niedziela, 14 września 2014

Rozdział 2

- Sam!

Pomocy.

- Sam?

- CO? - warknęłam, odwracając się do mojej współlokatorki. Stała tam cała w skowronkach i gotowa aby zacząć nowy dzień. Jej oczy były już mocno podkreślone mascarą , a usta jak zwykle pokryte różowym błyszczykiem. Trzymała w swoich dłoniach kubek gorącej kawy. Odwróciłam wzrok na zegar, który spoczywał na mojej półce.

- Co do cholery Leoni? Jest w pół do siódmej! - wróciłam do poprzedniej pozycji i zaciągnęłam kołdrę na głowę.

- Wiem, ale-

- Nie obchodzi mnie to! - warknęłam i schowałam się pod kołdrę.- daj mi spać, jest sobota. PROSZĘ.

Usłyszałam jej westchnienie i to jak upija łyk swojej kawy.

- Ktoś do ciebie przyszedł.

Zerknęłam na nią spod kołdry.

- Kto?

Wzięła jeszcze jeden łyk kawy.

- Facet, przyszedł do Ciebie.

- O czym ty gadasz? - warknęłam. - Jest szósta trzydzieści!

- Znalazł twój portfel czy coś takiego - wymamrotała i lekko uśmiechnęła się zza kubka. - I jest kurewsko przystojny.

- Mój portfel? - powtórzyłam, nagle rozbudzając się.

- Siedzi w pokoju obok i chce z tobą rozmawiać.

- Czekaj.. - wysunęłam się spod kołdry zostawiając ją pozwijaną na łóżku. Kołysałam nogami na brzegu łóżka. - Moment…

Przykuła swoje lodowo niebieskie oczy w moje, czekoladowo brązowe. Jej jasne blond włosy lśniły od słabego światła wpadającego przez żaluzje w oknie.

- Możesz ogarnąć jakoś swoje włosy czy coś - zasugerowała. - Jak już mówiłam jest gorący.

- Nie obchodzi mnie to, jest szósta trzydzieści rano, to chyba normalne wyglądać okropnie o tej porze!- warknęłam, wstając i przeciągając się. Stara, za duża koszulka z logo jakiegoś zespołu z napisami, które już dawno wyblakły i różowe shorty zakrywały moje ciało.

- Ale powinno…- pokręciłam głową, związując włosy w koka.

- W każdym razie, dotrzymam mu towarzystwa. Proszę, staraj się chociaż wyglądać reprezentacyjnie. Możesz?

Przewróciłam oczami, kiedy wychodziła z mojego pokoju zamykając za sobą cicho drzwi. Leoni tak bardzo się ode mnie różniła. Spotkałam ją kilka lat temu, była typem ‘idealnej dziewczyny’. Zawsze nosiła najlepsze ciuchy, ukazujące jej zgrabne, szczupłe ciało a jej makijaż idealnie upiększał jej i tak ładną twarz.

Spojrzałam z przerażeniem na swoje odbicie w lustrze. Miałam okropne, czarne smugi pod oczami. Wczoraj po tym wszystkim zapomniałam zmyć tuszu do rzęs. Ogarnęłam je trochę i ponownie się przejrzałam. Wyglądałam okej.

Kierując się do salonu usłyszałam śmiech Leoni, który wypełniał cały salon. Musiał być atrakcyjny, ponieważ słyszałam jak moja przyjaciółka stara się go zauroczyć. Miałam gdzieś to jak wyglądał, jedyne co chciałam to mój portfel z powrotem. To były tylko dwa dni, anulowałam już moje karty, ale portfel był jedyną pamiątką, która mi pozostała po moich dziadkach. Leoni nazwała go ‘okropnym’, po tym jak jej go pokazałam, ale każdy wypadłby nijako, obok jej portfela od Louis’ego Vuitton’a.

- Oh, na prawdę? To takie urocze. Chciałabym umieć śpiewać!

Kolejny wybuch śmiechu.

Przetarłam oczy kiedy weszłam do pomieszczenia, po czym usiadłam obok Leoni.

Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, uśmiechając się promiennie do sylwetki odwróconej do mnie tyłem. Kiedy mnie zobaczyła, przeskanowała moje ciało wzrokiem z wyrazem dezaprobaty.

- Sam... - Leoni wymamrotała, prosząc mnie błagalnym spojrzeniem, abym jakoś się ogarnęła. - To jest… Zayn.

Owinęłam ramiona wokół swoich nóg, uniosłam oczy w górę, aby spojrzeć na tego faceta, żałując od razu tego co zrobiłam. Jego opalone ciało, pokryte było beżowymi spodniami i białą koszulką z dekoltem ‘w serek’. Czarna beani zakrywała jego włosy. Świetnie. Azjatycki kutas, którego poznałam dwa dni temu rozmawiał z moją wspólokatorką.

Dlaczego?

Spojrzał na mnie, a lekki uśmieszek szarpnął rogiem, jego pełnych ust. Jego oczy wpatrywały się w moje, wiedziałam, że jestem po uszy w gównie. Przełknęłam ciężko ślinę i zmusiłam się do powolnego oddechu.

- Cześć. - powiedział z mocnym brytyjskim akcentem.

- Cześć. - odpowiedziałam sucho.

Siedział z opartymi o kolana rękoma, pomiędzy jego długimi, męskimi palcami trzymał mój portfel. Pomachał nim przed moją twarzą niemal kpiąco.

- Znalazłem to. W alejce. Dziwne miejsce, aby zgubić portfel, nie sądzisz?

- Ja…

- Po co byłaś w alejce?- zapytała Leoni, marszcząc lekko brwi.

- Ja… opowiem ci później. - zbyłam ją szybko.

- W porządku. - czarnowłosy facet - Zayn, przerwał nam. - Czasem, niektóre rzeczy dzieją się nieprzypadkowo.

Leoni miała zdezorientowaną minę, posłała mężczyźnie nieśmiały uśmiech. - Dlaczego Ty byłeś w alejce?

- Zaparkowałem swój samochód na parkingu. - jego oczy ponownie napotkały moje spojrzenie. - Wygląda na to, że ktoś uszkodził go, podczas mojej nieobecnośći.

- Naprawdę? - spytała przejęta Leoni. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Zayn nie przerywał naszego kontaktu wzrokowego.

- Tak… to wstyd. - westchnął teatralnie. - Ludzie potrafią być tak nieuprzejmi…

Zrobiłam krok do przodu. – No cóż… - odchrząknęłam delikatnie, czując się nieprzyjemnie. – Dzięki za jego zwrot.

Trzymał mój portfel nadal w swoich dłoniach. Sięgnęłam po niego, starając się zignorować cholerne pieczenie w klatce piersiowej, jego oczy cały czas spoczywały na moim ciele. Wzięłam moją własność i wycofałam się szybko, ściskając portfel tak mocno, aż zbielały mi knykcie.

- Sam, Zayn jest piosenkarzem! - Leoni powiedziała nagle, patrząc promieniejącym wzrokiem na jego twarz. - Czy to nie wspaniale?

- Tak, świetnie…- wymamrotałam, uwalniając oko od zabłąkanego kosmyka moich włosów.- Dlaczego nie zaoferowałaś naszemu gościowi czegoś do picia?

- Co? O boże.. jestem taka niegrzeczna…- prychnęła wstając nagle. - Podać ci coś? Mamy kawę… lub sok pomarańczowy, jeśli wolisz.

Zayn uśmiechnął się do niej ciepło. - Kawa będzie idealna.

- Okay. - skinęła z uśmiechem. - Mleko i cukier?

Zayn pokręcił głową, jego czarne włosy poruszyły się wraz z ruchem głowy.- Nie dziękuję, piję tylko czarną. - spojrzał na mnie przez chwilę .- Lubię gorycz.

- Jedna czarna kawa - robi się. - wstała nagle i mrugnęła do niego zanim skierowała się do kuchni, celowo kołysząc biodrami przy każdym zrobionym kroku. Kiedy zniknęła, zostałam skazana na niezręczną ciszę z palantem, od którego uciekłam dwa dni temu. Kurwa, idealnie.

- Jesteś sprytny. - zauważyłam sucho krzyżując ramiona luźno na klatce piersiowej.- Zachowując się, jakbyś mnie nie znał, jadąc do mojego mieszkania tak wcześnie.

- Cóż, oczywiście. - wycedził. - Chciałem zobaczyć, jak pięknie wyglądasz z samego rana.

- Oh, zamknij się! - warknęłam, krzywiąc się. Zaśmiał się krótko.

- Spójrz. - stukał palcami w poręcz fotela. - Możemy to załatwić na dwa sposoby. Albo będziesz zgodna z moją propozycją, albo możesz udać się do władz, kiedy tylko wyjdę. - wzruszył ramionami z zwycięskim uśmiechem na ustach. - Wybór należy do ciebie.

- Udać się do władz?! ZA CO dokładnie?!

- Za Twoje postępowanie, zniszczenie mojego samochodu i ucieczkę.

Przewróciłam oczami. - Jesteś strasznie dramatyczny… ale nieważne. – westchnęłam ciężko i niepewnie złapałam kontakt wzrokowy z jego przeszywającym spojrzeniem.- Czego chcesz?

- Nie sądzę, że to właściwe miejsce na tą rozmowę. - powiedział. - Więc chcę, abyś była w kawiarni dzisiaj o szóstej.

- Kawiarnia?- zaśmiałam się, potrząsając głową. – zdajesz sobie sprawę, że żyjemy w Nowym Yorku? Tu są setki kawiarni.

- Tak, zdaję sobie sprawę.- odpowiedział drwiąco. Utkwił wzrok w moich dłoniach.- Adres masz w portfelu. Nie powinnaś mieć żadnego problemu w znalezieniu tego miejsca.

- Więc, chcesz się spotkać? Po co? Żeby rozmawiać?

Uśmiechnął się, tak jakby miał mnie już w garści. - Negocjować.

- A co jeśli nie przyjdę?

- Jesteś aż tak głupia? Przedstawiłem ci opcje do wybrania.

- Nieważne…- parsknęłam, przypominając sobie groźbę zawiadomienia policji. Przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę, czując wściekłość krążącą w moich żyłach. Po chwili zastanowienia westchnęłam i jęknęłam pod nosem.- Dobra, cokolwiek…

Do pokoju weszła Leoni, wciąż kołysząca swoimi biodrami, w dłoniach trzymała kubek parującej kawy. Podała go Zaynowi. Od razu wziął długi łyk. – Nie wiem jak możesz to pić, jest taka mocna.

Oblizał swoje usta i westchnął cicho, kiedy kubek opuścił jego wargi. - Właśnie to w tym lubię.- mrugnął do niej. - Ale myślę, że muszę już iść.

- Tak szybko? - Leoni zmarszczyła brwi.- Dopiero co przyszedłeś.

- Przepraszam. - upił kolejny łyk i odstawił kubek na stół. - Przede mną długi dzień. - powiedział i spojrzał na mnie. Czułam, że złość tworzy sobie jeszcze większe kanały w moich żyłach.

- W porządku, chociaż pozwól odprowadzić się do drzwi.- Leoni uśmiechnęła się.

- Oczywiście. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze zanim odszedł z Leoni. Opadłam na fotel i spojrzałam przez ramię kipiąc na widok wciśniętego kawałka papieru w ręce Leoni. Oczywiście, że daje mu swój numer. Wziął go, po czym obdarzył mnie ostatnim długim spojrzeniem i zniknął. Leoni przyszybowała do pokoju z szerokim uśmiechem na jej pięknej twarzy.

- Oh, wow.- westchnęła przyciskając dłoń do piersi.- On był wspaniały.

- Nie sądzę. - powiedziałam.

- Żartujesz? - zaśmiała się.- Widziałaś jego twarz?

- Widziałaś jego włosy? - rzuciłam.

- Oh, proszę. - machnęła ręką. - Jesteś zbyt wybredna. W każdym razie… dałam mu swój numer i powiedział, że zadzwoni. Czy to nie cudownie?

- Świetnie. - wymamrotałam.

- Przestań być taką pesymistką, Anna.- westchnęła.

Jak mogę nią nie być? Jestem zmuszona - w zasadzie dziś wieczorem spotkać się z tym kretynem, aby przedyskutować "negocjacje", ponieważ jestem oczywistym przestępcą za pozostawienie mikroskopijnego zadrapania na samochodzie jakiegoś bogatego "muzyka".

Czy może być coś gorszego?

Jęknęłam pochylając moją głowę do tyłu, delikatnie przetarłam oczy.

Boże, dopomóż.

***

I oto mamy rozdział numer dwa! :)

Nie ukrywam, że przez pół dnia razem z @luvlouu miałyśmy problemy z czcionką.

Ale już chyba wszystko pod kontrolą. :)

Przypominamy o zakładce informowanychkomentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.

Marta / @mrsarrrogant

środa, 3 września 2014

Rozdział 1

- Chcesz powiedzieć że to koniec?

Unikał mojego wzroku, patrzył w dół na swój talerz, przewracając makaronem od prawej do lewej.
- Przepraszam. - westchnął i wziął do ust trochę jedzenia.- Zdałem sobie sprawę, że nie jesteś osobą, z którą chcę się zestarzeć. Chcę znaleźć moją bratnią duszę.

Usiadłam prosto, błagając go o spojrzenie. W środku mnie rosła złość. Jak mógł mi to zrobić? Na naszej rocznicowej kolacji.

- Jak miło z Twojej strony. Zrywasz ze mną po 6 miesiącach bycia razem. Świetnie. - powiedziałam po chwili ciszy.

W końcu złapaliśmy kontakt wzrokowy.

- Dobra, to koniec - wymamrotałam, odsuwając swój talerz.

- Przykro mi.


- Wcale nie. - powiedziałam, oddychając ciężko. Uspokój się.


- Przestań kłamać, mam dość. - odsunęłam moje krzesło i wstałam, zgarniając torbę odwróciłam się. - Nie spodziewałam się tego po tobie, Duke.

Otworzył usta by coś powiedzieć, ale ja już byłam w drodze do wyjścia z restauracji. Wyminęłam kelnerów szybkim krokiem. Pchnęłam drzwi i skuliłam się, kiedy wiatr owiał moją skórę, Uświadomiłam sobie, że musze oczyścić swoją głowę zanim wrócę do domu. Zawsze robiłam głupie rzeczy kiedy byłam zła. Ruszyłam w stronę ciemnego parkingu, potknęłam się na krawędzi chodnika, ze złości objęłam głowę rękoma. Zacisnęłam pięści i oddychałam wolno. Chciałam schować ręce w kieszenie mojej kurtki, kiedy zdałam sobie sprawę, że wciąż mam  prezent, który miałam mu ofiarować. Dwa miejsca w loży na York Yankessów. Otworzyłam małe, czarne pudełko i wyjęłam z niego bilety. Mały pasek na białym papierze był przywiązany do dna pudełka.
Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy skarbie, kocham Cię. Rany, jaką ja byłam idiotką. 

Umieściłam bilety z powrotem w pudełku i zacieśniłam uścisk dookoła kartonu. Wstałam i popatrzyłam na nie znowu. ‘To moja dwumiesięczna wypłata’. Stłumiłam śmiech i rzuciłam pudełkiem tak daleko jak mogłam. Zaśmiałam się, czułam się dobrze.


Wytarłam ręce w swoje spodnie i ruszyłam w kierunku głownej ulicy, ale nie dotarłam za daleko. Kilka sekund później usłyszałam głęboki głos, który przerwał moje głębokie przemyślenia.


- Ej Ty!


Duża postać stała w miejscu gdzie ja siedziałam 10 minut temu. Ubrany był w czarną bluzę w połączeniu z czarnymi jeansami i białymi conversami. Przeciętnie.


Jego twarz przysłonięta była przez cień czerwono-zielonej czapki z daszkiem. Z każdym krokiem jego twarz stawała się coraz bardziej jaśniejsza dzięki ulicznym światłom. Jego oczy morderczo spojrzały w moje, miały piwny odcień. Moje spojrzenie snuło w dół wzdłuż jego ciała, zatrzymując się na czarnym pudełku, którego pozbyłam się kilka minut temu.


 - To Twoje? - pomachał przede mną czarnym pudełeczkiem. Jego głos był głęboki, a akcent zdecydowanie nie był amerykański.


- Tak - odparłam chłodno. - A co?


Zacisnął usta i obrócił się wskazując palcem w stronę czarnego Audi.
- Widzisz ten samochód?- skinęłam, opuszczając ręce wzdłuż swojego ciała. - Jest mój.

Zaśmiałam się

- Gratuluję. - Uśmiechnął się ironicznie i znowu wyciągnął pudełko w moją stronę.

- To należy do Ciebie. Tamto - wskazał w kierunku samochodu - należy do mnie. Przerwał na moment i skrzyżował swoje ręce.- To - znów przerwał na chwilę - uderzyło w mój samochód. - wysyczał.

Zaśmiałam się.


 - Co Ty pieprzysz? - Wsadził pudełko do kieszeni swoich spodni i przyciągnął moje ramiona w swoje duże, ciepłe ręce.

 - Chodź za mną.

Ruszyłam za nim w kierunku Audi i zobaczyłam czarny, lekko połyskujący lakier. - Tutaj - przejechał palcem po lewych drzwiach i zatrzymał się w połowie. - Widzisz?


Prychnęłam.  - Ja tu kurwa nic nie widzę.


Pchnął moją głowę w doł, mój nos dotykał czarnego samochodu. Zamrugałam oczami i badałam samochód przez krótką chwilę.

- Chodzi Ci o to?- zapytałam, wskazując na malutkie zarysowanie które było widoczne tylko wtedy, kiedy ktoś przycisnąłby swój nos do drzwi samochodu. - To nic innego jak tylko malutka rysa - zadrwiłam.

- To. - wyciągnął ponownie czarne pudełeczko. - Zniszczyło mój samochód - syknął. 

Zaśmiałam się.

- Zniszczyło? Bardzo przepraszam, ale to jest tylko małe zadrapanie. ‘To’ nie zniszczyło twojego samochodu.

- Shhh - położył palec na moich ustach i odwrócił swój wzrok z powrotem na samochód. - Czy ty masz pojęcie, ile ten samochód kosztował?

- Nie i będąc szczerą to mam to w dupie. Nie miałam udanego wieczoru i jeśli mam być ponownie szczera, to chciałabym już wrócić do domu i zatopić moje myśli w czekoladzie i lodach. Nie miałam dobrego wieczoru. - wymamrotałam cicho  i obróciłam się na pięcie, aby być jak najdalej od ciemnego parkingu.

- Uszkodziłaś moją własność! - złapał mnie za nadgarstek i odwrócił przodem do siebie tak, że światło z lamp ulicznych oświetliło moją twarz. - Musisz zapłacić!

Popchnęłam go i cofnęłam się.

- Nie mam zamiaru płacić za to gówno! - syknęłam, odwracając się ponownie by odejść.

- Zapłacisz mi trzy tysiące przed następnym tygodniem.

Obróciłam się w jego stronę. Stał tam z ręką w kieszeni, podczas gdy w drugiej wciąż trzymał pudełko z biletami, które kupiłam dla Duke’a.

- CO? - wytrzeszczyłam oczy i cofnęłam się w tył o kilka kroków. - Ten mały ubytek, nie kosztuje więcej niż 90$, kretynie!

- Więc…- ucichł na chwile, wpatrując się we mnie morderczo. - Albo dajesz kasę, albo powinniśmy zadzwonić do firmy ubezpieczeniowej?

- Czy ty naprawdę myślisz, że mogę sobie na to pozwolić? - wybuchłam śmiechem, ten facet był szaleńcem.

- Jestem studentką, nie mam pieniędzy nawet na mieszkanie, więc przepraszam za zniszczenie twoich marzeń, ale to się nigdy nie wydarzy.

- Cóż, ale możesz pozwolić sobie na najlepsze bilety na mecz Yankessów?- uśmiechnął się i otworzył pudełeczko. Cwaniacko wymachiwał dwoma biletami tuż przed moją twarzą.

- Słuchaj, kretynie. - wysłałam mu pogardliwe spojrzenie, na co jego oczy rozszerzyły się. - Nie zapłacę za twoje gówno. Idę do domu, ponieważ jedyną rzeczą o jakiej  myślę, to wgniecenie mojej pięści w twoją twarz.

Śmiał się teraz, na cały parking.

- A więc groźba.

- Pieprz się.

- Posuwasz się również do molestowania seksualnego? - Przesunął swoim językiem po dolnej wardze. Szelmowski uśmiech zagościł na jego pełnych ustach. - Oh, skarbie jestem gotowy.

Zanim zaprzestał swoich kokieteryjnych uwag, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam uciekać. Wiatr nieprzyjemnie muskał moją odkrytą skórę na ramionach. Zignorowałam jego krzyki, moje nogi nadal niosły mnie przed siebie. Przebiegłam już obok siedmiu, może ośmiu bloków, kiedy dotarłam do apteki za rogiem, tuż obok mojego mieszkania.

Ułożyłam moje dłonie na skroniach, pozwalając moim płucom napełnić się tlenem. Wściekłość wypełniała każdą komórkę mojego ciała, ten wieczór okazał się totalną klapą. Postanowiłam wstąpić jeszcze do spożywczego. ‘Taak.. duże, cytrynowe lody mogą złagodzić wszystko.
Chwyciłam pudełko z zamrażarki i wróciłam do kasy.

Co z tego, że mój chłopak rzucił mnie podczas naszej kolacji z okazji sześciu miesięcy bycia razem, co z tego, że zapłaciłam trzysta dolców za głupie bilety dla niego i co z tego, że muszę wyrzucić w błoto 3000, czuję się wspaniale!

- To będzie dwa dolary. - kobieta poinformowała mnie i wrzuciła pudełko z lodami do foliowej reklamówki. Z uśmiechem przyklejonym na twarzy otworzyłam torebkę poszukując portfela.  Moje brwi złączyły się, kiedy próbowałam przegrzebać się przez stertę śmieci w mojej torebce. Mój uśmiech zniknął w ciągu kilku sekund kiedy zdałam sobie sprawę, że mojego portfela tam po prostu nie ma.

Kurwa..

***
Z tej strony Marta, lub jak kto woli @mrsarrrogant :)
Jak widzicie dzisiaj pojawił się PIERWSZY (tam tarararaaaaam!) rozdział tego cudeńka. 
Na to opowiadanie trafiłam dzięki kochanej Vivianne (której wspaniałą twórczość znajdziecie u nas w zakładce 'Polecane', która powstanie w przeciągu kolejnych dni).
Mam nadzieję, że spodoba Wam się to opowiadanie w tak dużym stopniu jak nam! 
Liczymy też na to, że docenicie naszą pracę, ponieważ ROBIMY TO GŁOWNIE DLA WAS!

Przypominamy o zakładce informowanychkomentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.

Marta / @mrsarrrogant