynuował, jego wzrok skanował mnie. - Jeśli jakieś pretensje wynikneły pomiędzy wami, to kiedy ci kolesie cię zobaczą, pożałują każdego słowa.
Moje serce poruszyło się na jego komplement i kiedy wyszliśmy z łazienki nagle oddychanie stało się łatwiejsze. Po prostu musiałam być pewną siebie - ale te emocje już prawie były mi obce.
- Gdzie są te pieniądze? - zapytał żartobliwie Oliver. - Chodźmy po jakieś przekąski.
Gdy sięgnęłam do mojej torby i podałam mu pomięte banknoty, zaśmiał się lekko. - Szkoda, że nie powiedziałaś mi o tej niefortunnej sytuacji wcześniej. Przyniósłbym rum lub coś innego i dodał trochę odwagi do twojej coca-coli.
Chciałam się zaśmiać, ale nie mogłam. Trzymając nasze napoje ruszyliśmy w stronę dużej sali konferencyjnej a przerażające uczucie niepokoju ponownie osiadło gdzieś wewnątrz mnie. Oliver otworzył mi drzwi, odsłaniając wnętrze pokoju a ja westchnęłam powoli.
Możemy to zrobić. Mogę to zrobić.
Odepchnęłam się mocno od umywalki i zrobiłam kilka chwiejnych kroków w kierunku toalety, moje nogi były bardziej jak żelatyna niż kiedy przyjechaliśmy. Weszłam do pierwszej kabiny, zamykając za sobą drzwi i po prostu stałam tam, gapiąc się na nieskazitelną muszlę klozetową poniżej mnie. Mogłam zwrócić, jak sądzę, ale nie miałam wystarczająco dużo jedzenia w żołądku by nawet powędrowało w górę. Jeśli miałabym próbować wymiotować, to było bardziej prawdopodobne, że to spowodowałoby więcej szkód w moim wyglądzie. Moje oczy nie lśniły i były przekrwione, mój oddech śmierdział od zepsutej śliny, a moje ciało - które wciąż było chwiejne tak wystarczająco, że stanie było niemal niepewne.
Nie, wymiotowanie nie było nawet realną opcją w tym momencie. Ale co do cholery miałam zrobić? Nie mogłam stać w kabinie wiecznie, ukrywając się jak tchórz; musiałam zmierzyć się z nimi wcześniej czy później, zwłaszcza gdy to doświadczenie decydowało o moich przyszłych możliwościach zawodowych. Odzyskując trochę samokontroli, zdecydowałam się usiąść na zamkniętym sedesie. Siedziałam tam, moje nogi nawet nie drgały, moje myśli goniły, wydawało mi się jakby cały mój świat upadł dzięki jednej, brutalnej sile.
Dźwięk otwierania drzwi wybuchł w mojej głowie i kiedy dostrzegłam znajome, białe trampki - mój oddech uwiązł mi w gardle.
- Sam?
Głęboki głos Olivera rozbrzmiał w łazience a ja milczałam. Buty zatrzymały się, ale tylko na chwilę, zanim nie przeszły dalej z towarzyszącym im głośnym westchnieniem.
- Widzę cię w pierwszej kabinie, Sam. Wychodź.
- Ja po prostu.. ja po prostu potrzebuję tylko chwili - odpowiedziałam słabo, moje palce zaciskały się na moich małych kolanach.
- Zamierzasz skorzystać z łazienki?
- Nie.
Westchnął. - W takim razie co robisz?
- Siedzę.
Przerwał a potem. - Otwórz drzwi.
Posłuchałam, ale tylko dlatego, że samotność niemal mnie dusiła. Stanęłam na nogi, a następnie wyciągnęłam rękę, odblokowując drzwi i pozwalając im powoli uchylić się z nieco długim, skrzypiącym dźwiękiem. Usiadłam ponownie na sedesie, Oliver szerzej uchylił drzwi, odsłaniając jego wysoką posturę, stojącą naprzeciwko mnie.
- Sam - powiedział cicho, obserwując mnie. - To nie mogą być tylko nerwy. Co się dzieje?
- Nie mogę tego zrobić - szepnęłam cicho, przymykając powieki. - Nie mogę.
- Możesz, to nic takiego.
Pokręciłam głową, wciąż patrząc na swoje kolana. - Powinnam powiedzieć ci coś, zanim otrzymaliśmy to zadanie.
Milczał przez chwilę, a ja wiedziałam, że jest zaskoczony tak jak się spodziewałam, że będzie. Oparł się o drzwi kabiny, patrząc na mnie. - Co?
- Ten wywiad.. to po prostu - po prostu.. to niepokojące - i... to dlatego, że nie jestem w pełni zaznajomiona z tym zespołem.
- Z Two Direct? [1] - zatrzymał się, śmiejąc się głośno.- One Direction - poprawił się szybko. - Jezu, jeśli dostaję ich pieprzoną nazwę kilka minut przez wywiadem, tak czy siak mamy przerąbane.
- Pomimo tego, nie czuję się dobrze - powiedziałam niemal szeptem. - Boję się tego.
- Czego tu się bać? Co się o nich dowiedziałaś?
Westchnęłam powoli, w końcu zdolna o popatrzenia w górę na zdezorientowany wyraz twarzy mojego przyjaciela. - Znam dwóch z nich. Tego z ciemnymi blond włosami, Liama i jego najlepszego kolegę z zespołu.. - przerwałam, bo to było prawie niemożliwe by kolejne słowo powstało na moim suchym języku. Bolesnym było to powiedzieć, ale echo odbiło się w całym pomieszczeniu. - ..Zayna.
Oliver zamrugał gwałtownie, wyraźnie zakłopotany moimi słowami. - Znasz ich? Skąd znasz tych kolesi?
- Kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, spotkałam ich - mruknęłam, wzruszając ramionami - Nie wiem, po prostu - udało mi się zaprzyjaźnić lub.. lub coś z nimi.
- Więc przyjaźnisz się z nimi?
- Przyjaźniłam. Już nie, naprawdę.
- Dlaczego?
- Przeniosłam się tutaj.
Oliver uniósł brwi w moją stronę. - Cóż, więc oni też.
- To.. to skomplikowane - udało mi się wykrztusić. - Po prostu nie rozmawiałam z nimi przez długi czas.
- Jak długo?
Cisza.
Wdech. Wydech. Oddychaj.
- Sześć miesięcy.
- Cholera - Oliver westchnął. - To długi czas. Ale to nie ta długość jest tu dziwna, ale fakt że w jakiś sposób znasz tych kolesi. Nie sądzę, że są zbyt znani w USA, ale wiem, że są całkiem znani w Europie. Sławni, no wiesz.
Zamknęłam oczy. - Wiem.
Oliver westchnął. - Nadal się zastanawiam dlaczego wariujesz. Co z tego, że nie rozmawiałaś z nimi od sześciu miesięcy? Byliście przyjaciółmi czy coś, prawda? - kiedy nie odpowiedziałam, Oliver przechylił głowę w bok. - Czekaj.. to się źle kończy czy coś?
Odetchnęłam przez nos, przełykając powstałą gulę w moim gardle. - Można tak powiedzieć.
Oliver jęknął, przecierając oczy rękoma. - Sam, jesteś w niezłym gównie w tej chwili, wiesz?
- Wiem.
- Ale nie możemy utrudniać tym naszego zadania. To nasza praca. To kurewsko szalony przypadek, że musimy przeprowadzić wywiad z kolesiami z którymi doświadczyłaś gówna, ale to nasza praca, niezależnie od tego - przerwał, robiąc krok do przodu i opierając się oraz kładąc dłoń pocieszająco na moim ramieniu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego oczy, w skupieniu wpatrzone w moje. - Musimy po prostu wyjść i zrobić to, co powinniśmy.
Skinęłam głową. Miał rację. Niezależnie od tego co było, to był prawdziwy świat a ja musiałam funkcjonować prawidłowo. Wstałam chwiejnie, przy pomocy ramienia Olivera.
- Masz rację - przyznałam.- Po prostu muszę to zrobić.
- A ja będę przy tobie - uśmiechnął się, biorąc mnie za rękę. - Nie będziesz sama, będę tu.
Uśmiechnęłam się do niego, wdzięczna że rozumie mój niepokój przez te dziwne okoliczności, które spotkały naszą dwójkę. Wiedziałam, że nie do końca rozumie tą sytuację, ale wiedziałam także, że gonił nas harmonogram i że musimy iść do sali konferencyjnej i przeprowadzić ten głupi wywiad.
- Dziękuję - udało mi się powiedzieć.
- Hey, nie ma problemu - uśmiechnął się szeroko. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Odwzajemniłam uśmiech. - Jesteśmy.
- Wyglądasz zabójczo - kontynuował, jego wzrok skanował mnie. - Jeśli jakieś pretensje wynikneły pomiędzy wami, to kiedy ci kolesie cię zobaczą, pożałują każdego słowa.
Moje serce poruszyło się na jego komplement i kiedy wyszliśmy z łazienki nagle oddychanie stało się łatwiejsze. Po prostu musiałam być pewną siebie - ale te emocje już prawie były mi obce.
- Gdzie są te pieniądze? - zapytał żartobliwie Oliver. - Chodźmy po jakieś przekąski.
Gdy sięgnęłam do mojej torby i podałam mu pomięte banknoty, zaśmiał się lekko. - Szkoda, że nie powiedziałaś mi o tej niefortunnej sytuacji wcześniej. Przyniósłbym rum lub coś innego i dodał trochę odwagi do twojej coca-coli.
Chciałam się zaśmiać, ale nie mogłam. Trzymając nasze napoje ruszyliśmy w stronę dużej sali konferencyjnej a przerażające uczucie niepokoju ponownie osiadło gdzieś wewnątrz mnie. Oliver otworzył mi drzwi, odsłaniając wnętrze pokoju a ja westchnęłam powoli.
Możemy to zrobić. Mogę to zrobić.
***
W pokoju siedziała tylko jedna osoba, wysoka i smukła postura odchylona do tyłu w swoim fotelu z telefonem w ręce. Oliver szedł przede mną, odzywając się do tej osoby.
- Ah, tu jesteś - powiedział ciepło, idąc w kierunku stołu. - Tylko jeden z was?
Postać pokręciła głową nie patrząc nawet lecz ciągle pisząc coś na swoim telefonie. Kiedy wysunęłam się powoli zza Olivera, powoli wypełniło mnie zdumienie. Ta osoba - ciemne blond włosy i grube brwi - nie były byle kogo. To był Liam.
- Nie - przemówił, jego głos był znajomy i głęboki - choć nie tak głęboki jak jego bliźniaka. - Mój kolega został na dole na papierosa -
Przerwał od razu kiedy spojrzał na nas i mnie zobaczył. Jego wzrok utkwił w mojej osobie a jego usta rozchyliły się w szoku. Oliver zajął swoje miejsce, a ja ruszyłam za nim siadając obok niego, oczy Liama kontynuowały skanowanie mnie.
- Sądzę, że powinienem przedstawić siebie i moją koleżankę - Oliver zaczął lekko. - Przypuszczam, że by uniknąć niezręczności, mogę powiedzieć, że Sam najwyraźniej zna dwójkę z was.
Liam siedział w zupełnej ciszy, ubrany w dopasowaną, białą koszulkę i obcisłe dżinsy. Beanie leżała na stole przed nim a ja od razu zauważyłam, że to ta sama czapka którą widziałam ostatnio kiedy płaciłam za śniadanie w moim ulubionym barze śniadaniowym, prawie tydzień temu.
Oliver odchrząknął. - Cóż, jestem Oliver. Ja, uh, przeprowadzę ten wywiad - przerwał spoglądając na mnie. - A to jest -
- Sam.
Głos Liama przeciął powietrze w pokoju, kończąc zdanie Olivera z niedowierzaniem. Pochylił się do przodu a jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia kiedy patrzył na mnie. - Sam - powtórzył wzdychając.
Kąciki moich ust powędrowały w górę gdy uśmiechnęłam się do niego, przezwyciężając emocje kiedy zobaczyłam po raz kolejny uroczą naturę Liama. - Cześć, Liam.
Olivera zagryzł dolną wargę, błądząc wzrokiem pomiędzy mną a Liamem. - Sam nie wspominała jak was poznała, powiedziała tylko, że w pewnym sensie jesteście starymi, dobrymi przyjaciółmi.
Na twarz Liama wkradł się uśmiech. - Tak, jesteśmy starymi przyjaciółmi.
Nastąpiła niezręczna cisza, którą Oliver szybko wypełnił. - To fajnie, więc jesteście jak -
- Sam, nie mogę w to uwierzyć - Liam odetchnął. Uniósł rękę nad stołem, jego palce opadły na moją dłoń. Z lekkim rozczarowaniem zauważyłam, że jego skóra z bladej jak u dziecka zamieniła się w ciemniejszą. Zmienił się tak bardzo; ledwo go poznałam przez jego nową, męską postawę. - Jak się masz? Pracujesz tutaj jako pisarz?
- Oboje nimi jesteśmy - Oliver wyskoczył szybko. - To znaczy, ona jest lepsza - ale, tak. Pracujemy w dziale publikacji na naszej uczelni.
Byłam wdzięczna, że Oliver mówił za mnie, ponieważ wiedziałam, że słowa które bym wypowiedziała z pewnością byłyby mniej niż pełen gracji.
Liam nawet nie zwracał uwagi na obecność Olivera gdy nasza trójka siedziała tam. Patrzył na mnie w taki sposób jakby zobaczył ducha osoby z przeszłości - tak jakbym nie była nawet prawdziwa.
- Nie miałem pojęcia, że przeprowadziłaś się tutaj - mówił, w jego głos wpleciony był tak znany mi silny akcent. - Zayn i ja myśleliśmy, że zniknęłaś z powierzchni Ziemi.
- Wiem, po prostu -
- Sam - Liam powtórzył moje imię i patrzył na mnie w pełnym zdumieniu. Milczał przez chwilę, obserwując mnie współczującym spojrzeniem a ja wiedziałam, że szukał jakiejś odpowiedzi na pytanie dlaczego opuściłam jego życie - ich życie - bez słowa. Przełknęłam ślinę spoglądając w dół na stół, nie będąc w stanie odpowiedzieć na moje działania. Liam westchnął powoli. - Zayn będzie tutaj, wiesz o tym.
Otworzyłam usta by odpowiedzieć, ale nie miałam okazji wypowiedzieć słowa, ponieważ drzwi otworzyły się nagle. Odgłosy kroków odbijały się echem i wypełniały powietrze a ja szybko spojrzałam w górę by zobaczyć innego mężczyznę podchodzącego do stołu. Mój oddech ponownie uwiązł mi w piersi a ja nie byłam w stanie potwierdzić faktu kim była osoba znajdująca się w pokoju.
- To bzdura, że nie można tutaj palić - powiedział jadowicie, zerkając w stronę jego telefonu, który był identyczny jak ten Liama. Wciąż nie patrzył w górę kiedy usiadł po prawej stronie Liama i zaczął pisać coś na swoim telefonie.
Nie mogłam oddychać.
Wyglądał prawie tak samo jak go pamiętałam; wysoki, szczupły.. z tą samą czarną czupryną zaczesaną do góry i tym samym błyskiem w jego brązowych oczach. Ubrany był w ciemną bluzę z kapturem i ciemne, luźne dżinsy. Nie widziałam muzyka, z którym musiałam przeprowadzić wywiad dla mojego gównianego stażu. Widziałam tego samego człowieka, którego po raz pierwszy spotkałam w alejce. Widziałam osobę, której przynosiłam jedzenie i robiłam pranie - tą osobę, którą obejmowałam i całowałam, osobę dla której straciłam głowę.
Nigdy się nie spodziewałam, że zobaczę tę twarz ponownie.
Odezwał się ponownie, wciąż zaciekle wypisując coś w swoim telefonie, siedział w niewiedzy o mojej obecności kilka metrów przed nim. - Musiałem zejść dwadzieścia pięć pieprzonych pięter by zapalić pieprzonego papierosa - kipiał ze złości. - Absolutnie niewiarygodne -
Przerwał kiedy Liam trącił go w bok, co skłoniło go by schować swój telefon. Gdy jego wzrok opuścił ekran i spotkał mój z bolesną łagodnością, uwierzyłam że mój świat kręci się wokół jego osi. Jego spojrzenie z Olivera przeniosło się na mnie; niemal natychmiastowo jego wzrok spotkał mój a on pozostał niewzruszony. Jego pełne usta były rozchylone a jego ciemne brwi zmarszczone. Patrzyliśmy na siebie przez cały czas, który wydawał się być wiecznością, niewerbalne pytania, oskarżenia i emocje błądziły między nasza dwójką w nieprzyjemnie duszącym powietrzu. Przenikliwy wzrok Olivera musiał zauważyć wymianę spojrzeń między Zaynem i mną, odchrząknął by przełamać mur milczenia, który powstał nad stołem.
- Przypuszczam, że jesteś kolegą Liama z zespołu? - powiedział, ton jego głosu był przyjazny i tak cholernie obojętny na to co się dzieje. Zayn nawet nie odpowiedział; nie spodziewałam się tego, ale także nie spodziewałam się, że będzie patrzył tak uważnie na mnie. Oliver zakaszlał i poruszył się niespokojnie na fotelu.- Czy mogę wiedzieć jak się nazywasz, proszę?
Zayn wreszcie przeniósł swój wzrok na Olivera a jego ciepłe, brązowe spojrzenie nagle stało się chłodne kiedy patrzył na niego. - Prowadzisz ten wywiad, prawda? - mówił z grymasem. - Nie powinieneś znać mojego imienia?
- Zayn - Liam mruknął, szturchając go łokciem. - Bądź uprzejmy. Powiedz mu swoje imię.
Nadal wpatrywał się w Olivera unosząc brew. Jego słowa były przesiąknięte sarkazmem, a każde słowo przerywane w bezczelny sposób. - Cze-eść. Nazywam się Zayn. Śpiewam i pochodzę z Bradford. To mój najlepszy przyjaciel. Jesteśmy w zespole.
Oliver zesztywniał zauważalnie, oczywiście przez złe zachowanie Zayna. - Um.. dzięki, myślę, że.. tak, właśnie przedstawiłem twojego brata mojej koleżance z pracy -
- Koleżance z pracy? - Zayn prychnął patrząc na mnie. - Czy to słowo klucz do koleżanki od ruchania?
- Zayn.
Liama ton głosu nie oddawał paniki którą przeżywałam albo oszołomienia dręczącego Olivera. Czułam się źle, że musiał znosić ten pokręcony rodzaj sytuacji, ale nieco uspokoiłam się faktem, że wcześniej poinformowałam go o okolicznościach tego co się działo.
Oliver patrzył na Zayna z rozchylonymi wargami - widziałam w jego wyrazie twarzy, że z rozdrażnieniem próbuje rozszyfrować ciężki charakter anglika siedzącego przed nim.
Zayn zaszydził w stronę Olivera. - Nie bądź taki sztywny, tylko żartuję - westchnął ciężko, spoglądając w dół na swój telefon. - Przedstaw się czy coś. Mamy harmonogram.
Liam dźgnął Zayna, krzywiąc się na wulgarną postawę jego przyjaciela. Mówił do Zayna z szybkim, płynnym angielskim, głębokim, głębokim akcentem a ja wiedziałam, że przez jego zaciśnięte zęby ton jego głosu jest jeszcze głębszy kiedy go upominał. Zayn zamilkł wpatrując się w stół gdy osunął się na krześle a Liam uśmiechnął się w kierunku Olivera.
- Skończył z byciem dupkiem - mówił lekko. - Możesz przejść dalej.
- Jestem Oliver - przedstawił się. - Pracuję w prasie na uniwersytecie w dziale muzycznym, a to jest Sam. Będzie notowała wszystko.
- Miło cię poznać, Sam - Zayn powiedział niemal natychmiast, posyłając mi spojrzenie przesiąknięte jadem. - Jak cudowne jest to, że poświęcasz trochę czasu ze swojego życia by z nami porozmawiać.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie wiedząc co się dzieje, modląc się do Boga by szybko przestał kontynuować. Zayn po prostu uśmiechnął się do mnie, wściekłość i arogancja była oczywista w jego lekkim uśmieszku rozciągniętym na jego twarzy.
- Sam poinformowała mnie, że znacie się - Oliver powiedział. Chciałam go uderzyć - sposób w jaki dodałeś oliwy do ognia, Oliver. Zignorował to i kontynuował dalej. - Byliście przyjaciółmi czy coś?
Uśmieszek Zayna jedynie się poszerzył. - Czy coś.
Rozpaczliwie chciałam otworzyć usta i powiedzieć coś - cokolwiek - ale nie mogłam. Znalazłam się w stanie, niezdolna by stawić czoła tak znanego mi brązowego spojrzenia a piekący ból palił moją duszę.
Oliver odchrząknął lekko, spoglądając w dół w stronę swojej notatnika.
- Tak, więc na początek, uh - dzięki za poświęcenie swojego czasu na rozmowę z nami. Wasz zespół to One Direction - w jaki sposób wpadliście na tą nazwę?
Liam spojrzał na przyjaciela szybko a później na naszą dwójkę. - Oh, często słyszymy to pytanie. Nazwa One Direction była pomysłem innego członka naszego zespołu. Harry Styles, ten z kręconymi włosami, to on to wymyślił.
Moje palce niekontrolowanie drżały kiedy chwyciłam pióro i pisałam. Nawet nie mogłam pojąć tego jak to się działo. Siedząc przez ten cały czas na wywiadzie, poczucie, że zaraz zemdleję lub zwymiotuję tkwiło w mojej głowie, a ja byłam zaskoczona, że tak się nie stało. Zaledwie dziesięć minut, które minęło zdawało się być jak dziesięć godzin.
- Obecnie mamy przerwę - Liam powiedział, odpowiadając na pytanie Olivera dotyczące odpoczynku. - Zayn i ja rozglądamy się za nieruchomością by tu zamieszkać. Kochamy to miasto.
- Tak - Zayn nareszcie się odezwał. - Uważamy, że dobrze by było oderwać się niektóryh rzeczy - jego ciemne spojrzenie ulokowało się w moich oczach, przenikając całą mnie. - Niektórzy mogą pomyśleć, że to niegrzecznie tak odejść bez żadnego ostrzeżenia i że to egoistyczne, ale tak jest najlepiej w niektórych przypadkach.
Oliver pokiwał głową patrząc w dół na jego notatnik. - Czy istnieją jakieś formy lub zasady według których żyjecie? To znaczy wiem, że niektóre zespoły liczą na wartości osobiste i coś takiego, więc moje pytanie brzmi; czy wy żyjecie według jakiegoś słowa albo frazy lub.. jakiegoś głównego morału?
Liam wydął lekko wargi, wybijając rytm swoimi długimi palcami o blat stołu. - Nie jestem pewien - przyznał, wzruszając ramionami. - To znaczy, ja osobiście uważam, że ważne jest to by szanować moich kolegów z zespołu a także naszych fanów - zatrzymał się a uśmiech wpłynął na jego usta. - Zawsze, zawsze naszych fanów.
Kiedy zapisałam słowa Liama a Oliver cmoknął lekko ustami - co wskazywało, że szukał innego pytania dla tej dwójki - wtedy odezwał się Zayn.
- Mam zasadę - wycedził, posyłając mi długie spojrzenie.
Oliver spojrzał na niego, patrząc z prawdziwym zainteresowaniem oraz cierpliwie czekając aż Zayn da mu odpowiedź. Zayn ani razu nie spojrzał w stronę Olivera a jego spojrzenie wciąż utrzymywało się na mnie.
- Moją zasadą jest to - zaczął powoli, jego tęczówki pociemniały. - Całe życie jest o pieprzeniu i byciu robionym w chuja.
Jego słowa wyszły przez zaciśnięte zęby a zarówno Oliver jak i ja trwaliśmy w ciszy; on był zmieszany a ja w pierwszej kolejności byłam zrozpaczona.
- Co masz na myśli mówiąc to? - Oliver rzucił a ja chciałam niczego więcej jak tylko odciągnięcia go na bok i złapania go za tą cholerną szyję za prowokowanie Zayna do sprecyzowania jego odpowiedzi - która wyraźnie była skierowana do mnie.
Zayn wzruszył ramionami a jego spojrzenie ze mnie przeniosło się na Olivera - a ja zauważyłam rozbawienie płynące w jego brązowych tęczówkach. - No cóż, widzę to w ten sposób - mówił w sposób nonszalancki i niepokojący, jego palce dotykały stołu w niemal identyczny sposób jak Liam. - Niektórzy uważają, że dobrzy ludzie istnieją.
Spojrzał na mnie a moje oczy błagały go by przestał, by nie wyjaśniał tego dalej. Zatrzymał się kiedy popatrzył na mnie przez chwilę, jakby biorąc pod uwagę moją prośbę, ale tak czy siak kontynuował.
- Nie zgadzam się. Uważam, że ludzie istnieją tylko po to aby cię skrzywdzić - mówił cicho. - Istnieje bardzo niewiele szczerych ludzi na tej planecie, więc otwarcie się przed jakąś osobą jest bezwartościowe.
W pokoju panowała cisza a ja dostrzegłam, że twarz Liama zbladła. Przycisnął swoje duże dłonie do swojej twarzy i pokręcił głową. Oczywiście, że wiedział co Zayn miał na myśli; ja także wiedziałam. Zdałam sobie z tego sprawę w chwili kiedy zobaczyłam jego twarz po raz pierwszy od jesieni ubiegłego roku, to, że go skrzywdziłam. Ale co ze mną? Zrobił mnie jakimś pieprzonym niewolnikiem za coś, czego nie byłam winna. Zrobiłam dla niego tak wiele, pozwoliłam mu wniknąć w głąb mnie a on zranił mnie więcej niż jeden raz. Co ze mną.
Zayn wstał nagle ze swojego krzesła, górując nade mną w przerażający sposób. Spojrzał na mnie a potem na Olivera po czym sięgnął do kieszeni i wydobył z niej zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Machnął nimi w moim kierunku w niemal szyderczy sposób a później uśmiechnął się złośliwie.
- Idę zapalić - oświadczył. - Jestem pewien, że mój przyjaciel jest na tyle wystarczający by to zakończyć.
Kiedy wsunął ponownie paczkę fajek do swojej kieszeni, posłał mi i Oliverowi długie spojrzenie. - Bez względu na twoje imię, miło było cię poznać - zadrwił i spojrzał na mnie. - A ty. Dbaj o siebie.
Zasunął krzesło a ja patrzyłam ze smutkiem jak znika za drzwiami. Spojrzałam na Liama, który nadal ukrywał twarz w swoich dłoniach. Chciało mi się płakać. Nienawidził mnie - nie jak jesienią ubiegłego roku, ale tym razem naprawdę nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Oliver odezwał się ze spokojem, bardzo ostrożnie. - Myślę, że dostałem już odpowiedzi na wszystkie pytania, których potrzebuję.
Liam skinął głową, opuszczając ręce ze swojej twarzy i głośno wzdychając. - Powinienem go poszukać - mruknął cicho, spoglądając na mnie oblizał dolną wargę. - Mogę z tobą pogadać, Sam?
Spojrzałam na Olivera, który czuł się bardziej niż niekomfortowo w tej sytuacji i skinął głową w stronę Liama. - P-pewnie - stanęłam obok niego, patrząc na mojego niespokojnego przyjaciela. - Zaraz wracam, Oliver.
- Okej - mruknął zamykając swój notes. - W porządku, cokolwiek.
Ruszyłam za Liamem w stronę drzwi, jego wysoka chuda postura po raz kolejny pojawiła się przed moimi oczami kiedy zatrzymaliśmy się w cichym korytarzu. Westchnął głośno, opierając się o ścianę i spojrzał na mnie z błaganiem w oczach.
- Dlaczego nie skontaktowałaś się z nami - ze mną, z nim, Sam?
Spojrzałam na czubki moich butów. - Nie wiem.
- Tak po prostu uciekłaś do Los Angeles bez poinformowania nas? Uważasz, że to było w porządku?
Ton Liama głosu był na krawędzi gniewu, wiedziałam, że był rozczarowany moją postawą a ja nie mogłam go za to winić.
- Przepraszam, Liam - udało mi się powiedzieć cicho, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Nie masz pojęcia jak bardzo chciałem o tym tam z tobą porozmawiać - zmarszczył brwi. - Ciągle starałem się utrzymywać rozmowę, ponieważ wiem, że to część twojej pracy.
- Dziękuje - wyszeptałam.
- Jestem zaskoczony, że Zayn został tam na tak długo - zauważył cicho. - Zniszczyłaś go kiedy odeszłaś, wiesz.
- Musiałam odejść, miałam staż -
- Ale nie powiedziałaś nam, Sam! Stworzyłaś ze mną przyjaźń - kurwa, zakochałaś się w moim najlepszym przyjacielu!
- To dlatego nie mogłam mu powiedzieć! - spojrzałam szybko w górę. - Jakby to działało, Liam? Jak?
- Jakie to ma znaczenie? - rzucił groźnie w moją stronę, krzyżując smukłe ramiona na jego piersi. - Nigdy nie widziałem go tak nieszczęśliwego w całym moim życiu. Kiedy odeszłaś, odeszła część Zayna.
- Liam - zaczęłam powoli, oblizując moją dolną wargę. - Twój przyjaciel zmusił mnie do niewolnickiej umowy. Był na mnie niemiły. To była niezdrowa relacja.
Liam milczał przez chwilę a ja widziałam jak gniew i rozczarowanie buduję się w jego oczach. - On nie jest idealny, a to co zrobił może i było popieprzone. Wiem to - mówił powoli. - Czasem zachowuję się jak popieprzony dupek. Ale to co zrobiłaś wobec niego również było popieprzone. Zraniłaś go w sposób w jaki nikt inny tego nie zrobił. A potem odeszłaś, jak gdyby to nic dla ciebie nie znaczyło.
Jego słowa bolały a ja wiedziałam, że zraniłam ich obu w ogromny sposób. Moja dolna warga drżała a ja oparłam się o ścianę, w poszukiwaniu jakiejś formy stabilności.
- Liam - mój głos załamał się, a oczy nieznacznie podeszły łzami. - Nie chciałam zranić waszej dwójki.
- To boli, ale wybaczam Ci - powiedział cicho. - Ale nie wiem jak Zayn.
Nie mogłam odpowiedzieć - co do cholery mogłam powiedzieć w tym momencie? Oboje milczeliśmy przez chwilę a Liam westchnął ciężko i przeczesał palcami swoje krótkie włosy. - Nie sądzę, że zrozumiesz, Sam. Zayn nigdy nie powiedział nikomu oprócz mnie, że go kocha.
Słowa uderzyły we mnie a ja spojrzałam na niego w szoku. Liam patrzył na mnie z powagą, wyraz jego twarzy był przerażający oraz niezmienny. Wiedziałam, patrząc mu w twarz, że słowa, które wypowiedział były mówione w pełnej autentyczności - ponieważ kto znał Zayna lepiej niż jego najlepszy przyjaciel?
- Powinnam z nim porozmawiać? - szepnęłam. - Nawet nie wiem co powiedzieć.
- Przeproś na początek - odpowiedział. - Jest na zewnątrz, prawdopodobnie stoi tam wypalając całą paczkę - nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go tak zdenerwowanego.
Powoli skinęłam głową. - Porozmawiam z nim.
W drodze do windy moje serce kołatało na myśl o Zaynie i o tym co miało miejsce sześć miesięcy temu a wtedy Liam mnie zawołał.
- Sam.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Zayn cię skrzywdził, zdaję sobie z tego sprawę - mówił cicho a w jego głosie sączył się smutek. Wyraz jego twarzy był odzwierciedleniem cierpienia a słowa, które potem wypowiedział wstrząsnęły mną bardziej, niż się spodziewałam.
- Ale ty także go zraniłaś. Złamałaś jego serce.
Nie czułam się dobrze kiedy weszłam do otwartej windy, moje ręce drżały a palce były splecione. Miałam złamane serce ale nigdy nie pomyślałabym, że naprawdę złamałam serce Pana Egoisty. Łza wypadła z kącika mojego oka i płynęła wzdłuż mojego policzka. Zayn mnie nienawidził, Liam był mną rozczarowany. Opuściłam ich, utworzyłam relację z każdym z nich a następnie uciekłam, całkowicie lekceważąc ich uczucia. Druga łza wyciekła na moją twarz a ja w tym momencie czułam, ze moje serce łamie się jeszcze raz.
Olivera zagryzł dolną wargę, błądząc wzrokiem pomiędzy mną a Liamem. - Sam nie wspominała jak was poznała, powiedziała tylko, że w pewnym sensie jesteście starymi, dobrymi przyjaciółmi.
Na twarz Liama wkradł się uśmiech. - Tak, jesteśmy starymi przyjaciółmi.
Nastąpiła niezręczna cisza, którą Oliver szybko wypełnił. - To fajnie, więc jesteście jak -
- Sam, nie mogę w to uwierzyć - Liam odetchnął. Uniósł rękę nad stołem, jego palce opadły na moją dłoń. Z lekkim rozczarowaniem zauważyłam, że jego skóra z bladej jak u dziecka zamieniła się w ciemniejszą. Zmienił się tak bardzo; ledwo go poznałam przez jego nową, męską postawę. - Jak się masz? Pracujesz tutaj jako pisarz?
- Oboje nimi jesteśmy - Oliver wyskoczył szybko. - To znaczy, ona jest lepsza - ale, tak. Pracujemy w dziale publikacji na naszej uczelni.
Byłam wdzięczna, że Oliver mówił za mnie, ponieważ wiedziałam, że słowa które bym wypowiedziała z pewnością byłyby mniej niż pełen gracji.
Liam nawet nie zwracał uwagi na obecność Olivera gdy nasza trójka siedziała tam. Patrzył na mnie w taki sposób jakby zobaczył ducha osoby z przeszłości - tak jakbym nie była nawet prawdziwa.
- Nie miałem pojęcia, że przeprowadziłaś się tutaj - mówił, w jego głos wpleciony był tak znany mi silny akcent. - Zayn i ja myśleliśmy, że zniknęłaś z powierzchni Ziemi.
- Wiem, po prostu -
- Sam - Liam powtórzył moje imię i patrzył na mnie w pełnym zdumieniu. Milczał przez chwilę, obserwując mnie współczującym spojrzeniem a ja wiedziałam, że szukał jakiejś odpowiedzi na pytanie dlaczego opuściłam jego życie - ich życie - bez słowa. Przełknęłam ślinę spoglądając w dół na stół, nie będąc w stanie odpowiedzieć na moje działania. Liam westchnął powoli. - Zayn będzie tutaj, wiesz o tym.
Otworzyłam usta by odpowiedzieć, ale nie miałam okazji wypowiedzieć słowa, ponieważ drzwi otworzyły się nagle. Odgłosy kroków odbijały się echem i wypełniały powietrze a ja szybko spojrzałam w górę by zobaczyć innego mężczyznę podchodzącego do stołu. Mój oddech ponownie uwiązł mi w piersi a ja nie byłam w stanie potwierdzić faktu kim była osoba znajdująca się w pokoju.
- To bzdura, że nie można tutaj palić - powiedział jadowicie, zerkając w stronę jego telefonu, który był identyczny jak ten Liama. Wciąż nie patrzył w górę kiedy usiadł po prawej stronie Liama i zaczął pisać coś na swoim telefonie.
Nie mogłam oddychać.
Wyglądał prawie tak samo jak go pamiętałam; wysoki, szczupły.. z tą samą czarną czupryną zaczesaną do góry i tym samym błyskiem w jego brązowych oczach. Ubrany był w ciemną bluzę z kapturem i ciemne, luźne dżinsy. Nie widziałam muzyka, z którym musiałam przeprowadzić wywiad dla mojego gównianego stażu. Widziałam tego samego człowieka, którego po raz pierwszy spotkałam w alejce. Widziałam osobę, której przynosiłam jedzenie i robiłam pranie - tą osobę, którą obejmowałam i całowałam, osobę dla której straciłam głowę.
Nigdy się nie spodziewałam, że zobaczę tę twarz ponownie.
Odezwał się ponownie, wciąż zaciekle wypisując coś w swoim telefonie, siedział w niewiedzy o mojej obecności kilka metrów przed nim. - Musiałem zejść dwadzieścia pięć pieprzonych pięter by zapalić pieprzonego papierosa - kipiał ze złości. - Absolutnie niewiarygodne -
Przerwał kiedy Liam trącił go w bok, co skłoniło go by schować swój telefon. Gdy jego wzrok opuścił ekran i spotkał mój z bolesną łagodnością, uwierzyłam że mój świat kręci się wokół jego osi. Jego spojrzenie z Olivera przeniosło się na mnie; niemal natychmiastowo jego wzrok spotkał mój a on pozostał niewzruszony. Jego pełne usta były rozchylone a jego ciemne brwi zmarszczone. Patrzyliśmy na siebie przez cały czas, który wydawał się być wiecznością, niewerbalne pytania, oskarżenia i emocje błądziły między nasza dwójką w nieprzyjemnie duszącym powietrzu. Przenikliwy wzrok Olivera musiał zauważyć wymianę spojrzeń między Zaynem i mną, odchrząknął by przełamać mur milczenia, który powstał nad stołem.
- Przypuszczam, że jesteś kolegą Liama z zespołu? - powiedział, ton jego głosu był przyjazny i tak cholernie obojętny na to co się dzieje. Zayn nawet nie odpowiedział; nie spodziewałam się tego, ale także nie spodziewałam się, że będzie patrzył tak uważnie na mnie. Oliver zakaszlał i poruszył się niespokojnie na fotelu.- Czy mogę wiedzieć jak się nazywasz, proszę?
Zayn wreszcie przeniósł swój wzrok na Olivera a jego ciepłe, brązowe spojrzenie nagle stało się chłodne kiedy patrzył na niego. - Prowadzisz ten wywiad, prawda? - mówił z grymasem. - Nie powinieneś znać mojego imienia?
- Zayn - Liam mruknął, szturchając go łokciem. - Bądź uprzejmy. Powiedz mu swoje imię.
Nadal wpatrywał się w Olivera unosząc brew. Jego słowa były przesiąknięte sarkazmem, a każde słowo przerywane w bezczelny sposób. - Cze-eść. Nazywam się Zayn. Śpiewam i pochodzę z Bradford. To mój najlepszy przyjaciel. Jesteśmy w zespole.
Oliver zesztywniał zauważalnie, oczywiście przez złe zachowanie Zayna. - Um.. dzięki, myślę, że.. tak, właśnie przedstawiłem twojego brata mojej koleżance z pracy -
- Koleżance z pracy? - Zayn prychnął patrząc na mnie. - Czy to słowo klucz do koleżanki od ruchania?
- Zayn.
Liama ton głosu nie oddawał paniki którą przeżywałam albo oszołomienia dręczącego Olivera. Czułam się źle, że musiał znosić ten pokręcony rodzaj sytuacji, ale nieco uspokoiłam się faktem, że wcześniej poinformowałam go o okolicznościach tego co się działo.
Oliver patrzył na Zayna z rozchylonymi wargami - widziałam w jego wyrazie twarzy, że z rozdrażnieniem próbuje rozszyfrować ciężki charakter anglika siedzącego przed nim.
Zayn zaszydził w stronę Olivera. - Nie bądź taki sztywny, tylko żartuję - westchnął ciężko, spoglądając w dół na swój telefon. - Przedstaw się czy coś. Mamy harmonogram.
Liam dźgnął Zayna, krzywiąc się na wulgarną postawę jego przyjaciela. Mówił do Zayna z szybkim, płynnym angielskim, głębokim, głębokim akcentem a ja wiedziałam, że przez jego zaciśnięte zęby ton jego głosu jest jeszcze głębszy kiedy go upominał. Zayn zamilkł wpatrując się w stół gdy osunął się na krześle a Liam uśmiechnął się w kierunku Olivera.
- Skończył z byciem dupkiem - mówił lekko. - Możesz przejść dalej.
- Jestem Oliver - przedstawił się. - Pracuję w prasie na uniwersytecie w dziale muzycznym, a to jest Sam. Będzie notowała wszystko.
- Miło cię poznać, Sam - Zayn powiedział niemal natychmiast, posyłając mi spojrzenie przesiąknięte jadem. - Jak cudowne jest to, że poświęcasz trochę czasu ze swojego życia by z nami porozmawiać.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie wiedząc co się dzieje, modląc się do Boga by szybko przestał kontynuować. Zayn po prostu uśmiechnął się do mnie, wściekłość i arogancja była oczywista w jego lekkim uśmieszku rozciągniętym na jego twarzy.
- Sam poinformowała mnie, że znacie się - Oliver powiedział. Chciałam go uderzyć - sposób w jaki dodałeś oliwy do ognia, Oliver. Zignorował to i kontynuował dalej. - Byliście przyjaciółmi czy coś?
Uśmieszek Zayna jedynie się poszerzył. - Czy coś.
Rozpaczliwie chciałam otworzyć usta i powiedzieć coś - cokolwiek - ale nie mogłam. Znalazłam się w stanie, niezdolna by stawić czoła tak znanego mi brązowego spojrzenia a piekący ból palił moją duszę.
Oliver odchrząknął lekko, spoglądając w dół w stronę swojej notatnika.
- Tak, więc na początek, uh - dzięki za poświęcenie swojego czasu na rozmowę z nami. Wasz zespół to One Direction - w jaki sposób wpadliście na tą nazwę?
Liam spojrzał na przyjaciela szybko a później na naszą dwójkę. - Oh, często słyszymy to pytanie. Nazwa One Direction była pomysłem innego członka naszego zespołu. Harry Styles, ten z kręconymi włosami, to on to wymyślił.
Moje palce niekontrolowanie drżały kiedy chwyciłam pióro i pisałam. Nawet nie mogłam pojąć tego jak to się działo. Siedząc przez ten cały czas na wywiadzie, poczucie, że zaraz zemdleję lub zwymiotuję tkwiło w mojej głowie, a ja byłam zaskoczona, że tak się nie stało. Zaledwie dziesięć minut, które minęło zdawało się być jak dziesięć godzin.
- Obecnie mamy przerwę - Liam powiedział, odpowiadając na pytanie Olivera dotyczące odpoczynku. - Zayn i ja rozglądamy się za nieruchomością by tu zamieszkać. Kochamy to miasto.
- Tak - Zayn nareszcie się odezwał. - Uważamy, że dobrze by było oderwać się niektóryh rzeczy - jego ciemne spojrzenie ulokowało się w moich oczach, przenikając całą mnie. - Niektórzy mogą pomyśleć, że to niegrzecznie tak odejść bez żadnego ostrzeżenia i że to egoistyczne, ale tak jest najlepiej w niektórych przypadkach.
Oliver pokiwał głową patrząc w dół na jego notatnik. - Czy istnieją jakieś formy lub zasady według których żyjecie? To znaczy wiem, że niektóre zespoły liczą na wartości osobiste i coś takiego, więc moje pytanie brzmi; czy wy żyjecie według jakiegoś słowa albo frazy lub.. jakiegoś głównego morału?
Liam wydął lekko wargi, wybijając rytm swoimi długimi palcami o blat stołu. - Nie jestem pewien - przyznał, wzruszając ramionami. - To znaczy, ja osobiście uważam, że ważne jest to by szanować moich kolegów z zespołu a także naszych fanów - zatrzymał się a uśmiech wpłynął na jego usta. - Zawsze, zawsze naszych fanów.
Kiedy zapisałam słowa Liama a Oliver cmoknął lekko ustami - co wskazywało, że szukał innego pytania dla tej dwójki - wtedy odezwał się Zayn.
- Mam zasadę - wycedził, posyłając mi długie spojrzenie.
Oliver spojrzał na niego, patrząc z prawdziwym zainteresowaniem oraz cierpliwie czekając aż Zayn da mu odpowiedź. Zayn ani razu nie spojrzał w stronę Olivera a jego spojrzenie wciąż utrzymywało się na mnie.
- Moją zasadą jest to - zaczął powoli, jego tęczówki pociemniały. - Całe życie jest o pieprzeniu i byciu robionym w chuja.
Jego słowa wyszły przez zaciśnięte zęby a zarówno Oliver jak i ja trwaliśmy w ciszy; on był zmieszany a ja w pierwszej kolejności byłam zrozpaczona.
- Co masz na myśli mówiąc to? - Oliver rzucił a ja chciałam niczego więcej jak tylko odciągnięcia go na bok i złapania go za tą cholerną szyję za prowokowanie Zayna do sprecyzowania jego odpowiedzi - która wyraźnie była skierowana do mnie.
Zayn wzruszył ramionami a jego spojrzenie ze mnie przeniosło się na Olivera - a ja zauważyłam rozbawienie płynące w jego brązowych tęczówkach. - No cóż, widzę to w ten sposób - mówił w sposób nonszalancki i niepokojący, jego palce dotykały stołu w niemal identyczny sposób jak Liam. - Niektórzy uważają, że dobrzy ludzie istnieją.
Spojrzał na mnie a moje oczy błagały go by przestał, by nie wyjaśniał tego dalej. Zatrzymał się kiedy popatrzył na mnie przez chwilę, jakby biorąc pod uwagę moją prośbę, ale tak czy siak kontynuował.
- Nie zgadzam się. Uważam, że ludzie istnieją tylko po to aby cię skrzywdzić - mówił cicho. - Istnieje bardzo niewiele szczerych ludzi na tej planecie, więc otwarcie się przed jakąś osobą jest bezwartościowe.
W pokoju panowała cisza a ja dostrzegłam, że twarz Liama zbladła. Przycisnął swoje duże dłonie do swojej twarzy i pokręcił głową. Oczywiście, że wiedział co Zayn miał na myśli; ja także wiedziałam. Zdałam sobie z tego sprawę w chwili kiedy zobaczyłam jego twarz po raz pierwszy od jesieni ubiegłego roku, to, że go skrzywdziłam. Ale co ze mną? Zrobił mnie jakimś pieprzonym niewolnikiem za coś, czego nie byłam winna. Zrobiłam dla niego tak wiele, pozwoliłam mu wniknąć w głąb mnie a on zranił mnie więcej niż jeden raz. Co ze mną.
Zayn wstał nagle ze swojego krzesła, górując nade mną w przerażający sposób. Spojrzał na mnie a potem na Olivera po czym sięgnął do kieszeni i wydobył z niej zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Machnął nimi w moim kierunku w niemal szyderczy sposób a później uśmiechnął się złośliwie.
- Idę zapalić - oświadczył. - Jestem pewien, że mój przyjaciel jest na tyle wystarczający by to zakończyć.
Kiedy wsunął ponownie paczkę fajek do swojej kieszeni, posłał mi i Oliverowi długie spojrzenie. - Bez względu na twoje imię, miło było cię poznać - zadrwił i spojrzał na mnie. - A ty. Dbaj o siebie.
Zasunął krzesło a ja patrzyłam ze smutkiem jak znika za drzwiami. Spojrzałam na Liama, który nadal ukrywał twarz w swoich dłoniach. Chciało mi się płakać. Nienawidził mnie - nie jak jesienią ubiegłego roku, ale tym razem naprawdę nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.
Oliver odezwał się ze spokojem, bardzo ostrożnie. - Myślę, że dostałem już odpowiedzi na wszystkie pytania, których potrzebuję.
Liam skinął głową, opuszczając ręce ze swojej twarzy i głośno wzdychając. - Powinienem go poszukać - mruknął cicho, spoglądając na mnie oblizał dolną wargę. - Mogę z tobą pogadać, Sam?
Spojrzałam na Olivera, który czuł się bardziej niż niekomfortowo w tej sytuacji i skinął głową w stronę Liama. - P-pewnie - stanęłam obok niego, patrząc na mojego niespokojnego przyjaciela. - Zaraz wracam, Oliver.
- Okej - mruknął zamykając swój notes. - W porządku, cokolwiek.
Ruszyłam za Liamem w stronę drzwi, jego wysoka chuda postura po raz kolejny pojawiła się przed moimi oczami kiedy zatrzymaliśmy się w cichym korytarzu. Westchnął głośno, opierając się o ścianę i spojrzał na mnie z błaganiem w oczach.
- Dlaczego nie skontaktowałaś się z nami - ze mną, z nim, Sam?
Spojrzałam na czubki moich butów. - Nie wiem.
- Tak po prostu uciekłaś do Los Angeles bez poinformowania nas? Uważasz, że to było w porządku?
Ton Liama głosu był na krawędzi gniewu, wiedziałam, że był rozczarowany moją postawą a ja nie mogłam go za to winić.
- Przepraszam, Liam - udało mi się powiedzieć cicho, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Nie masz pojęcia jak bardzo chciałem o tym tam z tobą porozmawiać - zmarszczył brwi. - Ciągle starałem się utrzymywać rozmowę, ponieważ wiem, że to część twojej pracy.
- Dziękuje - wyszeptałam.
- Jestem zaskoczony, że Zayn został tam na tak długo - zauważył cicho. - Zniszczyłaś go kiedy odeszłaś, wiesz.
- Musiałam odejść, miałam staż -
- Ale nie powiedziałaś nam, Sam! Stworzyłaś ze mną przyjaźń - kurwa, zakochałaś się w moim najlepszym przyjacielu!
- To dlatego nie mogłam mu powiedzieć! - spojrzałam szybko w górę. - Jakby to działało, Liam? Jak?
- Jakie to ma znaczenie? - rzucił groźnie w moją stronę, krzyżując smukłe ramiona na jego piersi. - Nigdy nie widziałem go tak nieszczęśliwego w całym moim życiu. Kiedy odeszłaś, odeszła część Zayna.
- Liam - zaczęłam powoli, oblizując moją dolną wargę. - Twój przyjaciel zmusił mnie do niewolnickiej umowy. Był na mnie niemiły. To była niezdrowa relacja.
Liam milczał przez chwilę a ja widziałam jak gniew i rozczarowanie buduję się w jego oczach. - On nie jest idealny, a to co zrobił może i było popieprzone. Wiem to - mówił powoli. - Czasem zachowuję się jak popieprzony dupek. Ale to co zrobiłaś wobec niego również było popieprzone. Zraniłaś go w sposób w jaki nikt inny tego nie zrobił. A potem odeszłaś, jak gdyby to nic dla ciebie nie znaczyło.
Jego słowa bolały a ja wiedziałam, że zraniłam ich obu w ogromny sposób. Moja dolna warga drżała a ja oparłam się o ścianę, w poszukiwaniu jakiejś formy stabilności.
- Liam - mój głos załamał się, a oczy nieznacznie podeszły łzami. - Nie chciałam zranić waszej dwójki.
- To boli, ale wybaczam Ci - powiedział cicho. - Ale nie wiem jak Zayn.
Nie mogłam odpowiedzieć - co do cholery mogłam powiedzieć w tym momencie? Oboje milczeliśmy przez chwilę a Liam westchnął ciężko i przeczesał palcami swoje krótkie włosy. - Nie sądzę, że zrozumiesz, Sam. Zayn nigdy nie powiedział nikomu oprócz mnie, że go kocha.
Słowa uderzyły we mnie a ja spojrzałam na niego w szoku. Liam patrzył na mnie z powagą, wyraz jego twarzy był przerażający oraz niezmienny. Wiedziałam, patrząc mu w twarz, że słowa, które wypowiedział były mówione w pełnej autentyczności - ponieważ kto znał Zayna lepiej niż jego najlepszy przyjaciel?
- Powinnam z nim porozmawiać? - szepnęłam. - Nawet nie wiem co powiedzieć.
- Przeproś na początek - odpowiedział. - Jest na zewnątrz, prawdopodobnie stoi tam wypalając całą paczkę - nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go tak zdenerwowanego.
Powoli skinęłam głową. - Porozmawiam z nim.
W drodze do windy moje serce kołatało na myśl o Zaynie i o tym co miało miejsce sześć miesięcy temu a wtedy Liam mnie zawołał.
- Sam.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Zayn cię skrzywdził, zdaję sobie z tego sprawę - mówił cicho a w jego głosie sączył się smutek. Wyraz jego twarzy był odzwierciedleniem cierpienia a słowa, które potem wypowiedział wstrząsnęły mną bardziej, niż się spodziewałam.
- Ale ty także go zraniłaś. Złamałaś jego serce.
Nie czułam się dobrze kiedy weszłam do otwartej windy, moje ręce drżały a palce były splecione. Miałam złamane serce ale nigdy nie pomyślałabym, że naprawdę złamałam serce Pana Egoisty. Łza wypadła z kącika mojego oka i płynęła wzdłuż mojego policzka. Zayn mnie nienawidził, Liam był mną rozczarowany. Opuściłam ich, utworzyłam relację z każdym z nich a następnie uciekłam, całkowicie lekceważąc ich uczucia. Druga łza wyciekła na moją twarz a ja w tym momencie czułam, ze moje serce łamie się jeszcze raz.
***
WRÓCIŁ! WRÓCILI! SPOTKALI SIĘ, ROZMAWIALI ZE SOBĄ.
Nie wierzę.. Kocham ten rozdział, szczerze!
a jak Wam się podobał?
Jesteśmy trochę zawiedzione coraz to mniejszym zainteresowaniem tego ff, ale je dokończymy, ponieważ nie chcemy nikogo zawieść, tak jak niektórzy szczerze to zrobili. Najwyraźniej tłumaczenie nie jest nam dane. Dziękujemy tym co są! :) <3
KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się ok. za 2 tygodnie, ponieważ trwają ostatnie poprawki w szkole a my musimy teraz się wziąć za naukę, mamy nadzieję, że to zrozumiecie :) Cierpliwości!:)
Jesteśmy trochę zawiedzione coraz to mniejszym zainteresowaniem tego ff, ale je dokończymy, ponieważ nie chcemy nikogo zawieść, tak jak niektórzy szczerze to zrobili. Najwyraźniej tłumaczenie nie jest nam dane. Dziękujemy tym co są! :) <3
KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się ok. za 2 tygodnie, ponieważ trwają ostatnie poprawki w szkole a my musimy teraz się wziąć za naukę, mamy nadzieję, że to zrozumiecie :) Cierpliwości!:)
Przypominamy o zakładce informowanych, komentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.
Marta / @mrsarrrogant
Piorun trzasnął w szczypiorek czy w was? Nie nadajecie sie do tłumaczenia? Coś wam powiem. Idzie wy się ogarnąć! A teraz idę kulturalnie przeczytać rozdział :)
OdpowiedzUsuńZayn jest wściekły i go rozumiem. Chyba po raz pierwszy w życiu nie będę bronić głównej bohaterki. Wkurzyła mnie, mocno.
UsuńLiam ma chyba tendencję do stawania pomiędzy młotem a kowadłem. Biedactwo, w końcu nabawi się jakichś kompleksów, albo problemów i trzeba go będzie ratować xd
Oliviera też mi szkoda. Siedział tam, zupełnie ignorowany przez innych. Zastanawiam się, czy miał po tym jakąś większą traumę xd
Ooooiooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo o mój Boże ja chcę więcej ;_; 💖
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńJak dla mnie tłumaczycie świetnie i z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały tego ff. A ten rozdział jest cudowny <3 ~@heroineNialler
OdpowiedzUsuńZayn mnie zaskoczył, ale też mocno przesadził. Pozdrawiam~sue
OdpowiedzUsuńWooow swienie *____* ale sie rozkręca no no nie mogę sie doczekać dalszych rozdziałów a wiec do kolejnego ;) Valerie
OdpowiedzUsuńTo jest genialne *-*
OdpowiedzUsuńNa prawdę świetne i nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D
Weny i buziaki :*Seo<3
uż nie mogę się doczekać co będzie dalej! :) x / Emily
OdpowiedzUsuńOMG. Genialny rozdział.
OdpowiedzUsuńCzekam na next i życzę weny ;*
---ANGELA
Nie powiem wyobrażałam sobie to całkiem inaczej,ale to było wręcz idealne
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za tłumaczenie i za to że chcecie tłumaczyć do końca
Ściskam Mela :*
Super blog i rozdział . @zuziatrawiska
OdpowiedzUsuńZAwaliście że jest rozdział, już nie mogłam się doczekać spotkania Zayna Liama i sam. czekam na nastepny rozdził. świetne tłumaczenie
OdpowiedzUsuńSuper :) skoro muszę to poczekam te 2 tygodnie :)
OdpowiedzUsuńjednak nie wszystko się każdemu podoba. czasem tu wchodzę, ale szybko usuwam stronę, bo widzę wolno rosnącą liczbę wyświetleń, mało komentarzy i takie, które kończą się na dwóch zdaniach. sądziłam, że ta historia nie ma prawa nie istnieć bez przerwy w nastoletnich głowach, sądziłam, że to zwyczajne i proste - ktoś(czyli heyepic) po prostu stworzył historię nieprawdopodobnie genialną, bo mogę o niej rozmawiać dniami i nocami aż po dziś dzień, mimo że mineło tak wiele czasu i nie mam już szacunku, no, sentymentu, do autorki z własnych względów. rozumiem waszą niiechęć do tłumaczenia, też bym ją miała, gdyby nikt nie podzielał mojego entuzjazmu Aroganta. najwyrazniej Arogant dociera do tych ludzi dotknietych czyms podobnym, do ludzi kochajacych napiecie, dlugie opisy, powtarzane kilkukrotnie szanse. też trzeba liczyć się z tym, że fanfiction już nie ma. fanfiction to nie to samo co kiedys i dobrze to wiecie. slawa sie dla wszystkich skonczyla. nie wiem czem to pisze, musze sie wygadac + naprawde nie chce mi sie uczyc. teraz modny jest grey, a nie wiarygodne dialogi, nie ma mody na uczucia. zycze wam wszystkiego dobrego, czuje sie odpowiedzialna za wasze dalsze funkcjonowanie tutaj z tej racji, że to ja zapoznałam was z Arogantem. ale wydajecie sie miec najlepsze doswiadczenie w tym, jak kazdy kazdego zostawia :)
OdpowiedzUsuńMy także uważałyśmy, że ta historia pochłonie większość ilość czytelników, ponieważ cóż.. to po prostu Arrogant. Historia jedyna w swoim rodzaju, mająca w sobie tyle uczuć i emocji - po prostu inna od tych wszystkich, które albo są o seksie, albo o SMSowaniu lub czymkolwiek innym. Nie wiemy czy to kwestia tego, ze to jest po prostu zbyt.. uczuciowe i dorosłe (nie wiem nawet jak to określić) dla nastolatek XXI wieku. Uważam, że do takiego Arroganta po prostu trzeba dorosnąć, więc całkowicie zgadzamy się z Twoją opinią. Ciężko jest teraz znaleźć jakiekolwiek fanfiction, które naprawdę pochłonie czytelnika. Najlepsze fanfiction to te, których się nie zapomina i taki jest właśnie Arrogant (i Twoje IFYL i YL - tylko mówię :D). Jesteśmy wdzięczne, że dzięki Tobie mogłyśmy poznać to fanfiction (oraz "Start" które jest genialne, także może się coś w tej kwestii pomyśli, jeśli chodzi o tłumaczenie :P). Teraz już nawet mało kiedy patrzymy na wyświetlenia czy ilość komentarzy. Spora część czytelników przeszła na Wattpad a resztę.. po prostu wywiało. Najwidoczniej Mr. Selfish ich nie pociąga.. no cóż, tak czy siak my swoją robotę niemal już zakończyłyśmy a to fanfiction pozostanie dla nas jedynie dobrym wspomnieniem.. :)
UsuńO matko... Genialny.
OdpowiedzUsuńAz nie wiem co napisac :D
Poprostu cudoooa
Spotkali się!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co z tego wyniknie.
Rozdział świetny.
Dominika
Mega,mega,mega <3
OdpowiedzUsuńJezu oni muszą być razem no ;-;
Rozdział po prostu genialny!
Do następnego :*
<3!!
OdpowiedzUsuńOmg Zayn>>>>>
OdpowiedzUsuńŚwietny xx
Dobra juz zabieram sie za komentowanie :)
OdpowiedzUsuńSpotkali sie! W koncu! Juz myslalam, ze to nie nastapi :) wiedzialam ze tym kolesiem byl Liam.
Dobra, Zayn jest zly i oszukany tak. Ale nie pomyslal o tym, ze bardzo skrzywdził Sam? Przecież miala prawo się tak zachować. Chciala odpocząć od tego i ulozyc sobie zycie na nowo. Zayn sam sobie na to zasłużył. Ale na pewno wszystko wróci do normy. Mysle ze jeszcze beda razem. I teraz ich kontakt bedzie wiekszy cos mi sie tak wydaje. W koncu juz wiedzą gdzie mieszka i sami tam mieszkają.
Współlokatorka Sam pokazala ze nie jest taka typowa krolowa lodu. Jednak ma serce. Albo po prostu zrobila to bo zrobilo jej sie zal Sam.
Rozdzial bardzo mi sie podobal i ciesze sie ze bedziecie kontynuować mimo wszystko. Nie lubie tego jak ktos cos zaczal i konczy bo ma mala liczbe komentujacych. Rozumiem, ze to jest wazne i każdy by chcial miec jak najwiecej komentarzy. Jednak pamietac trzeba tez o tej garstce osob ktore komentuja i czekaja z niecierpliwością na kolejny rozdzial. Ja lubie tego bloga i jestem wam wdzieczna ze mozna przeczytac go w wersji polskiej. Fajnie tlumaczycie i fajnie jest :)
Czekam wiec na nastepny. Jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie rozmowa Zayna i Sam. Mam nadzieje na to ze Zayn ja pocaluje!! :)
Powodzenia w szkole dziewczyny!
Pozdrawiam Asiek.
Rozdział jest świetny ! Kocham go ! Czekam czekam czekam na następny ! Przy okazji zapraszam do siebie ---> http://dark-desires-hatred-and-creaving.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZakochałam się.
OdpowiedzUsuń*-*
OdpowiedzUsuńGenialneee;**
OdpowiedzUsuń@blanka1499
Moim zdaniem świetnie tłumaczycie i jak najbardziej się do tego nadajecie.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Sam i Zayn znowu się spotkali i mam ogromną nadzieję, że się pogodzą.
Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam.
A.Wiktoria