piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 1 cz. 2

Przeczytaj notkę.

Minęły trzy tygodnie, odkąd przyleciałam do Los Angeles i dwa tygodnie odkąd zaczęłam pracę w małej prasie publikowanej w uniwersytecie. Popadłam już w pewnego rodzaju rutynę, wstaję około szóstej trzydzieści, biorę prysznic, staram się okiełznać moje włosy w coś co nadawało by się do pokazania ludziom, wyślizguję się zza drzwi z batonikiem musli i gorącą kawą. Chodzenie stało się moim głównym środkiem transportu, zdałam sobie sprawę z tego, że moja mała sumka pieniędzy kurczyła się codziennie przez publiczny system autobusów, a nawet metro, które również wymaga wydawania pieniędzy. Spacery po ulicach LA wcale nie były straszne, zwracając uwagę na tutejszą pogodę i przyrównując ją do nieprzewidywalnego klimatu Nowego Jorku, chodzenie było czymś przyjemnym. Wiele dni obdarzonych było szklistym, niebieskim niebem pokrytym chmurkami oraz słońcem, które witało swoim ciepłem kiedy wychodziłam z mieszkania. Budynki, które nigdzie nie są tak ogromne jak tu, interesowały przechodniów swoim urokiem, budowane były z pewnego rodzaju kolorowej cegły lub wzorzystych kamieni, które błyszczały w promieniach słońca.

Wyszłam z mieszkania około siódmej, trzymałam w swoich dłoniach przenośny kubek z kawą oraz przewiesiłam sobie na ramieniu starą, wyblakłą już torbę. Przygotowałam się do mojej codziennej trasy, która trwa mniej więcej dwadzieścia minut. Nuciłam sobie cicho w przerwach gdy piłam moją kawę, kiedy ujrzałam róg sklepu wystającego zza rogu, zatrzymałam się. Mój żołądek burczał nieprzyjemnie, wiedziałam, że muszę coś zjeść, zwłaszcza że zapomniałam chwycić czegoś do jedzenia kiedy wychodziłam z mieszkania. Po krótkim namyśle skierowałam swoje kroki w stronę sklepu spożywczego. Zatrzymywałam się obok klimatyzacji chłodzącej, gdyż jak wspomniałam w LA potrafi być bardzo gorąco. Podeszłam do działu z przekąskami wyjmując telefon, aby upewnić się, że mam jeszcze trochę czasu. Jęknęłam w duchu - będę co najmniej dziesięć minut spóźniona, ale zwracając uwagę na to, że przerwę na lunch miałam dopiero za pięć godzin, nie miałam wyboru. Poczułam, że uderzam w czyjeś twarde ramię, ale odeszłam jak dupek mrucząc ciche i nieszczere przeprosiny, tylko odwracając głowę w kierunku tej osoby. Człowiek którego potrąciłam wpatrywał się w podłogę i co jest bardziej niż pewne, nie usłyszał moich przeprosin, ale z racji tego, że był schowany za czarnym kapturem, przyjęłam niemal z ulgą, że nie zareagował. Sięgnęłam po najtańszą dostępną przekąskę - batona zbożowego, z czymś co miało nazywać się nadzieniem wiśniowym i skierowałam swój szybki krok prosto na przód sklepu. Westchnęłam do siebie cicho z ulgą, kiedy ujrzałam koniec prawie nieistniejącej kolejki. Stałam cierpliwie i obserwowałam jak starsza kobieta płaci za magazyn ogrodniczy i butelkę słodkiej herbaty. Czekałam i starałam się kontrolować moje pragnienie głośnego jęknięcia na powolność kobiety stojącej przede mną, kiedy ujrzałam kątem oka zakapturzonego mężczyznę. Kiedy mój zmysł ucieczki zaczął działać, jego wysoka i umięśniona postać zniknęła w szybie automatycznych drzwi.

- Następny.

Podskoczyłam lekko na ostry lakoniczny głos, który oderwał mój wzrok od wyjścia sklepu na młodą dziewczynę - może w moim wieku, która patrzyła na mnie z irytacją. Podeszłam szybko i położyłam swój batonik na ladzie, obdarowując dziewczynę małym, przepraszającym pół-uśmiechem. Nie zwróciła nawet na mnie uwagi, chwyciła położony przeze mnie zakup swoimi wymanicurowanymi paznokciami. Przyzwyczaiłam się do widoku takich dziewczyn w LA - nadmiernie opalone blondynki niczym znak charakterystyczny wschodniego wybrzeża. Bez względu na to, że nadal zachowałam pogodny wyraz twarzy, ona nadal skanowała mój batonik. Swoją dłonią schowała zabłąkany kosmyk jej platynowo blond włosów za ucho i spojrzała na mnie.

- 2.34$

Sięgnęłam do torby przewieszonej przez ramię i położyłam kubek swojej kawy na ladzie, aby było mi lepiej wydostać portfel. Pod palcami mogłam poczuć jedynie materiał mojego portfela, ponieważ nie znalazłam w nim ani dolara. Wyciągnęłam z torby garść drobnych pieniędzy i przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle. Patrzyłam nędznie na garść dziesięciocentówek na mojej dłoni.

Cholera.

Uśmiechnęłam się do dziewczyny z przymusu jeszcze raz, kiedy nerwowo wysypałam drobniaki na ladę i zamknęłam torebkę.

- Przepraszam, myślę, że będę musiała użyć mojej karty - zatrzymałam się na chwilę, wyjmując zimną plastikową kartę z torebki i podałam ją rozdrażnionej kasjerce. Złapała ją szybko z mojej dłoni a ja zacisnęłam z nerwów usta, kiedy przystawiła ją do czytnika.

- Kredytowa czy debetowa? - patrzyła na mnie wyczekująco.

- Debetowa.

Wskazała dłonią w dół na mały ekranik dotykowy, klikając coś palcem. - Proszę wprowadzić tutaj numer PIN, a potem nacisnąć zielony przycisk.

Posłuchałam i kliknęłam cztery liczby na ekranie a następnie ostrożnie wcisnęłam miękki, zielony guzik. Urządzenie zatrzymało się na chwilę informując, że jest w momencie przetwarzania a ja tupałam nogą oczekując. Dziewczyna wpatrywała się dłuższą chwilę w ekran, następnie spojrzała na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

- Odrzucenie karty.

W tym momencie moje serce szarpnęło w mojej klatce piersiowej, moja twarz rozgrzała się do czerwoności, trudno było wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, zupełnie zaschło mi w gardle, trudno było się pogodzić z porażką głodu, opuściłam ręce w geście rezygnacji i spojrzałam na kasjerkę. Jej oczy rozszerzyły się podobnie jak i moje kiedy ujrzałam przed sobą dłoń, męską dłoń, w której między palcami znajdowała się gotówka.

- Ja za to zapłacę.

Dziewczyna wzięła pospiesznie dolara po chwili szoku jakiego doznała, czułam że moja twarz się nieco schłodziła i odwróciłam się do osoby, której byłam dozgonnie wdzięczna, za to, że mogłam zjeść śniadanie tego dnia. Ale jak się okazało, mężczyzna odwrócił się i ujrzałam tylko tył jego muskularnej i wysokiej postaci w czarnej kurtce i dresach. Ujrzałam jeszcze tylko krótkie błyszczące, blond włosy wystające ze stylowej czarnej beani, nie miałam okazji aby ujrzeć jego twarzy, nie mówiąc o jakiejkolwiek intereakcji z nim. Marszcząc brwi spojrzałam w dół aby wziąć mojego batonika z lady, starając się nie zauważać złości wymalowanej na delikatnej twarzy kasjerki. Wypowiedziała jedyne słowa, które mogły przypominać coś w rodzaju konwersacji:

- Cóż, to chyba twój szczęśliwy dzień.

Kiwnęłam głową bardziej do siebie niż do niej, mruknęłam życząc jej miłego dnia i skierowałam się z powrotem do wyjścia na ogrzewany przez słońce chodnik przed sklepem. Nawet kontynuacja mojej codziennej wędrówki i powolne spożywanie batonika na nic się nie zdało, wciąż myślałam o dziwnym spotkaniu w sklepie albo chociażby o anonimowym blondynie, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń w sklepie. To było bardziej niż prawdopodobne, że osoba ta po prostu wykazała się życzliwością i pomocą kiedy ujrzała drugiego człowieka w potrzebie, wciąż to sobie powtarzałam, ale jeżeli tak, to dlaczego jestem pewna, że słyszałam już kiedyś ten głos?

Przystanęłam aby wyrzucić papierek po moim śniadaniu do pobliskiego śmietnika i w końcu otrząsnęłam moją głowę z tym dziwnych myśli. Ruszyłam przed siebie.

***
Uniwersytecki publikator prasy, gdzie zgodziłam się pracować w ramach moich praktyk pozbawiony był pozornej świetności i przepychu z czego znane było Los Angeles. Sam budynek na zewnątrz był mniej więcej o podobnej estetyce do wszystkich w okolicy a w środku był ciemny jak cholera. Wbiegłam na schody jak zwykle, ponieważ nie używałam windy, która znajdowała się na pierwszym piętrze gdyż cały system wind był tutaj tak stary, że prawdopodobieństwo zostania uwięzionym w jednej z nich było większe niż gdziekolwiek. Choć klatki schodowe nie były lepsze... Większość oświetlenia fluorescecyjnego było zepsute i wbudowane w biały sufit, co dawało atmosferę post- apokaliptycznego, mglistego miejsca. Moja krótka podróż przez schody była niepokojąca, ale kiedy znajdowałam się na miejscu słysząc otwierające się drzwi biura prasowego, uspokajałam się natychmiast.

Pchnęłam drzwi aby je otworzyć. Oddychałam trochę ciężej niż zwykle zmęczona lekko wysiłkiem związanym z wchodzeniem po schodach. Zostałam powitana przez znajomy widok niewielkiego biura z miejscami pracy porozrzucamymi po kątach pomieszczenia. Pozostali pracownicy, do których powoli się przyzwyczajałam, podnieśli wzrok oferując mi uśmiechy czy skinienia dłonią na powitanie. Dotarłam do mojego biurka i rzuciłam torbę, opróżniłam do końca kawę i położyłam kubek na porozrzucanych na biurku papierach. Kiedy wyciągałam już moje krzesło aby usiąść zobaczyłam smukła sylwetkę zbliżającą się w moim kierunku a moja szczęka zacisnęla się z niepokoju. To była jedyna osoba w całym biurze, z którą nie mogę nawiązać żadnego kontaktu. Była piękna, miała lśniące blond włosy, w ogóle nie przypominających utlenionego, białego blondu jaki miała Leoni, skórę miała nieskazitelną, niczym nie przypominającą pomarańczowej, sztucznie opalonej skóry mojej byłej współlokatorki. Stanęła przed moim biurkiem, wzięła jakieś dokumenty na bok podtrzymując je dłonią i usiadła na krawędzi lady, aby dokładnie na mnie spojrzeć. Skrzyżowała swoje szczupłe nogi i położyła dłoń na kolanie.

- Spóźniłaś się, Sam.

- Przepraszam Blair, byłam-

- Nie chce słuchać jak jest ci przykro - przerwała mi szybko unosząc dłoń, wpatrując się we mnie chłodno. - I nie chcę słuchać twoich wymówek. Chcę usłyszeć, że to się więcej nie powtórzy.

Całe biuro zamilkło, wszyscy patrzyli to na Blair, to na mnie a ja wiedziałam, że moja twarz była zaczerwieniona oraz że przybrała karmazynowy odcień z zażenowania. Wpatrywałam się w dół na moje biurko, nie mogąc już znieść gorąca policzków i odetchnęłam ciężko.

- To się więcej nie powtórzy.

Pochyliła się w moją stronę, ze skrzyżowanymi rękami na piersi unosząc brwi.- Przepraszam?

Przygryzałam dolną wargę tak mocno jakbym chciała ją odgryźć, powtórzyłam słowa głośniej, nadal nie podnosząc wzroku.

- T-to się więcej nie powtórzy.

Blair odetchnęła i stanęła prosto.- Sam, jak mam to przyjąć, kiedy ty nawet na mnie nie patrzysz? -Stuknęła szybko palcami o blat biurka.- Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś chociaż starała się mówić szczerze. A teraz spróbuj jeszcze raz.

Spojrzałam w górę, ale nie po to żeby spełnić jej prośbę. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Wiedziałam, że Blair nie lubiła mnie od pierwszego dnia mojego stażu, ale żeby poniżać mnie publicznie, pośród wszystkich pracowników, było przesadą - nawet jak na nią. Moje usta rozchyliły się na chwilę, w duchu przeklinałam siebie, że pozwalam się traktować z brakiem szacunku, ale widok tego co ujrzałam w drzwiach, nieco złamał mój oszołomiony wzrok. Poczułam ulgę na widok redaktora naczelnego magazynu. Uśmiech Jamesa uspokoił moje zszargane emocje.

Blair odwróciła się aby zobaczyć na kogo się gapię i na widok zbliżającego się Jamesa, ześliznęła się z biurka z gracją. Pochyliła się szybko gładząc jej smukłymi dłońmi materiał spódnicy i uśmiechnęła się do niego.

- Dzień dobry James - powiedziała miło, zachowując się znaczenie przyjaźniej niż jeszcze minutę temu.

- Dzień dobry... - powiedział ostrożnie kierując swój wzrok na Blair a potem znów na mnie. - Co się tutaj dzieje?

Blair zaśmiała się lekko a następnie machnęła niedbale ręką po czym ułożyła ją na biodrze. - Oh, naprawdę nic, właśnie rozmawiałyśmy z Sam o jej spóźnieniu tego ranka.

Oczy Jamesa - który miały piękny, chłodny i szary odcień - skupiły się na mnie.- Spóźniłaś się, Sam?

Powoli skinęłam głową po czym znów skierowałam mój wzrok w dół i splotłam ręce razem, tak jakbym chciała zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa w tej niezręcznej sytuacji przed ludźmi stojącymi przede mną. - Tak, James. Przepraszam, po prostu musiałam się zatrzymać aby coś zjeść.

- Była spóźniona prawie pół godziny! - Blair dodała gwałtownie rzucając mi długie spojrzenie, które po chwili znów skierowała na Jamesa z uśmiechem.- Ja tylko przypominałam jej jak ważne jest przychodzenie do pracy na czas.

Westchnął powoli, wskazując na mnie potem znów na nią a jego wyraz twarzy był nieczytelny. - Cóż.. myślę, że ta sprawa jest czymś o czym ja powinienem z nią dyskutować, nie ty, prawda?

- Tak, ale jestem młodszym redaktorem, więc pomyślałam-

- Ale to ja jestem starszym redaktorem! - warknął. - To nie jest twoje zadanie, Blair.

Spojrzałam w górę, moje oczy rozszerzyły się, kiedy ujrzałam minę Blair, jej usta skierowane w dół i zmarszczone brwi. Kiwała powoli głową, jej mocno pokryte cieniami oczy skierowane były w kierunku jej butów na obcasie kiedy wymruczała tylko ciche i niespójne przeprosiny, zanim odeszła do swojego biurka. James i ja zostaliśmy sami, nagle poczułam się zakłopotana i onieśmielona kiedy patrzyłam na jego szary, dopasowany garnitur. Krawat pasujący do stroju opięty był wokół jego szyi, podkreślając odcień jego oczu, a jego krótkie brązowe włosy były elegancko zaczesane. Jak zawsze wygląd Jamesa był niemal nieskazitelny. Jego przystojne rysy twarzy odzwierciedlały ciepły, pełny współczucia uśmiech. Ja jak zawsze miałam na sobie moje eleganckie spodnie, które miałam od czasów ostatniej klasy liceum i zwykłą białą bluzkę. Wiedziałam, że było we mnie zero seksapilu, stojąc przed facetem, który wyglądał jakby wyszedł z magazynu modowego co wcale to nie dodawało mi pewności siebie. Kiedy patrzył na moje zabałaganione biurko, ja szybko starałam się uprzątnąć stertę papierów.

- Przepraszam - powiedziałam cicho przygryzając wargę, kontynuując układanie papierów w małe krzywe stosiki.- Zwykle nie jestem aż tak niezorganizowana... i spóźniona.. ja-ja tylko.. przepraszam.

Moje niezradne przeprosiny zostały przerwane przez ciepły dotyk palców na moim ramieniu. Spojrzałam w górę i ujrzałam jego dłoń na mojej skórze a on powstrzymał moje ruchy, żebym w końcu przestała sprzątać a na jego ustach zagościł szeroki, ciepły uśmiech.

- Sam, nie martw się o to - uspokoił mnie z uśmiechem.- Też czasami jestem bałaganiarzem.

Szczerze w to wątpiłam.

- Tak w ogóle, to jesteś tu nowa - kontynuował, z nadal niegasnącym uśmiechem.- Wszyscy popełniamy błędy, nie masz się o co martwić.

Uśmiechnęłam się do niego czując, że moje serce bije trochę szybciej niż zwykle, czując wciąż jego dłoń na ramieniu. Uczucie to nie trwało długo, tak szybko jak się pojawiło znikło, kiedy James schował swoją dłoń do kieszeni kurtki. Uśmiechał się radośnie i odwrócił się aby wyjść, kiedy ostatni raz na mnie spojrzał.- I żadnych przeprosin!

Gdy odszedł i kiedy zauważyłam jego wysoką postać znikającą za drzwiami jego osobistego biura, odetchnęłam z ulgą oraz wypuściłam powietrze i pozwoliłam moim ramionom luźno opaść. Kiedy wysunęłam krzesło aby usiąść zobaczyłam Olivera zbliżającego sie w moim kierunku, byłam już niemal całkowicie uspokojona. Oliver był jedyną osobą w tym biurze, który starał się rozmawiać ze mną więcej niż raz, udało nam się stworzyć coś w rodzaju prawie przyjaźni, w ciągu ostatnich kilku tygodni. Był niezwykle przystojny, miał czarne włosy i ciemny oliwkowy odcień skóry, jego uroczego niesymetrycznego uśmiechu nie dało się zignorować.

- No, to było interesujące - zauważył opierając się na moim biurku, uśmiechał się.

Westchnęłam, pocierając dłońmi skórę policzków. - Jestem tak zawstydzona...- jęknęłam. Opuściłam ręce i spojrzałam na niego z opadniętymi ramionami w geście rozpaczy.- Czuję się jak idiotka, ale musiałam się zatrzymać, żeby coś zjeść. Byłam głodna.

- Trzydzieści minut spóźnienia to nic wielkiego - wzruszył ramionami. - James ma na to wyrąbane -zatrzymał się spoglądając przez ramię na biurko Blair. - Ona to jednak inna bajka.

Oparłam się na łokciach i pochyliłam się do przodu. Ściszyłam swój głos niemal do szeptu. -Dlaczego ona mnie nienawidzi? Nic jej przecież nie zrobiłam.

- Bije mnie - powiedział, unosząc swoją dłoń w górę aby poprawić swoje grube oprawki okularów na nosie.- Jest po prostu suką, nie ma tu nic do wyjaśniania.

- Myślę, że tak - westchnęłam zanim na niego spojrzałam.- Co tam słychać? Jak ci minął weekend?

Znów wzruszył ramionami wyciągając je lekko przed siebie.- Bez przypału. Jaram się moim nowym zadaniem na ten weekend.

- Kolejny przegląd? - moje zainteresowanie osiągnęło szczyt. Oliver był głową kolumny z działu muzyki. Studio, granie na żywo, recenzje albumów były o wiele bardziej fascynujące niż moje sprawdzanie błędów ortograficznych w względnie ignorowanym dziale porad. Ja nawet nie byłam od pisania tej kolumny! Musiałam tylko na nią patrzeć i dopilnować czy jest dobrze napisana i schludna, zanim dostanie się do drukarni. Praca Olivera to było coś, pasowała do niego idealnie, jego ojciec nawet pracował w wytwórni płytowej.

- Nie, dzięki Bogu nie - zaśmiał się. Jego długie palce bawiły się krawędzią mojego kubka na długopisy a leniwy uśmiech krył się w kąciku jego ust. - Robię wywiad, jeszcze w tym tygodniu.

- Naprawdę? Z kim?

Zaśmiał się znowu, ale był to suchy i pozbawiony humoru śmiech. - Jeszcze gdybym kurwa wiedział. Dostanę zawiadomienie do środy. Jestem po prostu szczęśliwy z możliwości spotkania z muzykiem, zespołem lub czymkolwiek. To bije na głowe ośmiogodzinne siedzenie w tej dziurze.

Uśmiechnęłam się lekko. Sarkastyczna i bezduszna postawa Olivera przestawiała brutalną prawdę, ale jednak rozbawił mnie. Ulżyło mi kiedy spotkałam kogoś prawdziwego w tym mieście gdzie widać tylko powierzchowność. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie.- Co jeśli nienawidzisz muzyka, z którym będziesz prowadził wywiad?

- Przynajmniej zaczerpnę świeżego powietrza - urwał uśmiechając się do mnie, przenosząc swoją dłoń na moją w żartobliwym uścisku.- Oraz będę jadł darmowe jedzenie, co jest kurewsko niesamowite.

- No... jesteś szczęściarzem - powiedziałam. Skinęłam ręką wokół mojego biurka i pokiwałam głową.- Mam tyle tekstów do skończenia i nie wiem czy wyrobię się do następnego tygodnia.

Roześmiał się - prawdziwy głęboki śmiech, taki który może należeć tylko i wyłącznie do Olivera, a następnie utkwił swoje brązowe spojrzenie na mnie. - Skończysz w tym tygodniu - stanął przed moim biurkiem.- Nie jesteś taka zła.

Kiedy Oliver wychodził dostrzegłam Jamesa, wychodzącego ze swojego biura z teczką w dłoniach. Pochylił się nad czyimś biurkiem, mówiąc coś do osoby przed sobą, następnie obdarował mnie szybkim spojrzeniem. Ulotny uśmiech przebył przez jego usta, moje serce natychmiast przyspieszyło. Kiedy jego uwaga została skupiona na osobie przed nim, spojrzałam na Blair. Gapiła się na mnie  z oczywistą zawiścią a ja odwróciłam wzrok z powrotem do mojej bezużytecznej, papierkowej roboty.

Była prawie szósta, kiedy wróciłam do mojego mieszkania. Spodziewałam się ujrzeć moją nową współlokatorkę, Elyse, siedzącą w swoim fotelu w pobliżu dużych okien w salonie paląc papierosa, pisząc wściekle coś na swoim komputerze, ale mieszkanie było puste i ciemne kiedy do niego weszłam. Rzuciłam moją torbę na stół, szybko zdejmując moje skromne obcasy, powiesiłam kutkę na wieszaku i udałam się do lodówki. Umierałam z głodu, ponieważ jedyne co dzisiaj zjadłam to niezapłacony przeze mnie batonik i połowa kanapki z indykiem Olivera, co miał być moim obiadem. Wzięłam jakąś małą paczkę czipsów, ser i krakersy i szybko to pochłonęłam, ale niewielka ilość jedzenia, nie mogła zapenić mi potrzebnych do życia przez cały dzień składników odżywczych i energii. Westchnęłam i otworzyłam lodówkę - oprócz owoców organicznych Elyse i jogurtów z niską zawartosćią tłuszczu, nie było dla mnie prawie nic co mogłabym zjeść. Przeczesałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś i znalazłam zupę jarzynową, której ważność upłynęła wczoraj, ale tak czy siak zdecydowałam się ją zjeść.

Godzinę później po gorącej kąpieli znalazłam się w mojej sypialni. Rozmawiałam przez chat z Victorem, który nadal był w Nowym Jorku. Słuchałam jego opowiadań z collegu, o niezwyjkle przystojnym, seksownym asystencie nauczyciela Jeremym, o jakiejś suce w jego klasie historczynej, która kłóci się z nim o jego poglądy na temat wojny w Iraku i skarży się, że nasza ulubiona kawiarnia zbankrutowała. Ale ostatnią rzeczą, o której powiedział mi zanim się wylogowałam, zaskoczyła mnie.

- Oh! Prawie całkowicie zapomniałem! - wykrzyknął, dziko wymachując swoimi dłońmi przed kamerą.- Dowiedziałem się dzisiaj czegoś bardzo interesującego. Myślę, że chcesz wiedzieć.

Ziewnęłam przez dłoń. - Powiedz mi szybko, chcę iść do łóżka.

- Dupek, z którym byłaś ostatniej jesieni.. Zayn, czy jakoś tak.

Moje serce prawie się zatrzymało.

- Czytałem coś o nim i jego bracie ostatnio - kontynuował. - Oni mieszkają w pieprzonym Los Angeles!

Wtedy już się zatrzymało.

Moje usta zaschły a ja szybko zwilżyłam dolną wargę. - C-co ty powiedziałeś?

- Ten frajer jest w LA, Sam.

Nie.

Nie.

Wdychając powietrze powoli starałam się pozostać w całości. Kiedy wypowiadałam słowa, mój głos był szorstki i suchy jak gdybym nie mówiła cały dzień.- Skąd wiesz?

Zaśmiał się wtedy przewracając oczami. - A jak myślisz? Prasa. Przeniósł się tu miesiąc temu, tak myślę.

Nie mogłam mówić, nie mogłam myśleć, nie mogłam oddychać.

- Jesteś pewien?

- Oczywiście - zatrzymał się i głęboko ziewnął. - Spójrz, gadamy już trzy godziny, a ja też muszę spać. Możemy pogadać jutro? Jestem pewien, że ta suka w mojej klasie będzie miała jakiś kurewsko niegrzeczny komentarz do powiedzenia. Nie możesz zadzierać z-

- Victor - przerwałam, mój głos był słabszy niż przedtem. -Tak, pogadamy jutro.

Westchnął ciężko, głośny dźwięk wibrował w moich słuchawkach raniąc moje uszy. - Sam, nie zadziałam nic w tej sprawie. Nie martw się o to. Los Angeles jest ogromne. Twoje szanse na zgubienie się tutaj są ogromne.

- Masz rację - usmiechnęłam się lekko do kamerki. - Dobranoc, Vic.

- Dobranoc kochanie.

Wyłączyłam mój komputer i wślizgnęłam się do łóżka. Spojrzałam na moje biurko, na rzecz która przykuła mój wzrok. To była delikatna, diamentowa bransoletka, którą dostałam od niego w listopadzie ubiegłego roku. Błagalam samą siebie, żeby się jej pozbyć, Vic błagał mnie abym ją sprzedała, ale ja nie potrafiłam. Zamiast tego leżała na moim biurku lściąc pięknie w blasku światła różowej lampki - przypominając mi, torturując mnie wspomnieniami moich spotkań z Zaynem sześć miesięcy temu. Ta bransoletka wzywała mnie do ponownego przeżywania wydarzeń, których z nim doświadczyłam. Kpiła ze mnie, wciąż przypominając mi jak bardzo zakochana w nim byłam. Przełknęłam ślinę, oderwałam wzrok od bransoletki i przeniosłam go na oprawione zdjęcie mojego psa. Tęskniłam za domem, tęskniłam za tymi brudnymi, obskurnymi ulicami Nowego Jorku. Brakowało mi mojej rodziny, brakowało mi moich przyjaciół, nawet Leoni. Ścisnęłam mocno mojego misia pluszaka, którego mam od dziecka i nadal wpatrywałam się w zdjęcie.

I kiedy leżałam tak samotnie w swojej sypialni, zdałam sobie sprawę, że Los Angeles - chodź ogromne i pełne ludzi - jest moim najbardziej osamotnionym miejscem.

***

Więc pierwszy rozdział części drugiej już za nami! Jak Wam się podoba? Nowe miejsce i nowa Sam. Czekamy tylko na ponowne spotkanie z Zaynem, o ile takie dojdzie do skutku! Mam nadzieję, że się podoba i wciągnie was tak samo jak pierwsza część.

DZIĘKUJEMY SERDECZNIE ZA WSZYSTKO!

Dziękujemy za 60+ komentarzy pod ostatnim rozdziałem i dziękujemy za 50 tysięcy wejść! Kochamy Was, nie zapomnijcie skomentować. Dzielcie się z nami również ta tt!

#25DWMAPL

~Ewelina

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Rozdział 22

Przeczytaj notkę.


***
Zamiast leżeć w moim łóżku i badając to co właśnie zaszło z Zaynem i Liamem, ja udałam się prosto po mojego laptopa po powrocie do domu, do pustego zimnego mieszkania. Dziwne było poruszanie się w tej małej przestrzeni salonu i kuchni; byłam tak bardzo pryzwyczajona do aromatu pieczonych ciasteczek i głosu mojej współlokatorki rozbijającego się echem w pomieszczeniu i witającego mnie stanowczo, niezależnie od mojego nastroju i zachowania. Ale tym razem po powrocie do domu, po dniu który był prawdopodobnie najgorszy w moim życiu - tak, to przebiło moje żenujące zerwanie z Dukiem ponad miesiąc temu - wróciłam do ciemności. Bezceremonialnie rzuciłam klucze i płaszcz na chwiejny stół, nacisnęłam włącznik światła, który rzucił blask na moje ponure otoczenie. Rozglądając się po żałośnie urządzonym salonie westchnęłam cicho. Byłam sama.

Nie mogłam nic poradzić ale gorączkowo zaczęłam przeszukiwać nieskończone ilości stron o Zaynie i Liamie i ich nie-tak-sławnym zespole. Poczułam falę mdłości kiedy pod frazą "Zayn Malik" znalazłam prawie siedem milionów wyników w milisekundę. Kiedy przewijałam niekończące się zdjęcia Zayna i jego czterech kolegów smutny uśmiech pojawił się na mojej twarzy widząc jego stare zdjęcia a mój zmęczony wzrok skanował go. Jego ciemne włosy nie były postawione na jeża, zamiast tego jego kosmyki były luźno zaczesane. Te same pełne, miękkie usta, z których wyrzucał nienawiść w moją stronę, te usta które na mnie krzyczały, te które mnie kurwa całowały. Chciałam wyrzucić z pamięci wargi Zayna, jego usta dociskające moje, jego język gwałtownie poruszjący się z każdym ruchem. Wzdrygnęłam się. Kochałam go tak bardzo...

A potem był Liam. Roześmiałam się głośno kilka razy na widok Liama; ponieważ gdy ten wyglądał tak młodo i miał ten sam słodki uśmiech, który zdobił jego usta to jego wygląd nie zmienił się aż tak drastycznie. Wciąż nosil proste dżinsy i zwykły podkoszulek. Obaj wyglądali tak młodo i niewinnie a ja zdałam sobie sprawę z tego kiedy przeglądałam strony z faktami o nich, ze zdjęciami z koncertów oraz gdy widziałam informacje o biletach na ich koncerty, wiedziałam że byłam najbardziej popierzoną osobą na tej planecie. Jak, do cholery, udało mi się nie zdać sobie sprawy z tego, że sprzątam i chodzę po zakupy dla super gwiazdy i jego przyjaciela z którym byłam tak blisko a on był sławnym piosenkarzem na arenie międzynarodowej?

Czułam się jak kompletny głupek kiedy weszłam na YouTube i zobaczyłam ich niektóre występy na żywo a łzy łaskotaly kąciki moich oczu. Czulam się jak idiotka, niestabilna beksa gdy zdałam sobie sprawę z tego, że fala uczuć pokonała mnie. Ich muzyka nie była w moim guście, to było pewne, ale sposób w jaki oni ją wykonywali i to jak śpiewali, w dodatku tysiące ich widzów - to było niesamowite. Sposób w jaki głos Zayna rozbrzmiewał na stadionie, jego kontakt z fanami, był niesamowity.

Zmusiłam samą siebie do wyłączenia strony i wstałam kierując swoje nogi do łóżka i leniwie opadłam na moje miękkie poduszki. Przycisnęłam do nich moją zaczerwienioną twarz i westchnęłam drżącym głosem. Teraz byłam pewna, że Zayn i Liam utrzymywali sekrety przede mną i nie było wątpliwości, że robiliby to jeszcze dłużej. Co bolało bardziej to to widząc Zayna przystojnego i jego możliwości wokalne i fakt, że okłamał mnie nie tylko o jego miejscu w przemyśle muzycznym, ale też o jego pieprzonym samochodzie. Jak on mógł mi to zrobić? Pokręciłam głową. Błagałam samą siebie by myśli o nim w niezwykły sposób zniknęły z mojego mózgu ale to właśnie tylko obrazy Zayna przewijały się w mojej głowie. Jego młodzieńcze oblicze, tak typowy arogancki usmieszek widniejący na jego ustach - to wszystko to było za wiele. Byłam beznadziejnie, rozpaczliwie w nim zakochana. Chciałam zrobić wszystko by cofnąć się w czasie i go nie spotkać - zepsuł mnie nie do naprawienia.

Sen nie przychodził łatwo.

Kiedy obudziłam się kilka godzin później, dźwięk kogoś - lub czegoś - odbijąjący się w mojej sypialni wypełnił moje uszy. Wciąż oszołomiona ze snu milczałam leżąc pod kocem, poczucie paniki wzrastało we mnie. Przełknęłam ślinę nasłuchując dalej a wtedy usłyszałam, że tajemnicza osoba zasuwa krzesło. Moja szczęka zacisnęła się a ja wstrzymałam oddech czekając w strachu na dalsze dźwięki zastanawiając się czy jestem szalona i czy rzeczywiście ktoś jest u mnie w pokoju ze mną. Usłyszałam ochrypły kaszel.

O Boże. Ktoś się włamał?

Bałam się poruszyć aż w końcu usłyszałam dźwięki intruza - głęboki śmiech połączony z ciężkim westchnieniem. Osoba przemówiła.

- Sam, możesz przestać udawać, że jesteś martwa.

Odetchnęłam niepewnie a fala ulgi zalała mnie od środka kiedy rozpoznałam ten głos. Przekręciłam się powoli i przetarłam oczy patrząc na moje biurko gdzie on siedział plecami do mnie a jego palce dociskały przycisk myszy poruszając się szybko w moim komputerze.

- Przestraszyłeś mnie, Vic - mruknęłam ziewając. - I co ty robisz na moim komputerze?

- Nieważne co - odpowiedział wciąż przewijając strony, których nie mogłam zidentyfikować ze względu na moje wciąż lekko niewyraźne widzenie. - Lepsze pytanie, co byś zrobiła gdyby ktoś włamał się? Dobrze wiedzieć, że leżysz tu jak idiotka i czekasz aż ktoś cię zgwałci, mam na myśli serio, Sam?

Ziewnęłam siadając i odepchnęłam koc do pasa po czym zmrużyłam oczy w stronę mojego najlepszego przyjaciela. - Tak czy siak, jak się tu dostałeś? Lepiej gdybyś nie złamał blokady czy cokolwiek inn-

- Oh cicho - machnął ręką w powietrzu. - To nie tak, że jakaś gówniana blokada nie mogłaby się złamać na początku.. ale tak właściwie to drzwi były otwarte, kretynko - odwrócił się i spojrzał na mnie z dezaprobatą. - Co ja mam z tobą zrobić? Masz rozsądek niczym ceglany mur.

- Zamknij się - mruknęłam pochylając się do przodu aby lepiej przyjrzeć się temu czym on był tak zaintrygowany na moim komputerze. Moje oczy rozszerzyły się lekko kiedy zdałam sobie sprawę, że on przeglądał moją historię i strony o Zaynie i Liamie nad którymi spędziłam godziny ostatniej nocy. - Co ty -

- Co ja robię? Co TY robisz Sam? Masz prawie dwieście stron o tym palancie - urwał klikając na daną witrynę. Odchrząknął po czym zaczął na głos czytać słowa wypisane na ekranie. - Dwadzieścia faktów których nie wiesz o Zaynie Maliku. Numer jeden.. posiada dwie takie same szczoteczki do zębów. Dwa.. miał dziewięć lat kiedy przeżył swój pierwszy pocałunek. Trzy.. jego ulubionym piosenkarzem kiedy dorastał był Drake - ktokolwiek do cholery to jest... ummm.. numer cztery..

Starałam się zignorować głos Victora kiedy on nadal czytał. Przetarłam oczy i westchnęłam głęboko będąc na granicy wytrzymałości z racji tego jak bardzo irytujący potrafił być Vic jednak ten wciąż kontynuował.

-.. sześć.. nienawidzi sznurowadeł..

- Przestań już! - w końcu wybuchnęłam patrząc wilkiem na mojego najlepszego przyjaciela. Jego oczy rozszerzyły się na chwilę zanim nimi przewrócił i odwrócił się na krześle twarzą w moją stronę.

- Cóż numer sześć jest czymś co już tak właściwie wiesz, mam nadzieję. Wystarczy spojrzeć na buty tego kolesia -

- Victor - jęknęłam wciskając twarz w moje otwarte dłonie i potrząsnęłam głową. - Przestań. Łapię. Nie chcę tego dłużej słuchać.

- Okej, ale zdajesz sobie sprawę że robię to z miłości do ciebie, prawda? - rzucił. Chwilę później poczułam jego rękę na mojej nodze pieszczącą mnie delikatnie w współczuciu. - Mam na myśli, że to co robisz jest niezdrowe, kochanie.

Spojrzałam w górę a potem łzy zaczęły się tworzyć w moich oczach kolejny raz a ja ostro westchnęłam. - Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że chciałam go tak potraktować, myślisz, że chciałam dowiedzieć się o jego tajnym życiu przez internet? Nie - ale on nie mógł nawet powiedzieć mi tej cholernej prawdy - on kłamał mi prosto w moją twarz, Vic.

- Nie mogę zrozumieć dlaczego, mam na myśli, on chciał uniknąć rozgłosu -

- Nie obchodzi mnie to - powiedziałam pozwalając mojemu ciału ponownie nakryć się kocem. Wpatrując się w sufit przełknęłam gulę powstającą w moim gardle. - To nie wszystko o czym on kłamał.

Chwila ciszy.

- Co masz na myśli?

Zacisnęłam mocno oczy, obraz jego pieprzonego samochodu i tego rachunku oraz ciemne, duże litery widniejące na nim na zawsze pozostaną w moich wspomnieniach. Nigdy nie mogłam mu tego wybaczyć.

- Zayn napisał śmieszną umowę na jego warunkach po tym jak uszkodziłam jego samochód - zaczęłam, słowa z moich ust wychodziły powoli i ostrożnie a ja starałam się utrzymać wewnętrzny spokój. - Powiedział mi na samym początku, że naprawa będzie kosztowała około trzech tysięcy dolarów.

Vic gwizdnął cicho. - Musiał to być dość elegancki samochód.

- Wgniecenie było mniejsze od czubka mojego paznokcia - kontynuowałam. - Znalazłam rachunek wczoraj, zaraz po konfrontacji z jego bratem - westchnęłam ciężko. - To nie było trzy tysiące dolarów.

- W takie razie dwa tysiące?

- Nawet nie blisko.

- Osiemset?

- Mniej.

- O Jezu. Hm... czterysta?

-.. mniej.

- Sam przestań pieprzyć, to wyczerpujące -

- Zgaduj dalej, Vic.

- Dwie.. dwie stówy?

- Siedemdziesiąt pięć.

- Proszę, powiedz mi, że żartujesz. Siedemdziesiąt pięć dolarów?

Otworzyłam oczy spoglądając na niego złośliwie. - Nie, Vic. Siedemdziesiąt pięć pomarańczy - co ty do cholery myślisz? Tak, dolców.

Jego oczy rozszerzyły się a jego wargi rozwarły, patrzył na mnie przez chwilę. - J-ja nie wiem co powiedzieć.

- Jak myślisz, że się czuję? - mówiłam między czasie oblizując przyschniętą, dolną wargę. - On całkowicie wykręcał się w każdy możliwy sposób. Nigdy nie czułam się tak upokorzona w całym moim życiu.

- Mam nadzieję, że wygarnęłaś mu, skarbie - Vic odpowiedział krzyżując ramiona na piersi. - Ponieważ nie ma wymówki by nie.

- Tak - powiedziałam śmiejąc się smutno. - Tak, wygarnęłam mu.

- Jak zareagował? Mam na myśli - przejął się tym?

Wzruszyłam ramionami. - Jestem całkiem pewna, że płakał kiedy wychodziłam, myślę że słyszałam to zanim trzasnęłam drzwiami.

- Płakał? - powtórzył z niedowierzaniem Vic. -  Nie ma kurwa mowy. Sam!

Spojrzałam na niego marszcząc brwi w lekkim zmieszaniu. - Co?

Vic pochylił się do przodu, jego duże oczy były szeroko otwarte a spojrzenie miękkie, rysy jego twarzy nie były tak zaostrzone. - Sam, może i jestem gejem ale jestem też facetem.. posłuchaj mnie spokojnie, okay? Facet nie płacze bez powodu. Musi być jakiś jebany powód dla każdego kolesia by ten uronił łzę... a on nie uroni łzy dla zwykłej dziewczyny.

- O co ci chodzi?

- Chodzi mi o to, że ten koleś może i być największym kutasem jaki żyje, może cię okłamywać i być wobec ciebie wulgarny, ale Sam.. on płakał z twojego powodu - pochylił się dotykając mojego kolana przez miękki koc i delikatnie muskał je palcami. - On troszczy się o ciebie, kochanie.

Czułam łzy powstające w moich oczach zaraz po słowach Vica które odbiły się echem w moim małym pokoju. Miały na mnie wpływ a mój umysł z pewnością wchlaniał każdy ich najmniejszy szczegół. Wiedziałam, że obchodziłam Zayna w jakimś stopniu, ale zawsze myślałam, że to było czysto seksualne i narażone na same straty. Słysząc to co mój najlepszy przyjaciel potwierdził, to o czym myślałam i bałam się przyznać, to wszystko tak bardzo wyniszczało mnie emocjonalnie i sprawiało, że łzy powstawały w kącikach moich oczu i zaczęły tworzyć gorące szlaki w dół moich policzków.

- Oh, skarbie - wstał szybko kiedy usłyszał cichy dźwięk mojego szlochania wydobywającego się z mojego gardła i usiadł obok mnie, jego ręka znalazła się na moim ramieniu delikatnie je pocierając. - Nie chciałem doprowadzić cię do płaczu, kochanie, Sam proszę, nie płacz.

- Przepraszam, wiem że nie powinnam płakać - nie powinnam czuć tego co c-czuję do niego - pociagnęłam nosem, rękawem wycierając łzy spływające po mojej twarzy. - Kocham go, Vic.

To była jego kolej by westchnąć ciężko gdy jego palce mocniej zacisnęły się na moim ramieniu. - Wiem o tym.

Siedzieliśmy w ciszy co wydawało się trwać wieczność. Byłam zalana łzami i wybuchałam co jakiś czas a Vic wciąż cierpliwe siedział obok mnie, delikatnie głaszcząc moje ramię w celu zapewnienia mi wsparcia od mojego najlepszego przyjaciela. Po kilka minutach, które wydawały się trwać wieki on wstał powoli i podszedł do biurka pochylając się nad myszką i klikając coś na ekranie.

- Mam zamiar wyłączyć to o tym złym kolesiu - wyjaśnił mi przez ramię a ja zobaczyłam jak karta po karcie powoli zaczyna znikać w mojej przeglądarce. - Szukanie nie jest dobrym wyjściem - zaraz, co to jest?

Spojrzałam na niego wciąż przecierając skórę pod moimi oczami. - Co?

Milczał przez chwilę jego oczy mrugały a jego wargi były lekko rozchylone. Spojrzał na mnie. - Czy to z agencji stażu?

- Co? Oh.. tak - skinęłam głową mrużąc oczy przed jasnym ekranem. - Przysłali mi e-mail i zaproponowali mi stanowisko w małej gazecie uniwersyteckiej w -

- Los Angeles?! - jego odpowiedź praktycznie przypominała krzyk a on powrócił wzrokiem w stronę ekranu, jego oczy rozszerzyły się a wargi rozchyliły. - Los kurwa Angeles - o mój, o mój Boże, zaraz zemdleję...

Miło było znowu się uśmiechnąć i kiedy to zrobiłam, przyjemne ciepło rozlało się w moim ciele a ja chociaż na chwilę mogłam zignorować dyskomfort i to wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni.

- Brzmisz na bardziej podekcytowanego niż ja - dokuczałam mu.

Odwrócił się gwałtownie, jego dłonie zakrywały jego usta a oczy niemal błyszczały szaleńczo. - Oczywiście, że jestem podekcytowany! - wykrzyknął tłumiąc słowa w dłoniach. Pozwolił ręką opaść a usta pozostawił lekko rozchylone. - Moja najlepsza przyjaciółka zaczyna nowe życie w Los Angeles! To znaczy, że jej najlepszy na całym świecie przyjaciel, który okazał się być gejem, będzie zobowiązany by ją odwiedzić i skorzystać z możliwości zakupów i wspaniałych kolesi -

- Tak właściwie to nawet jeszcze nie wiem czy się zgodzę.

Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej a wyraz przerażenia zastąpił jego podekcytowanie. Wypuścił przesadzony, nieprzyjemny dźwięk i pokręcił szybko głową. - Nie wiesz czy się zgodzisz? Czy ty jesteś na haju, kobieto? Dlaczego, do cholery, nie miałabyś skorzystać z takiej szansy by pojechać do Los -

- Kurwa Angeles - skończyłam za niego z figlarnym uśmieszkiem, śmiejąc się lekko. - Zaproponowano mi ten staż albo jeszcze drugi w górach Horeb.

Vic się skrzywił. - Górach co?

- Horeb.

- Gdzie to kurwa jest?

Uśmiechnęłam się. - Wisconsin.

- Oh, to świetnie - zadrwił wyrzucając ręce w powietrze. - Jesteś gotowa rzucić możliwość życia w Kalifornii by móc tarzać się w trawie z jakimiś krowami? Jeść ser? Biegać w kombinezonie i kombojskich butach? - zmarszczył nos przyciskając dłonie do ust. Zamknął oczy pozwalając dłoni powoli opaść. - O Boże. Absolutnie nie, powtórzę, nie wygląda się dobrze w kowbojskich butach.

- Jestem całkiem pewna, że oni nie noszą kowbojskich butów w stanie Wisconsin, Vic, ale niezła próba -

- Oh, nieważne! Zabiję cię jeśli wybierzesz jakieś jebane ho-gówno zamiast przepych i świetność zachodniego wybrzeża, przysięgam że -

Kiedy on kontynuował wygłaszanie swojego przemówienia, mi udało się oderwać swoją uwagę od niego gdy mój telefon wykonał małe ding kilkakrotnie, leżąc na stoliku obok mojego łóżka. Marszcząc brwi wyciągnęłam rękę i podniosłam go, zerkając na ekran. Moje serce prawie się zatrzymało.

- Sam, czy ty mnie chociaż słuchasz - urwał robiąc krok do przodu. - O Boże - to on? Napisał do ciebie?

Po prostu patrzyłam w swój telefon kiwając powoli. Siegnął po niego i skutecznie wyrwał go z moich rąk. Mrużąc oczy w stronę ekranu otworzył usta.

- Spotkajmy się w naszym miejscu dzisiaj. Szósta - spojrzał na mnie mrużąc oczy. - Gdzie do cholery jest "nasze miejsce"? Myślałem, że wasza dwójka spędzała czas tylko w jego apartamencie.

Przełknęłam ślinę, moja ręka spoczywała na moim udzie, wciąż drżąc. - Przypuszczam, że chodzi o alejkę, w której uszkodziłam jego samochód.

- Masz zamiar tam iść?

Westchnęłam, delikatnie przegryzając moją dolną wargę. - Nie wiem.

- Myślę, że powinnaś - powiedział cichym głosem. - Zwłaszcza jeśli zamierzasz opuścić Nowy Jork, musisz przynajmniej zakończyć z nim tę sprawę.

- Boję się - przyznałam cicho patrząc na moje kolana. - Nie wiem co mam mu powiedzieć.

- Cóż, to proste - Vic uśmiechnął się kucając by spojrzeć mi w oczy. - Powiedz mu prawdę.

Gdyby to było takie proste.

***
Przyjechałam do "naszego miejsca" tuż po szóstej, praktycznie po godzinie bycia chorą na myśl o spotkaniu z Zaynem. Victor przekonywał mnie, zapewniając że jeśli nie pójdę to później będę tego w życiu żałować a część mnie głęboko wiedziała, że nie było co do tego wątpliwości. Zamierzałam ubrać się dosyć ładnie i prawie skończyłabym w spódnicy i balerinkach - nawet miałam kręcić włosy i malować się - ale pomyślałam, że nie mogę zrobić tego samej sobie i nie mogę być takim kłamcą jakim on był. Ostatecznie zdecydowałam się założyć zwykłe dżinsy i trampki, prostą koszulkę i bluzę z kapturem schowaną pod zimową kurtką. Moje włosy po prysznicu opadały luźno, powoli schnąc. Wysuszyłam je lekko a powstające fale nie były takie złe. Nałożyłam miętowy balsam na usta jako formę makijażu oraz rękawiczki z szalikiem. Nie wyglądałam jak bezdomna (jak to Zayn subtelnie określił w przeszłości) kiedy się tam pojawiłam, wyglądałam po prostu - po prostu ładnie.

Ale kiedy szłam przez lodowate powietrze do małej, pustej alejki, zobaczyłam jego postać stojącą w tym samym miejscu jak wtedy gdy go poznałam ponad miesiąc temu, poczułam nagle zakłopotanie związane z moim wyglądem zewnętrznym. Opierał się o tył jego samochodu, uliczne latarnie częściowo oświetlały go kiedy leniwie palił papierosa. Kiedy mnie zobaczył, kiwnął głową w moim kierunku i szybko wyciągnął papierosa z ust. Czułam, że drżę - mam na myśli sposób kiedy zbliżałam się do niego i byłam przerażona myślą, że moje serce eksploduje w mojej klatce piersiowej w danym momencie. Mimo to starałam się okazywać spokój, rzucając mu niezręczny, mały uśmiech.

- Przyszłaś - odezwał się cicho, jego głos był niski i spleciony z niepewnością. - Nie spodziewałem się, że to zrobisz.

- Także się nie spodziewałam - przyznałam wzruszając ramionami, wpychając ręce do kieszeni i unikając jego brązowego spojrzenia. Przestępując z nogi na nogę westchnęłam ciężko. - Ale tu jestem - przerwałam śmiejąc się do siebie. - Wyglądając jak gówno, jak zwykle.

Spodziewałam się, że rzuci jakąś chamską uwagę zgadzając się ze mną, wskazując mi moje wady i szyderczo się z tego śmiejąc - ale tego nie zrobił a ja czułam, że moje serce zaraz wypadnie między nas.

- Wyglądasz pięknie.

Niezależnie od faktu, że jego głos brzmiał szczerze i nie było w nim jakiegokolwiek sarkazmu, nadal nie mogłam uwierzyć, że on mógł wypowiedzieć takie słodkie słowa w moją stronę. Potrząsając głową wypuściłam kolejny, suchy śmiech. - Nie bądź dupkiem, zwłaszcza nie teraz, Zayn.

- Wyglądasz pięknie - powtórzył robiąc krok do przodu, niemal łamiąc nasz kontakt wzrokowy. - Zawsze wyglądasz pięknie.

Moje usta mimowolnie się otworzyły, moje serce chaotycznie uderzało w moją klatkę piersiową a palce zacisnęły się w pięści w kieszeniach mojej kurtki. Staliśmy tam, w zimnym i słabo oświetlonym parkingu po prostu patrząc na siebie i to bez wątpienia był jeden z najbardziej intymnych, przerażających doświadczeń w całym moim życiu. Wyglądał tak pięknie jak zawsze w jego grubym, szarym płaszczu i ciemnych dżinsach.

- Sam - jego głęboki głos złamał kontakt moich oczu z jego ustami a ja szarpnęłam głową do góry by spojrzeć mu w oczy. Jego spojrzenie było tak miękkie, niemal błagalne i smutne a ja chciałam po prostu na tą chwilę uciec. Albo chciałam go pocałować. Lub oba. Potrząsnął powoli głową, jego oczy odzwierciedlały coś przypominającego ból. - Wiem, że jesteś na mnie zła, ale ja - ja.. nie mogłem ci tego powiedzieć.

Patrzyłam na niego wyczekująco a kiedy nie powiedziałam niczego, westchnął patrząc przed siebie zanim nie ulokował swojego wzroku ponownie na mnie. - Nie powiedziałem ci o zespole, ponieważ nie chciałem byś traktowała mnie jakoś inacz-

- Traktowałabym cię inaczej - powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy. - Traktowałabym cię bardziej z szacunkiem, ponieważ byłbyś ze mną szczery.

Jego wzrok opadł, kąciki jego ust także. Nadal kręcił głową a ja widziałam jak jego jabłko Adama porusza się w górę i w dół. - Nie wiedziałem tego.

- A co z twoim ukochanym samochodem? - powiedziałam, ton mojego głosu był mocniejszy i jadowity. - Dlaczego wymyśliłeś trochę niewyobrażalną kwotę dla mnie - wiedząc cholernie dobrze, że to kompletne kłamstwo? - milczał przez chwilę patrząc na czubki swoich butów. Pokręciłam głową, gniewnie mrużąc na niego oczy a złość potęgowała się we mnie. - I dlaczego kazałeś mi prać twoje ubrania? Dlaczego kazałeś mi siedzieć z tobą na twoim balkonie i rozmawiać, Zayn?

- Chciałem mieć cię przy sobie - powiedział cicho, nie odwzajemniając mojego spojrzenia.

Czułam, że oszołomienie prawie zabija mnie od środka. Przełknęłam cicho ślinę, odchrząkując delikatnie. - Co takiego?

Spojrzał na mnie, w jego oczach migotał smutek a jego usta wciąż szarpała subtelna dezaprobata. - Pierwszej nocy kiedy się spotkaliśmy - przerwał kiwając głową najpierw w jedną stronę a później w drugą. - Właśnie tutaj... sposób w jaki do mnie mówiłaś był... to było tak dziwne i niespodziewane, inne od tego do czego jestem przyzwyczajony. Zainteresowałaś mnie.

- Zainteresowałam cię? - zaśmiałam się ostro. - Przeklinałam na ciebie, jeśli mam przypomnieć. Zazwyczaj chcesz spędzać więcej czasu z ludźmi, którzy cię obrażają na jakimś przerażającym parkingu?

- To nie jest łatwe do wyjasnienia.

Zaśmiałam się przewracając oczami. - Jaśniej.

Jego spojrzenie ulokowało się w moim, skanując mnie zanim nie wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem. I ku mojemu zdziwieniu, zamiast wydmuchając dym w moją twarz, on odwrócił całkowicie głowę w innym kierunku. Celowo wypuszczał dym, którego nienawidziłam, z dala od mojej twarzy.

- To był mój plan by zobaczyć jaka będziesz na co dzień - kontynuował, poruszając papierosem między swoimi palcami. - I wtedy miałem powiedzieć ci, że to był żart i po prostu odejść - uniósł papierosa do ust i zaciągnął się krótko a następnie ponownie wypuścił dym przez ramię. - Ale było coś w tobie. Nie wiem. Może jestem szalony.

- Jesteś szalony - powoli skinęłam głową, czując że moja klatka piersiowa znajomo zaczyna się zaciskać. - Jesteś świrem, Zayn. Mogłeś po prostu porozmawiać ze mną jak normalny człowiek -

- Nie, nie mogłem - przerwał odwracając głowę aby bezpośrednio spojrzeć w moją twarz. - Ty i ja nie jesteśmy jak inni ludzie. Wiesz to. Sprzeczamy się, obrażamy się nawzajem. Walczymy i mówimy rzeczy których nie mamy na myśli i -

- I kłamiemy?

- Sam, przykro mi - przymknął lekko powieki zaciskając szczękę. - Przepraszam...

- Zdajesz sobie sprawę z tego jak wiele razy mnie zraniłeś, Zayn? Pierwszy raz gdy spałeś z moją współlokatorką -

- Spałem z nią byś była zazdrosna.

- I wtedy mnie okłamałeś.. sprawiłeś, że poczułam.. poczułam coś, Zayn. Coś czego nie czułam do żadnego innego kolesia.. i wtedy dowiedziałam sie, że to wszystko co zbudowaliśmy, nie było prawdziwe.

- Nie było prawdziwe? - powtórzył robiąc krok do przodu. - Myślisz, że to wszystko co się stało nie było prawdziwe? My nie byliśmy?

- To oczywiste, że nie było - mówiłam cicho, zamykając oczy. - Jeśli by było, nie czułabym się tak -

Nie miałam możliwości dokończyć kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że coś miękkiego, coś morkego i ciepłego urwało moje słowa a ja szybko zauważyłam, że usta Zayna napierały na moje i że to on przerwał to co zamierzałam powiedzieć. Jego usta poruszały się delikatnie przeciwko moim, rozwarły się lekko a jego język muskał moją dolną wargę. Czułam się jakbym miała zaraz upaść i dopiero po chwili zaczęłam poruszać wargami i oddawać pocałunek. Nasze usta napierały na siebie miękko i rytmicznie, w tak bardzo słodki sposób. A kiedy jego ramiona owinęły się wokół mnie, przyciągając mnie do siebie, mój umysł ponownie powrócił do mojego ciała i zaczął krzyczeć by to powstrzymać, że to wszystko nie mogło się zdarzyć i nie powinno.

Odepchnęłam go delikatnie, odrywając swoje wargi od jego i zobaczyłam, że jego oczy są wciąż przymknięte a usta rozwarte, zaczerwienione i lekko opuchnięte. Odchrząknęłam poruszając głową. - Nie - wyszeptałam. - Nie mogę. Przepraszam, po prostu nie mogę tego zrobić.

- Dlaczego - odpowiedział ostro, otwierając oczy i mrużąc je w moją stronę. - Dlaczego nie możesz tego zrobić? To dlatego, że się boisz? - wyciągnął rękę i chwycił mnie za dłoń, przyciagając ją do swojej klatki piersiowej i kładąc ją na sercu, dociskając ją tam. - Czujesz to? Czujesz moje serce? Dla żadnej dziewczyny nigdy nie biło tak szybko. Jesteś inna, Sam - przełknął lekko ślinę patrząc mi prosto w oczy. - Sprawiasz, że jestem szczęśliwy.

- Zayn, ja -

- Stworzyliśmy coś - mruknął. - Nie czujesz tego? Kiedy cię całuję, kiedy kurwa stoję obok ciebie? Nie czujesz tego?

- Czuję, ale -

- Ale co?

Jego głos ociekał desperacko a ja musiałam to wytrzymać. Nigdy nie pomyślałabym, że dożyję dnia, że Pan Samolubny, ta sama osoba która mnie okłamywała, zrobiła jako swojego sługę i obrażała mnie, będzie sugerował związek i mówił chemii, która tkwiła zawsze między nami. Ale to było bardziej skomplikowane a ja wiedziałam, że muszę go o tym powiadomić.

- To nigdy nie zadziała - potrząsnęłam głową. - Jestem inna niż ty, oboje jesteśmy różni od siebie.

- Dlaczego? - warknął gniewnie, wypuszczając moją rękę i krzyżując ramiona. - Bo śpiewam w pieprzonym zespole? Bo mam pieniądze?

- To coś więcej niż to -

- Co jeszcze, w takim razie? Powiedz mi bo ja kurwa umieram z niewiedzy, dlaczego nie chcesz być ze mną, dlaczego ty-

- Ponieważ skłamałeś, Zayn! - praktycznie krzyknęłam, moja złość w końcu wybuchła we mnie. -Wiem, że przeprosiłeś, wiem że pewnie wczoraj pomyślałeś, że jestem nadpobudliwą suką, ale kiedy przychodzi co do czego, ty traktujesz mnie jak skończone gówno!

Echo moich słów odbijało się między nami przez dłuższą chwilę, jego przystojna twarz teraz wyrażała coś w rodzaju zdumienia. Milczał nadal, a potem spuścił swój wzrok na chodnik pomiędzy jego stopami.

- Ja-ja nie wiedziałem, jak mam na ciebie reagować - przemówił cicho.- Nigdy... nigdy nie czułem czegoś takiego do żadnej dziewczyny - i.. i ja po prostu... nie wiedziałem jak mam się zachowywać.

- Nie wiedziałeś jak masz się zachowywać.. - powtórzyłam kiwając głową ze zwątpieniem na twarzy.- Dobrze... to ma sens, nie wiedziałeś jak masz się zachowywać, więc nazywałeś mnie każdym możliwym obraźliwym określeniem i kazałeś szorować swoją toaletę. Okej.

Przechylił swoją głowę w geście rezygnacji i złości, jego oczy były teraz znacznie ciemniejsze niż wcześniej.- Ty też nie byłaś idealna w stosunku do mnie, więc nie wyciągaj teraz tego syfu.

- Ja tylko sobie oddawałam!

- Kompletna bzdura.

- Tak, zgadzam się, to jest kompletna bzdura, twoje traktowanie mnie, tak wiem to.

- Wiesz o co mi chodzi! - wrzał ze złości, robiąc krok do przodu. - Przestań grać w tę pieprzoną grę, Sam. To stało się nudne już dawno.

- Pieprz się.

Zatrzymaliśmy się na chwilę patrząc na siebie, co wydawało się trwać minutę. Nie wiem które z nas wybuchło pierwsze - ale uśmiech szybko rozprzestrzenił się na naszych twarzach i śmiech szybko opuścił nasze usta, wspólne chichotanie było czystą harmonią. Śmialiśmy się nadal, kiedy przybliżyliśmy się do siebie i zamknęliśmy się w ciasnym uścisku. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej, mocno owinęłam ramionami jego szyję, jego dłonie trzymały mnie w talii. Nie czułam niczego bardziej perfekcyjnego niż to w całym moim życiu. Jego zapach - jego papierosy, jego droga woda kolońska, idealna męska woń - był prawie przytłaczająco niesamowity. I tylko dźwięk bicia jego serca, troszkę szybszego niż zwykle oraz miękki i ustabilizowany oddech, potrafiły sprowadzić na mnie uczucie ciepła i szczęścia.

- Wciąż cię nienawidzę - powiedziałam cicho do jego piersi z uśmiechem. Oderwałam się od niego i spojrzałam prosto na jego twarz. - Ale kiedyś ci wybaczę - ale jeszcze nie teraz. Choć nigdy nie zapomnę tego co zrobiłeś.

Wpatrywał się we mnie przez dłuższy moment z nieodgadnionym wyrazem twarzy, aż przez chwilę poczułam niepokój. Uśmiechnęłam się nerwowo i szturchnęłam lekko w pierś. - To ten moment, kiedy mówisz 'ja nienawidzę cię bardziej, Sam'.

Odetchnął delikatnie i rozchylił usta,

- Kocham cię.

Poczułam nagły wstrząs - nie mogłam nawet tego wyjaśnić ale czułam coś w rodzaju wybuchu mojego serca. Moje gardło było suche a ból mojego żołądka sprawiał, że chciałam wymiotować, ponieważ w tym momencie byłam pewna, że to nie była rzeczywistość. Czy ja śnię? Czy to się w ogóle dzieje?

- C-co?

Przełknął ciężko ślinę, pozwalając uciec chwiejnemu westchnieniu z jego ust. - Kocham cię, Sam.

O mój Boże.

- Zayn -

- Nie oczekuję od ciebie, że odpowiesz mi tym samym - mruknął cicho. - Byłem dupkiem dla ciebie a ty na to nie zasługiwałaś. Pomyślałem po prostu, że powinnaś wiedzieć co czuję.

Ciężkie milczenie osiadło między nami a ja powoli oderwałam swoje ręce od niego, cofając się i owijając ramiona wokół swojego ciała. Nie wiedziałam co robić. Powinnam mu powiedzieć? Czułam się tak jakby to był zły pomysł - że wygłaszanie niesamowitej miłości i uczucia, którym darzyłam tego człowieka mogło mnie wkopać do większego doła emocjolnalnego. Zamiast tego spojrzałam w górę a kiedy poczułam zimne kapanie na moim policzku i zobaczyłam białe kropelki dryfujące w powietrzu uśmiechnęłam się smutno.

- Pierwszy śnieg - zauważyłam cicho przymykając oczy i przechylając głowę do tyłu aby umożliwić płatkom dalsze łaskotanie moich policzków. Po dłuższej chwili rozwarłam powieki i zobaczyłam Zayna, który miał ten okropny wyraz cierpienia i załamania na swojej twarzy.

- Zayn - powiedziałam ostrożnie, wpatrując się bezpośrednio w jego twarz - Ostatnie miesiące były najgorszym - i najlepszym czasem w moim życiu. Spotkanie ciebie zmieniło wszystko - przerwałam kiedy zobaczyłam wyraz nadziei odbijający się w jego brązowych oczach a potem westchnęłam. - Wyjeżdżam latem przyszłego roku. Daleko. Na staż.

Rozchylił lekko usta. - Oh.

- I jestem pewna, że ty będziesz miał trasę lub - lub cokolwiek twój zespół robi. To po prostu.. po prostu nie wypali.

Nie odezwał się, ale zamiast tego sięgnął do kieszeni i wyciągnął coś co błysnęło w kąciku mojego oka. Kiedy spojrzałam w tamtą stronę, uczucie mdłości osiedliło się we mnie. To była delikatna, drobna bransoletka - białe złoto wysadzane diamencikami - ta sama którą dał mi z okazji "rocznicy" naszego kontraktu. Zerwałam ją z mojego nadgarstka i rzuciłam na podłogę tuż przed tym zanim trzasnęłam drzwiami ich apartamentu. Przełknął ciężko ślinę i wyciągnął ją w moją stronę, unikając mojego spojrzenia. - Wiem, że myślisz o tym by stąd wyjechać - ale mam nadzieję, że ją przyjmiesz.

Westchnęłam. - Nie wiem czy to dobry pomysł -

- Sam, proszę.

Ton jego głosu emanował desperacją i ostatecznie poddałam się, wyciągając rękę niepewnie by przyjąć jego piękny prezent. - Dziękuję, Zayn.

Wziął bransoletkę, która spoczywała w mojej dłoni a następnie odwrócił mój nadgarstek i zapiął na nim zręcznie biżuterię. Pochylając się w moją stronę przycisnął swój policzek do mojego wzdychając drżącym głosem. - Jesteś najlepszą rzeczą, która kiedykolwiek mi się przytrafiła.

Musiałam się od niego oderwać i uciec zanim zacznę znowu płakać. Kiwnęłam głową, mój policzek ocierał się o zarost na jego twarzy a moje oczy stopniowo zaczynały wytwarzać gorące łzy a wtedy oderwałam się od niego. Trzymał mnie mocno za nadgarstek a ja uśmiechnęłam się do niego.

- Zgaduję, że zobaczę cię jeszcze kiedyś.

Moje serce zamarło kiedy wypowiedziałam te słowa i jego też musiało, ponieważ wilgoć w jego oczach była zbyt oczywista. Pociągnęłam nosem raz odwracając się od niego, mój umysł krzyczał bym uciekła szybko zanim zrobię coś głupiego. Odwróciłam się by odejść, zostawiając go stojącego samotnie pod latarnią. Trzymałam swój nadgartek mocno, powtarzając sobie w kółko i w kółko aby się nie rozpłakać i rzucić w jego ramiona jak w tandetnym, babskim filmie. Ponieważ to było prawdziwe życie a nie jakaś gówniana komedia romantyczna. To było rzeczywistością, a rzeczywistość była taka, że to pomiędzy Zaynem i mną nie mogło i nie powinno się wydarzyć. Gdy szłam, aleja znikała za mną, musiałam trzymać głowę do góry by nie spojrzeć wstecz i nie skłonić się do zmiany swojej decyzji. Będę w Los Angeles. Zayn będzie gdzieś - w dowolnym miejscu, tak sądzę. Kiedy przypomniałam sobie jego słowa, tak miękkie i wrażliwe, uśmiechnęłam się do siebie smutno a moje usta wyszeptały cicho.

- Też Cię kocham.

I wtedy odeszłam.

***
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ


Biedny Zayn, spodziewaliście się tego?
Płakałam nad tym rozdziałem, szkoda tylko że tak się zakończył.

CO MYŚLICIE O TYM ROZDZIALE I OGÓLNIE O CZĘŚCI PIERWSZEJ?

MAMY PROŚBĘ. NIECH KAŻDY KTO CZYTAŁ PRZYNAJMNIEJ JEDNYM SŁOWEM DA O SOBIE ZNAĆ. CHCEMY WIEDZIEĆ ILE WAS TAK NAPRAWDĘ BYŁO.

Rozdział tłumaczony wspólnymi siłami z Eweliną.

Chciałyśmy Wam podziękować, za każdy komentarz, za każde miłe słowo. Nie wiecie jak dużo to dla nas znaczyło. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłyśmy.

Ilość komentarzy zależy od tego jak szybko pojawi się DRUGA CZĘŚĆ - 25 WEEKS WITHOUT MR. SELFISH! 

Serdecznie zapraszamy! (więcej info dodam tu w przeciągu kilku dni, musimy jeszcze wszystko ustalić)

Ewelina i Marta (@mrsarrrogant) 

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Informacja

Hej.
Spora część Was pyta o drugą część i o to czy będziemy ją tłumaczyć. Odpowiedź brzmi: TAK!
Jeżeli już coś zaczynamy - to niezależnie od przeciwności skończymy to. :)
Jednakże chciałabym Wam powiedzieć, że część druga NIE JEST SKOŃCZONA. Przynajmniej tak to interpretujemy, chyba że autorka celowo urwała historię w samym środku. Jednak niech to Was nie zniechęca ponieważ druga część jest jeszcze bardziej urzekająca a Wy musicie poznać dalsze losy bohaterów! :)
Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne to wydaje mi sie, ze druga część będzie publikowana na innej stronie, bo nie za bardzo chce to tutaj łączyć - przekonacie się dlaczego już wkrótce. :)
Więcej informacji na ten temat podam przy kolejnym - ostatnim - 22 rozdziale! :)
Pozdrawiam i życzę mokrego dyngusa! :) x

Marta / @mrsarrrogant 

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 21

Przeczytaj notkę.
+40 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ (11.04) 

To było tak jakby Bóg chciał zrobić mi jakiś chory, pokręcony dowcip. Chciałam zwrócić ciepłą kawę, którą piłam z Victorem zaledwie godzinę wcześniej, chciałam powydzierać wszystkie włosy z mojej głowy, chciałam krzyczeć. Płakać.

Nie miałam dalszej możliwości redagowania przerażającego odkrycia, starannie wydrukowanego kolorowym atramentem na kartce papieru leżącej przede mną, ponieważ dźwięk otwieranych drzwi w frontowej części mieszkania Liama, odbił się echem między nami. Chwilę później głos ciężkich kroków odbił się od ścian a po chwilii sam Diabeł pojawił się w pokoju, stojąc przed swoim kolegą z zespołu i mną.

Uśmiech rozciągnął się na jego ustach kiedy mnie zobaczył a ja czułam jak moja pierś boleśnie się zaciska gdy zauważyłam drogi, ciemnoczerwony, wzorzasty szalik luźno zawieszony na jego szyi. Szybko ściągnął materiał, nie wydając przy tym żadnego hałasu kiedy rzucił go na kanapę stojącą obok niego. Następnie rozpiął kurtkę, z łatwością zsuwając ją z ramion i dorzucając ją do leżącego już szalika. Mocno zacisnęłam oczy odwracając się od niego kiedy zapach jego drogiej wody kolońskiej wypełnił moje nozdrza. Krew nadal gotowała się w moich żyłach, niedowierzanie zalało mój umysł a uświadomienie sobie tego uderzyło we mnie. Wciąż reagowałam na jego zapach, jego widok, jego obecność kiedy był tak blisko mnie. Moje serce wciąż chaotycznie dudniło w mojej piersi a zdolność oddychania zmniejszyła się. Nienawidziłam go - ale wciąż kochałam.

- Zrobiłem coś niemożliwego - powiedział Liam kiedy Zayn zbliżał się w stronę kuchni. Uśmiechnął się z dumą, wskazując na talerz leżący tam niebezpiecznie blisko obok rachunku za samochód, który odkryłam chwilę wcześniej.

Brwi Zayna zmarszczyły się kiedy zmrużył oczy na babeczki leżące na ceramicznym naczyniu. - Czy to są -

- Babeczki! - Liam uśmiechnął, klaszcząc lekko w dłonie. - Zrobiłem je! Nikt mi nie pomagał!

- Nie, nie zrobiłeś - Zayn mruknął powoli potrząsając głową kiedy nadal spogladał na babeczki z niezaprzeczalną nieufnością. - Nie ma mowy, ty nie umiesz nawet zrobić płatków, nie zabrudzając niczego.

- Zamknij się, nie bądź dupkiem - Liam rzucił, popychając lekko talerz w stronę swojego najlepszego przyjaciela. - Zrobiłem je, zapytaj Sam.

Moje powieki zacisnęły się kiedy starałam się równomiernie oddychać. Moje palce leżały tak blisko jego rachunku za samochód, gniew potęgował się we mnie a ja próbowałam zignorować fakt, że ta dwójka udawała to wszystko na co dzień. Obaj wiedzieli, że mnie oszukiwali - okłamywali mnie, a Liam w szczególności uznał, że ja byłam zszokowana ujawnieniem ich tożsamości. Wiedział, że coś jest nie tak a w dodatku kiedy znalazłam rachunek on beztrosko żartował na temat jakiś pieprzonych babeczek, które prawdopodobnie upiekł przez wymieszanie przypadkowej mieszanki z pudełka.

A potem pojawił się Zayn.

Oh, jak było z Zaynem.

On nie tylko utrzymywał w tajemnicy to, że jest międzynarodową gwiazdą muzyki, ale także bezczelnie kłamał mi w oczy w ubiegłym miesiącu kiedy mówił o szkodach rzekomo wyrządzonych na jego cennym samochodzie.

Siedemdziesiąt pięć dolarów.

Oddychaj, Sam. Powiedziałam sobie. Oddychaj.

Zayn stanął obok mnie, uśmiech widniał na jego pełnych ustach - musiałam oderwać wzrok od jego warg i przypomnieć sobie, że ogromne kłamstwa wyszły z tych samych dorodnych warg.

- Więc? - mruknął złośliwie, pochylając się w moją stronę. - Czy to prawda? Czy Liam wykonał coś niemożli-

Uczucie jego palców delikatnie pocierających moje przedramię, opuszki jego palców tak czule przesuwających się po mojej ciepłej skórze. Włosy na moich rękach stanęły na jeża a ja praktycznie oderwałam moje ciało od jego, przesuwając się na swoim miejscu i stojąc od niego w odpowiedniej odległości.

- Nie dotykaj mnie - powiedziałam cicho, przełykając gulę powstałą w moim gardle. - Nawet się nie waż.

Jego oczy rozszerzyły się na ułamek sekundy kiedy na mnie patrzył, szybko zerkając w stronę Liama a następnie jego spojrzenie wróciło na mnie. - Sam, co do kurwy?

- Nie zachowuj się tak jakbyś nie wiedział - splunęłam ochronnie krzyżując ramiona na piersi w razie gdyby próbował dotknąć mnie ponownie. Zaśmiałam się głośno łamiącym się głosem. -  I nie próbuj mnie dotykać, wiem.. wiem, że ty -

- O czym ty do cholery mówisz?

- Nie zachowuj się tak jakbyś nie wiedział - powtórzyłam, mój głos drżał. Moje płuca płonęły, moja głowa pulsowała; byłam pewna, że upadnę na ziemię w każdej chwili od intensywnych emocji wirujących w mojej głowie.

Westchnął ciężko. - Mam nie zachowywać się jakbym nie wiedział dokładnie czego?

- Przestań kłamać!

Mój głos był niczym krzyk a ja zobaczyłam, że jego ciało spina się znacznie na nagłe wahania tonu mojego głosu. Jego oczy były szeroko otwarte a jego szczęka zaciśnięta kiedy spojrzał na Liama. Widziałam, że twarz jego przyjaciela wyraża tak wiele emocji przypominających winę.

- Ona wie - mruknął cicho Liam, unikając zarówno mojego wzroku jak i wzroku jego brata. - Dowiedziała się, Zayn.

Zayn z trudem przełknął ślinę. - Jak?

Ręką sięgnęłam po gazetę i potrząsnęłam nią w jego kierunku, delikatnie marszcząc strony i fotografię jego i jego zespołu. Jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, jego źrenice rozszerzyły się, zakrywając ciepły, brązowy kolor jego tęczówek.

- Zabawne, prawda? - praktycznie warknęłam, szyderczo machając stronami przed jego pobladłą twarzą. Bezceremonialnie rzuciłam magazyn na ladę, okładka jeszcze bardziej się pomięła pod ciężarem stron. - Spacerując z moim najlepszym przyjacielem odkryłam ten mały, zabawny fakt.

Zayn milczał a jego spojrzenie wciąż znajdowało się na niechlujnie rozrzuconych stronach magazynu na powierzchni blatu. Jego twarz dosłownie pozbawiona była jakichkolwiek kolorów a kiedy zamknął powoli oczy usłyszałam jak Liam wzdycha obok mnie.

- Mówiłem ci by powiedzieć jej wcześniej - powiedział cicho.- Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł by utrzymywać -

- Zamierzałem ci powiedzieć - Zayn przerwał spokojnie, wciąż nie otwierając oczu. Wiedziałam, że w jego umyśle rozpętała się burza - wiedziałam, że rozpaczliwie szukał pretekstu by w jakiś sposób naprawić tę sytuację. - Przysięgam, że zamierzałem ci powiedzieć, po prostu -

- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, Zayn? - rzuciłam. - Zamierzałeś powiedzieć mi to dzisiaj? Jutro? - przerwałam na chwilę, uśmiechając się ironicznie w jego stronę. - Lub może zamierzałeś mi powiedzieć kiedy nasz mały kontrakt się skończy?

Otworzył oczy, jego spojrzenie ulokowało się w moich oczach.

Nie. Nie.

Wiedziałam, że w jego milczeniu kryło się błaganie bym trzymała gębe na kłódkę o naszym małym sekrecie, który utrzymywał przed jego najlepszym przyjacielem, ale nie było mowy bym kontyunowała jego małą farsę. Nie po tych obrzydliwych dowodach, które znalazłam na małej kartce.
- Kontrakt? - Liam odezwał się marszcząc brwi w zmieszaniu. Spojrzał na mnie a potem na swojego przyjaciela. - O czym ona mówi?

Zayn wciąż patrzył na mnie kręcąc głową, cicho błagając mnie bym nie ujawniała niewiarygodnych warunków, które uzgodniliśmy miesiąc temu. Stał tam, jego ręce bezwładnie wisiały po jego bokach, patrząc tak cholernie żałośnie - to było coś nowego do zobaczenia - i przez chwilę rozważałam by poczekać z moim wybuchem do czasu aż Liam opuści pomieszczenie. Ale wtedy mój wzrok powędorwał na kartkę leżącą na blacie a numery na niej kpiły ze mnie kiedy wzięłam ją do ręki.

$75.53

Powinnam zachować Zayna sekret w tajemnicy?

Kurwa, nie.

Uśmiechnęłam się, unosząc lekko głowę w stronę Zayna. - Dlaczego mu nie powiesz, Zayn? Powiedz swojemu przyjacielowi o naszej umowie.

Jego szczęka zacisnęła się zauważalnie, zacisnął palce w swoich dłoniach tworząc sztywne pięści. - Proszę - udało mu się wyrzucić, przełknął ciężko ślinę i westchnął powoli. - Proszę...

- Prosisz o co, Zayn? O czym ona do cholery mówi - jaka umowa?

Odwróciłam się w stronę Liama uśmiechając się słodko. - Wydaję mi się, że Zayn powinien powiedzieć ci o tym dużo wcześniej, Liam - przerwałam spoglądając na Zayna ze złośliwym uśmiechem. - Powiedz mu, Zayn. Powiedz mu, że nie tylko dorabiałam sobie robiąc jakieś pieprzone prace - powiedz mu, że byłam twoim pieprzonym niewolnikiem przez ostatnie tygodnie.

Cisza tkwiła w pomieszczeniu a Zayna oczy wciąż były zamknięte. Chciał uniknąć tej sytuacji - oh, to było oczywiste.

- Zayn - głos Liama przypominał niemal szept. - Wytłumacz mi o czym ona mówi.

- Szczerze myślałam, że byliście bliżej niż cokolwiek - powiedziałam powoli. - Jednak wydaję mi się, że Zayn ma zwyczaj okłamywania wszystkich, wliczając w to jego najlepszego przyjaciela.

Zayn westchnął niepewnie, nie chcąc rozchylić powiek. - Sam, proszę...

- Nie, nie 'Sam, proszę' - o czym ona kurwa mówi, Zayn? - Liam rzucił, przybliżając się do jego przyjaciela a jego twarz była bledsza niż zwykle. - Powiedz mi!

- Liam, to nie jest takie proste -

- Kurwa, powiedz mi!

Wiedziałam, że nietypowy ton głosu Liama spowodowany był tym, że to ja rozpętałam coś przerażającego między nim i jego przyjacielem, ale w tej chwili miałam to gdzieś. Byłam zdruzgotana - niemal załamana - nigdy nie czułam się tak w całym moim dotychczasowym życiu a ja potrzebowałam zemsty.

- Sam zgodziła się.. - Zayn zaczął cicho lekko zachrypniętym głosem a otwarcie przez niego oczu ujawniło miękkie spojrzenie jego jasnobrązowych tęczówek. Niepewnie oblizał dolną wargę. - Zgodziła się.. zrobić dla mnie kilka reczy... po małym incydencie..

- Zgodziła? - zaśmiałam się głośno, dźwięk pozbawiony był humoru, pełen goryczy który sprawił, że Zayn podskoczył. - Myślisz, że zgodziłabym się być twoim pieprzonym niewolnikiem, Zayn? - zacisnęłam zęby potrząsając głową. - Tu nie było zgody, to była manipulacja, żałosny ruch z twojej strony.

- Dałeś jej prace jako twój sługa? - Liam wyszeptał, a jego oczy połyskiwały w niedowierzaniu i niezaprzeczalnym bólu. - Zayn, proszę powiedz mi, że to jakiś chory żart.. proszę..

- To prawda - Zayn odpowiedział cicho, jego głowa opadła w dół a on unikał wzroku swojego przyjaciela.

- Przypadkowo spowodowałam małe wgniecenie w jego samochodzie - zwróciłam się do Liama. - Jestem biedna, nie mam zbyt dużo kasy więc kazał mi się zgodzić na odpracowanie tej szkody - tym razem zwróciłam się w stronę Zayna, moje spojrzenie było chłodne a moja klatka piersiowa wciąż boleśnie zaciśnięta. - Ile powiedziałeś, że wynosiło odszkodowanie?

Martwa cisza.

Liam, który opierał się o blat, wpatrywał się w kartkę z warsztatu samochodowego. Jego oczy zabłysły lekko i spojrzał na mnie a potem na Zayna. - Zaraz, czy to było przez ciebie? - skinął palcem w dół na rachunek. - Czy to wgniecenie, które ty zrobiłaś?

- Tak - uśmiechnęłam się gorzko, kiwając powoli w stronę Zayna, którego usta wciąż były zaciśnięte. - Tak, Liam. To przeze mnie. Zayn.. jak dużo z tego odpracowałam?

- Kurwa - mruknął pod nosem, przyciskając dłonie do czoła tym samym ukrywając swoją twarz. Mruknął coś pod nosem w innym języku a kurwa i Bóg wplecione było gdzieś pomiędzy w to.

Uśmiechnęłam się do Liama. - Odpracowywałam szkodę wartą trzy tysiące dolarów.

Liama usta rozchyliły się tak samo jak jego oczy zanim spojrzał w dół na kartkę papieru. - Ale to wgniecenie kosztowało tylko -

- Siedemdziesiąt pięć pieprzonych dolarów - przerwałam szybko. - Tak, dowiedziałam się o tym dzisiaj.

Zayn otworzył oczy a ja zauważyłam, że lekko połyskują pod słabym oświetleniem kuchni. - Sam proszę, pozwól mi -

- Wyjaśnić? Pozwolić ci wyjaśnić? Wyjaśnić w jaki sposób zmusiłeś mnie do swoich warunków i wykonywania twoich obowiązków przez cztery tygodnie za szkodę mniejszą niż sto dolarów? Wyjaśnić to jak mnie upokorzyłeś i poniżyłeś? - zdałam sobie sprawę, że już nie wytrzymuję, mój oddech był gwałtowny, moje oczy były zaszklone a gorące łzy spływały w dół moich wrażliwych policzków. Przymknęłam oczy, ostatnie słowa wychodziły drżącym głosem, złamanym tonem. - Jak sprawiłeś, że poczułam coś do ciebie?

Kiedy spojrzałam na Zayna zobaczyłam, że jego policzki były pokryte lekko wilgocią. Jego oczy i policzki były zaczerwienione a ja wiedziałam, że zdał sobie sprawę z tego jak bardzo to jest popieprzone.

- Wychodzę - poinformowałam ochrypłym głosem, wierzchem dłoni wycierając wilgoć z moich policzków. - Miłej zabawy w tłumaczeniu Liamowi jak okłamywałeś go przez ostatni miesiąc.

Kiedy przechodziłam obok niego poczułam jego palce owijające się wokół mojego nadgarstka co sprawiło, że odwróciłam się w jego stronę. Jego twarz była jeszcze bardziej wilgotna niż wcześniej a jego oczy wyraźnie produkowały łzy a ja byłam całkowicie zszokowana widząc, że ten dupek, ten arogancki koleś w rzeczywistości płacze.

- Nie wychodź - błagał głębokim głosem. Jego palce drżały na moim nadgrastku, jego ucisk zacieśnił się kiedy kilka łez spłynęło po jego policzkach. - Proszę zostań, nie mogę -

- Idź do diabła - warknęłam wyrywając rękę z jego uścisku. Moje oczy nadal byly zaszklone a ja już nawet nie starałam się ukryć szlochu, który wybuchł z mojego gardła. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego.

- Sam - szepnął przymykając oczy kiedy kolejny łzy wydostały się z pod jego powiek. - Przepraszam-

- Pieprz się - splunęłam wciąż szlochając. - Nie chcę cię widzieć już nigdy więcej.

Kiedy odwróciłam się od niego, szybko ruszyłam w stronę drzwi a wtedy usłyszałam coś przypominającego głębokie szlochanie, które odbiło się echem od ścian. Zdałam sobie sprawę, że ten dźwięk prawdopodobnie wyszedł z jego ust - nie mogłam w to uwierzyć, ale zanim mogłam wydać z siebie jakąś reakcję na tą chorą sytuację, pociągnęłam mocno drzwi i zatrzasnęłam je za sobą.

I wtedy nadszedł szloch, który wstrząsnął moim ciałem gdy przycisnęłam dłonie do swojej twarzy. Zakończyłam to. Niezależnie od tego kim byliśmy, to był koniec. Gorące łzy plamiły moje dłonie. Pokręciłam głową w desperackiej próbie usunięcia z mojej głowy wspomnień i uczuć jakie do niego żywiłam. Miałam nadzieję, że nigdy więcej już go nie zobaczę.

***
CRYING SO HARD

Co to się porobiło :(:(

PRZED NAMI OSTATNI ROZDZIAŁ, KTÓRY POJAWI SIE... 11.04

Do ostatniego rozdziału spoileru NIE MA, ponieważ za dużo się tam dzieje..

Z okazji Świąt Wielkanocnych chciałabym Wam zyczyć wszystkiego dobrego misie, zdrówka, cudnowej rodzinnej atmosfery. Nie zapomnijcie powiedzieć bliskim jak bardzo ich kochacie. Doceńcie ich obecność. Ja niestety nie doceniłam, więc nie popełniajcie tego samego błędu. Wesołych Świąt <3

Marta / @mrsarrrogant