środa, 27 maja 2015

Rozdział 4 cz.2

Przeczytaj notkę.

Zdecydowałam się na wybranie schodów zamiast windy na moje zejście na parter hotelu. Pomyślałam, że upływ czasu z każdym piętrem pozwoli mi zrozumieć to co do cholery zamierzałam mu powiedzieć. Klatka schodowa jednak nie pomogła załagodzić moich nerwów; niska temperatura bijąca od murów w surowym kolorze jaj otaczających mnie sprawiała, że było mi nadzwyczajniej zimno. Jedyny komfort mogłam wydobyć z rytmicznego marszu a dźwięk tap tap tap odbijał się od moich podeszw kiedy dokonywałam każdego kroku. Tap tap tap.

Znalazłam się na dole szybciej niż się tego spodziewałam. Ciężkie drzwi przede mną informowały mnie bym pchnęła je - co drażniło mnie i mówiło, że on tam czeka na mnie.

Wdech. Wydech. Pchnij.

Hol był mało przytulny. Ledwo to zauważyłam kiedy wchodziłam tu godzinę wcześniej. Koncentrowałam się nad tym by kontrolować swój oddech. Ale tak właściwie ten hotel był całkiem, całkiem. Długie zasłony w kolorze złota i głębokiej czerwieni w atrakcyjny sposób opadały na marmurową podłogę, a ten widok oferował chwilową ulgę mojemu przytłoczonemu umysłowi. Dźwięk wychodzący z pod moich butów odbijał się echem, lżejszym i cichszym tym razem. Wiedziałam, że nie powinnam żałować tego, że zdecydowałam się tu przyjść. To była moja decyzja przenieść się na drugi koniec kraju bez powiadamiania przy tym Zayna czy Liama. Byłam egoistką i zdawałam sobie z tego sprawę. Ale on definitywnie nie był aniołkiem w stosunku do mnie.

Gdy przechodziłam obok drzwi, jak zakładam prowadzących do sali konferencyjnej, ujrzałam swoje odbicie - bardzo rozmazane i zamglone w półmroku rzucanym przez światło na dębowe drzwi. Suche kosmyki włosów falami opadały na moje szczupłe łopatki. Moja bluzka i spódnica wyglądały wystarczająco reprezentacyjnie, ale nie tak bardzo na mojej wychodzonej posturze. Patrzyłam na ubrania, które miałam na sobie. Byłam rozczarowana gdzieś w środku tym jak wyglądała moja twarz - wychudzona i blada - a także byłam zaskoczona tym jak smutno wyglądałam. Ciemne wory otulały moje oczy, zwracając tym samym uwagę na to jak oczywiste było moje wyczerpanie. Byłam taka smutna. Byłam taka nieszczęśliwa.

Przełamałam trans, w którym się znalazłam, zerkając na tak żałosny obraz postawy dziewczyny, którą już ledwo poznawałam. Musiałam pchnąć drzwi do przodu, wyjść na zewnątrz, być uczciwą. Musiałam przeprosić.

Automatyczne drzwi otworzyły się i zamknęły kiedy inni przechadzali się z ciepłego, ozdobnego korytarza w kierunku chodnika na zewnątrz. Kiedy zbliżyłam się do nich, moje kroki stawały się zauważalnie mniejsze i wolniejsze w strachu. Sięgnęłam w stronę drzwi, stojąc przed nimi i czekając może oh, może minutę - zanim je otworzyłam. Naturalne światło - słońce - oślepiło mnie i uśmiechnęło się do mnie. Posłało mi ironiczny uśmiech. Idź - powiedziało. Już czas.

Pokonałam w sumie trzy kroki zanim nie znalazłam się na zewnątrz. Chodnik błyszczał pod blaskiem stopniowo zachodzącego słońca. Powietrze było znacznie chłodniejsze i kojące - powietrze, które czujesz tylko wtedy kiedy nadchodzi noc. Rozglądnęłam się wokół - najpierw w lewo, później w prawo. Żadnego śladu jego obecności w zasięgu mojego wzroku. Moje ramiona opadły nieco kiedy zrobiłam kilka kroków do tyłu, opierając się plecami o szorstką powierzchnię ściany budynku. Subtelny podmuch powietrza głaskał moją skórę w sposób jaki ktoś mógł to robić, ale potem zdałam sobie sprawę, że przecież byłam sama. Przymknęłam powieki, owinęłam ramiona wokół swojego ciała aby chroniły moją klatkę piersiową przed podmuchem wiatru. Kołysałam się lekko, przestępując z jednej nogi na drugą, wyobrażając sobie, że niektórzy przechodnie mogą mylnie zinterpretować moją postawę jako szkielet bezdomnej kobiety. Dopiero wyraźny zapach połaskotał moje nozdrza, co sprawiło, że szybko otrząsnęłam się.

Zapach dymu był teraz znacznie bardziej wyczuwalny i kiedy spojrzałam w bok, zobaczyłam go. Stał dobre cztery metry ode mnie, opierając się o budynek w taki sposób jak ja, z tą różnicą, że jego ramiona luźno zwisały po jego bokach a moje wciąż były zaplecione wokół mojego ciała. Tylko jego ramię co chwilę doprowadzało papierosa do jego ust. Zaciągnął się raz, dwa, trzy razy. Jego ramiona opadły bezwładnie, smuga dymu w powolnym tempie unosiła się z jego ust. Spojrzał w górę a następnie odwrócił swoje spojrzenie z ulicy na mnie a jego ciemne źrenice były widoczne nawet przy ciemniejącym niebie.

Gdy nic nie powiedział, ja odchrząknęłam lekko. - Cześć, Zayn.

Skupił swój wzrok przez chwilę na mnie a potem powrócił swoim spojrzeniem do patrzenia przed siebie. Zaciągnął się jeszcze raz, jego policzki zapadły się kiedy to zrobił, po czym zrobiły się coraz pełniejsze kiedy dym opuścił jego usta. Ten zapach był taki dziwny a ja otarłam twarz kiedy resztki dymu poleciały w moją stronę.

- Liam powiedział mi, że będziesz tutaj - powiedziałam. Zastanawiałam się przez chwilę jak to wygląda; dwójka ludzi stojąca obok siebie - jedno z nich oparte o ścianę budynku a drugie oplatające swoje ciało, starając się zapewnić sobie pewne poczucie bezpieczeństwa.

Zayn spojrzał na mnie jeszcze raz i w tym momencie jego wspaniałe, miękkie rysy zostały oświetlone smugą zachodzącego słońca. Jego oczy ponownie stały się błyszczące - niemal lśniące - kiedy jego wzrok toczył walkę z moim. Jego usta były pełne i częściowo oświetlone przez słońce. Linia jego szczęki była ostra, męska i znajoma. Był przystojny - tak nieznośnie przystojny.

- Przyszłaś tu, ponieważ Liam kazał ci to zrobić? - głos Zayna był głęboki, jego akcent był przyjemny dla moich uszu. To było bardziej miękkie niż się spodziewałam, ale on nie wykazywał żadnej formy ciepła.

- Przyszłam tu, bo chciałam - powiedziałam. Zrobiłam krok w jego stronę, ale on nie zareagował. Nie spodziewałam się nawet, że to zrobi. - Powiedział tylko gdzie możesz być.

Jego usta drgnęły w górę, jego klatka piersiowa unosiła się i opadała z niesłyszalnym śmiechem. Potrząsnął głową w tę i z powrotem, jego usta zacisnęły się wokół papierosa kiedy zaciągnął się głęboko. Wypuścił dym powoli, patrząc przed siebie a jego spojrzenie było zamglone. - Nie wiem co chcesz mi powiedzieć.

Mój wzrok padł na czubki moich butów. Miał rację; nie wiedziałam co chcę mu powiedzieć - cholera, ja nawet nie wiedziałam co chcę powiedzieć.

- Nie wiem - mruknęłam cofając się, utrzymując między nami dystans. - Po prostu chciałam porozmawiać.

Spojrzał na mnie a jego twarz wyrażała spokój. - Więc mów.

Spokój emanujący od niego był niemal przerażający w tej sytuacji. I prawie chciałam by krzyczał, krzyczał na mnie i powiedział mi jaką pieprzoną idiotką i suką byłam oraz to jaką egoistką byłam. Chciałam zobaczyć jak na jego twarzy maluje się wściekłość, jak zaciska swoje dłonie w pięści. Ponieważ to było tym, co znałam - to, do czego byłam przyzwyczajona. Nie spodziewałam się więc takiego spokoju z jego strony. W tym momencie to było dla mnie oczywiste dlaczego on nie krzyczał i mnie nie obrażał. Po prostu nie obchodziło go to.

- Ja - moje słowa utknęły w moich ustach, trzymając się języka i nie mogąc stworzyć jednego, spójnego zdania. Nie mogłam nawet sformułować inteligentnej myśli - wyglądałam tak cholernie durnie. Zdecydowałam się na pierwszą, wyraźną rzecz, która przyszła mi do głowy. - Tęskniłam za tobą.

Musiałam spowodować, że coś w nim drgnęło, ponieważ nie minęło nawet kilka sekund a chłodny wyraz jego twarzy minimalnie się zmniejszył. Jego oczy pociemniały gdy odwrócił się w pełni twarzą w moją stronę. Jego usta były zaciśnięte.

- Tęskniłaś za mną? - powtórzył. Zrobił krok do przodu, upuścił papierosa na chodnik i przydeptał go pod podeszwą swojego drogiego buta. - To jest to po co przyszłaś by mi powiedzieć? To, że za mną tęskniłaś?

Cofnęłam się do tyłu a jego ciało górowało nade mną. - T-tak - udało mi się wykrztusić. - Chciałam -

- Co, Sam? - powiedział, jego ciemne brwi uniosły się w górę. - Zobaczyć co u mnie? Zapytać jakie były moje święta? - przerwał na chwilę, słaby uśmieszek malował się w kąciku jego ust a potem pokręcił głową. - Jesteś niewiarygodna.

- Ja jestem niewiarygodna? Po tym wszystkim co wydarzyło się pomiędzy nami?

- Nie - warknął. - Nie poruszaj tego tematu.

- Ale -

Zrobił krok do przodu a ja mogłam wyczuć subtelny zapach jego wody kolońskiej i papierosa, którym przesiąknięta była jego kurtka. To było zbyt prawdziwe - to było prawie za dużo czując jego obecność przede mną - a moje serce zaczęło bić nieubłaganie o moją klatkę piersiową. Zayn był blisko mnie w tym momencie, na tyle blisko, że mogłabym wyciągnąć rękę i dotknąć jego ramienia lub jego kurtki. Na tyle blisko, że mogłam zobaczyć jego wargi, tak jasne i lśniące.

- Pozwól mi wyjaśnić jedną rzecz - wycedził, jego spojrzenie ulokowało się w mojej osobie. - Nigdy nie było niczego pomiędzy nami. Ulżyło mi kiedy odeszłaś - przerwał, a jego oczy skanowały mnie przez chwilę. - Byłaś jedynie grą i pieprzoną uciążliwością dla mnie.

Patrzyłam na niego szeroko otwierając oczy, zdumiona tym co właśnie powiedział. Spojrzał na mnie w pełen nienawiści sposób, którego nie widziałam nawet podczas trwania naszej umowy w październiku ubiegłego roku. Przełknęłam ciężko ślinę po chwili i skinęłam głową a potem odwróciłam się podchodząc do frontowych drzwi hotelu. Nie mogłam uwierzyć, że byłam tak głupia by myśleć, że jakaś forma przeprosin zmieni coś pomiędzy nami. I niemal chciałam by na mnie krzyczał, krzyczał coś przypominającego zniewagę, ale to nigdy nie nadeszło. Musiałam zmusić siebie samą do zadarcia głowy do góry. Nie mogłam stracić godności - powiedziałam sobie. Nie mogłam.

Szłam w stronę hotelu, uspokajając samą siebie, że nie było tak źle. Że ruszę dalej i zapomnę. Że jestem silną osobą. Byłam zaskoczona, że moje oczy pozostały suche.

***
Jakoś po upływie czterech godzin po moim niewygodnym spotkaniu z Liamem i Zaynem znalazłam się czekając w kolejce rozciągającej się wzdłuż obskurnego budynku. James wysłał wcześniej e-mail do ludzi z biura, oferując nam wszystkim małe spotkanie - gratulując nam tym samym zakończenia numeru tego miesiąca, a on zgodził się uczcić to w ekskluzywnym barze połączonym z klubem o nazwie Blueline. Zaskoczeniem nie było to, że to właśnie Blair zaproponowała to miejsce na spotkanie.

Stałam tam, ubrana w dżinsy, które luźno zwisały na moich nogach, oraz czarną koszulkę. Czułam lekkie zniechęcenie kiedy stałam tam i zobaczyłam kilka długonogich blondynek ubranych w obcisłe sukienki, spacerujące w swoich szpilkach z wdziękiem. Nie mogłam chodzić na wysokich obcasach. Para znoszonych, czarnych balerin była najpiękniejszą parą butów w moim posiadaniu, oprócz tych okropnych koturn, które miałam na sobie podczas wywiadu. Nie wyglądałam jakbym należała do kolejki stojącej pod głośnym klubem, nie mówiąc już o Los Angeles. Nie wyglądałam jakbym należała gdziekolwiek.

Poczułam delikatny dotyk na moim ramieniu i odwróciłam się, aby zobaczyć uśmiechającego się w moim kierunku Olivera. Wyglądał nieźle, naprawdę. Ciemne, luźne spodnie i ciemna koszula a pod nią biała koszulka. Okulary z ciemnymi oprawkami. Słodki, krzywy uśmiech. Oliver.

- Myślałem, że nie przyjdziesz - powiedział stojąc obok mnie, po tym jak uścisnął delikatnie moje ramię.

Westchnęłam. - Nie planowałam tego.

Uśmiechnął się. - Ale..?

Uśmiechnęłam się do niego złośliwie, przewracając oczami. - Ale ktoś błagał mnie bym przyszła. Nie chciał mnie zostawić samą z - jak to powiedziałeś? Z tymi dupkami?

- Coś w tym stylu - wzruszył ramionami. Spojrzał w kierunku kolejki pijanych, młodych ludzi. - Ten bar naprawdę, kurwa, ssie. Nie jestem zaskoczony, w końcu to Blair go wybrała.

- Aż tak strasznie?

- Oh, tak - powiedział kiwając głową. - Wiele łatwych lasek i przerażających gości przesiaduje tutaj. Później się grupują i bzykają przez ubranie na parkiecie.

Niepewnie przestąpiłam z nogi na nogę. - To sprawia, że czuję się o wiele lepiej przychodząc tutaj dziś.

Oliver zaśmiał się, ten uroczy dźwięk wibrował w jego gardle a potem dotknął mojego ramienia. - Cieszę się, że przyszłaś.

Spojrzałam w górę uśmiechając się do niego. - Naprawdę?

Uśmiechnął się. - Tak.

Patrzyliśmy na siebie łagodnie się uśmiechając i stojąc tam, oślepiani przez blask rzucany z jasnego, oświetlonego klubu. To był miły moment z punktu widzenia mojego życia - po drugie zupełnie zapomniałam o tragedii, która miała miejsce w ciągu dnia. Czułam się swobodnie - wygodnie i mile widziana - nawet w moich poszarpanych dżinsach i zwykłej koszulce, zwisającej na moim ciele jak bezkształtny worek.

Kiedy w końcu ustawiliśmy się w kolejce, palce Olivera raz na jakiś czas muskały moje odsłonięte ramię do czasu aż nie stanęliśmy przed jakimś dużym kolesiem w czarnej koszulce. Spojrzał na Olivera a potem na mnie unosząc brwi. Oliver powiedział mu coś o dokumentach uczelni i spotkaniu naszej grupy czy cokolwiek innego a po dziwacznym zeskanowaniu naszej dwójki ochroniarz przybił dziwaczną, niebieską plamę na naszych rękach.

Weszliśmy do środka. Było głośno, muzyka wibrowała od ścian i podłogi aż do mojego ciała. Chmura dymu unosiła się w powietrzu powodując pieczenie mojego nosa oraz paląc moje wewnętrzne organy. Szliśmy powoli a ja trzymałam rękę Olivera w swojej własnej kiedy on prowadził. Starałam się zobaczyć coś przez kłęby niebieskiego dymu, które wisiały w powietrzu, aż w końcu zauważyłam znajomą grupę ludzi znajdujących się wokół stolika. Zatrzymaliśmy się.

Zobaczyłam dziewczynę, którą rozpoznałam - Lana, tak myślę - siedziała przy kącie stołu w naszej loży. W rękach trzymała małą szklankę wody, wpatrując się w dół i wyglądając na absolutnie nieszczęśliwą. Obok niej siedziała kolejna dziewczyna, Rachel, popijając coś co wydawało się być szklanką martini. I wtedy zobaczyłam Jamesa siedzącego w samym środku a schłodzony kufel piwa stał przed jego twarzą. Spojrzał na Olivera i mnie a jego spojrzenie rozbłysło kiedy wylądowało na mnie. Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach a ja poczułam jak mój żołądek przekręca się.

- Wpadliście! - powiedział a jego głos był nieco stłumiony przez ciężką muzykę. - Siadajcie.

Oliver i ja osunęliśmy się na swoje miejsca, nasze palce zablokowały się lekko kiedy musnęliśmy nimi chłodną powierzchnię naszych siedzeń. Zaraz po tym mój wzrok powędrował do góry a ja zdałam sobie sprawę z mojej pozycji. Zerknęłam lekko w prawą stronę, gdzie zobaczyłam krótkie, schludne ciemne włosy i szare oczy - po czym spojrzałam w lewo gdzie dostrzegłam brązowe oczy za okularami z ciemną, grubą oprawką. Siedziałam pomiędzy Jamesem i Oliverem a udo każdego z nich lekko przylegało do moich nóg.

Cudownie.

- Nie ma nas tutaj zbyt wiele - zauważyłam, rozglądając się wokół z lekką dezaprobatą. - Inni nie chcieli wpaść tu dziś wieczorem?

James wzruszył ramionami. - Myślę, że ten koleś, Brian, który pracuje w dziale projektowania, flirtuje teraz z jakąś laską przy barze.

Rozpaczliwie chciałam go zapytać gdzie jest jedna osoba, za którą nie przepadałam w biurze, ale ugryzłam się w język i starałam kontrolować samą siebie. Nie musiałam kiedy szybko zdałam sobie sprawę, że James kontynuuje.

- Blair przyjedzie, ale trochę później.

Kurwa, wspaniale.

Udało mi się tylko odpowiedzieć miękkie 'Oh'. Wiedziałam, że ona tu będzie, gdy Oliver zauważył wcześniej, że to ona wybrała ten bar a ja czułam się trochę lepiej nie widząc jej platynowej głowy przy stole. Myślę, że będę musiała mieć z nią do czynienia tej nocy, niestety.

Siedzieliśmy w ciszy, Oliver, James i ja. Oliver stukał nogą pod stołem to jakieś utworu grającego w tyle podczas gdy James stukał palcami na powierzchni stołu. Lana wciąż wpatrywała się w swoją szklankę, co jakiś czas zerkając w naszą stronę. Rachel miała powiedzieć 'cześć', ale niestety była w pełni zajęta wystukiwaniem czegoś w swoim telefonie a jej kciuki gorąco wystukiwały coś na klawiaturze. A potem byłam ja, siedząca tam w imponująco sztywnym nastroju. Ta noc naprawdę okazała się świetna, a ja kipiałam ze złości. Naprawdę tak było.

Woda kolońska Jamesa unosiła się w powietrzu a ja mogłam ją bardziej poznać kiedy pochylił się w moją stronę a biel jego zębów odbijała światła całego klubu.

- Mogę postawić Ci drinka? - zaproponował delikatnie, jego oczy były ciemne i migotały z pod ciemnych brwi. Podniósł piwo i potrząsnął nim delikatnie, a ciecz o bursztynowym odcieniu lekko się rozlała. - Nie wiem czy jesteś jedną z tych dziewczyn, które preferują piwo, ale przywożą tutaj całkiem przyzwoite.

Otworzyłam usta by odpowiedzieć gdy poczułam szturchnięcie w moją stronę. Spojrzałam w bok by zobaczyć ciepły uśmiech Olivera i jego ramię oplatujące mnie. - Mieszane drinki są lepsze - powiedział. - Mają tu zabójczego Long Island [1]. Jeden może sprawić, że poczujesz się ciężko.

- Są znani ze swoich najlepszych importów, chociaż - James przerwał szybko z uśmiechem. - Ale nigdy nie można go pomylić z Bud Lite [2].

Czułam jak przez moją twarz przewija się uczucie niezręczności w tej sytuacji, starałam się pozostać obojętną i delikatnie przegryzłam moją dolną wargę i spojrzałam na nierówny blat stołu. Będąc szczerą, jakoś nigdy nie przepadałam za alkoholem a zarówno wódka jak i piwo były odrażające. W tej sytuacji zdecydowałam się zignorować to by uniknąć dalszych napięć i powiedziałam jedynie: - Myślę, że wezmę daquiri. [3]

Zarówno twarz Olivera jak i Jamesa skierowała się w moją stronę i to Oliver wstał jako pierwszy. - W porządku - powiedział. - Przyniosę ci go.

James po chwili wstał potrząsając głową. - Nie, nie. Ja tu jestem szefem. Nalegam.

Oliver patrzył na niego przez chwilę, wyraz jego twarz był nieczytelny a jego oczy zmrużone pod jego okularami. - Nie mam nic przeciwko - powiedział. - Tak czy siak, i tak obiecałem jej drinka.

Oczy Jamesa z drugiej strony ewidentnie wpatrywały się w Olivera. Dwaj mężczyzni stali obok mnie, górując nade mną a ich oczy wyzywająco były skierowane na siebie nawzajem a niezręczna cisza zapadła nad stołem. Nie mogłam tego tak zostawić więc szybko wstałam na nogi. - Sama sobie zamówię, w porządku.

- Sam, nie - Oliver zmarszczył brwi. - Nie możesz nawet pozwolić sobie na przyzwoite śniadanie. Drinki kosztują tu jakieś osiem dolców - i to te najtańsze.

Westchnęłam i wzruszyłam ramionami. - Wiem, ale tak się składa, że mam teraz trochę oszczędności. W porządku, naprawdę.

- Co z - James odezwał się, jego palce dotykały jego podbródka a jego szare tęczówki były widoczne spod przymrużonych powiek. - Co z Oliverem i mną i tej całej sprawie z Liamem?

Kolejne, ciężkie uderzenie niezręczności, po prostu idealnie. To było zbyt cholernie dziwne, zwłaszcza dla śmiesznie małego zgromadzenia a ja nawet nie chciałam brać w tym udziału. Ale wiedziałam, że Oliver jak i James nie pozwolą mi kupić czegoś dla siebie, niezależnie od mojej wytrwałości, więc moje ramiona opadły w porażce.

- Mogę się tym zająć - Oliver powiedział spokojnie. Ale pomimo tego, że ton jego głosu był spokojny to jego szczęka pozostała zaciśnięta. Spojrzał na mnie. - Chcesz pójść po to ze mną?

I te cale "zawody" zaczęły się od nowa. Przymknęłam powieki.

To będzie długa noc.

***
Nieco ponad godzinę później skończyłam swojego drinka, pozostawiając pustą szklankę na stole przede mną. James zauważył głośno, że potrzebne mu jest kolejne piwo - jego dziesiąte - warto podkreślić, a Oliver zaczynał już trzecią szklankę Long Island. Dziewczyna, którą rozpoznałam z redakcji, Lana, wciąż siedziała cicho, nawet nie próbując zaangażować się do rozmowy. Patrzyła na szklankę swojej wody a ja po chwili uświadomiłam sobie, że ona jest nawet jeszcze bardziej nieśmiała niż ja - jeśli to w ogóle możliwe. Była ładna, stwierdziłam kiedy poruszała słomką w swojej wysokiej szklance. Jej włosy były dość długie i kręcone, sięgające nawet do ramion, jej usta były małe a rysy jej twarzy łagodne. Drobne piegi zdobiły jej mały nos. Była urocza, zdecydowanie. Cicha, okej - ale urocza.

Uświadomiłam sobie jak niekomfortowo musi się czuć, więc odchrząknęłam delikatnie i zawołałam w jej kierunku. Kiedy podniosła wzrok zaskoczenie było widoczne w jej oczach a ja uśmiechnęłam się lekko w jej stronę.

- Pijesz tylko wodę? - zapytałam, unosząc lekko głos tak by był słyszalny w tym hałaśliwym otoczeniu. Kiedy wzruszyła ramionami, tym samym przytakując i dając odpowiedź na moje pytanie, ja skinęłam głową w kierunku baru. - Chcesz napić się prawdziwego drinka? Ja stawiam.

Nie miałam pieniędzy, jak to Oliver uprzejmie zauważył jakąś godzinę temu, ale nie miałam żadnych koleżanek w naszym biurze, więc pomyślałam, że to będzie dobra okazja aby podjąć próbę znalezienia jakiejś. I udało się, widząc słaby uśmiech malujący się na jej drobnych wargach gdy stanęła na nogi. Kiedy chciałyśmy wyjść z naszej loży, moje nogi zatrzymały się kiedy wpadłam na Olivera, który spojrzał na mnie z zaczerwionymi oczami i szklistymi policzkami.

- C-chcesz, żebym z tobą poszedł? - wybełkotał, a oczywistą przyczyną był wyraźnie silny wpływ jego mocnych drinków. 

Jedynym co chciałam mu powiedzieć było 'nie' oraz to, że dla niego już na dziś wystarczy, ale miękkość w jego oczach i jego uśmiech zwyciężyły nade mną.

- Jasne - powiedziałam. - Obojętne mi to.

Lana i ja szłyśmy spokojnie obok siebie, manewrując pomiędzy spoconymi ciałami tańczących na parkiecie. Oliver potykał się za nami, w dłoni trzymając rulonik pieniędzy. Gdy zbliżyłyśmy się do baru byłam mile zaskoczona kiedy znalazłam dwa wolne miejsca obok dziewczyn, które wyglądały jakby były w naszym wieku, może trochę starsze. Usiadłam na stołku, Lana także wzięła ze mnie przykład a Oliver zmarszczył brwi kiedy dotarł do nas i zatrzymał się.

- Gdzie dla mnie miejsce?

- Są tylko dwa - wyjaśniłam delikatnie. - Ty tylko potrzebowałeś dolewki a James pewnie czuje się niezręcznie sam na sam z Rachel SMSującą obok niego.

Przewrócił oczami. - Taaa, James. Nieważne.

Zamówił drinka a potem pochylił się niechlujnie w moją stronę a ja przez ułamek sekundy byłam przerażona myślą, że on próbuje mnie pocałować. Zamiast tego jego usta musnęły delikatnie zewnętrzną powłokę mojego ucha. - Postawię ci kolejnego drinka kiedy skończysz swoje dziewczyńskie plotki - szepnął.

Ulga, że nie przycisnął swoich ust do moich, zalała mnie a ja podziękowałam mu kiedy on spokojnie ruszył z swoim nowym napojem. Ja i Lana pozostałyśmy same przy zatłoczonym barze a ja zakaszlałam delikatnie, próbując się pozbyć nieprzyjemnego drapania z tyłu mojego gardła. - Co pijesz?

- Nie przepadam zbytnio za alkoholem - przyznała wzruszając ramionami.

- Ja także - uśmiechnęłam się. - Ale jest piątkowy wieczór a my jesteśmy tutaj, więc dlaczego nie?

Kąciki jej ust drgnęły w górę a następnie ona spojrzała na mnie z subtelnym wahaniem. - Twoje daiquiri wygląda całkiem nieźle.

I wtedy to rozstrzygnęłyśmy, po czym zamówiłyśmy nasze napoje kiedy przesunęłam po ladzie dwudziesto dolarówką. Gdy nasze drinki pojawiły się przed nami, ich kolor odbijał się od grubego szkła pod wypływem klubowych świateł. Uczucie ciepła rozlało się we mnie gdy zawartość szklanki przejęła mój przełyk. Byłam coraz bardziej wstawiona, wiedziałam to. Lana wypiła połowę zawartości w krótkim czasie i oczywistym było to, że zwykle nic nie piła, ponieważ wtedy stawała się bardziej rozmowna, nawet po wypiciu połowy jednego, kolorowego drinka.

- Jak do tej pory lubisz redakcję? - zapytała popijając swój lekko neonowy drink przez słomkę, prowadząc ze mną lekką rozmowę.

- Jest w porządku - wzruszyłam ramionami. - To nie jest to czego się spodziewałam, ale jest okej. Jesteś odpowiedzialna za projektowanie stron, prawda?

- Częściowo tak. Pracuję z Brianem, ale zapoczątkowuję każdy nowy projekt.

Zaśmiałam się, patrząc przez ramię. - Tak w ogóle to gdzie on jest?

Twarz Lany była lekko zaróżowiona a jej brązowe oczy błyszczały od klubowych świateł. Rozejrzała się powoli a jej spojrzenie zatrzymało się na czymś za moim ramieniem. Wskazała lekko palcem w tamtą stronę. - Myślę, że wrócił tam wpychając swój język do gardła jakiejś laski.

Odwróciłam się w tamtym kierunku by zobaczyć blond głowę Briana gwałtownie poruszającą się przy twarzy jakiejś brunetki. Tak, definitywnie widzę wymianę śliny. Odwróciłam się do niej i westchnęłam po czym wzięłam kolejny łyk napoju. Był słodki i fajny w moich ustach a ja, oh, definitywnie czułam to.

- Widziałam jak Blair cię traktuje - odezwała się Lana, kręcąc słomką w, już niemal wypitym, różowym, drinku. - Nie bierz tego do siebie, to suka.

- Nie znam jej - mruknęłam. - Nawet nie wiem co jej zrobiłam.

- Ty nic nie zrobiłaś - odparła zerkając na mnie. - Nie lubi cię z powodu Jamesa.

Zamrugałam. - Co?

- Mam na myśli to, że leci na Jamesa - powiedziała powstrzymując śmiech. - Oczywiście tak było kiedy rozpoczęła swoją pracę w tej redakcji. A potem ty przyszłaś a on obrał inny cel.

Czułam, że moja klatka piersiowa zaciska się a ciepło napoju rozprzestrzenia się po całym moim ciele w szybkim tempie. Nawet nie wiedziałam co mam powiedzieć w tym momencie i nawet nie miałam czasu by o tym myśleć, ponieważ wtedy odezwała się Lana. - A Oliver też ma coś do ciebie. Cała redakcja o tym wie.

Czułam, że moje żebra kurczowo się zaciskają a gula powstawała w moim gardle. Zauważyłam te wszystkie rzeczy tak jakby, ale słysząc to od tej dziewczyny, która pracowała długo w tym biurze i była małomówna - była kimś, kto miał oczy na tę całą sytuację - to wszystko było jedynie potwierdzeniem.

Lana musiała zauważyć moje dolegliwości, bo szybko wyciągnęła rękę i dotknęła mojego ramienia - w przyjaznym geście. - Hej - uśmiechnęła się. - Przepraszam jeśli sprawiłam, że poczułaś się dziwnie. Zwykle nie mówię tak dużo, ale ja naprawdę nie mam zbyt wielu przyjaciół w biurze.

- Ja także - przyznałam nieśmiało. - To trudne czasami.

Spojrzała na nasze szklanki, które były prawie puste. - Zamówię kolejną rundę - zaoferowała ciepło. - I rozważymy pomysł nowej przyjaźni.

Uśmiechnęłam się. Nareszcie czułam się jakbym została zaakceptowana przez kogoś - kogoś kto nie był Oliverem czy Jamesem, a nawet Victorem. Dziewczyna jak ja poznawała mnie i sprawiła, że się otworzyłam - i czułam się szczęśliwa, po raz pierwszy od wielu tygodni. Kiwnęłam głową z entuzjazmem, uśmiechając się do niej. - Za nowych przyjaciół.

Zamówiła kolejne daiquiris i kiedy barman przesunął je szybko po powierzchni blatu w naszą stronę, ja wyciągnęłam rękę sięgając po mojego drinka. Był trochę zbyt daleko od mojej dłoni a opuszki moich palców muskały szkło z napojem. Niepewnie zsunęłam się z mojego siedzenia i pochyliłam się, sięgając po drinka. Gdy moje palce owinęły się wokół szkła, ja zamierzałam usiąść ponownie na moim stołku, ale straciłam równowagę i spostrzegłam siebie upadającą do przodu, na blat, z ciężkim westchnieniem. Czułam, że szkło wyślizguje się z mojej dłoni a upokorzenie w tej sytuacji się nasiliło kiedy usłyszałam męski głos przeklinający głośno.

- Co jest, kurwa?

Obróciłam się szybko, zamierzając przeprosić osobę na którą wylałam swojego drinka, i kiedy to zrobiłam moje oczy zatrzymały się na różowej plamie i płynących kropelkach na czystej, białej bluzie z kapturem. Moje oczy rozszerzyły się kiedy zdałam sobie sprawę, że ja - prawie pijana - zniszczyłam czyjeś ubranie.

Ja pierdole.

Chwyciłam szybko serwetkę zanim nie puściłam wiązanki oryginalnych przeprosin a moje spojrzenie powędrowało na bluzę i kiedy mój wzrok powędrował w górę, wstrzymałam oddech. Zobaczyłam ciemne włosy zaczesane do góry. A potem oczy - brązowe, o konsystencji syropu, których spojrzenie przeszywało mnie przez prawie rok. W tym momencie horror sytuacji osiągnął maximum kiedy gapiłam się na osobę stojącą przede mną. Bo właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że bluza, po której strumieniami ociekało moje truskawkowe daiguiri, nie należała do byle kogo, ale do Zayna.

Ja pierdole.

***
[1] i [2] - nazwa jakiegoś drinku
[3] - Daquiri - jest to drink na bazie białego rumu, syropu cukrowego i soku z limetki.

JAK WAM SIĘ PODOBA ROZDZIAŁ? *.*

Po prostu kocham drugą część, serio! :)

PRZEPRASZAMY ZA WSZELKIE BŁEDY - NIESPRAWDZONY ROZDZIAŁ.
Kończyłam go tłumaczyć z gorączką, mam dość.. 
Dobra chrzanić mnie, ważne że jest więc enjoy! :) 

PAMIĘTAJCIE O ZAKŁADCE INFORMOWANYCH, HASHTAGU NA TT; #25DWMAPL ORAZ KOMENTARZACH. :)

Pozdrawiam i do kolejnego! :) 

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 3 cz. 2

Czytaj notkę pod rozdziałem.
Rozdział niesprawdzony!

Tę noc spędzałam na video czacie z Victorem. Siedział po drugiej stronie komputera, około trzy tysiące mil stąd w Nowym Jorku, ubrany w lawendową koszulkę polo i trochę śmieszną bransoletkę na nadgarstku. Ja z drugiej strony wyglądałam jak wrak - tak jak można się domyślić, luźna koszulka zwisała z moich ramion a moje włosy zgarnięte były w niechlujny kok. Victor promieniał kiedy nerwowo machał do kamerki a jego ciepły uśmiech dał mi poczucie ulgi. Mój przyjaciel zawsze sprawia swoim prostym uśmiechem, że czuję się lepiej.

- Okay - zaczął, jego głos brzmiał dziwnie przez stan moich przestarzałych słuchawek. - Po pierwsze, chcę byś obiecała mi, że nie będziesz mnie osądzać.

Patrzyłam na niego przez chwilę, opierając głowę na mojej dłoni kiedy zmrużyłam oczy na ekran mojego komputera. - Co zrobiłeś? - powiedziałam. Milczał przez chwilę, więc spodziewałam się najgorszego. - Vic, miałeś jednorazowy numerek?

- Boże, nie! Myślisz, że kim ja jestem, Leoni? - przerwał na chwilę, jego ciało przetoczyło się i zniknęło z mojego ekranu. Gdy pojawił się ponownie w zasięgu mojego wzroku, trzymając duży karton przed sobą a słowo "PIZZA" wydrukowane było na jego powierzchni. - Tak, to jest duża pizza pepperoni. I tak, zamierzam ją zjeść samodzielnie.

Moje oczy rozszerzyły się. - Całą, Vic? Serio?

Otworzył pudełko szybko, odrywając jeden z kawałków. Kiedy ser ciągnął się od reszty pizzy, czułam, że mój żołądek burczy a ślina leci mi z ust. Wziął duży gryz, głośno jęcząc i żując go szybko.

- Jestem zdesperowany, okay? - powiedział z ustami pełnymi jedzenia. - To udowodnione, że jeśli dziewczyna ma depresję to gówniana pizza i ckliwe filmy są koniecznością.

Uśmiechnęłam się lekko. - Ale ty nie jesteś dziewczyną.

Machnął ręką kiedy wziął kolejny, duży gryz. - Praktycznie nią jestem - przerwał by przełknąć, patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. - Szkoda, że nie można wysłać się za pośrednictwem komputera, bo wyglądasz okropnie, Sam.

- Dzięki, Vic. To na prawdę super.

- Wyglądasz na prawie wychudzoną! Jesteś praktycznie jak skóra i kości!

Westchnęłam patrząc na moje biurko gdzie leżała miski z pół zjedzoną kolacją. Podniosłam ją do ekranu, dając Vicowi możliwość jej zobaczenia. - Nie sądzę, żeby życie na diecie z zupek i płatków owsianych dało mi seksowne kształty, Victor.

Odłożył swój kawałek pizzy, jego usta zacisnęły się w dezaprobacie kiedy pokręcił głową. - Nie możesz jeść tylko tego, Sam. Będziesz niedożywiona.

- Wiem, ale niewiele mogę z tym zrobić - powiedziałam. - Moje zarobki są zbyt niskie -

- Pozwól mi sobie pomóc! - prawie krzyknął. - Wyślę ci czek! Wiesz, że moje fundusze są kwitnące, mam na myśli, siedzę tu jedząc bosko-cholerną pizzę, Sam. To zajmie zaledwie jakieś dwie sekundy - proszę, pozwól mi coś tobie wysłać.

Pokręciłam głową. - Nie mogę tego przyjąć, Vic. To była moja decyzja o przeniesieniu się tutaj więc muszę sobie radzić sama -

- Nie możesz się utrzymywać gdy nie jesteś w stanie wstać lub chodzić z braku odżywiania, skarbie - zauważył. - Dlaczego nie możesz zadzwonić do mamy? Ona i twój ojczym mieszkają w domu, który jest praktycznie kurwa rezydencją.

- Wiesz, że nie mogę jej pytać o pomoc - powiedziałam cicho, odwracając się. Moje serce przyspieszyło swój rytm kiedy myśl o rodzinie zalała mój umysł. - Ona nie odzywa się do mnie, chyba że na święta.

- Pomogła Christianowi i Elle - odpowiedział, wciąż żując. - Zapłaciła za ich całą edukację.

Spojrzałam w dół, kiedy Vic poruszył temat mojego starszego brata i siostry. Christian mieszkał w północnej Kalifornii, odnoszący sukces trzydziesto-dwu letni chirurg, wraz z żoną i dziećmi. Nigdy go nie widziałam lub Elle, która mieszkała w Chicago z narzeczonym i była prawnikiem.

- Ponieważ Christian poszedł na medycynę a Elle na prawo - odpowiedziałam, ton mojego głosu miękki i nieśmiały. - Kiedy poinformowałam moją mamę o tym, że nie zamierzam wybrać żadnej z tych rzeczy, ta mnie wydziedziczyła.

- Co za bzdury - odgryzł się. - Jesteś jej dzieckiem - urodziła cię. I jesteś najmłodsza. Jeśli zadzwonisz do niej i powiesz jej, że nie stać cię nawet na jedzenie to jestem pewien, że zrobi wyjątek.

- Być może - wzruszyłam ramionami. - Ale wciąż nie zamierzam do niej dzwonić. To byłby szczyt mojej godności - westchnęłam i spojrzałam w oczy Victora, które odzwierciedlały smutek. Odchrząknęłam nieprzyjemnie. - Więc.. wracając do tej dużej pizzy - dlaczego masz depresję?

Westchnął ciężko, dźwięk jego oddechu drażnił mnie kiedy spowodował nieprzyjemny hałas w moich przestarzałych słuchawkach. - Pamiętasz kiedy wspominałem ci o Jeremy'm?

- Asystent nauczyciela z wspaniałym uśmiechem i jeszcze bardziej niesamowitym tyłkiem? - uśmiechnęłam się. - Tak, pamiętam.

- Cóż, wziąłem go do siebie by porozmawiać z nim po zajęciach wczoraj. Wiesz, czyniąc cuda lub co tam jeszcze chcesz.

- I?

- I on nawet nie dał mi szansy przejścia do punktu flirtu. Przerwał mi, mówiąc coś co brzmiało jak "To jest niestosowne, jestem studentem a także jestem heteroseksualny." Co to do kurwy ma być?

Westchnęłam, lekki uśmiech zarysował się na moich wargach. - To oznacza, że lubi kobiety, Vic.

- Wiem to, mądralo. Po prostu nie mogę uwierzyć, że miał czelność mnie odrzucić zanim mogłem wywierać na nim wpływ.

- Myślisz, że możesz przekonać go by lubił facetów, czy coś? - dokuczałam. - Jeśli jest hetero, to jest hetero, Victor.

- Nie obchodzi mnie takie gówno jak to, że jest hetero. Słyszałem o zmianach orientacji seksualnej u innych mężczyzn - uśmiechnął się szeroko, poruszając brwiami. - Chciałbym myśleć, że jestem cholernie porywający dla obu płci.

- Jesteś wyjątkowy - zaśmiałam się lekko. - Dam ci to.

Skrzywił się, podnosząc już trzeci kawałek pizzy. Mój żołądek jęknął głośniej a ja oderwałam swój wzrok od pysznie wyglądającego jedzenia. - Więc siedzę tu, topiąc swoje smutki w tłustym fast-foodzie - podniósł kawałek, uśmiechając się ironicznie. - Twoje zdrowie, Jeremy! Ty draniu.

Westchnęłam do siebie, stukając palcami w górną część mojego biurka. Victor pochylił się w kierunku kamerki, żując głośno. - Co nowego u ciebie, kochanie? Czy ta suka, twoja współlokatorka, wciąż zachowuje się jak dziwka?

- Tak, ale ignoruję to - powiedziałam. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając niepewnie na ekran. - Mam dla ciebie kilka wiadomości.

Vic wytrzeszczył oczy. - Proszę, powiedz mi, że nie jesteś w ciąży.

Skrzywiłam się. - Dlaczego zawsze zakładasz, że jestem zapłodniona? Nie jestem dziwką, wiesz -

- Wiem, wiem. Nadal jesteś dziewicą - Bóg wie w jaki sposób utrzymujesz jeszcze samokontrolę. Ale w takim razie o co chodzi?

Z trudem przełknęłam ślinę. - Dostałam promocję do publikowania prasy.

- Kochanie, to wspaniale! Co będziesz promować? Myślę, że wszystko będzie lepsze od tej gównianej pozycji, którą miałaś jako osoba do edytowania błędów gramatycznych.

- Cóż, to jest coś w rodzaju pojedynku-współpracy - wyjaśniłam. - Pamiętasz kiedy mówiłam ci o tym facecie, Oliverze?

- Ten gorący?

Przewróciłam oczami. - Nie, to jest James. Oliver jest słodki i ma okulary -

- Ohhh, hipster.

Uśmiechnęłam się. - Jakkolwiek chcesz go nazywać - tak, hipster, Vic. Tak czy inaczej, pracuje w dziale muzycznym. Przeprowadzi wywiad a ja muszę o tym napisać.

- To niesamowite - uśmiechnął się, biorąc kęs z czwartego już kawałka pizzy. - Mieliście już jakieś zadanie?

Poczułam znajomą gulę rosnącą w moim gardle kiedy moje usta zaczęły piec. Odwróciłam wzrok, moje palce spoczęły na kolanach i zacisnęły się na nich z niepokoju, który czułam kiedy usłyszałam wieść o powrocie.

- Sam - głos Vica przeniósł moją uwagę na ekran, jego ton był twardy i srogi. - Jest coś o czym mi nie mówisz?

- Mamy nasze pierwsze zadanie w piątek...

- I?

Westchnęłam ciężko. - I jest ono z zespołem o nazwie One Direction.

Vic w tym momencie zaczął gwałtownie się dławić, kawałki z częściowo-pogryzionej pizzy wyleciały na zewnątrz kiedy on szeroko otworzył usta. - Chcesz mi powiedzieć, że przeprowadzisz pieprzony wywiad z pieprzonymi kutasami, z którymi doświadczyłaś piekła ostatniej jesieni? Sam, to jest to co chcesz mi powiedzieć?

- Kutas - poprawiłam w liczbie pojedynczej. - Zayn był tylko kutasem z tej dwójki. Liam był dla mnie wspaniały - przerwałam, kiedy zaczęłam czuć się przygnębiona od wspomnienia o chłopcach. - Ale tak, przeprowadzę z nimi wywiad.

- W piątek?

- Tak.

- Słodki Jezu - wyszeptał drżącym głosem. - Jakie są szanse - to znaczy.. o mój Boże, Sam! - zatrzymał się na chwilę, mrużąc oczy w moją stronę. - W co zamierzasz się ubrać?

- Nie wiem - jęknęłam. - Nie mam ładnych ubrań. Wyglądam jak nędzny menel w porównaniu do innych w biurze. Nie wiem.

- Jedno jest pewne - powiedział. - Musisz coś zrobić z włosami. Wyglądają na bardzo.. zaniedbane. I mówię to w najpiękniejszy możliwy sposób.

Spojrzałam na mojego najlepszego przyjaciela. - To zabrzmiało tak miło, jeszcze raz dzięki, Victor.

- Przepraszam ale - ale Sam! Będziesz znowu w pobliżu niego! Musisz kurwa wyglądać najlepiej a ja proponuję użycie odżywki.

- Żartujesz? - uniosłam brwi. - Nie mogę sobie pozwolić na pudełko płatków, nie mówiąc już o jakiś drogich balsamach czy odżywkach. Słuchałeś naszej rozmowy przez ostatnie dwadzieścia minut?

- Nie masz nic? Niczego by oswoić bestię?

Zaśmiałam się z tego. Boże, Vic. Sposób w jaki dziewczyna może czuć się wyjątkowo.

- Nie, ale na prawdę mam to gdzieś. Nie obchodzi mnie to, serio. Zayn widział mnie w moim najgorszym stanie, więc to nie ma znaczenia w tym momencie.

Trwaliśmy przez chwilę w ciszy, oboje niepewni co powiedzieć sobie nawzajem po czym Vic westchnął i pochylił się tak blisko, że mogłam praktycznie zobaczyć pory na jego twarzy.

- Sam, to jest po prostu zbyt cholernie dziwne.

Spojrzałam w górę. - Co?

- Przeniosłaś się do Los Angeles. On przeniósł się do Los Angeles. Otrzymałaś staż w wydawnictwie, awansowałaś i stawiłaś się w dziale muzycznym. Piszesz wywiady dla zespołów. Pierwszy wywiad, który będziesz prowadzić, będzie z nim.

- Jestem tego świadoma - powiedziałam oschle. - O co ci chodzi?

Victor pokręcił głową, odchylając się do tyłu na krześle i krzyżując ramiona. Po długiej chwili milczenia otworzył usta a słowa, które wypowiedział wstrząsnęły całym moim ciałem.

- Jeśli to nie jest przeznaczenie, to ja nie wiem co.

***

Był piątek. Piątek. Obudziłam się prawie trzy godziny wcześniej niż zwykle, gorączkowo poruszając się, ponieważ na prawdę zależało mi jak będę się prezentować na wywiadzie. Kto do cholery myślał, że żartuję? Oczywiście, że się przejmowałam. Sama myśl siedzenia na przeciwko Zayna, jego widok i uczucie jego obecności w pobliżu mnie wystarczało by dostarczyć mi ciężkiego bólu, pulsującego w mojej piersi. Bez względu na to, jak bardzo mogę wmawiać sobie, że skończyłam z nim - że ja i on nic nie znaczyliśmy, że to było tylko zauroczenie - wiedziałam, że to było odległe od tego. Z Cole'm nigdy nie czułam się w pełni swobodnie. Było w tym coś dziwnego z nim przez cały czas, a w związku z nim doświadczyłam coś w rodzaju niepokoju i przymusu. Z Zaynem, podczas gdy czułam się nieswojo z samą sobą podczas gdy w pobliżu niego nasza relacja wzrosła a my byliśmy w stanie rozmawiać ze sobą i poznawać się wzajemnie. Upadałam ciężko przez niego - przez jego spojrzenie i jego bujne wargi. Polubiłam nawet jego długie włosy, które albo były zaczesane do tyłu i schowane pod czapką, albo zaczesane do góry na jego głowie. Jego zapach przesiąknięty wodą kolońską i papierosami niemal palił moje zmysły a ja nigdy nie zapomnę uczucia jego ciepłych dłoni i tego jak brzmiał jego głos. Brakowało mi go strasznie a dzisiaj będę musiała się z nim zmierzyć wyglądając jak wygłodzona ofiara.

Po kąpieli i dokładnym wyszczotkowaniu zębów, zaczęłam dokładnie suszyć swoje włosy ręcznikiem. Intensywnie szukałam w mojej szafce czegoś - czegokolwiek, co mogłoby "oswoić bestię" - jak to Vic prymitywnie zaznaczył. Nie znalazłam niczego, stałam w milczeniu żując wargę i zastanawiając się co mam zrobić. Nie mogłam kupić żadnego z produktów - wszystkie moje fundusze były ściśle przeznaczone na zakup tanich artykułów spożywczych. Po dłuższej chwili namysłu powoli ruszyłam do salonu, znajdując Elyse siedzącą w kącie kanapy z ciężką książką na kolanach a papieros zwisał z jej małych ust. Kiedy się pojawiłam, odziana tylko w ręcznik, ta spojrzała w górę i uniosła brwi w moim kierunku.

- Czy mogę cię prosić o przysługę? - przemówiłam, mój głos drżał lekko.

Przechyliła głowę, powoli zamykając książkę i patrzyła na mnie wyczekująco. Odchrząknęłam, oblizując swoją dolną wargę. - Mam ważny projekt do zrobienia tego popołudnia - i... i muszę wyglądać reprezentacyjnie. Wiem, że moje ubrania są mniej niż znoszone, ale miałam nadzieję, że mogłabyś pożyczyć mi trochę jakiejś odżywki do włosów.. do moich włosów - zamarłam, czując się bardzo nieudolnie kiedy powtarzałam się w ciągu jednego zdania. Spojrzałam na ziemię, moje policzki czerwieniały. Usłyszałam jak Elyse porusza się na fotelu więc spojrzałam w górę by znaleźć ją stojącą.

Westchnęła ciężko, gustowny dźwięk odbił się echem a następnie wyciągnęła swój smukły palec, kusząco wskazując w stronę jej sypialni. - Chodź ze mną.

Moje oczy rozszerzyły się, ale mimo to posłuchałam jej i szłam za nią, stawiając ostrożne kroki a małe kropelki wciąż sunęły w dół moich ramion i nóg. Weszłam za Elyse do jej sypialni, zachwycona zarówno jej czystością jak i wystrojem; wszystko było w pięknym, mahoniowym i złotym kolorze, w tym stanie wyglądał niemal królewsko. Wyszła z jej własnej łazienki z fioletową buteleczką w ręku, wyciągając ją do mnie.

- Trzymaj - powiedziała. - To odżywka bez spłukiwania. Jest skuteczna, więc powinna poskromić każdy - zatrzymała się, robiąc kiedy spojrzała na moje jeszcze wilgotne końcówki -.. rodzaj włosów. Jest to także bardzo drogie, więc rozsądnie z używaniem tego.

Patrzyłam z niedowierzaniem kiedy stałam w pachnącym, królewskim pokoju mojej lodowatej współlokatorki. Czy ona rzeczywiście mi pomaga? Do czego do cholery ten świat zmierza? Niezależnie od mojego szoku, ruszyłam do przodu nieśmiało wyciągając palce i wzięłam butelkę, uśmiechając się do niej lekko.

- Dziękuję - powiedziałam cicho. Trzymając buteleczkę w moich rękach, obróciłam się do wyjścia kiedy jej głos zatrzymał moje kroki.

- Nie planujesz ubrać jednego z twoich strasznych, tragicznych zestawów do tego, prawda? 

Obróciłam się do niej, moje policzki znów poczerwieniały kiedy wzruszyłam ramionami. - Tak na prawdę to nie mam wyboru.

Zmrużyła oczy, uważnie mi się przyglądając kiedy podparła podbródek pod swoją małą dłoń. Przechyliła głowę skanując moje ciało zanim nie obróciła się w stronę jej szafy. - Jesteś bardzo wysoka co może być problemem - powiedziała, znikając za drzwiami szafy. Jej słowa były stłumione kiedy z niecierpliwością czekałam na jej ponowne pojawienie się. - Ale jesteś chuda jak ja, więc mimo wszystko może nie być to niemożliwe.

Kiedy pojawiła się ponownie w sypialni, kilka ubrań było naniesione na jej szczupłe ramię. Sięgnęła po kawałek materiału na szczycie i rozłożyła go w powietrzu bym go zobaczyła. To była kremowa bluzka, lekko potargana, ale nie wstrętna.

- Dostałam ją jako prezent urodzinowy - powiedziała. - Jest mała, ale niezbyt długa dla mojej postury. Powinna na ciebie pasować.

Kiedy rzuciła ją w moją stronę i sięgnęła po następną odzież, czułam absolutnie nieuniknione zmieszanie przepływające przeze mnie na jej dziwne, życzliwe gesty. Kolejnym ubraniem, które wyciągnęła dla mnie była gustowna, krótka, jasnobrązowa spódnica.

- To będzie prawdopodobnie sięgać do twoich kolan, może trochę wyżej - urwała swoje zdanie na dłuższą chwilę, patrząc na moje wyeksponowane nogi pod startym ręcznikiem. - Tak, słusznie. To praktycznie sięga moich kostek, więc w zasadzie jest dla mnie bezużyteczna.

Gdy wzięłam od niej spódnicę, ta szybko sięgnęła w stronę swojej komody, sięgając po długi, koralowy naszyjnik w pięknym, turkusowym kolorze z mahoniowego pudełka na biżuterię. Rzuciła go do mnie, złapałam go drżącymi palcami i wpatrywałam się w uroczy naszyjnik w zdumieniu.

- To powinno skompletować wygląd - powiedziała stanowczo, zaciskając usta kiedy patrzyła w dół, na moje stopy.- Mam zamiar powiedzieć teraz, że buty są pod znakiem zapytania. Moje stopy są prawie o połowę mniejsze od twoich.

Przyciskałam odżywkę i elementy odzieży w moich ramionach, patrząc na Elyse z uznaniem. - Dlaczego robisz to dla mnie?

Wzruszyła ramionami. - Wiem, że jeśli ja miałabym ważną prezentację na zakończenie to chciałabym wyglądać jak lepiej.

- Pozwoliłaś mi ubrać twoje ubrania.

Przewróciła oczami. - One nawet mi nie pasują. To nic wielkiego. Tylko pamiętaj by mi je zwrócić kiedy skończysz, wciąż są bardzo drogie.

Uśmiechnęłam się lekko do stojącej, małej królowej lodu. - Elyse, to wiele dla mnie znaczy. Dziękuję.

Machnęła ręką w podobny sposób jak Vic kiedy mówił bym się o niego nie martwiła, a następnie przeszła obok mnie ciężko stawiając kroki. Gdy dotarła do drzwi, odwróciła się i gestem wskazała, żebym ją zostawiła. - Idę się uczyć. Potrzebuję trochę ciszy, więc byłabym wdzięczna za brak zakłóceń.

Gdy przechodziłam obok niej, w kierunku własnej sypialni, słaby uśmiech wkroczył na moje usta. Ponownie przekształciła wyraz swojej twarzy w chłodny, ale tkwiła tam mała iskierka dobroci, że podarowała mi bardziej niż wystarczającą garderobę. Dało mi to nadzieję, że nasze relacje będą lepsze jako współlokatorki w przyszłości. I wtedy już mój dzień stał się lepszy, niezależnie od faktu, że będę siedziała w pobliżu osoby, w której byłam beznadziejnie zakochana prawie sześć miesięcy temu.

***

Dotarłam do budynku, w którym Oliver i ja mieliśmy przeprowadzić wywiad. Nie było to aktualne biuro redakcji, ale bardziej ekskluzywny hotel, który miał prywatną kawiarnię i salon w pobliżu najwyższego piętra. Oliver czekał na mnie w holu wyłożonym marmurową podłogą, która była niepokojąco podobna do tej w korytarzu w starym apartamencie Liama i Zayna. Podniosłam wzrok kiedy przeszłam przez automatyczne drzwi a jego oczy rozszerzyły się. Podeszłam do niego z niezręcznym uśmiechem na twarzy, rozkoszując się chłodem z klimatyzacji, przyciskając torebkę mocno do mojego boku.

- Sam.. wow - powiedział po dłuższej chwili. - Wyglądasz tak inaczej.

Oliver miał spodnie w kolorze khaki i elegancki, niebieski sweter oraz jakieś białe trampki. Wyglądał tak zadbanie i przystojnie a ja czułam się bardziej komfortowo widząc empatyczny wyraz jego twarzy.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się nieśmiało, chowając kosmyk włosów za ucho. Wyglądałam inaczej, tak, ale nie tak bardzo. Moje włosy były wygładzone, ale wciąż nijakie i pilnie potrzebujące przycięcia i podczas gdy ubrania Elyse były bardziej modne niż te z babcinej garderoby, które nosiłam na co dzień, to wciąż wisiały na mojej wyższej posturze. Nie nosiłam dużo makijażu, ale nałożyłam trochę błyszczyku i tuszu do rzęs. Wyglądałam lepiej niż zwykle, ale nie byłam pięknością.

Oliver uśmiechnął się do mnie. - Naprawdę świetnie wyglądasz. Sprawiasz, że to ja wyglądam źle. 

- Wątpię - zaśmiałam się nerwowo, moje tętno wzrastało. Nie miał pojęcia o sytuacji, w której miałam być a ja nie wiedziałam jak przekazać mu tę informację. Wiedziałam, że nie mogę zagrać głupio, ale byłam przerażona by ostrzec go o tym, że mężczyźni z którymi mieliśmy rozmawiać, tak naprawdę nie byli mi właściwie obcy. On nie miał pojęcia, że darzyłam uczuciem jednego z nich i byłam zakochana.

Boże, robiło mi się niedobrze.

- Wyglądasz trochę blado - Oliver zmarszczył brwi. - Dobrze się czujesz?

- Jest w porządku - skłamałam, mój głos praktycznie się załamał. - Po prostu jest mi trochę niedobrze, to wszystko.

- Zdenerwowana? - uśmiechnął się. - Obiecuję, że to jest nic. To nie jest nawet jakiś wielki zespół. Wystarczy, że będziesz szła w moje ślady i wszystko dobrze pójdzie.

Wymusiłam uśmiech na swojej twarzy i skinęłam głową, idąc za nim, fale nudności stały się silniejsze. Staliśmy w windzie, ulokowałam spojrzenie na cyferkach w ścianie. Oliver nucił pod nosem, kołysząc się w przód i w tył na swoich piętach i było oczywiste to, że jest niewzruszony siedzeniem koło sławnych osób.

- Będę zadawał pytania kiedy ty będziesz robić notatki - mówił cicho. - Będą trochę idiotyczne i tak dalej, ale jeśli w jakiejś chwili będziesz skłonna coś powiedzieć, nie krępuj się mówić. 

Prawdopodobnie wcześniej zwymiotuję niż odzyskam zdolność mówienia - chciałam powiedzieć. 

- To dobrze.

Drzwi otworzyły się z dźwiękiem dinging a Oliver uśmiechnął się do mnie. - Piętro dwadzieścia pięć, tu jesteśmy.

Jęknęłam w duchu kiedy zdałam sobie sprawę, że to liczba piętra na którym mieliśmy się spotkać. Czy to był jakiś chory żart? Potrząsnęłam głową, odrzucając tę myśl i stanęłam na podłodze dwudziestego pieprzonego piątego piętra i ruszyłam za Oliverem powolnym, drżącym krokiem. Spojrzał przez ramię na mnie, marszcząc lekko brwi. - W porządku, Sam? Musimy się pospieszyć, to źle się spóźniać.

Wdychałam i wydychałam powoli powietrze, w próbie znalezienia sposobu by uniknąć rozpadu. - Myślałam, że - oblizałam moją suchą, dolną wargę. Brakowało mi tchu, jakbym była zdyszana po jakimś sprincie. - Myślałam, że nie obchodzi cię ten zespół.

- Nie obchodzi - zaśmiał się, idąc prosto pewnym krokiem. - Ale to będzie dobrze wyglądać dla Jamesa i jego materiałów kiedy wkroczę do prawdziwego świata - spojrzał za siebie i przewrócił oczami zza grubych okularów. - Pamiętaj co James zawsze powtarza: działaj profesjonalnie.

Sarkazm i lekki śmiech Olivera nie zrobiły absolutnie nic, aby pomóc załagodzić moje cierpienie, i kiedy dostrzegłam pokój, który pojawił się w zasięgu mojego wzroku, miałam wrażenie, że moje nogi zmieniły się w galaretkę. Gdy Oliver szarpnięciem otworzył drzwi, mój oddech zatrzymał się, przygotowując się by przywitać się z wizją Liama i Zayna siedzących razem.

O Boże. O Boże. O Boże.

Pokój był pusty.

Byłam w stanie oddychać kiedy Oliver westchnął ciężko w ogromnym, otwartym pomieszczeniu. Cała przestrzeń była wielka - tak niekomfortowa, z chłodnym powietrzem otaczający mnie tak, że moje odsłonięte ramiona pokryły się gęsią skórką. Oliver zatrzymał się, wpatrując się w puste krzesła przy stole i wypuścił zirytowany dźwięk, który odbił się echem wokół nas.

- Cóż, przynajmniej jesteśmy o czasie - wycedził, pokonując drogę do stolika na środku pokoju. Odsunął krzesło i praktycznie na nie spadł, sięgając po torbę z której wyciągnął notatnik i długopis. Spojrzał na mnie kiedy kładł swoje rzeczy na stole, kiwając głową w moim kierunku. - Chodź usiądź, Sam. Możemy trochę odpocząć.

Rzeczywistość sytuacji dotarła do mnie a ja skamieniałam na moment, kiedy stałam jak kretynka patrząc na Olivera i jego swobodną postawę, poczułam uścisk w klatce piersiowej a mój oddech stał się nierówny. Podeszłam do niego powoli, moje płuca były boleśnie napięte w celu wciągnięcia świeżego powietrza. Zatrzymałam się przed stołem, podtrzymując się a mój oddech było słychać w ciszy pokoju. Oliver zauważył moje zakłopotanie i spojrzał na mnie, z zaciekawieniem wyrytym na jego twarzy.

- Pocisz się, Sam - zauważył, a jego rażące obserwacje były zarówno upokarzające i odpowiadały mojemu stanu umysłu. Wstał powoli z fotela, sięgając delikatnie do mojego przedramienia. - Co jest? Jesteś zdenerwowana?

Przełknęłam głośno ślinę, potrząsając głową kiedy jego palce owinęły się wokół mojego nadgarstka. - Ja po prostu - nie czuję się się dobrze - mruknęłam, mój głos był cichy i drżący.

- Potrzebujesz pić czy coś? - zasugerował, jego głębokie, brązowe spojrzenie wciąż odzwierciedłało zainteresowanie i obawę. - Myślę, że jest automat na korytarzu i w łazience. Możesz potrzebujesz odetchnąć zanim zaczniemy?

Skinęłam głową, mój umysł był niemal zdrętwiały. - T-tak - zgodziłam się cicho. - Myślę, że to może pomóc.

Sięgnął do swojej torby i wyciągnął kilka banknotów dolarowych, podając mi je. - Masz, kup sobie wodę lub colę. Weź mi jedną, też.

Patrzyłam przez chwilę na pieniądze, zanim powoli ich nie przyjęłam, zmuszając się do małego uśmiechu na moich ustach. - Dziękuję - odetchnęłam. - Zaraz wracam.

Kiedy chciałam odejść, Oliver zawołał.

- Hej, Sam.

Spojrzałam wyczekująco na niego przez ramię. Uśmiechnął się lekko kiedy pochylił się na fotelu, wyciągając nogi do przodu.

- Wiem, że niepokojące jest bycie tutaj - zapewnił mnie. - James wybrał najbardziej nieprzyjazne, straszne miejsce do zrobienia tej głupiej rzeczy. Zwykle wybiera kawiarnię czy normalne biuro, ale zgaduję, że ci kolesie uparli się na ten hotel.

Oczywiście, że to zrobili.

Oliver uśmiechnął się szerzej, ciepło bijące od niego było widoczne w rysach jego twarzy. - Nie stresuj się, okay? Możemy to zrobić.

Pokręciłam powoli głową, starając się do niego uśmiechnąć.

- Możemy to zrobić - powtórzyłam.

Kiedy weszłam do łazienki, zastanawiałam się nad słowami Olivera. Oczywiście, że możemy to zrobić; myśleliśmy, że nie będę sama w tej katastroficznej sytuacji. Ustaliliśmy, że Oliver będzie siedział obok mnie by mnie wspierać, a ja z pewnością w jego towarzystwie mogę utrzymać spokój.

Oczywiście, że mogliśmy to zrobić, ale czy JA mogłam?

***

Byłam zawstydzona kiedy patrzyłam na swoje odbicie w lustrze ekstrawaganckiej łazienki. Moje włosy, podczas gdy były bardziej ogarnięte niż zwykle, zaczęły opadać tak jak zawsze w szalony sposób, tworząc coś w rodzaju efektu aureoli wokół mojej głowy. Moja twarz była niesamowicie blada kiedy Oliver wskazał w holu na schody a ja nie mogłam nic poradzić na to, że przypominało to coś w rodzaju ostatniej drogi zmarłych. Mój żołądek wciąż palił, rozprzestrzeniając ból na całe moje ciało. W torbie miałam schowane zmięte rachunki Olivera, oddychając głęboko i stojąc oparta nad ceramiczną umywalką starałam się zrozumieć każdą opcję. Nie mogłam tego zrobić, kto do cholery myślał, że żartuję? Warstwa śliskiego tkwiła na moim czole oraz nawilżała moje plecy a moje serce biło tak mocno, że mało nie zaczęło przenikać przez moją klatkę piersiową. Miałam załamanie nerwowe, ale w rzeczywistości kto mnie mógł za to winić?

Odepchnęłam się mocno od umywalki i zrobiłam kilka chwiejnych kroków w kierunku toalety, moje nogi były bardziej jak żelatyna niż kiedy przyjechaliśmy. Weszłam do pierwszej kabiny, zamykając za sobą drzwi i po prostu stałam tam, gapiąc się na nieskazitelną muszlę klozetową poniżej mnie. Mogłam zwrócić, jak sądzę, ale nie miałam wystarczająco dużo jedzenia w żołądku by nawet powędrowało w górę. Jeśli miałabym próbować wymiotować, to było bardziej prawdopodobne, że to spowodowałoby więcej szkód w moim wyglądzie. Moje oczy nie lśniły i były przekrwione, mój oddech śmierdział od zepsutej śliny, a moje ciało - które wciąż było chwiejne tak wystarczająco, że stanie było niemal niepewne.

Nie, wymiotowanie nie było nawet realną opcją w tym momencie. Ale co do cholery miałam zrobić? Nie mogłam stać w kabinie wiecznie, ukrywając się jak tchórz; musiałam zmierzyć się z nimi wcześniej czy później, zwłaszcza gdy to doświadczenie decydowało o moich przyszłych możliwościach zawodowych. Odzyskując trochę samokontroli, zdecydowałam się usiąść na zamkniętym sedesie. Siedziałam tam, moje nogi nawet nie drgały, moje myśli goniły, wydawało mi się jakby cały mój świat upadł dzięki jednej, brutalnej sile.

Dźwięk otwierania drzwi wybuchł w mojej głowie i kiedy dostrzegłam znajome, białe trampki - mój oddech uwiązł mi w gardle.

- Sam?

Głęboki głos Olivera rozbrzmiał w łazience a ja milczałam. Buty zatrzymały się, ale tylko na chwilę, zanim nie przeszły dalej z towarzyszącym im głośnym westchnieniem.

- Widzę cię w pierwszej kabinie, Sam. Wychodź.

- Ja po prostu.. ja po prostu potrzebuję tylko chwili - odpowiedziałam słabo, moje palce zaciskały się na moich małych kolanach.

- Zamierzasz skorzystać z łazienki?

- Nie.

Westchnął. - W takim razie co robisz?

- Siedzę.

Przerwał a potem. - Otwórz drzwi.

Posłuchałam, ale tylko dlatego, że samotność niemal mnie dusiła. Stanęłam na nogi, a następnie wyciągnęłam rękę, odblokowując drzwi i pozwalając im powoli uchylić się z nieco długim, skrzypiącym dźwiękiem. Usiadłam ponownie na sedesie, Oliver szerzej uchylił drzwi, odsłaniając jego wysoką posturę, stojącą naprzeciwko mnie.

- Sam - powiedział cicho, obserwując mnie. - To nie mogą być tylko nerwy. Co się dzieje?

- Nie mogę tego zrobić - szepnęłam cicho, przymykając powieki. - Nie mogę.

- Możesz, to nic takiego.

Pokręciłam głową, wciąż patrząc na swoje kolana. - Powinnam powiedzieć ci coś, zanim otrzymaliśmy to zadanie.

Milczał przez chwilę, a ja wiedziałam, że jest zaskoczony tak jak się spodziewałam, że będzie. Oparł się o drzwi kabiny, patrząc na mnie. - Co?

- Ten wywiad.. to po prostu - po prostu.. to niepokojące - i... to dlatego, że nie jestem w pełni zaznajomiona z tym zespołem.

- Z Two Direct? [1] - zatrzymał się, śmiejąc się głośno.- One Direction - poprawił się szybko. - Jezu, jeśli dostaję ich pieprzoną nazwę kilka minut przez wywiadem, tak czy siak mamy przerąbane.

- Pomimo tego, nie czuję się dobrze - powiedziałam niemal szeptem. - Boję się tego.

- Czego tu się bać? Co się o nich dowiedziałaś?

Westchnęłam powoli, w końcu zdolna o popatrzenia w górę na zdezorientowany wyraz twarzy mojego przyjaciela. - Znam dwóch z nich. Tego z ciemnymi blond włosami, Liama i jego najlepszego kolegę z zespołu.. - przerwałam, bo to było prawie niemożliwe by kolejne słowo powstało na moim suchym języku. Bolesnym było to powiedzieć, ale echo odbiło się w całym pomieszczeniu. - ..Zayna.

Oliver zamrugał gwałtownie, wyraźnie zakłopotany moimi słowami. - Znasz ich? Skąd znasz tych kolesi?

- Kiedy mieszkałam w Nowym Jorku, spotkałam ich - mruknęłam, wzruszając ramionami - Nie wiem, po prostu - udało mi się zaprzyjaźnić lub.. lub coś z nimi.

- Więc przyjaźnisz się z nimi?

- Przyjaźniłam. Już nie, naprawdę.

- Dlaczego?

- Przeniosłam się tutaj.

Oliver uniósł brwi w moją stronę. - Cóż, więc oni też.

- To.. to skomplikowane - udało mi się wykrztusić. - Po prostu nie rozmawiałam z nimi przez długi czas.

- Jak długo?

Cisza.

Wdech. Wydech. Oddychaj.

- Sześć miesięcy.

- Cholera - Oliver westchnął. - To długi czas. Ale to nie ta długość jest tu dziwna, ale fakt że w jakiś sposób znasz tych kolesi. Nie sądzę, że są zbyt znani w USA, ale wiem, że są całkiem znani w Europie. Sławni, no wiesz.

Zamknęłam oczy. - Wiem.

Oliver westchnął. - Nadal się zastanawiam dlaczego wariujesz. Co z tego, że nie rozmawiałaś z nimi od sześciu miesięcy? Byliście przyjaciółmi czy coś, prawda? - kiedy nie odpowiedziałam, Oliver przechylił głowę w bok. - Czekaj.. to się źle kończy czy coś?

Odetchnęłam przez nos, przełykając powstałą gulę w moim gardle. - Można tak powiedzieć.

Oliver jęknął, przecierając oczy rękoma. - Sam, jesteś w niezłym gównie w tej chwili, wiesz?

- Wiem.

- Ale nie możemy utrudniać tym naszego zadania. To nasza praca. To kurewsko szalony przypadek, że musimy przeprowadzić wywiad z kolesiami z którymi doświadczyłaś gówna, ale to nasza praca, niezależnie od tego - przerwał, robiąc krok do przodu i opierając się oraz kładąc dłoń pocieszająco na moim ramieniu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego oczy, w skupieniu wpatrzone w moje. - Musimy po prostu wyjść i zrobić to, co powinniśmy.

Skinęłam głową. Miał rację. Niezależnie od tego co było, to był prawdziwy świat a ja musiałam funkcjonować prawidłowo. Wstałam chwiejnie, przy pomocy ramienia Olivera.

- Masz rację - przyznałam.- Po prostu muszę to zrobić.

- A ja będę przy tobie - uśmiechnął się, biorąc mnie za rękę. - Nie będziesz sama, będę tu.

Uśmiechnęłam się do niego, wdzięczna że rozumie mój niepokój przez te dziwne okoliczności, które spotkały naszą dwójkę. Wiedziałam, że nie do końca rozumie tą sytuację, ale wiedziałam także, że gonił nas harmonogram i że musimy iść do sali konferencyjnej i przeprowadzić ten głupi wywiad.

- Dziękuję - udało mi się powiedzieć.

- Hey, nie ma problemu - uśmiechnął się szeroko. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?

Odwzajemniłam uśmiech. - Jesteśmy.

- Wyglądasz zabójczo - kontynuował, jego wzrok skanował mnie. - Jeśli jakieś pretensje wynikneły pomiędzy wami, to kiedy ci kolesie cię zobaczą, pożałują każdego słowa.

Moje serce poruszyło się na jego komplement i kiedy wyszliśmy z łazienki nagle oddychanie stało się łatwiejsze. Po prostu musiałam być pewną siebie - ale te emocje już prawie były mi obce.

- Gdzie są te pieniądze? - zapytał żartobliwie Oliver. - Chodźmy po jakieś przekąski.

Gdy sięgnęłam do mojej torby i podałam mu pomięte banknoty, zaśmiał się lekko. - Szkoda, że nie powiedziałaś mi o tej niefortunnej sytuacji wcześniej. Przyniósłbym rum lub coś innego i dodał trochę odwagi do twojej coca-coli.

Chciałam się zaśmiać, ale nie mogłam. Trzymając nasze napoje ruszyliśmy w stronę dużej sali konferencyjnej a przerażające uczucie niepokoju ponownie osiadło gdzieś wewnątrz mnie. Oliver otworzył mi drzwi, odsłaniając wnętrze pokoju a ja westchnęłam powoli.

Możemy to zrobić. Mogę to zrobić.

***

W pokoju siedziała tylko jedna osoba, wysoka i smukła postura odchylona do tyłu w swoim fotelu z telefonem w ręce. Oliver szedł przede mną, odzywając się do tej osoby. 

- Ah, tu jesteś - powiedział ciepło, idąc w kierunku stołu. - Tylko jeden z was?

Postać pokręciła głową nie patrząc nawet lecz ciągle pisząc coś na swoim telefonie. Kiedy wysunęłam się powoli zza Olivera, powoli wypełniło mnie zdumienie. Ta osoba - ciemne blond włosy i grube brwi - nie były byle kogo. To był Liam.

- Nie - przemówił, jego głos był znajomy i głęboki - choć nie tak głęboki jak jego bliźniaka. - Mój kolega został na dole na papierosa - 

Przerwał od razu kiedy spojrzał na nas i mnie zobaczył. Jego wzrok utkwił w mojej osobie a jego usta rozchyliły się w szoku. Oliver zajął swoje miejsce, a ja ruszyłam za nim siadając obok niego, oczy Liama kontynuowały skanowanie mnie.

- Sądzę, że powinienem przedstawić siebie i moją koleżankę - Oliver zaczął lekko. - Przypuszczam, że by uniknąć niezręczności, mogę powiedzieć, że Sam najwyraźniej zna dwójkę z was.

Liam siedział w zupełnej ciszy, ubrany w dopasowaną, białą koszulkę i obcisłe dżinsy. Beanie leżała na stole przed nim a ja od razu zauważyłam, że to ta sama czapka którą widziałam ostatnio kiedy płaciłam za śniadanie w moim ulubionym barze śniadaniowym, prawie tydzień temu.

Oliver odchrząknął. - Cóż, jestem Oliver. Ja, uh, przeprowadzę ten wywiad - przerwał spoglądając na mnie. - A to jest - 

- Sam.

Głos Liama przeciął powietrze w pokoju, kończąc zdanie Olivera z niedowierzaniem. Pochylił się do przodu a jego oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia kiedy patrzył na mnie. - Sam - powtórzył wzdychając.

Kąciki moich ust powędrowały w górę gdy uśmiechnęłam się do niego, przezwyciężając emocje kiedy zobaczyłam po raz kolejny uroczą naturę Liama. - Cześć, Liam.

Olivera zagryzł dolną wargę, błądząc wzrokiem pomiędzy mną a Liamem. - Sam nie wspominała jak was poznała, powiedziała tylko, że w pewnym sensie jesteście starymi, dobrymi przyjaciółmi.

Na twarz Liama wkradł się uśmiech. - Tak, jesteśmy starymi przyjaciółmi.

Nastąpiła niezręczna cisza, którą Oliver szybko wypełnił. - To fajnie, więc jesteście jak -

- Sam, nie mogę w to uwierzyć - Liam odetchnął. Uniósł rękę nad stołem, jego palce opadły na moją dłoń. Z lekkim rozczarowaniem zauważyłam, że jego skóra z bladej jak u dziecka zamieniła się w ciemniejszą. Zmienił się tak bardzo; ledwo go poznałam przez jego nową, męską postawę. - Jak się masz? Pracujesz tutaj jako pisarz?

- Oboje nimi jesteśmy - Oliver wyskoczył szybko. - To znaczy, ona jest lepsza - ale, tak. Pracujemy w dziale publikacji na naszej uczelni.

Byłam wdzięczna, że Oliver mówił za mnie, ponieważ wiedziałam, że słowa które bym wypowiedziała z pewnością byłyby mniej niż pełen gracji.

Liam nawet nie zwracał uwagi na obecność Olivera gdy nasza trójka siedziała tam. Patrzył na mnie w taki sposób jakby zobaczył ducha osoby z przeszłości - tak jakbym nie była nawet prawdziwa.

- Nie miałem pojęcia, że przeprowadziłaś się tutaj - mówił, w jego głos wpleciony był tak znany mi silny akcent. - Zayn i ja myśleliśmy, że zniknęłaś z powierzchni Ziemi.

- Wiem, po prostu -

- Sam - Liam powtórzył moje imię i patrzył na mnie w pełnym zdumieniu. Milczał przez chwilę, obserwując mnie współczującym spojrzeniem a ja wiedziałam, że szukał jakiejś odpowiedzi na pytanie dlaczego opuściłam jego życie - ich życie - bez słowa. Przełknęłam ślinę spoglądając w dół na stół, nie będąc w stanie odpowiedzieć na moje działania. Liam westchnął powoli. - Zayn będzie tutaj, wiesz o tym.

Otworzyłam usta by odpowiedzieć, ale nie miałam okazji wypowiedzieć słowa, ponieważ drzwi otworzyły się nagle. Odgłosy kroków odbijały się echem i wypełniały powietrze a ja szybko spojrzałam w górę by zobaczyć innego mężczyznę podchodzącego do stołu. Mój oddech ponownie uwiązł mi w piersi a ja nie byłam w stanie potwierdzić faktu kim była osoba znajdująca się w pokoju.

- To bzdura, że nie można tutaj palić - powiedział jadowicie, zerkając w stronę jego telefonu, który był identyczny jak ten Liama. Wciąż nie patrzył w górę kiedy usiadł po prawej stronie Liama i zaczął pisać coś na swoim telefonie.

Nie mogłam oddychać.

Wyglądał prawie tak samo jak go pamiętałam; wysoki, szczupły.. z tą samą czarną czupryną zaczesaną do góry i tym samym błyskiem w jego brązowych oczach. Ubrany był w ciemną bluzę z kapturem i ciemne, luźne dżinsy. Nie widziałam muzyka, z którym musiałam przeprowadzić wywiad dla mojego gównianego stażu. Widziałam tego samego człowieka, którego po raz pierwszy spotkałam w alejce. Widziałam osobę, której przynosiłam jedzenie i robiłam pranie - tą osobę, którą obejmowałam i całowałam, osobę dla której straciłam głowę.

Nigdy się nie spodziewałam, że zobaczę tę twarz ponownie.

Odezwał się ponownie, wciąż zaciekle wypisując coś w swoim telefonie, siedział w niewiedzy o mojej obecności kilka metrów przed nim. - Musiałem zejść dwadzieścia pięć pieprzonych pięter by zapalić pieprzonego papierosa - kipiał ze złości. - Absolutnie niewiarygodne -

Przerwał kiedy Liam trącił go w bok, co skłoniło go by schować swój telefon. Gdy jego wzrok opuścił ekran i spotkał mój z bolesną łagodnością, uwierzyłam że mój świat kręci się wokół jego osi. Jego spojrzenie z Olivera przeniosło się na mnie; niemal natychmiastowo jego wzrok spotkał mój a on pozostał niewzruszony. Jego pełne usta były rozchylone a jego ciemne brwi zmarszczone. Patrzyliśmy na siebie przez cały czas, który wydawał się być wiecznością, niewerbalne pytania, oskarżenia i emocje błądziły między nasza dwójką w nieprzyjemnie duszącym powietrzu. Przenikliwy wzrok Olivera musiał zauważyć wymianę spojrzeń między Zaynem i mną, odchrząknął by przełamać mur milczenia, który powstał nad stołem.

- Przypuszczam, że jesteś kolegą Liama z zespołu? - powiedział, ton jego głosu był przyjazny i tak cholernie obojętny na to co się dzieje. Zayn nawet nie odpowiedział; nie spodziewałam się tego, ale także nie spodziewałam się, że będzie patrzył tak uważnie na mnie. Oliver zakaszlał i poruszył się niespokojnie na fotelu.- Czy mogę wiedzieć jak się nazywasz, proszę?

Zayn wreszcie przeniósł swój wzrok na Olivera a jego ciepłe, brązowe spojrzenie nagle stało się chłodne kiedy patrzył na niego. - Prowadzisz ten wywiad, prawda? - mówił z grymasem. - Nie powinieneś znać mojego imienia?

- Zayn - Liam mruknął, szturchając go łokciem. - Bądź uprzejmy. Powiedz mu swoje imię.

Nadal wpatrywał się w Olivera unosząc brew. Jego słowa były przesiąknięte sarkazmem, a każde słowo przerywane w bezczelny sposób. - Cze-eść. Nazywam się Zayn. Śpiewam i pochodzę z Bradford. To mój najlepszy przyjaciel. Jesteśmy w zespole.

Oliver zesztywniał zauważalnie, oczywiście przez złe zachowanie Zayna. - Um.. dzięki, myślę, że.. tak, właśnie przedstawiłem twojego brata mojej koleżance z pracy -

- Koleżance z pracy? - Zayn prychnął patrząc na mnie. - Czy to słowo klucz do koleżanki od ruchania?

- Zayn.

Liama ton głosu nie oddawał paniki którą przeżywałam albo oszołomienia dręczącego Olivera. Czułam się źle, że musiał znosić ten pokręcony rodzaj sytuacji, ale nieco uspokoiłam się faktem, że wcześniej poinformowałam go o okolicznościach tego co się działo.

Oliver patrzył na Zayna z rozchylonymi wargami - widziałam w jego wyrazie twarzy, że z rozdrażnieniem próbuje rozszyfrować ciężki charakter anglika siedzącego przed nim.

Zayn zaszydził w stronę Olivera. - Nie bądź taki sztywny, tylko żartuję - westchnął ciężko, spoglądając w dół na swój telefon. - Przedstaw się czy coś. Mamy harmonogram.

Liam dźgnął Zayna, krzywiąc się na wulgarną postawę jego przyjaciela. Mówił do Zayna z szybkim, płynnym angielskim, głębokim, głębokim akcentem a ja wiedziałam, że przez jego zaciśnięte zęby ton jego głosu jest jeszcze głębszy kiedy go upominał. Zayn zamilkł wpatrując się w stół gdy osunął się na krześle a Liam uśmiechnął się w kierunku Olivera.

- Skończył z byciem dupkiem - mówił lekko. - Możesz przejść dalej.

- Jestem Oliver - przedstawił się. - Pracuję w prasie na uniwersytecie w dziale muzycznym, a to jest Sam. Będzie notowała wszystko.

- Miło cię poznać, Sam - Zayn powiedział niemal natychmiast, posyłając mi spojrzenie przesiąknięte jadem. - Jak cudowne jest to, że poświęcasz trochę czasu ze swojego życia by z nami porozmawiać.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, nie wiedząc co się dzieje, modląc się do Boga by szybko przestał kontynuować. Zayn po prostu uśmiechnął się do mnie, wściekłość i arogancja była oczywista w jego lekkim uśmieszku rozciągniętym na jego twarzy.

- Sam poinformowała mnie, że znacie się - Oliver powiedział. Chciałam go uderzyć - sposób w jaki dodałeś oliwy do ognia, Oliver. Zignorował to i kontynuował dalej. - Byliście przyjaciółmi czy coś?

Uśmieszek Zayna jedynie się poszerzył. - Czy coś.

Rozpaczliwie chciałam otworzyć usta i powiedzieć coś - cokolwiek - ale nie mogłam. Znalazłam się w stanie, niezdolna by stawić czoła tak znanego mi brązowego spojrzenia a piekący ból palił moją duszę.

Oliver odchrząknął lekko, spoglądając w dół w stronę swojej notatnika.

- Tak, więc na początek, uh - dzięki za poświęcenie swojego czasu na rozmowę z nami. Wasz zespół to One Direction - w jaki sposób wpadliście na tą nazwę?

Liam spojrzał na przyjaciela szybko a później na naszą dwójkę. - Oh, często słyszymy to pytanie. Nazwa One Direction była pomysłem innego członka naszego zespołu. Harry Styles, ten z kręconymi włosami, to on to wymyślił.

Moje palce niekontrolowanie drżały kiedy chwyciłam pióro i pisałam. Nawet nie mogłam pojąć tego jak to się działo. Siedząc przez ten cały czas na wywiadzie, poczucie, że zaraz zemdleję lub zwymiotuję tkwiło w mojej głowie, a ja byłam zaskoczona, że tak się nie stało. Zaledwie dziesięć minut, które minęło zdawało się być jak dziesięć godzin.

- Obecnie mamy przerwę - Liam powiedział, odpowiadając na pytanie Olivera dotyczące odpoczynku. - Zayn i ja rozglądamy się za nieruchomością by tu zamieszkać. Kochamy to miasto.

- Tak - Zayn nareszcie się odezwał. - Uważamy, że dobrze by było oderwać się niektóryh rzeczy - jego ciemne spojrzenie ulokowało się w moich oczach, przenikając całą mnie. - Niektórzy mogą pomyśleć, że to niegrzecznie tak odejść bez żadnego ostrzeżenia i że to egoistyczne, ale tak jest najlepiej w niektórych przypadkach.

Oliver pokiwał głową patrząc w dół na jego notatnik. - Czy istnieją jakieś formy lub zasady według których żyjecie? To znaczy wiem, że niektóre zespoły liczą na wartości osobiste i coś takiego, więc moje pytanie brzmi; czy wy żyjecie według jakiegoś słowa albo frazy lub.. jakiegoś głównego morału?

Liam wydął lekko wargi, wybijając rytm swoimi długimi palcami o blat stołu. - Nie jestem pewien - przyznał, wzruszając ramionami. - To znaczy, ja osobiście uważam, że ważne jest to by szanować moich kolegów z zespołu a także naszych fanów - zatrzymał się a uśmiech wpłynął na jego usta. - Zawsze, zawsze naszych fanów.

Kiedy zapisałam słowa Liama a Oliver cmoknął lekko ustami - co wskazywało, że szukał innego pytania dla tej dwójki - wtedy odezwał się Zayn.

- Mam zasadę - wycedził, posyłając mi długie spojrzenie.

Oliver spojrzał na niego, patrząc z prawdziwym zainteresowaniem oraz cierpliwie czekając aż Zayn da mu odpowiedź. Zayn ani razu nie spojrzał w stronę Olivera a jego spojrzenie wciąż utrzymywało się na mnie.

- Moją zasadą jest to - zaczął powoli, jego tęczówki pociemniały. - Całe życie jest o pieprzeniu i byciu robionym w chuja.

Jego słowa wyszły przez zaciśnięte zęby a zarówno Oliver jak i ja trwaliśmy w ciszy; on był zmieszany a ja w pierwszej kolejności byłam zrozpaczona.

- Co masz na myśli mówiąc to? - Oliver rzucił a ja chciałam niczego więcej jak tylko odciągnięcia go na bok i złapania go za tą cholerną szyję za prowokowanie Zayna do sprecyzowania jego odpowiedzi - która wyraźnie była skierowana do mnie.

Zayn wzruszył ramionami a jego spojrzenie ze mnie przeniosło się na Olivera - a ja zauważyłam rozbawienie płynące w jego brązowych tęczówkach. - No cóż, widzę to w ten sposób - mówił w sposób nonszalancki i niepokojący, jego palce dotykały stołu w niemal identyczny sposób jak Liam. - Niektórzy uważają, że dobrzy ludzie istnieją.

Spojrzał na mnie a moje oczy błagały go by przestał, by nie wyjaśniał tego dalej. Zatrzymał się kiedy popatrzył na mnie przez chwilę, jakby biorąc pod uwagę moją prośbę, ale tak czy siak kontynuował.

- Nie zgadzam się. Uważam, że ludzie istnieją tylko po to aby cię skrzywdzić - mówił cicho. - Istnieje bardzo niewiele szczerych ludzi na tej planecie, więc otwarcie się przed jakąś osobą jest bezwartościowe.

W pokoju panowała cisza a ja dostrzegłam, że twarz Liama zbladła. Przycisnął swoje duże dłonie do swojej twarzy i pokręcił głową. Oczywiście, że wiedział co Zayn miał na myśli; ja także wiedziałam. Zdałam sobie z tego sprawę w chwili kiedy zobaczyłam jego twarz po raz pierwszy od jesieni ubiegłego roku, to, że go skrzywdziłam. Ale co ze mną? Zrobił mnie jakimś pieprzonym niewolnikiem za coś, czego nie byłam winna. Zrobiłam dla niego tak wiele, pozwoliłam mu wniknąć w głąb mnie a on zranił mnie więcej niż jeden raz. Co ze mną.

Zayn wstał nagle ze swojego krzesła, górując nade mną w przerażający sposób. Spojrzał na mnie a potem na Olivera po czym sięgnął do kieszeni i wydobył z niej zapalniczkę oraz paczkę papierosów. Machnął nimi w moim kierunku w niemal szyderczy sposób a później uśmiechnął się złośliwie.

- Idę zapalić - oświadczył. - Jestem pewien, że mój przyjaciel jest na tyle wystarczający by to zakończyć.

Kiedy wsunął ponownie paczkę fajek do swojej kieszeni, posłał mi i Oliverowi długie spojrzenie. - Bez względu na twoje imię, miło było cię poznać - zadrwił i spojrzał na mnie. - A ty. Dbaj o siebie.

Zasunął krzesło a ja patrzyłam ze smutkiem jak znika za drzwiami. Spojrzałam na Liama, który nadal ukrywał twarz w swoich dłoniach. Chciało mi się płakać. Nienawidził mnie - nie jak jesienią ubiegłego roku, ale tym razem naprawdę nie chciał mieć ze mną nic wspólnego.

Oliver odezwał się ze spokojem, bardzo ostrożnie. - Myślę, że dostałem już odpowiedzi na wszystkie pytania, których potrzebuję.

Liam skinął głową, opuszczając ręce ze swojej twarzy i głośno wzdychając. - Powinienem go poszukać - mruknął cicho, spoglądając na mnie oblizał dolną wargę. - Mogę z tobą pogadać, Sam?

Spojrzałam na Olivera, który czuł się bardziej niż niekomfortowo w tej sytuacji i skinął głową w stronę Liama. - P-pewnie - stanęłam obok niego, patrząc na mojego niespokojnego przyjaciela. - Zaraz wracam, Oliver.

- Okej - mruknął zamykając swój notes. - W porządku, cokolwiek.

Ruszyłam za Liamem w stronę drzwi, jego wysoka chuda postura po raz kolejny pojawiła się przed moimi oczami kiedy zatrzymaliśmy się w cichym korytarzu. Westchnął głośno, opierając się o ścianę i spojrzał na mnie z błaganiem w oczach.

- Dlaczego nie skontaktowałaś się z nami - ze mną, z nim, Sam?

Spojrzałam na czubki moich butów. - Nie wiem.

- Tak po prostu uciekłaś do Los Angeles bez poinformowania nas? Uważasz, że to było w porządku?

Ton Liama głosu był na krawędzi gniewu, wiedziałam, że był rozczarowany moją postawą a ja nie mogłam go za to winić.

- Przepraszam, Liam - udało mi się powiedzieć cicho, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy.

- Nie masz pojęcia jak bardzo chciałem o tym tam z tobą porozmawiać - zmarszczył brwi. - Ciągle starałem się utrzymywać rozmowę, ponieważ wiem, że to część twojej pracy.

- Dziękuje - wyszeptałam.

- Jestem zaskoczony, że Zayn został tam na tak długo - zauważył cicho. - Zniszczyłaś go kiedy odeszłaś, wiesz.

- Musiałam odejść, miałam staż -

- Ale nie powiedziałaś nam, Sam! Stworzyłaś ze mną przyjaźń - kurwa, zakochałaś się w moim najlepszym przyjacielu!

- To dlatego nie mogłam mu powiedzieć! - spojrzałam szybko w górę. - Jakby to działało, Liam? Jak?

- Jakie to ma znaczenie? - rzucił groźnie w moją stronę, krzyżując smukłe ramiona na jego piersi. - Nigdy nie widziałem go tak nieszczęśliwego w całym moim życiu. Kiedy odeszłaś, odeszła część Zayna.

- Liam - zaczęłam powoli, oblizując moją dolną wargę. - Twój przyjaciel zmusił mnie do niewolnickiej umowy. Był na mnie niemiły. To była niezdrowa relacja.

Liam milczał przez chwilę a ja widziałam jak gniew i rozczarowanie buduję się w jego oczach. - On nie jest idealny, a to co zrobił może i było popieprzone. Wiem to - mówił powoli. - Czasem zachowuję się jak popieprzony dupek. Ale to co zrobiłaś wobec niego również było popieprzone. Zraniłaś go w sposób w jaki nikt inny tego nie zrobił. A potem odeszłaś, jak gdyby to nic dla ciebie nie znaczyło.

Jego słowa bolały a ja wiedziałam, że zraniłam ich obu w ogromny sposób. Moja dolna warga drżała a ja oparłam się o ścianę, w poszukiwaniu jakiejś formy stabilności.

- Liam - mój głos załamał się, a oczy nieznacznie podeszły łzami. - Nie chciałam zranić waszej dwójki.

- To boli, ale wybaczam Ci - powiedział cicho. - Ale nie wiem jak Zayn.

Nie mogłam odpowiedzieć - co do cholery mogłam powiedzieć w tym momencie? Oboje milczeliśmy przez chwilę a Liam westchnął ciężko i przeczesał palcami swoje krótkie włosy. - Nie sądzę, że zrozumiesz, Sam. Zayn nigdy nie powiedział nikomu oprócz mnie, że go kocha.

Słowa uderzyły we mnie a ja spojrzałam na niego w szoku. Liam patrzył na mnie z powagą, wyraz jego twarzy był przerażający oraz niezmienny. Wiedziałam, patrząc mu w twarz, że słowa, które wypowiedział były mówione w pełnej autentyczności - ponieważ kto znał Zayna lepiej niż jego najlepszy przyjaciel?

- Powinnam z nim porozmawiać? - szepnęłam. - Nawet nie wiem co powiedzieć.

- Przeproś na początek - odpowiedział. - Jest na zewnątrz, prawdopodobnie stoi tam wypalając całą paczkę - nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem go tak zdenerwowanego.

Powoli skinęłam głową. - Porozmawiam z nim.

W drodze do windy moje serce kołatało na myśl o Zaynie i o tym co miało miejsce sześć miesięcy temu a wtedy Liam mnie zawołał.

- Sam.

Odwróciłam się i spojrzałam na niego.

- Zayn cię skrzywdził, zdaję sobie z tego sprawę - mówił cicho a w jego głosie sączył się smutek. Wyraz jego twarzy był odzwierciedleniem cierpienia a słowa, które potem wypowiedział wstrząsnęły mną bardziej, niż się spodziewałam.

- Ale ty także go zraniłaś. Złamałaś jego serce.

Nie czułam się dobrze kiedy weszłam do otwartej windy, moje ręce drżały a palce były splecione. Miałam złamane serce ale nigdy nie pomyślałabym, że naprawdę złamałam serce Pana Egoisty. Łza wypadła z kącika mojego oka i płynęła wzdłuż mojego policzka. Zayn mnie nienawidził, Liam był mną rozczarowany. Opuściłam ich, utworzyłam relację z każdym z nich a następnie uciekłam, całkowicie lekceważąc ich uczucia. Druga łza wyciekła na moją twarz a ja w tym momencie czułam, ze moje serce łamie się jeszcze raz.

***
WRÓCIŁ! WRÓCILI! SPOTKALI SIĘ, ROZMAWIALI ZE SOBĄ.

Nie wierzę.. Kocham ten rozdział, szczerze!

a jak Wam się podobał?

Jesteśmy trochę zawiedzione coraz to mniejszym zainteresowaniem tego ff, ale je dokończymy, ponieważ nie chcemy nikogo zawieść, tak jak niektórzy szczerze to zrobili. Najwyraźniej tłumaczenie nie jest nam dane. Dziękujemy tym co są! :) <3

KOLEJNY ROZDZIAŁ pojawi się ok. za 2 tygodnie, ponieważ trwają ostatnie poprawki w szkole a my musimy teraz się wziąć za naukę, mamy nadzieję, że to zrozumiecie :) Cierpliwości!:)



Przypominamy o zakładce informowanychkomentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.

Marta / @mrsarrrogant


wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 2 cz. 2

Przeczytaj notkę.

Moje śniadanie następnego dnia rano składało się z miski płatków owsianych i taniej, parzonej kawy. Udało mi się wyskrobać wystarczająco pieniędzy aby kupić sobie śmietankę do kawy, ale nawet jej fałszywy, waniliowy aromat nie zdołał pozbawić mojego napoju tego okropnego, gorzkiego smaku. Wpychałam w siebie ostatnie kęsy mdłej owsianki kiedy moja współlokatorka Elyse wyszła ze swojej sypialni, razem z ciężkim smrodem dymu papierosowego. Weszła cichym krokiem do kuchni i sięgnęła po opakowanie drogiej musli a następnie do lodówki po jej mleko organiczne. Przygotowywała sobie posiłek, nawet nie zwracając uwagi na moją obecność, kilka centymetrów od niej na wyblakłym stoliku. Cisza między nami stała się niezręczna, więc po głośnym łyku kawy spojrzałam w górę.

- Dzień dobry - powitałam się grzecznie.

Włożyła dzbanek z mlekiem z powrotem do lodówki, zbliżyła się do stołu z tym samym wyrazem twarzy, który zapamiętałam z dnia kiedy się poznałyśmy. Elyse była piękna w niekonwencjonalny sposób. Studentka medycyny, inteligencja przemawiała w jej manierach, dykcji. Czasami czuję się od niej gorsza i głupsza chcąc podtrzymać z nią rozmowę. Usiadła naprzeciwko mnie przy stole, przysuwając dłonią gazetę, która leżała tuż przy niej. Elyse miała krótko ścięte na chłopaka, jedwabiste ciemne włosy. Jej skóra przypominała coś w rodzaju porcelany, w swoim bladym odcieniu i fakturze była jakby nieskazitelna. Przy ogólnej ocenie, nie można zapomnieć o tym, że była po prostu drobna.

- Dobry - powiedziała w końcu unosząc łyżkę z jedzeniem do ust.

- Ładna dziś pogoda - szybko zerknęłam przez drzwi balkonowe na zewnątrz. Naprawdę była ładna. Wiedziałam odkąd się obudziłam, że to będzie piękny, ciepły dzień ze słodkim wietrzykiem powiewającym delikatnie. Przyzwyczaiłam się do tego i co najważniejsze, polubiłam to. Niezależnie od tego, na jakim poziomie znajdują się moje relacje z ludźmi, byłam głęboko upokorzona tym, że moim jedynym tematem do rozmowy jest pogoda.

- Mmm - skinęła głową, przerzucając powoli stronę gazety swoimi długimi palcami. Kiedy podniosła na mnie wzrok, jej duże brązowe oczy ogarnęły leniwie mój dzisiejszy strój. Wiedziałam, że mnie oceniała. Zawsze to robiła. Elyse nosiła piękne, klasyczne ubrania - dziś była to długa, beżowa, spódnica i jasnobrązowy sweterek w połączeniu ze lśniącymi, złotymi bransoletkami. Moja garderoba była prosta, tak, ale niczym nie przypominająca czegoś pięknego. Miałam na sobie ciemnobrązową spódnicę o uciążliwej długości i pogrubiającą, pospolitą bluzkę na zamek. Nie posiadałam żadnej biżuterii oprócz wspaniałej bransoletki, którą Zayn podarował mi zeszłej jesieni. Nie chciałam jej nosić, leżała na moim zakurzonym biurku jako nieznośne wspomnienie żywionych przeze mnie uczuć.

Przygryzłam dolną wargę z niepokojem, bawiąc się łyżką w pustej misce przede mną.

- Chciałabym, żeby ten tydzień się już skończył.

Spojrzała na mnie, bardzo słaby uśmiech szarpał kącikiem jej ust. - Tak, ponieważ praca w wydziale dziennikarstwa w przeciętnej uczelni należy do specjalnie stresogennych, prawda?

Mimo, że jej słowa były ciche i przyjemnie, to ich znaczenie parzyło moje uszy. Z trudem przełknęłam ślinę, uderzając łyżeczką szybciej o miskę. - To wcale nie jest łatwe.

- W tym tygodniu muszę dokończyć pracę naukową, napisać trzy raporty i znaleźć czas na staż na oddziale przypadków krytycznych na Uniwersytecie Południowej Kalifornii - odpowiedziała sucho. -Myślę, że bardziej właściwie brzmi to, że mój tydzień nie jest tak łatwy.

Oniemiałam, zdecydowałam się nie reagować na jej słowa, wstałam i zmyłam po sobie naczynia. Wypiłam chłodną już kawę z dna mojego kubka i zabrałam się za jego zmywanie drżącymi palcami. Wiedziałam, że nie przypadłam do gustu Elyse od początku kiedy się tu wprowadziłam - byłam przypadkową osobą z Nowego Jorku z nadzieją na robienie czegoś przyziemnego, oklepanego -zaczęcia nowego życia - jak to określiła. Ona była wyrafinowana, niemal wyglądem przypominająca celebrytkę, wyglądała na studentkę rozwijającą się w świecie medycyny. Byłyśmy przeciwieństwami.

Po zmyciu naczyń odstawiłam je na bok, aby wyschły. Dotarłam do mojej torby i kluczyków leżących na szafce. Nawet nie zamierzałam się z nią żegnać, ponieważ dlaczego niby miałabym? Zostałam przez nią obrażona i to o 8 rano, niczym lepsze powitanie dnia. Byłam już w drodze do drzwi, kiedy jej znudzony głos odbił się echem po mieszkaniu.

- Wychodzę dziś wieczorem - powiedziała.- Mój chłopak gra dziś w Coffie Bean.

Odwróciłam się ku niej z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nie chciało mi się wierzyć, że prosi mnie o towarzyszenie jej tego wieczoru, dlatego gdy tak rozmyślałam i patrzyłam w jej oczy, uświadomiłam sobie że wcale o to nie prosi.

- Więc proszę cię, upewnij się, że zamknęłaś mieszkanie zanim gdziekolwiek wyjdziesz - kolejna ciężka przerwa, kolejny słaby śmiech i skinienie głową. - Ale odkąd mieszkamy razem, zdążyłam zauważyć, że nie muszę się o to martwić, prawda?

Westchnęłam ostro, pociągając za sobą torbę i potrząsając głową. - Prawdopodobnie nie.

Uśmiechnęła się znowu i skierowała swój wzrok w dół na gazetę, biorąc kolejny kęs jej obrzydliwie drogich płatków zbożowych. Udałam się do drzwi. Jak zwykle musiałam stać się czyimś celem wyzwisk i kpin - i tym razem trafiłam na o wiele bardziej agresywną osobę. Kiedy schodziłam w dół klatki schodowej, znów zaczęło brakować mi przytłaczającej obecności Leoni i Nowego Jorku. Leoni choć była fałszywa i nieszczera, to chociaż próbowała zachowywać się jakoś uprzejmie w naszym codziennym życiu. Robiła mi śniadanie i pytała co u mnie. Uprawiała również seks z osobą w której się zakochałam. Westchnęłam do siebie. Sama już nie wiem, co gorsze.

***

Najgorszą częścią w pracy w wydziale dziennikarstwa nie był sam lęk, stres przed pracą ale najgorszą częścią było poczucie, że wyglądam jakbym spała pod mostem w moich nieciekawych ciuchach i niewystylizowanych włosach. Szłam przez korytarz i czułam spojrzenia na sobie, to wszystko psuło mi humor, a najbardziej Blair śmiejąca się złośliwie zza biurka.

Rozpakowywałam się już u siebie, posprzątałam na biurku i spojrzałam na nią. Zgodnie z oczekiwaniami miała na sobie obcisłą spódnicę przed kolano i ładną, czerwoną bluzkę ułożoną niebezpiecznie nisko jej piersi. Jej włosy były idealne jak zawsze, nieświadomie uniosłam dłoń aby dotknąć moich długich i niewypielęgnowanych strąków. Zawsze czułam się osądzana idąc tutaj, mijając tych wszystkich idealnie ubranych pracowników czułam się jak wyrzutek, dla którego nie ma miejsca w świecie tej firmy. Zmusiłam się nie patrzeć na Blair i nie dołować się bardzo, zamiast tego zajęłam się wypakowywaniem rzeczy z mojej torebki. Nie minęło pięć minut kiedy mój wzrok spoczął na małym rzuconym na moim biurku zawiniątku - owocowym batoniku. Spojrzałam w górę aby zobaczyć uśmiechniętego Olivera opierającego się o blat.

Lekko zmarszczyłam brwi patrząc na przekąskę. - Co to?

Jego uśmiech nigdy nie słabnął, niesamowita biel jego zębów wyglądała cudownie w połączeniu z oliwkową cerą. - A na co ci to wygląda Sherlocku? To zbożowy baton. Ale ty raczej nie będziesz wiedziała.

Westchnęłam.- Dlatego, że jestem biedna?

- Nie - powiedział. - Bo jesteś cholernie chuda.

- Blair jest chuda - wytknęłam mu. Oliver przewrócił oczami, luźno krzyżując ręce na piersi. Dzisiaj miał na sobie niebiesko-zieloną flanelową koszulę spod której wystawała czarna koszulka na ramiączka. Para ciemnych, dopasowanych jeansów podkreślała jego długie oraz chude nogi i jak zawsze jego okulary z ciemnymi oprawkami spoczywały na jego nosie.

- Tak, ale ona jest typem idiotki, która robi to specjalnie - odpowiedział.- Wiem, że nie jesteś taką kretynką więc zjedz to.

-To miło z twojej strony - uśmiechnęłam się. -Ale już jadłam śniadanie.

- Hm.. tak? Co więc jadłaś?

Wzruszyłam ramionami.- Trochę owsianki i kawę.

- Owsianka? - powtórzył krzywiąc się, otwierając swojego batonika. Podał mi go.- Owsianka to nie jest jedzenie, baton to nie jest zbyt wiele ale nasyci cię chociaż do lunchu.

- Oliver...- westchnęłam unosząc dłonie do twarzy.

- Nie Oliveruj mi tu - zażartował chwytając mnie za rękę i podnosząc ją delikatnie do góry. Zamknął batonika w moich palcach zamykając je swoją dłonią w czuły sposób. - Po prostu weź to Sam, to nic wielkiego.

Spojrzałam na niego, czułam szarpiący uśmiech w kącikach moich ust i nagle wszystkie moje smutki zniknęły, cała sprawa z Elyse i idealny wygląd Blair przestały się liczyć. Bo w tej chwili, Oliver trzymał owocowego batonika w naszych dłoniach, uśmiechając się szczerze i patrząc mi prosto w oczy. To było takie delikatne, takie ludzkie, to rozprzestrzeniło jakieś wspaniałe uczucie we mnie i nigdy nie czułam się bardziej szczęśliwa niż teraz, mając prawdziwego przyjaciela. Naszą walkę na spojrzenia przerwał męski głos.

- Oliver, Sam.

Odwróciliśmy się oboje i zobaczyliśmy Jamesa, idącego w stronę wejścia szybkim krokiem, ubrany w ciemny garnitur i dostojny czarny krawat. Patrzył na naszą dwójkę a jego oczy zdradzały jego poirytowanie.

- Byłoby miło gdybyście przestali trzymać się za rękę i poszli za mną do gabinetu - zatrzymał się, jego wzrok spoczął na mnie i utrzymywał się przez chwilę.- Osobno.

Nasze palce natychmiast się rozplotły, a ja poczułam jakby moje serce właśnie wpłynęło do mojego żołądka. Oliver wstał szybko wpatrując się w naszego szefa z tym samym niepokojem i strachem co ja. - Czy.. czy mam pójść pierwszy, czy...

James skinął głową. - W porządku, to zajmie tylko kilka minut.

Spojrzał na nas ostatni raz i zniknął za drzwiami swojego biura, wpatrywałam się w Olivera z niedowierzaniem. - Myślisz, że zrobiliśmy coś złego? - zapytałam z szybkim westchnięciem. - To znaczy.. to znaczy, czy mamy kłopoty czy coś?

Oliver wzruszył ramionami przełykając szybko ślinę, nadal wpatrując się w drzwi do biura Jamesa. -Nie mam pojęcia, ale zgaduję, że zaraz się dowiem.

- Powodzenia - szepnęłam, drżącymi palcami trzymając batona. Kiedy Oliver zniknął za drzwiami biura Jamesa, nie przegapiłam spojrzenia Blair, która uśmiechała się złośliwie zza swojego biurka i opierała brodę na swojej dłoni oraz machała lekko nogą lekceważąco. Nie mogłam kontrolować tego młota, który pojawił się w miejscu mojego serca, część mnie myślała wtedy, że może dojść do zatrzymania akcji serca i, że mogę nie dożyć swoich dwudziestych drugich urodzin. Wydawało się, że Oliver wyszedł z gabinetu po kilku godzinach, spoglądając na mnie z zaciśniętymi pięściami wskazując na drzwi, że teraz nadeszła moja kolej. Ruszyłam powoli wygładzając przód mojej spódnicy jakby to miało pomóc mi w uspokojeniu się. Nie mogłam zostać zwolniona - to był mój drugi tydzień! Co ja do cholery zrobiłam nie tak, że wyrzuci mnie tak szybko? Otworzyłam powolutku drzwi lekkim skrzypieniem, którym oznajmiłam że weszłam do środka, po czym skierowałam się na miejsce wskazane przez mojego szefa. James siedział w swoim dużym fotelu i szybko pisał coś na pustym arkuszy papieru. Spojrzał na mnie, oczekiwałam uśmiechu ale ujrzałam tylko twardy, trudny do odczytania wyraz twarzy.

- Usiądź Sam - powiedział patrząc na kartkę przed nim, długopis pomiędzy jego palcami znów zaczął się poruszać. Usiadłam a raczej spadłam na krzesło, mój głos drżał, słyszałam kołatanie mojego serca, oblizywałam co chwilę suche wargi z nerwów. James odłożył długopis, odsunął papiery na bok, wyłożył się w swoim krześle i wpatrywał się we mnie uważnie.

- Czas pracy, to nie czas na romanse, Sam - powiedział.- Jeśli chcesz romansować, rób to w wolnym czasie. To niestosowne w profesjonalnym środowisku pracy.

O Boże. Zwolni mnie.

- Przepraszam.. - powiedziałam, mój głos drżał kiedy patrzyłam na swoje kolana. - Ja nie.. to znaczy... ja, ja i Oliver.. nic z tych rzeczy.

- To naprawdę nie moja sprawa - uciął szybko. Wyraz jego twarzy był nieczytelny, ale wiedziałam, że ukrywał gniew.- Chcę cię tylko poinformować o regulaminie pracy. Po prostu róbcie to na zewnątrz tego budynku, okej?

- Przepraszam, James - moje oczy wciąż skupione były na kolanach. - Zrozumiem jeśli mnie wywalisz.

- Wywalić? - spytał z krótkim uśmiechem. Spojrzałam w górę aby zobaczyć jego uśmiechającego się lekko. Jego proste zęby onieśmielały bielą, jego szare oczy błyszczały wesoło. - Nie zamierzam cię zwolnić, nie bądź niedorzeczna.

Moje usta zadrżały lekko.- Więc nie jestem w tarapatach?

- Wcale nie. Jesteś doskonałym pracownikiem, dlatego cię tu przyjąłem.

Nie mogę sobie przypomnieć sytuacji, w której ulga była tak mile widziana w moim życiu. Kiedy James uśmiechał się do mnie, czułam że moje ciało siedzące na sztywnym krześle się relaksuje. Oraz zobaczyłam też jak bardzo ładnie wyglądał mój szef. Był kilka lat starszy, mógł mieć może z dwadzieścia cztery lata, ale nadal wyglądał na młodszego, czarne włosy i dopasowany garnitur dodawały mu uroku. Od samego patrzenia na niego można było się zawstydzić, nie mówiąc już o dyskusji z nim.

- W każdym razie wiem, że jesteś przydzielona do edycji tekstów i błędów ortograficznych, prawda?

Skinęłam głową. - To prawda.

- Przejrzałem jeszcze raz twoje CV i powiem szczerze, masz za wysokie kwalifikacje jak na edytora tekstu - westchnął klaskając w dłonie tuż przed swoją twarzą.- Więc myślałem o tym by dać ci jakiś awans.

Patrzyłam na niego z podziwem, moje tętno wzrastało - tym razem z ekscytacji. - Jesteś p... naprawdę?

Uśmiechnął się lekko.- Tak, dlatego zawołałem tutaj Olivera jako pierwszego - jego oczy pociemniały delikatnie, na szczęście po chwili wcześniejsza miękkość spojrzenia powróciła.- Jak wiesz, Oliver pracuje w dziale muzycznym gazety i zajmuje się występami i tak dalej...

Skinęłam głową.

- Również prowadzi wywiady ze sławami. Jest doskonały w tego rodzaju klockach ale jego umiejętności pisania nie są... nie są cudowne - pochylił się do przodu wskazując na mnie palcem.- To właśnie tutaj wchodzisz ty. Myślę, że to będzie doskonała współpraca jeśli dacie radę pracować jako zespół.

Zamrugałam gwałtownie.- Zespół?

- No wiesz.. on przeprowadza wywiad, ty sporządzasz notatki a potem robisz z tego artykuł.

Przeze mnie w tym momencie przewijało się tyle emocji.. od radości po ekscytacje i zaskoczenie. Skinęłam głową bardziej entuzjastycznie niż chciałam. - To jest - to jest niesamowite James. Nawet nie wiem co mam powiedzieć.

Uśmiechnął się szeroko przechylając lekko głowę.- Więc mam rozumieć, że jesteś na tak?

- Oczywiście że tak - nie mogłam powstrzymać emocji. - Dziękuję! To jest niesamowite, dziękuję ci bardzo.

James machnął zabawnie ręką.- To nic takiego, ja tylko robię to co jest najlepsze dla tej gazety. I naprawdę myślę, że ta okazja bardzo dobrze pokaże nam twoje talenty - zatrzymał się sięgając po folder z moim CV.- Mam po prostu na myśli, że jesteś tak bardzo uzdolniona, nie mam pojęcia dlaczego Blair umieściła cię w edycji.

Bo mnie nienawidzi - to chciałam powiedzieć. Ale zamiast tego powiedziałam cicho. - Nie wiem dlaczego, ale to cudownie, James. Jestem taka szczęśliwa, że dajesz mi taką szansę.

Uśmiechnął się na koniec i wskazał dłonią na drzwi jako znak, że mogę już opuścić jego biuro. Wstałam, usłyszałam jak James chrząka, oczyszczając sobie gardło.- Oliver ma dokumenty dotyczące pierwszego wywiadu, musicie to przedyskutować.

- Pewnie - skinęłam głową z uśmiechem.- I jeszcze raz dziękuję James.

- I.. Sam? - zawołał za mną. Odwróciłam się, jego twarz wyrażała już zupełnie inne emocje, jego oczy były już nieco ostrzejsze.- Pamiętaj co ci powiedziałem o romansowaniu w biurze, jasne?

Z trudem przełknęłam ślinę.- Rozumiem.

Jego oczy złagodniały, zauważyłam że patrzy na moją bluzkę. Jego oczy spotkały się z moimi i jeden z najpiękniejszych i najłagodniejszych uśmiechów pojawił się na jego twarzy. - Ładnie ci w tym kolorze.

Moja twarz natychmiast przybrała wściekło czerwony odcień, zanim wybełkotałam szybkie 'dziękuję' i praktycznie potykając się wypadłam z jego biura. Wiedziałam, że moje policzki były jeszcze zaróżowione kiedy wyszłam z małego biura i nawet nie chciałam patrzeć na Blair - wiedziałam, że będzie patrzyła na mnie tym swoim błędnym wzrokiem, do którego się już przyzwyczaiłam. Poszłam prosto do biurka Olivera, siedział zgarbiony w swoim krześle, wydawał się być zbyt poważny.

- Jestem tak wdzięczna, że nie mam kłopotów - westchnęłam opierając się o biurko. Jego szczęka wciąż była zaciśnięta kiedy wpatrywał się w papier pomiędzy jego palcami, nie wiedziałam, dlaczego był tak pełny irytacji. - Co ci jest? Nie słyszałeś? - jesteśmy teraz partnerami! Czy coś..

- Tak, to naprawdę niesamowite - wymamrotał wciąż wpatrując się w papier.

Zmarszczyłam brwi. - Nie jesteś zadowolony, z tego że będziemy razem pracować? Przepraszam, jeszcze mogę wrócić i powiedziec Jamesowi, że..

- Nie, to nie to, Sam. Bardzo cieszę się z tej pracy z tobą. Jestem po prostu.. - przerwał z westchnieniem. - Jestem wkurzony przez nasz pierwszy wywiad.

- Kiedy jest?

- Za trzy dni - odpowiedział.- W piątek o czwartej.

Przygryzłam dolną wargę wciąż wpatrując się w niego uważnie. - To trochę krótko, prawda?

- Wcale nie - odpowiedział.- Miałem nawet kiedyś zgłoszenia na kilka godzin przed. Data i godzina to nie to.

- Więc co?

Milczał przez chwilę ostatni raz czytając dokument, zanim odłożył go na swoje biurko. Spojrzał na mnie wtedy, jego brwi uniosły się w irytacji, podniósł dłoń i jak to miał w zwyczaju, pocierał oczy palcami pod okularami. - Chodzi o zespół, który dostaliśmy. Mogli nam dać przynajmniej coś w rodzaju The Bravery lub The Mars Volta albo nawet pieprzonego Johna Mayera.

- Jesteśmy skazani na zespół bez nazwy czy coś? - dokuczyłam uśmiechając się do niego figlarnie i pochyliłam się, żeby być bliżej niego. - Dziwny, obcojęzyczny zespół śpiewający techno?

Oliver jęknął głośno, pocierając oczy mocniej i powoli pokręcił głową. - Oh, tak są zagraniczni, ale nie do końca bez nazwy.

- Znasz ich?

- Tak jakby. Moja mała kuzynka ich uwielbia. Ma obsesje na punkcie pięciu piosenkarzy, którzy wyglądają jak szczeniaczki.

Poczułam powstającą bryłę w moim gardle, moje oczy rozszerzyły się a zęby zacisnęły razem, kiedy usłyszałam uderzający mnie opis. Może być kilka zagranicznych zespołów w okolicy Los Angeles, prawda? Kilka zespołów z pięcioma piosenkarzami wyglądającymi jak szczeniaczki, to przecież możliwe... Wzięłam powolny, głęboki oddech i spojrzałam na mojego partnera przy okazji nowego przyjaciela.

- Co to za zespół?

Spojrzał na dół na kartkę przed nim, milczał przez chwile gdy nagle usłyszałam cichy, suchy śmiech całkowicie pozbawiony humoru.

- Co za popieprzona sytuacja - mruknął do siebie kręcąc głową.- Chodzi mi o to, że wszyscy mają w dupie tych pięciu facetów - dlaczego my do cholery mamy o nich pisać?

- Oliver.. - przemówiłam cicho, mój głos był szorstki.- Co to za zespół?

Tym razem szybko udzielił odpowiedzi, gorycz wpleciona w jego ton dawała do myślenia, marszczył ze złości rogi kartki, którą trzymał.

- One Direction.

Wtedy, w tym momencie, fala wściekłości zawalała moje całe życie. Zadusiła mnie w tej sytuacji.

Cholera.

***
Ok, ok - to było do przewidzenia.
Ale chwila...
.
.
ONI SIĘ KURWA SPOTKAJĄ KJSHFKSHKDSHKJHKDJSFHKFH!!! >>>>>> *.*

Chciałybyśmy BARDZO, BARDZO PRZEPROSIĆ za wszelkie opóźnienia! Naprawdę, po prostu średnio miałyśmy na to czas. Prosimy także, zwróćcie uwagę na to, że te rozdziały są dłuższe i trudniejsze niż w pierwszej części a to tłumaczenie jest naszym pierwszym, dodatkowo nasz angielski nie jest jakoś super zaawansowany. Staramy się dla Was jak tylko możemy, mamy nadzieję, że znajdą się tu osoby, które docenią nasz wkład w to opowiadanie. Kolejny rozdział jest już gotowy więc ten na pewno pojawi się o czasie! :)
DZIĘKUJEMY ZA TO, ŻE CZYTACIE! Nawet pomimo tego, że Was tu trochę ubyło (patrząc po liczbie komentarzy). 

Pamiętajcie również o hashtagu na tt: #25DWMApl - tam możecie pisać odczucia związane z rozdziałem a ja od czasu do czasu dam znać kiedy rozdział, może wrzucę jakiś spoiler. Myślę, że warto tam zaglądać! :) 

Rozdział tłumaczyła Ewela (@luvlouu). :)
Pozdrawiamy i do następnego! :)
Marta / @mrsarrrogant