sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 7

Zachęcam do zagłosowania na The Victim *klik*

- Czekaj, czekaj! Powiedz wprost - masz niewolnicką umowę z cudzoziemcem, którego nigdy wcześniej nie spotkałaś?


Tradycyjny wieczór filmowy z Victorem zwykle składał się z tłustej, serowej pizzy i - jeśli mieliśmy szczęście - taniej butelki czerwonego wina. Film oczywiście był gównianym wyborem - indyjski film w jego guście lub soczysty romans pełen samych heteroseksualnych mężczyzn. To powód dlaczego cieszyłam się obecnością Victora w moim życiu. Lekki film i szczere, głębokie dyskusje były zazwyczaj łatwiejsze w towarzystwie geja. Ale dziś było inaczej, ponieważ podjęłam decyzję by powiedzieć mu o mojej chorej sytuacji z obrzydliwie bogatym panem aroganckim.


- To nie jest niewolnictwo - westchnęłam, biorąc szklany kieliszek wina. - Sługa. Technicznie.


- Och, proszę, - przewrócił oczami. - Robisz mu zakupy, czyścisz jego prześcieradło! - odwrócił się w moją stronę, a jego źrenice były rozszerzone. - Twoje ręce dotknęły jego suchej spermy! Sam! Jesteś jego niewolnikiem! Kobieto! Jego nasienie!


Zakrztusiłam się na myśl o tym. - Proszę, - wykrztusiłam, odstawiając kieliszek. - Proszę Vic, nie przypominaj mi o tym. Jezu Chryste.


- Dobra, dobra.. - zaśmiał się lekko, podnosząc swój kieliszek i biorąc z niego mały łyk. - Ten facet musi być niezły do diabli, skarbie, skoro tak mu się oddajesz.


- Nie jest - powiedziałam gwałtownie. - On zdecydowanie niezbyt dobrze wygląda.


- Nie?


Lekko zmarszczyłam brwi i potrząsnęłam głową. - Nie...


Vic uśmiechnął się z błyskiem w oku w moim kierunku. - Nie brzmisz na pewną tego co mówisz, kochanie.


Czułam, że moje policzki robią się czerwone. Pociągnęłam łyk z kieliszka, krzywiąc się na smak gorzkiej, czerwonej cieczy w moich ustach. Siedziałam tam myśląc. Zayn nie był gorący - wyglądał jak jakiś raper uwięziony w pakistańsko-angielskiej skórze chłopca i był paskudny! Jego oczy były proste i nudne i brązowe, a ich kształt sprawiał, że w pewien sposób były wstrętne, w dodatku linia jego szczęki nie była nawet męska...


Jęknęłam w podświadomości.


Nie byłam za bardzo przekonująca, nawet wobec siebie.


Victor uśmiechnął się do mnie, zatapiając zęby w zimnym już kawałku pizzy. Kiwał głową, żując ją powoli.


- Sam ma crusha..* - śpiewał cicho.


Usiadłam spowrotem na poduszkach, upokorzona.




Następnego dnia wciąż nie otrzymałam wiadomości do Zayn'a. Minęły już trzy dni bez rozmów, bez wiadomości, bez irytujących wiadomości głosowych - po prostu nic. Niezależnie od tego, spędzałam mój dzień tak jak zawsze, zatrzymując się na kawę i kanapkę między zajęciami. Oddałam także książkę do biblioteki, spotkałam się z Victorem przy kawałku jabłecznika i kilku pączkach w godzinach popołudniowych. Było około piątej, kiedy w bibliotece skończyliśmy nasz projekt, oczywiście na moich warunkach a ja zdecydowałam, że nadszedł czas by wrócić. Robiło się ciemno, słońce zaszło a zimne, październikowe powietrze byłoby dręczące podczas piętnastominutowego spaceru do domu.


Miałam rację. Moje oczy żwawo rozglądały się wokół, rozpaczliwie poszukując ciepła mojego mieszkania. Nie chciałam niczego więcej niż leżenia na kanapie pod kocem z filiżanką gorącej kawy i oglądania filmu. Byłam całkowicie wyczerpana, a szybkie i mocne podmuchy wiatru wywoływały na mojej skórze ciarki rozprzestrzeniające się na moim zdrętwiałym ciele.


Byłam wdzięczna kiedy dostałam się do małego budynku, praktycznie sprintem ruszyłam na korytarz w stronę schodów. Pokonałam je powoli, pocierając moje ręce szukające jakiegoś dodatkowego ciepła i ruszyłam w kierunku drzwi. Wiedziałam, że Leoni jest w środku, więc nie fatygowałam się z kluczami tylko po prostu je otworzyłam i weszłam do środka. I omal nie jęknęłam głośno stojąc tam, pozwalając ciepłu rozejść się po moim ciele. Czułam się tak dobrze. Pachniało tak dobrze. Zmarszczyłam brwi i pociągnęłam kilka razy nosem. Pachniało jakby Leoni coś piekła; aromat cukru i ciasta roznosił się w powietrzu.


Ruszyłam w kierunku salonu, po drodze rzucając torbę na stolik i szybko ściągnęłam kurtkę. Schyliłam się lekko i zdjęłam swoje buty, po czym weszłam do salonu. Aromat wypieku wypełnił mój nos oraz spowodował nadmiar śliny w moich ustach. Otworzyłam usta by zawołać Leoni, ale zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam osobę siedzącą na kanapie.


Brązowe oczy wlepione we mnie. Ciemne, workowate dżinsy leniwie założone na jego nogi oraz czarno-biała czapka spoczywająca na czubku jego głowy. O mój Boże. Zayn Malik siedział na mojej kanapie, w moim salonie, po trzech dniach braku kontaktu ze mną. I wiedziałam, że nie przyszedł tutaj by mnie zobaczyć. Nie, on był tutaj by zobaczyć piękny, doskonały, "niezły tyłek" i "wielkie cycki" mojej współlokatorki. Zrobiło mi się niedobrze. Uczucie ciężkości w mojej klatce piersiowej się osiedliło a oddychanie stało się nagle trudniejsze. Zayn był tutaj dla Leoni.


- Czy chcesz - pojawiła się, a kiedy mnie zauważyła patrzącą na osobnika na naszej kanapie, przerwała. - Oh, Sam! Jesteś już.. - spauzowała, uśmiechając się. - Pamiętasz Zayn'a, racja?


Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, a on na mnie. Jego ciemne tęczówki wypalały dziurę we mnie, ale po raz pierwszy nie wykryłam w nich nienawiści czy wstrętu. Kiwnęłam głową po chwili, załamując wzrok. - Tak, tak myślę.


Leoni uśmiechnęła się. Jej usta były różowe i błyszczące, a ja wiedziałam, że poprawiała się w kuchni. - Piekę trochę czekoladowych ciastek. Zayn powiedział, że to jego ulubione.


Suchy, szorstki śmiech wydobył się z moich ust, a ja spojrzałam na niego z ukosa. Patrzył w dół, a jego policzki przybierały co raz to bardziej subtelny róż. Patrząc na Leoni, uśmiechnęłam się.


- Upewnij się, by umieścić w nich dodatkowe kawałki czekolady - powiedziałam. Kątem oka widziałam jak jego szczęka się zacieśnia.


- Oczywiście - rzuciła, mrugając porozumiewawczo w stronę włosów chłopaka. - Nigdy za wiele czekolady - zachichotała i był to typowy chichot Leoni gdy starała się być zalotna i słodka, a Zayn'owi udało się wymusić krzywy uśmiech w jej kierunku. Westchnęła ciężko, patrząc na mnie i marszcząc brwi. - Jesteś w domu trochę późno.


- Pracowałam nad moim projektem o polityce.


- Myślałam, że go skończyłaś. - odpowiedziała, marszcząc brwi. - W zeszłym tygodniu czy coś.


Skinęłam głową. - Tak było, ale musiałam dokonać jeszcze kilka korekt. Nie czuję się dobrze. - przerwałam, ignorując świdrujący wzrok Zayn'a. - To była żałosna wymówka dla prezentacji.


Jego oczy rozszerzyły się lekko, a ja byłam pewna, że był jedynym, który zapał aluzję. Leoni po prostu nadal się śmiała jak flirtująca idiotka, a potem powiedziała coś o upieczonych już ciasteczkach. Ja jednak nie chciałam zostać w pokoju sam na sam z najpodlejszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam, więc bez słowa odwróciłam się i udałam do mojej sypialni.


Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, zatrzymując się.


Spojrzałam w dół, aby znaleźć dłoń, znacznie większą od mojej i jej palce mocno owinięte wokół mojego ramienia. Uniosłam wzrok by go zobaczyć, stojącego w ciemnym korytarzu. Jego brązowe oczy były bardziej łagodne niż się tego spodziewałam. Poczułam dziwne uczucie fruwające między moimi żebrami, kiedy nasza skóra się dotykała.


- Mogę Ci jakoś pomóc? - zapytałam sucho.


- Nie jestem.. nie jest tu dla niej - powiedział cichym głosem, niemal szeptem. - Ja.. przyszedłem do Ciebie.. po prostu.. zapomniałem-


- Zapomniałeś, że Leoni tu mieszka? - gwałtownie przerwałam. - Oh, w porządku. To nie tak, że dała Ci swój numer tydzień temu czy coś. W porządku.


- Możesz się zamknąć? - syknął, a jego brwi się zmarszczyły. - Po prostu... po prostu zamknij się i posłuchaj mnie-


- Możesz puścić moją rękę? - rzuciłam, kiwając w stronę jego palców, wciąż owiniętych wokół mojego ciała. Uśmiechnęłam się do niego chłodno. - Nie chciałabym się czymś od Ciebie zarazić.


Jego szczęka zacieśniła się ale po chwili jego palce opuściły moje ramię. Poczułam się dziwnie, ponieważ moja skóra dziwnie mrowiła w tym miejscu, gdzie przed chwilą była jego ręka. Zignorowałam to.


- Myślałam, że umarłeś - mruknęłam z roztargnieniem, opierając się o framugę drzwi. - Myślę, że mogę pomarzyć.


Zwyczajny uśmiech zawidniał na jego ustach. - Byłem poza miastem przez kilka dni.


- Więc zgaduję, że nasze negocjacje nie są zakończone, zatem - odpowiedziałam stanowczo.


- Przyjechałem tu by z Tobą porozmawiać.


- Co tu mówić?


- Po prostu, ja-


- Mam to gdzieś - przerwałam mu, odwracając się. - Ciesz się swoimi ciasteczkami.


Czułam, że jego ręka owinęła się ponownie wokół mojego ramienia i obróciłam się, by zobaczyć jak stoi zły z przymrużonymi oczami. Oddychał ciężko stojąc blisko mnie, a ja nagle uświadomiłam sobie o ile był ode mnie wyższy.


- Przestań - syknął, a jego spojrzenie mnie świdrowało. - Po prostu kurwa przestań.


- Przestać z czym, Zayn? - patrzyłam na niego lodowato. - Przestać z byciem suką? To jest to, co zamierzasz powiedzieć? - spojrzałam na jego palce owinięte wokół mnie i uśmiechnęłam się chłodno, wyrywając się. - Nie dotykaj mnie.


Zamrugał szybko. - Przepraszam?


- Kurewsko Cię nienawidzę - zawrzałam. - Żałuję, że Cię spotkałam. Zamieniłeś moje życie w piekło a jednak jesteś tu i stojąc tutaj oczekujesz, że będę dla Ciebie miła? - wypuściłam krótki śmiech. - Postradałeś zmysły.


- Przyszedłem tu aby przeprosić - warknął, opierając jedną rękę o drzwi. Jego klatka piersiowa była blisko mnie, a ja czułam zapach jego wody kolońskiej wchłonięty w jego ubrania. - Przyjechałem tu kurwa, by przeprosić za gówno, które powiedziałem ostatnio, ale nie, Ty musisz być suką o wszystko - jego szczęka ponownie się zacieśniła, a on oddychał przez nos. - Nawet nie przyszedłem by się z nią zobaczyć, -  powiedział cicho, znacznie łagodniej niż wcześniej. - ..ale ona otworzyła drzwi i... i-


- Po prostu upewnij się, że wyszłam kiedy będziesz ją pieprzył - wtrąciłam chłodno, odwracając się i zostawiając go w korytarzu. Zatrzasnęłam drzwi. - I nie zapomnij po sobie posprzątać.


Nagle znalazł się obok, jego ręka znalazła się na moim ramieniu, a następnie chwyciła mnie mocno i wyciągnęła z sypialni. Obrócił mnie, po czym przycisnął do ściany obok moich drzwi i docisnął swoje ciało do mojego. - Przestań zachowywać się tak, jakbyś mnie znała - sapał ochryple i ciężko obok mojej twarzy. - Nie znasz mnie.


- Masz rację - odpowiedziałam powoli. - Nie znam Cię, - przerwałam, oblizując usta - nie znam Cię i nawet nie chcę Cię poznać.


Oboje zamilkliśmy, nasze spojrzenia się zablokowały. Moje serce waliło wewnątrz mojej piersi a trzepotanie w żołądku przypominało nudności, ale tego nie byłam pewna. Na korytarzu było cicho, pomijając odgłos naszych ciężkich oddechów, a ja nagle uświadomiłam sobie o ile jego ciało jest większe od mojego. Czułam jak jego ręka wciąż ściska moje ramię, mogłam poczuć zapach cynamonu w jego oddechu.


- Zayn?


Jego ciało otrząsnęło się pod wpływem głosu Leoni a jego spojrzenie było o wiele bardziej łagodniejsze niż przedtem. Patrzył na mnie chwilę zanim odwrócił się i zniknął ponownie w salonie.


Stałam pod ścianą, a moje nogi lekko drżały. Oblizałam usta.


Co do cholery się stało?



***
* crush - dla tych którzy nie wiedzą to czyjaś sympatia, chlopak który nam sie podoba etc.. Nie chciałam tego tłumaczyć bo wydaje mi się że tak to brzmi lepiej.

Jestem tak bardzo podjarana tym rozdziałem, że nawet nie zdajecie sobie sprawy!

Nie ma słów opisujących moją miłość do tego opowiadania.

MOŻECIE NAS TAKŻE ZNALEŹĆ NA WATTPADZIE! :)


Liczymy na komentarze od Was, ponieważ to one dają nam chęci do dalszego tłumaczenia tego ff.


Pamiętajcie o zakładce informowanych, hashtagu #25DWMApl na tt oraz komentarzach.


Cieszymy się tak dużą ilością wyświetleń naszego bloga.


DZIĘKUJEMY!!!


Marta / @mrsarrrogant

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 6

To był dzień numer trzy mojego surrealistycznego, niewiarygodnego kontraktu z podłym, brudno grającym, stale szydzącym człowiekiem. Po moim błędzie, czyli ignorowaniu jego telefonów w supermarkecie, miał mnie ukarać, kiedy wrócę z powrotem z jego zakupami...

- Łazienka? - powtórzyłam, podejrzliwie spoglądając na drzwi. - Co jest w łazience?


Uśmiechnął się, lekko przekrzywiając głowę. - WC.


Ogarnęłam o co chodzi. Cofnęłam się otwierając szeroko oczy w przerażeniu, kiwałam głową gorączkowo. - Nie, nie, nie, NIE. Nie czyszczę twojej toalety, Zayn.


- Cóż.. - warknął, wciąż uśmiechając się do mnie. Przyniósł długą, białą szczotkę - płuczkę toaletową i praktycznie wetknął mi ją w dłonie. - Nie masz wyboru.


Przez następne 5 minut gapiłam się w miejsce, w którym stał jeszcze chwilę temu. Poszłam do niego z powrotem, warknęłam, że jedynym powodem, dla którego zignorowałam jego telefon było to, że miałam zajęte ręce przez jego zakupy. On w odwecie odparł, że mogłam położyć zakupy na ziemi lub chociaż oddzwonić.


W końcu dałam za wygraną. Klęczałam na gładkiej powierzchni jego podłogi, kipiąc ze złości i zagryzając zęby w czystej furii. Wdychałam zapach mydła i sztuczny odór owoców cytrusowych ze środków czystości.


Między nami tworzyło się coś w rodzaju napięcia.



***

To był kolejny dzień. I za to byłam wdzięczna. Obudziłam się, biorąc głęboki, terapeutyczny oddech, starając się zachować spokój i skupienie. Sprawiłam sobie cynamonowego obwarzanka z cukierni za rogiem, a nawet pozwoliłam sobie na waniliowy, kremowy koktajl. Potrzebuję cukru i kofeiny dla ożywienia, kiedy będę pomagać szatańskiemu stworowi mieszkającemu w luksusie, kilka przecznic dalej.

Był demoniczny.


Przyszłam na czas, zaskakująco, ale nie było niespodzianką to, że kiedy weszłam do jego mieszkania, Zayn nie robił absolutnie nic. 
Westchnęłam przewracając oczami, położyłam moją torbę z książkami na stopniu do pokoju. Nie miałam czasu na jego małe gierki - miałam tylko dwie i pół godziny przed moimi zajęciami z ochrony środowiska w laboratorium, nie mogłam się na to spóźnić.

- Zayn? - zawołałam gwałtownie czekając niecierpliwie na jego sarkastyczne retorty, odbijające się echem przez duży pokój. Cisza nadal dzwoniła w moich uszach. Lekko zmarszczyłam brwi. - Jestem tutaj!


Cisza..


- Co do diabła?! - wyszeptałam do siebie, kopiąc moje buty i idąc dalej w głąb mieszkania. Wszystko wydawało się być w przyzwoitym porządku, nie zważając na lekki bałagan powszechnie tu panujący.


Wyciągnęłam głowę, spoglądając czy nie ma go w łazience, spodziewając się zaświeconego światła, zamkniętych drzwi i odgłosu puszczonej wody prysznica, ale drzwi były otwarte a światło zgaszone.


Gdzie do cholery on był?


Podskoczyłam lekko, kiedy usłyszałam stłumiony hałas kroków dochodzący zza drzwi jego sypialni. Po chwili odgłosy nasiliły się, aż w końcu usłyszałam odgłos otwieranych drzwi.


Drzwi otworzyły się, zawiasy zaskrzypiały pod wpływem ruchu, byłam gotowa rzucić jakiś sarkastyczny, zgryźliwy atak na jego tyłek, ale..


To nie był Zayn.


Ta osoba nie była nawet podobna do Zayna. Nie. Bo jak ostatni raz sprawdzałam, to Zayn nie był niski, szczupły, nie miał niezwykle bladej skóry i długich kasztanowych włosów!


Jezu...


Kolejny raz przyłapuje jego wymykającą się panienkę od nocnych igraszek. Lekki uśmiech grał na jej spierzchniętych ustach. Zamknęła cicho drzwi i z trudem zaczerpnęła powietrza kiedy mnie zobaczyła.


- Oh! - podskoczyła zasłaniając dłonią obnażoną klatkę piersiową. Założyła na ramię ramiączko czarnej, jedwabnej sukienki, śmiejąc się nerwowo. - Przepraszam... ja nie miałam pojęcia...


- W porządku - przewróciłam oczami. - On nadal śpi?


Zmarszczyła brwi i spojrzała za siebie. - Myślę, że właśnie wstał - zatrzymała się nasłuchując, a potem skinęła głową. - Tak. Słyszę jego kroki.


- Świetnie - mruknęłam.


Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwile, zanim ruszyła do drzwi. Kiedy przechodziła przez kuchnię, widziałam jak wsuwa niewielką karteczkę do szafki blatu - dokładnie w to samo miejsce, gdzie znalazłam numer telefonu dwa dni temu.


- Przepraszam za to - zawołała odwracając się do mnie. - Nie miałam pojęcia, że obsługa przychodzi tak wcześnie.


Zamknęła za sobą drzwi.


Otworzyłam usta.


Obsługa?!


Za kogo do kurwy ona się uważała?!


Usłyszałam rozchodzący się po pokoju śmiech. Nie był to zwyczajny śmiech. Nie. Był to niski i przerażająco złośliwy śmiech. Odwróciłam się i ujrzałam Zayn'a stojącego bez koszulki, opierającego się o framugę drzwi. Leniwy uśmieszek nadal kołysał się na jego ustach, a on stał tam nadal chichocząc.


Spojrzałam na niego lodowato.- Cieszę się, że uznałeś to za tak zabawne.


- Tak - skinął głową, wciąż się uśmiechając. - Chociaż, moja pokojówka była pięćdziesiąt razy gorętsza niż Ty, - przerwał i spojrzał na mnie - ..i co najmniej dwadzieścia lat starsza. Jakie to smutne.


- Oh, pierdol się - rzuciłam. - Po prostu powiedz co mam zrobić i będę mogła sobie pójść.


Ziewnął cicho, wyciągając ręce nad głowę. Potrzebowałam się napatrzeć na jego klatkę piersiową lub kształt litery V zarysowanej na jego biodrach. - Dzisiaj jest łatwo - powiedział kończąc ziewać, a jego ręce opadły wzdłuż jego ciała. - Chcę tylko jajecznicę i tosty.


- Musiałam przebyć tyle drogi by zrobić Ci jajecznicę? - powtórzyłam z niedowierzaniem.


Mruknął w afirmacji, idąc w stronę lady. - Trzeba to wyczyścić zanim zrobisz mi śniadanie.


Rozejrzałam się wokół mnie - wszystko wydawało się być w porządku. Potrząsnęłam głową, lekko marszcząc brwi i popatrzyłam na niego. - Kuchnia wygląda na czystą.


- Ta lada musi być wyczyszczona. - skinął w kierunku wyspy leniwie. Lekko zmrużył oczy. - Tak, tak, to ta.


Spojrzałam na niego podejrzliwie, skrzyżowałam ręce na piersiach. - Ta lada? - powtórzyłam rozkrzyżowując ramiona, dotykając palcami idealnie gładkiej powierzchni mebla. - Przecież to jest bez skazy, jak wszystko inne w tej kuchni.


Mężczyzna minął mnie aby dostać się do szafki z szklankami. Zatrzymał się na ułamek sekundy, kiedy jego nagie ramię musnęło moje, jego ciało napięło się zanim wyjął karton soku z lodówki. Poczułam się nieswojo z tym uczuciem zaciskającym się wokół mojego żołądka - uczuciem, które zawsze pojawia się w pobliżu Zayn'a. Zignorowałam to.


- Pieprzyłem tą dziewczynę na tej ladzie wczoraj. - powiedział w końcu.


Odskoczyłam, otwierając szeroko oczy i przysięgam, że moje usta posiniały z osłabienia. - Ty.. co?


Odwrócił się leniwie opierając się o blat z szklanką soku w dłoniach. Biorąc mały łyk, jego brązowe spojrzenie przesuwało się po meblach aż w końcu zatrzymało się na mnie.


- Technicznie rzecz biorąc, ona pieprzyła mnie, ponieważ była na górze... - zatrzymał się, wzruszając ramionami. - Bez różnicy.


Potknęłam się przesuwając się do tyłu z obrzydzeniemprzerażeniemgrozą naraz. - Jesteś.. Ty.. Ty żartujesz.


Wziął tym razem większy łyk, wzdychając głośno po przełknięciu (!). - To było troszkę dzikie.


- Matko moja, Zayn! - syknęłam z szeroko otwartymi oczami skanując ladę, która teraz wydawała mi się tak przerażająco brudna... - To jest takie, takie..


- Seksowne? - przerwał uśmiechając się w moim kierunku, jego język przemknął delikatnie po dolnej wardze. - Podobałoby ci się to?


- Nie. - warknęłam mrużąc na niego oczy. - Czuję jak moje śniadanie wędruje w górę.


- Możesz zwrócić w łazience. - wzruszył ramionami patrząc przez ramię na drzwi. Powolny uśmieszek pojawił się na jego ustach. - Ale jeśli to zrobisz, będziesz musiała czyścić WC. Znowu.


- Śnij dalej. - mruknęłam. Ogarnęłam wzrokiem ladę, na której upuszczona była karteczka z nabazgranym numerem telefonu. Zayn cały czas mnie obserwował.


- Oh, tak, zabierz to ode mnie. - znowu ziewnął, wlewając sobie więcej soku do szklanki. Pośpiesznie chwyciłam kawałek papieru i ruszyłam w stronę jego sypialni, krzywiąc się z niesmakiem kiedy otarłam się o ladę gdzie.. on mógł.. mógł..


Zadrżałam.


Obrzydliwe.


- Do której szuflady? - zapytałam, będąc już przy szafkach.


- Ugh.. - zatrzymał się na chwilę. - W tej na prawo.


Przewróciłam oczami. Otworzyłam szufladę i wśliznęłam niedbale kartkę papieru do środka. Zatrzasnęłam ją, nie zwracając uwagi na wystające z niej rzeczy.


Zayn wylegiwał się leniwie, kiedy weszłam do środka, w swoim ulubionym miejscu na sofie, jego długie nogi zwisały z podłokietnika. Czułam, że moje usta wykrzywiają się w obrzydzeniu kiedy postanowiłam udać się do kuchni. Nie mogłam uwierzyć, że musiałam czyścić blat, na którym ona....on.. jego nagość miała miejsce tu kilka godzin temu..


Prawie zwymiotowałam na podłogę.


- Hey! - mruknął zadzierając głowę w moją stronę. - Rzuć mi paczkę chipsów, są w szafce obok kuchenki.


Chwyciłam opakowanie i rzuciłam nim w jego stronę. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, kiedy usłyszałam jego chrząknięcie. Trafiłam prosto w jego grubą czaszkę. Doskonale.


- Lżejsze byłyby lepsze - rzucił sarkastycznie. - Ta sama szuflada.


Rzuciłam neonowo-zieloną paczkę w jego stronę, żałując, że tym razem nie trafiłam. To prawdopodobnie bolałoby bardziej od lekkiej paczki papierosów, które również rzuciłam.


- Wiesz, palenie zabija.


Jego śmiech był nieco stłumiony, poprzez papierosa tkwiącego w jego ustach. Ujął go palcami i zapalił z szybkością, oparł się na łóżku wzdychając głęboko, wypuszczając przy tym dym nikotynowy. - Dzięki - poczekał aż reszta dymu opuści jego usta. - Nie wiedziałem.


Przewróciłam oczami, sięgając do zlewu po gąbkę. Ustawiłam wodę na gorącą, pozwalając jej przepłynąć przez powierzchnię dłoni.- Masz gumowe rękawiczki? - zapytałam go, nalewając płynu na gąbkę.


- To trochę dramatyczne - odpowiedział, a ja znowu usłyszałam jak wypuszcza głośno powietrze wraz z dymem. - I nie.


- To nie jest dramatyczne - odpowiedziałam wyłączając strumień wody i odwróciłam się do blatu z grymasem. - Właśnie muszę dotknąć Twojego syfu, myślisz, że nie mam nic przeciwko?


- Powinnaś czuć się wyróżniona - uśmiechnął się zza oparcia kanapy, z błyskiem w oku i jakąś chorobliwą uprzejmością. - To twoja jedyna szansa, żeby dostać się do mojego fiuta. Celebruj moment, kochanie.


- Jesteś świnią. - splunęłam złośliwie, patrząc na niego w oszołomieniu. Nie odpowiedział, a ja szybko wróciłam do pracy, przesuwałam gąbkę gładkiej płycie, starając się unikać dotykania jej dłońmi. Czułam się całkowicie zbuntowana przeciw temu co robię oraz upokorzona przez wizje pojawiające się w mojej głowie. Jego i rudowłosej dziewczyny wijącej się i szczytującej na ladzie, którą właśnie dotykałam.


- Więc.. - przemówiłam przełykając szybko ślinę, żeby nie zwymiotować. Chciałam wypełnić czymś niezręczną ciszę - rozmawiać o byle czym byleby wyzbyć się obrazu Zayn'a uprawiającego stosunek w jego kuchni. - O co chodzi z tymi szufladami?


- Z czym?


- No wiesz, z szufladami, do których chowasz numery telefonów - odpowiedziałam. - Kazałeś mi dzisiaj schować tę karteczkę do prawej szuflady, numer dziewczyny z poprzedniej nocy, kazałeś wrzucić do lewej.


- O co Ci chodzi? Przejdź do sedna.


- Co uczyniło tę dziewczynę z dziś, inną od poprzednich? Jaka jest różnica, pomiędzy lewą a prawą szufladą?


- To proste - powiedział po chwili biorąc wolny oddech. - Prawa szuflada jest dla dziewcząt, do których zamierzam oddzwonić.


- Nieźle - uśmiechnęłam się szyderczo.- A po lewej lądują dziewczyny, z którymi nie masz zamiaru się kontaktować - westchnęłam, kręcąc głową.- Dlaczego więc w ogóle trzymasz te numery?


- Jeśli pozwoliłabyś dokończyć mi to pieprzone zdanie, - syknął patrząc na mnie zmrużonymi oczami.- ..usłyszałabyś, że lewa jest dla dziewczyn do których nie zadzwonię, dopóki nie jestem bardzo najebany.


Mrugałam otumaniona, kręcąc głową.- Jesteś niesamowity.- mruknęłam.- Niewiarygodnie niesamowity.


Wzruszył ramionami.- Dobrze mieć wszystko uporządkowane. 


Suchy śmiech wydostał się z mojego gardła, kiedy przestałam czyścić blat. - Dobrze mieć je uporządkowane? - powtórzyłam. - Kocham, kiedy odnosisz się do kobiet, jak gdyby były obiektami.


- Ponieważ są.


- Wow, Zayn, wow.- westchnęłam wracając do pracy, mocno szorując każdy centymetr lady. - Więc... dziewczyna z dziś, zdecydowanie zasługuje na prawą szufladę, huh? 


- Pozwoliła mi pieprzyć ją na blacie kuchennym.- odpowiedział bez ogródek. - Zdobyła punkt.


Podeszłam do umywalki, aby wypłukać gąbkę, chwyciłam rolkę papierowych ręczników. - Nie masz wyrzutów sumienia? - zapytałam, urywając kawałek papieru, wytarłam mokrą powierzchnie do sucha.- Chodzi mi o to... czy nie czujesz się źle z tym, że wykorzystujesz tak wiele dziewczyn?


- Nie za bardzo.


- To znaczy, większość facetów od pewnego wieku, zaczyna chcieć czegoś więcej niż tylko seksu bez zobowiązań. - wzruszyłam ramionami, formując kulkę zużytego ręcznika i wrzucając go do śmietnika. - Niektórzy nie chcą po prostu przelecieć panny i biec do innej.


Zayn milczał przez dłuższy moment i to przykuło moje zainteresowanie. Z ciekawością odwróciłam ku niemu wzrok i zauważyłam, że nie miał papierosa pomiędzy wargami, trzymał go nieruchomo w dłoni. Patrzył wciąż przed siebie marszcząc brwi.


- Zayn?


Odwrócił się, jego spojrzenie było chłodne, chłodniejsze niż zwykle.- Nie każ mi więcej czuć się jak jedyna zła osoba w tej sytuacji.- jego głos był zaskakująco cichy.- One również mnie wykorzystują, wiesz o tym.


- One? Ciebie? - powtórzyłam nagle, zduszając oschły chichot.- Teraz robisz sobie żarty, do czego one mogłyby cię używać?


- Biegną z powrotem do swoich przyjaciółek, - odpowiedział chłodno.-  ..i opowiadają im, że właśnie przepieprzyły..


- Zayn'a Malika? - skończyłam za niego, unosząc brwi w zdumieniu.- Czy to coś znaczy?


Jego brwi uniosły się lekko. Spojrzenie w jego oczach mówiło znowu 'nie znasz mnie'. Nie jestem świadoma tego, jaki na prawdę jest, na przykład dla kilku najlepszych przyjaciół.


- Zapomnij o tym.- powiedział po chwili, jego górna warga uniosła się z przekąsem. Odwrócił się i mocno zaciągnął papierosem.


Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, zmieszanie i skonfundowanie przebiegały przez moją głowę. Co z nim jest nie tak?



                                                                 ***

Ze znudzeniem przygotowałam jajka i tosty Zayn'owi, po czym podałam mu je w niezręcznej ciszy. Czułam się wreszcie wolna, kiedy wciągnęłam moją kurtkę i wkładałam buty. Kiedy chwyciłam torbę przewieszoną przez krzesło, moje oczy spoczęły na małym stoliku. Pochyliłam się, aby dokładnie spojrzeć na zostawioną tam rzecz, a mały uśmiech wygiął moje usta.

- Hej, myślę, że twoja cowboyk'a coś zostawiła. - kiedy chciałam chwycić przedmiot, moje palce przewróciły to na drugą stronę, a moje oczy poszerzyły się. - Święty...

- Zostaw to. - powiedział. - Ona niedługo tu będzie.

- O rany. - wyszeptałam sama do siebie, chwytając w dłonie gładką butelkę. - Twoja dziewczyna musiała być mega bogata, żeby mieć na to pieniądze. Ta prostownica jest warta ze sto dolców.

Podniosłam prostownicę do linii wzroku. - Myślę, że to sobie zatrzymam.- powiedziałam z uśmiechem.- Znalezione niekradzione!

- Odłóż to.

Podskoczyłam, odwracając się, Zayn stał zaledwie kilka metrów ode mnie z szeroko otwartymi oczami pełnymi gniewu, utkwionym na przedmiocie w moich rękach.

- Co, co z t...

Zrobił krok do przodu a jego oczy pociemniały niepokojąco. - Powiedziałem, odłóż to.- warknął.-Jesteś głucha?

- Jaki jest Twój problem? - wypaliłam, ignorując jego żądanie, ściskając prostownicę w dłoni.-Twoja mała lewa zabawka to tutaj zostawiła. Zastanawiam się tylko czy to coś.. - zatrzymałam się kiedy usłyszałam delikatny dźwięk ściskanego tworzywa w mojej dłoni.


- Kurwa - syknął, biorąc kolejny krok do przodu. - Czy ty jesteś głupia? Nie słyszałaś co powiedziałem?


- Zayn, wyluzuj!


- Nie! - krzyknął, wskazując na odsłoniętą prostownicę.- Słuchaj, uszkodziłaś ją! Kurwa, on mnie zabije.


- To nie jest wielki problem, mogę..- zatrzymałam się, moje oczy się zwęziły.- Czekaj.. czy Ty właśnie powiedziałeś 'on mnie zabije'?


- Wsadź to do pudełka i odłóż.- warknął, wyszczerzył zęby w grymasie wściekłości wywołanej przeze mnie.- Nie żartuję.


- Zayn, czyje to jest?


- Liam'a.


- Liam'a?- powtórzyłam imię ciężko, zamrugałam.- Kim jest Liam?


- Moim najlepszym przyjacielem.- syknął, sięgając do przodu i zabierając rzecz z mojej dłoni. Odstawił ją na półce, niemal mogłam usłyszeć jego ciężki i nierówny oddech.


- Twój najlepszy przyjaciel?- powtórzyłam.- Twój najlepszy przyjaciel prostuje włosy?


- Tak.- wycedził, jego wzrok wciąż był przerażająco lodowaty i wściekły.- I to..- skinął na różową prostownicę.- ..jest jego ulubiona. Nie żeby to była twoja sprawa.


- Hey, nieważne. - wywróciłam oczami, układając ręce w geście poddania.- Nie obchodzi mnie to co Twój przyjaciel robi w wolnym czasie.- przekręciłam głowę, aby spojrzeć na przedmiot naszego sporu.- Mój przyjaciel, Victor - maluje paznokcie. Jest zapalonym gejem, dlatego to niezbyt, robi na mnie wrażenie.


- Zakładasz, że mój najlepszy przyjaciel jest gejem? - Zayn spojrzał na mnie.


- Nie, - parsknęłam z niedowierzaniem.- ..nie, nie, mówiłam o Victorze.


- Zamknij się.- przerwał mi gwałtownie.- Mam w dupie Twojego przyjaciela.


- Koleś, uspokój się! - westchnęłam wieszając torbę na ramieniu.- Mówię tylko... ja tylko... miałam na myśli, wiesz...- przygryzałam moją dolną wargę w stresie, mrużąc oczy. - Po prostu to trochę niezręcznie mówić o swoim przyjacielu, który prostuje włosy. To wszystko.


- Powiedz mi.- jego zimny wzrok jednocześnie wypalał we mnie dziurę. - Czy dziwne jest dla ciebie obcowanie z przyjaciółmi?


Rozchyliłam usta i uniosłam brwi w górę.- Co?


- To, że ich przyjaciele ubierają się i wyglądają jak Ty, hm? - przelewał na mnie swoją nienawiść, robiąc krok do przodu. Cofnęłam się do tyłu, będąc lekko wystraszoną i zdenerwowaną zachowaniem Zayn'a.- Powiedz mi Sam, czy Twoi rodzicie uważają za dziwne to, że należysz do ich rodziny?


- O czym Ty mówisz? - mój głos drżał, oczy wpatrywały się na postać przed sobą. Zrobił kolejny krok do przodu, aż mogłam wyraźnie poczuć zapach jego wody kolońskiej.


- Czy uważasz, że tak myślą? - oblizał dolną wargę. - To, że cię stworzyli.- przerwał a okrutny uśmiech pojawił się na jego ustach. Nadal mroził mnie swoim wzrokiem a ja czułam ogromną gulę rosnącą w moim gardle.- To, że dali życie tak kurewskiemu przypadkowi dla kobiety - dla bycia człowiekiem?


Moje oczy rozszerzyły się.


Stałam w szoku - czy on naprawdę, czy on właśnie, on właśnie to do mnie powiedział? Jego spojrzenie nie miękło ani na chwilę. Skinął w kierunku drzwi.- Myślę że tak.- syknął.- Teraz spieprzaj mi z oczu.


Nie musiał mi powtarzać dwa razy.


Wyszłam szybko, moje nogi niosły mnie przez długi korytarz szybciej nić miałam zamiar. Jazda windą była okropna, gula w moim gardle powiększała się z sekundy na sekundę, po czym boleśnie osiadła na moich żebrach. Chciałam tylko go jakoś załagodzić. Chciałam tylko wspomnieć, że jego najlepszy przyjaciel.... niezwykłość mężczyzn, lakier do paznokci.. ale, ale...


Kiedy wyszłam na zewnątrz, ból w klatce piersiowej się powiększył. Obiecałam sobie, że nigdy nie pozwolę Zayn'owi do siebie dotrzeć - nigdy nie pozwolę mu się złamać.


Ale nawet kiedy szłam wzdłuż ulucy, nawet zimne październikowe powietrze nie zdołało wysuszyć łez wyciekających z moich oczu.


***

Po pierwsze DZIĘKUJEMY, za to, że wyświetlenia wciąż rosną i komentarzy jest więcej...To po prostu daje nam dużo motywacji do dalszego tłumaczenia, mimo iż w szkole nas nie oszczędzają, to zawsze znajdziemy czas, na przetłumaczenie nawet kilku zdań w Arrogancie. 
Po drugie, ten rozdział, jest nieco pogmatwany, drugą połowę jest ciężko zrozumieć, ciężko jest stwierdzić, co autorka miała na myśli, ale przetłumaczyłam to jak najlepiej potrafiłam, mam nadzieję, że chociaż ogólny zarys jest jasny. Zayn to dupek, to najważniejsze haha. 

Przypominamy o zakładce informowanych, komentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.

Następny rozdział planowany w sobotę za dwa tygodnie! 
(luvlouu)
Ewelina. :)