wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 8 cz. 2

ROZDZIAŁ NIESPRAWDZONY.

Przybiegł za mną, dźwięk trampek odbijających się od podłoża wyrwał mnie z zadumy, jego klatka piersiowa unosiła się ciężko. Zatrzymał mnie, oplótł mnie mocno swoimi dłońmi w talii, przyciągnął mnie do siebie. Jego usta uderzyły moje, w pocałunku silnym i pełnym emocji. Oderwał swoje wargi od moich, uniósł dłonie do moich wilgotnych policzków, które kciukiem zaczął delikatnie głaskać.

- Przepraszam cię - szepnął nierówno, pozwalając swojemu czołu lekko pocierać moje.- Kocham cię, potrzebuję cię.

Nasze usta znów złączyły się w miażdżącym pocałunku, jego język gładził mój, oddychał szybko i głęboko, tak że czułam jego ciepły oddech na mojej twarzy. Odsunął się ponownie, jego oczy były ciemniejsze niż zwykle, kiedy popatrzył prosto na mnie.

- Wróć do mnie - wyszeptał. - Wróć, przepraszam.

Zniknął. Ciepło jego ramion opuściło moje ciało. Nie mogłam już dostrzec głębokiego brązu jego oczu, nie mogłam poczuć zapachu papierosów i cynamonu z jego ust. Znikał tuż przede mną a jego wargi poruszały się jakby w amoku powtarzając w kółko: Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

I już go nie było, odpłynął ode mnie a ja wróciłam do rzeczywistości. Zostałam sama, oparta o ścianę windy, tylko ja i moje myśli, moje pragnienia tego czego chciałam aby się stało. Ponieważ to nigdy się nie wydarzyło i nigdy nie wydarzy. Odwróciłam się potrząsając głową w taki sposób jakbym chciała pozbyć się widoku jego twarzy, jego zapachu, jego dotyku z mojego umysłu. Opuściłam pomieszczenie z twarzą wilgotną od łez i z drżącymi dłońmi.

***
- Przyjdź do mojego biura.

Jego głos był sztywny a jego spojrzenie obojętne, jego twarz i postawa były niemal stoickie. Nie minęło nawet pięć minut odkąd weszłam do biura, kiedy James opuścił swoje i podszedł do mnie. Wyglądał dobrze - jak zwykle - miał na sobie szare spodnie i kremową koszulę, jedynie jego zazwyczaj jasne, żywe oczy, dziś wydawały się martwe, bez wyrazu. Ruszyłam za nim powoli, ignorując złośliwy błysk w oczach Blair kiedy ją mijałam. Kiedy weszłam do środka, James siedział już w swoim fotelu.

- Zamknij drzwi - nie patrzył na mnie. - Proszę.

Posłuchałam, delikatnie zamknęłam drzwi i stanęłam prosto przed nim. Jego palce były splecione przed nim, jego wzrok spoczywał właśnie na nich. Przełknęłam ślinę - powinnam coś powiedzieć?

- Możesz usiąść, jeśli chcesz - mruknął wskazując na krzesło przed nim. Spojrzał na mnie, jego oczy były chłodne, kiedy spotkały się z moimi.- Lub możesz stać, nie obchodzi mnie to.

Skinął głową, kiedy skierowałam się w stronę krzesła, spojrzałam na niego niepewnie, moja pierś falowała. - Mam kłopoty?

Jego oczy nadal spoczywały na moich, nie reagował, tylko po prostu się patrzył, nie mogąc tego wytrzymać szybko złapałam oddech. Po dłuższej chwili westchnął ciężko odchylając się do tyłu, pocierając dłońmi tył głowy. - Nie - powiedział cicho. - Nie jesteś w tarapatach.

Jego słowa nie złagodziły tego dziwnego uczucia, które muskało moje wnętrzności. Westchnęłam drżącym głosem, starając się złapać z nim kontakt wzrokowy. - Jeśli chodzi o to co stało się w barze..-

- Nie mam zamiaru sprawiać niezręcznej sytuacji - przerwał mi ostro, patrząc na mnie. Jego oczy były całkowicie lodowate. - To co robisz w swoim wolnym czasie, to twoja sprawa. Oczekuje tylko określonych zasad w tym budynku. Myślę, że wasz profesjonalizm zostanie zachowany...

Co do diabła mogłam na to odpowiedzieć?

- Oh.. - odpowiedziałam niewyraźnie. - Ja - przepraszam...

- Proszę cię, nie przepraszaj.Tak jak powiedziałem, to twoja sprawa.

Wciąż nie patrzył na mnie a jego palce nadal pozostawały w ciasnym ucisku. Jego słowa wypalały mnie od środka, nie byłam w stanie dłużej siedzieć w jego obecności. Czułam, że moje serce ma zamiar wyskoczyć a moja twarz aż pali od czerwieni policzków.

- Jestem zażenowana - przyznałam cicho. - Zazwyczaj się tak nie zachowuje. Oliver i ja..

- Nie - powiedział chłodno, patrząc na mnie.- Nie chce już o tym rozmawiać. To wszystko.

Kiwnęłam głową stojąc już na nogach, które drżały. Kiedy podeszłam do drzwi, odwróciłam się do niego na chwile,jego oczy nie złagodnialy nawet odrobinę. - Nie jesteśmy razem - powiedziałam. Mój głos był niemal szeptem. - Jedyne co chcę powiedzieć to to, że między nami nic nie ma.

Mój wzrok zatrzymał się na nim na chwilę i w końcu dostrzegłam na jego twarzy coś więcej niż tylko złość. Uniósł brwi w oszołomieniu. Rzucając mu mały uśmiech wyślizgnęłam się z biura. Oliver czekał obok mojego biurka, widziałam strach w jego oczach, kiedy obok niego przechodziłam złapał mnie za rękę.

- Wszystko w porządku? - przeniósł dłoń na moje ramię. - Miałem na myśli, czy wszystko okej z tobą?

Wzruszyłam ramionami zrzucając jego rękę z ramienia, poklepując go lekko w jego ramię. Kiedy już miałam powiedzieć Oliverowi, zauważyliśmy Jamesa, wychodzącego ze swojego biura.

- Oliver - patrzył na nas oboje. - Możemy porozmawiać, proszę?

Oliver pobladł, spoglądając na mnie zanim poszedł za Jamesem. Uniosłam szybko wzrok na Jamesa, w odpowiedzi dostałam ten sam prawie uśmiech. Zniknęli oboje za drzwiami.

Nie byłam w stanie się odstresować kiedy usiadłam za biurkiem, upiłam szybko łyk taniej, mrożonej kawy. Blair pojawiła się w polu mojego widzenia, jej włosy jak zwykle nieskazitelne i makijaż bez skazy - poczułam coś - sama nie wiem co, coś zupełnie nie do rozpoznania w środku mnie. Usiadła na skraju biurka wygładzając materiał swojej spódnicy, uśmiechnęła się do mnie złośliwie z góry.

- No cóż - przemówiła z tą irytującą, przesadzoną słodyczą w głosie. - Zaskoczyłaś mnie dzisiaj.

Nie patrzyłam na nią.- Dzień dobry, Blair.

Zadrwiła, zakładając nogę na nogę i pochylając się w moim kierunku. Jej paznokcie były świeżo zrobione, mogłam dosłownie wyczuć żel akrylowy. Postanowiłam ją ignorować co okazało się skuteczne przez krótki moment, dopóki nie pochyliła się ku mnie tak blisko, że mogłam wyczuć perfumy na jej szyi i bluzce.

- Zrobiłaś z siebie kompletną kretynkę - powiedziała tak głośno, aby wszyscy w okół nas usłyszeli i skupili na nas swoją uwagę. Kiedy w końcu uniosłam na nią wzrok, jej oczy przepełnione były jadem, pogardą. - Uważałam was oboje za ludzi bardziej rozgarniętych.

Wiedziałam, że mówi o mnie i Oliverze - o naszym tańcu, o niechlujnych pocałunkach i ogólnie o pijaństwu - ale znowu postanowiłam ją zignorować. Skupiłam swój wzrok na dokumentach ułożonych na biurku, starając się zachować powagę na swojej twarzy i kontrolować oddech. Blair tylko podjudzała to uczucie, które miałam w sobie od momentu rozmowy z Jamesem, to uczucie miałam ochotę wyrzucić z siebie, miałam ochotę wybuchnąć.

- Mówię do ciebie - powiedziała ostro, uderzając dłonią o kartkę którą właśnie skanowałam wzrokiem. Podskoczyłam lekko, w pomieszczeniu panowała grobowa cisza. Powoli podniosłam wzrok, grymas na jej twarzy znacznie się powiększył. - Pewnie macie niezłe kłopoty, prawda?

Lekki uśmiech pociągnął róg moich ust.- Nie żeby to była twoja sprawa, ale nie. Nie mamy kłopotów.

Cichy moment, który łączył zdumienie i szok na jej twarzy trwał wiecznie. Znów pochyliła się bardzo blisko mnie, zapach jej perfum niemal mnie dusił.

- Jesteś większą idiotką niż myślałam - jej głos został zniżony do szeptu, ale i tak wiedziałam, że każde ucho z tego biura skupione było właśnie na nas. - Nie jestem pewna, co on w tobie widział, ale chyba niestety już tego nie widzi...- usiadła prosto i złośliwie się uśmiechnęła.- Bo wybrałaś brudnego hipstera i zachowanie dziwki.

To był czas na moje milczenie, patrzyłam na nią ze zdziwieniem. Nieświadomie przyznała, że nie tylko czuje niechęć do mnie ogólnie, ale z powodu Jamesa. Westchnęłam. Jej uśmiech rósł.

- Dobra robota Sammie - powiedziała cicho, odsuwając się od biurka. Rzuciła mi spojrzenie przez ramię i uśmiechnęła się. - Miłego dnia.

Kiedy wracała do swojego miejsca pracy, kołysząc przy tym biodrami a jej lśniące włosy odbijały się od pleców, uczucie które towarzyszyło mi przez ten cały czas właśnie chciało w końcu wybuchnąć. Kiedy Oliver wyszedł z biura Jamesa, jego wyraz twarzy spowodował u mnie fale szaleńczego niepokoju, które zatrzęsły całą moją osobą. Wstałam szybko, starając się zatuszować to co działo się we mnie, odpychając myśli z mojej głowy gdy ruszyłam w stronę biura Olivera.

Być może to przez słowa Blair - a może to przez uczucie odrzucenia, którego doświadczyłam kilka nocy wcześniej. Może po prostu to przez fakt, że straciłam kogoś na kim mi bardzo zależało i że nic nie mogę z tym zrobić. Cokolwiek to wywołało, jedno wiedziałam na pewno - skończyłam będąc idiotką bez charakteru. Skończyłam będąc głupcem, który za wszystkimi biega. I ta silniejsza wersja Sam - choć w połowie nie tak imponująca, jaką chciałabym być - gotuje się w środku.

Kiedy otworzyłam drzwi, zdecydowałam się ich nie zamykać. James spojrzał na mnie zza biurka, jego chłodne oczy poszerzyły się na mój widok. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale zrobiłam krok do przodu.

Raz kozie śmierć.

- Przykro mi z powodu tamtej nocy - powiedziałam po długim, dyszącym oddechu. - Przepraszam za to, że byłam taką idiotką. Ale jestem tu po to, żeby powiedzieć ci co naprawdę czuję, bo jestem zmęczona byciem tak cholernie głupią i tym całym udawaniem.

Podeszłam kolejny krok bliżej. Drżałam. James spojrzał na mnie bez słowa, ramiona miał skrzyżowane a usta rozchylone.

- Przyciągasz mnie do siebie odkąd zaczęłam tu pracować - kontynuowałam, mój głos trząsł się lekko. Przełknęłam głośno ślinę, zwilżyłam wysuszone usta. - I... wiem, że to jest kompletnie niedopuszczalne i prawdopodobnie mnie za to zwolnisz albo.. cokolwiek, ale ja po prostu..

Westchnął ostro, przerywając mi w połowie zdania, spojrzałam na niego z niepewnością. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, a kiedy wstał ze swojego krzesła, drżenie moich rąk stało się intensywniejsze. Miałam kłopoty, byłam tego pewna, widziałam to w jego oczach kiedy przechadzał się w moim kierunku. Stanął przede mną a ja mimowolnie zamknęłam oczy. Miałam wrażenie, że zaraz zostanę poniżona, po raz tysięczny w tym tygodniu. Kiedy wyczekiwałam jego reakcji dezaprobaty, usłyszałam jego wolny wydech i dźwięk zamykanych za mną drzwi. Zerkając jednym okiem zorientowałam się, że byliśmy bardzo blisko siebie, nasze klatki piersiowe prawie się stykały. Spojrzał na mnie oddychając wolno, jego oczy były ciemne - ale to nie był ten rodzaj ciemności, którą obdarzył mnie kiedy rozmawialiśmy godzinę temu.

I wtedy poczułam zapach jego wody kolońskiej, poczułam ciepło jego klatki piersiowej i ciepło jego ust na moich ustach. Mój oddech uwiązł mi w piersi, kiedy zyskałam świadomość tego, że on mnie całował. James mnie całował. Jedną ręką obejmował mnie i przyciągał bliżej siebie, jego usta miażdżyły moje wargi. Jęknęłam od natłoku emocji. Kontynuował swoje gorączkowe ruchy, zachęcał mnie swoimi ciepłymi wargami, jego dłoń powoli zbliżała się ku mojemu karkowi.

Kiedy oderwał się ode mnie, oddychając ciężko z opuchniętymi ustami, zamrugałam gwałtownie. To było tak kurewsko surrealistyczne. Czy to w ogóle działo się naprawdę?

Moje usta drżały, wzięłam kilka głębokich oddechów. - Co - co z tym co powiedziałeś mi wcześniej? Co z - z przestrzeganiem... zasad?

Jego usta znów mnie zaatakowały, jego język głaskał moją dolną wargę zanim dokończyłam pytanie. Odsunął się ode mnie na chwilę, poczułam jego miętowy oddech na policzku. - Pieprzyć profesjonalizm.

To była moja kolej aby ponownie zaatakować.

3 miesiące później. 

Siedziałam w umiarkowanie ekskluzywnej restauracji w północnej części miasta, James siedział naprzeciw mnie, miał na sobie ciemne, tradycyjne już u niego spodnie i ciemną bluzkę, jego włosy jak zwykle schludne, jego oczy z miękkim wyrazem, wyglądały pięknie w słabym oświetleniu. Spojrzał na mnie niesamowicie, tak jak pierwszego dnia, a ja byłam znów w szoku, że wybrał mnie. Po sytuacji w jego biurze, staliśmy się parą w przeciągu kilku dni, soboty spędzaliśmy w restauracji lub w kinie, a niedziele na kanapie pod kocem oglądając filmy.

Przez całe te trzy miesiące dostałam może blisko sto wiadomości od Liama z błaganiami o jakikolwiek kontakt czy odpowiedź. Po każdym nieodebranym połączeniu czy nieodpisanej wiadomości, starałam się przekazać, że chciałam się pozbyć wszystkich wspomnień związanych z Nim i tamtym czasem. Wyrzucenie tego z mojej głowy było prawie niemożliwe przez gorączkowe próby kontaktowania się Liama, chociaż wiem, że wspomnienie Jego i Liama na zawsze pozostanie w kąciku mojej pamięci. Na szczęście Liam zaprzestał swoich prób po jakimś miesiącu, a James oferował mi przez ten cały czas coś, za czym tęskniłam najbardziej - normalność. Zdrowy związek.

James zapytał jakiego wybieram drinka - Long Island. Czułam, że jestem szczęśliwa.

Czasami przyłapywałam samą siebie na tym, że zastanawiam się co robi teraz Zayn i zawsze potem czułam się tak bardzo winna. Nie było takiej nocy kiedy leżałam sama w łóżku, rozmyślając czy on leży ze swoją piękną dziewczyną. Chciałabym opowiedzieć Vicowi o tym co stało się przez cały ten czas, ale zawsze na wspomnienie o niej, chcę wybuchnąć głośnym płaczem albo czuję uczucie napływającej nienawiści i urazy. Moje myśli jednak są trzeźwe, kiedy myślę o Zaynie, nigdy nie mogę pozbyć się uczucia niepokoju i tego jak bardzo niezdrowa relacja nas łączyła. Najdziwniejsze zdecydowanie jest to, że zdarza mi się myśleć o nim kiedy czuję usta Jamesa na swoich...

Kiedy zabrałam się za jedzenie posiłku, podanego mi przed chwilą, czułam się nieswojo. Czułam, że ktoś mnie obserwuje, uczucie to wzmacniało się z każdą minutą. Próbowałam zająć się tym co mam na talerzu - kremowym makaronem, który był łudząco podobny do tego, który jadł Zayn na naszym pierwszym spotkaniu - ale niepokój nie ustępował.

- Sam?

Głos Jamesa przerwał moje myśli i otrzeźwił mój umysł. Patrzył na mnie zaniepokojony, widelec z jedzeniem, którego właśnie chciał włożyć do ust, został zamrożony tuż obok jego twarzy. - Czy wszystko z tobą w porządku? Nie wyglądasz zbyt dobrze.

Uśmiechnęłam się krzywo, umieszczając swój widelec w talerzu i ustawiając wolno serwetkę obok talerza. - Mój żołądek się buntuje - powiedziałam i nie było to kompletne kłamstwo. - Myślę, że muszę skorzystać z toalety.

Skrzywił się znowu. - Chcesz, żebym poszedł z tobą?

Zaśmiałam sie lekko wstając na nogi. - Nie sądzę, że będziesz mile widziany w damskiej toalecie, James - pochyliłam się lekko aby złożyć pocałunek na jego ustach. - Wszystko będzie ze mną okej.

Kiedy skierowałam się w stronę znacznie ciemniejszego, długiego korytarza, który prowadził do toalety, nadal czułam na sobie czyjeś oczy. Rozejrzałam się szybko skanując pomieszczenie, ale nie zauważyłam nic podejrzanego. Kiedy dotarłam do drzwi toalety, poczułam mocny uścisk na moim nadgarstku. Zanim zdążyłam krzyknąć, znalazłam się w jasnym, pustym pomieszczeniu, przyparta do ściany ciałem drugiego człowieka. Prawie krzyknęłam, ale zauważyłam twarz osoby przede mną, kiedy rozpoznałam te oczy i usta, powinnam krzyczeć z całej siły. Ale tego nie zrobiłam.

- Co ty do cholery wyprawiasz? - zapytałam z oburzeniem, moje ramiona wciąż były skrępowane za mną. - Zacznę krzyczeć jeśli mnie nie puścisz.

Jego oddech był tak samo ciężki jak mój, on wyglądał prawie dokładnie tak samo jak wyglądał trzy miesiące temu. Ta sama wysoka, szczupła postać i ciemne oczy. Miał na sobie biały sweter z podwiniętymi rękawami, które eksponowały pokaźne ramiona oraz ciemne spodnie. Jednak coś znacząco się zmieniło. Długich, wysoko postawionych włosów już nie było. Jego włosy wciąż były ciemne, ale krótkie i proste, nawet nie wiem jak kurwa to określić, były takie... normalne. Bez tej wysokiej czupryny nie mogłam się do niego przyzwyczaić, denerwowało mnie to.

- Co ja do cholery robię? - sapnął podchodząc bliżej. - Co TY kurwa robisz?!

- Puść mnie - powiedziałam drżąc.

- Nie - pokręcił głową. - Nigdzie nie pójdziesz póki ze mną nie porozmawiasz.

- Odwal się - szepnęłam patrząc na niego.- Bo zacznę krzyczeć.

- Wcale mnie to kurwa nie obchodzi - warknął.- Ignorujesz moich przyjaciół przez ostatnie trzy miesiące. Nie pozwolę ci nigdzie iść.

- Nie możesz tu być - wyszeptałam.- Nie powinno cię tu być.

- Zamknij się - ujrzałam jego białe zęby, kiedy do mnie warknął. Czułam ciepło jego oddechu przy moim policzku.- Po prostu się zamknij i słuchaj - zatrzymał się zaciskając uścisk na moim ciele. - Mam dość tej gry. Ja przestałem się tym przejmować, ale mój przyjaciel nie.

Patrzyłam na niego w milczeniu, dostrzegając w jego furii jak bardzo, nawet wtedy, był przystojny. Trząsł się tak samo jak ja kiedy przysuwał się bliżej a ja uśmiechnęłam się lekko.- Ja właśnie skończyłam tą grę. Poprzez ignorowanie was. Jesteście dla mnie nikim.

Jego oczy rozszerzyły się po moich słowach, lekko zelżał jego ucisk. Spojrzałam na jego dłonie, następnie zdjęłam je z siebie.- Jestem inną osobą, Zayn. Ani ty, ani twoje słowa nie robią na mnie wrażenia - odeszłam w stronę drzwi, odwracając się ostatni raz i powiedziałam.- Żyję własnym życiem, bez ciebie i twoich przyjaciół, proponuje ci zrobić to samo. Żyj własnym życiem.

Musiałam go rozwścieczyć, ponieważ szybko stanął przede mną i zatrzasnął za mną drzwi. James. James mój przystojny, dobry chłopak, który dał mi stabilność. - Zabawne jak bardzo przyciągamy się do siebie - szepnął przybliżając swoje ciało do mojego. - Czy to zbieg okolicznosci, że jesteśmy tu dzisiaj oboje?

- Pozwól mi odejść - powiedziałam nie patrząc na niego.

Jego place mocniej przywarły do drewnianych drzwi za mną. - To niewiarygodne. Kiedy stałaś się bezduszną suką? Jesteś dla mnie za dobra.

Odwróciłam lekko swoją szyję, moje oczy spotkały jego, znowu się uśmiechnęłam.- Masz całkowitą rację - i tak było. Miałam dość tego dziwnego spotkania i wymiany dziwnych, gorących argumentów. Było mi już wszystko jedno.

Moja obojętność do niego lub obojętność do tego, co było między nami widocznie jeszcze bardziej go rozwścieczyła, ponieważ złapał moje dłonie i odwrócił mnie twarzą do siebie, siłą.- Co ty kurwa mać tu tak w ogóle robisz? - syknął mrużąc oczy.- Czy to miejsce nie jest trochę zbyt 'ponad' tobą?

Oblizałam dolną wargę i skierowałam moje oczy ku górze, ku niemu. Nie mogłam mu pokazać, że jego słowa na mnie w jakiś sposób wpływają. Byłam nową osobą. Silniejszą osobą. Nie potrzebowałam go. Nie będę reagować na jego zaczepki, nigdy już nie będzie między nami tak jak było. Nie będziemy się kłócić, spierać ani wyzywać, ponieważ nie mamy już ze sobą nic wspólnego.

- W sumie, mogłabym cię oskarżyć o napad - pokiwałam głową i skierowałam wzrok na jego ręce tuż na moich ramionach. - Proponuję ci puścić, teraz.

Jego oczy rozszerzyły się na sekundę. Na jego twarzy nie było nic innego niż zmieszanie i niedowierzanie. I bardzo mi się to podobało.

- Dlaczego olewałaś jego telefony? - zapytał marszcząc swoje czarne brwi. - Dlaczego? Co on zrobił? Powiedz mi.

- Nic - odpowiedziałam cicho.- Nie zrobił nic. Proszę cię, zabierz ręce.

- Więc to tyle? - wyszeptał przenosząc wzrok to z podłogi to na moje usta. Spojrzał na mnie jakby próbował odgadnąć prawdziwy powód.- Tyle?

- Tak - odepchnęłam jego ręce jeszcze raz.- Powiedz mu, że jest mi przykro.

Kiedy minęłam go i udałam się do drzwi, zaskoczył mnie swoim ciałem, które opadło na ścianę w dziwnym szoku czy niedowierzaniu. Mamrotał coś do siebie. Po Urdu [1] tak myślę, a następnie zapytał mnie. - A ja? Co ze mną?

Rzuciłam mu długie spojrzenie. - Ty?

Jego twarz skierowana była na mnie, jego dolna warga lekko drżała. Głos mu się załamał. Starą mnie by to ruszyło. - Nie masz mi nic do powiedzenia?- zapytał.

Moje spojrzenie zmiękło na chwilę, ale już nie wiedziałam sama. Co miałam mu powiedzieć? Kocham cię tak bardzo, że to aż boli? Skrzywdziłeś mnie bardziej niż sobie wyobrażasz? Nie, nie mogłam. Musiałam trzymać swoją silną wolę. Nie rozpadnę się przed nim.

- Jesteś dla mnie martwy - w końcu przemówiłam. Ból na jego twarzy... Wygrałam.

Zamknęłam drzwi.

***

To była druga w nocy kiedy mój telefon zadzwonił tuż obok mojego ucha. Byłam sama w łóżku, oszołomiona snem, ale odebrałam mimowolnie, oczekując głosu Vica w głośniku, o tym jak bardzo był pijany, albo nawet spodziewałam się Olivera. Uniosłam telefon do ucha z oczami wciąż zamkniętymi. Mój głos był gruby i niemrawy. - H-halo?

To był ciężki oddech na drugiej stronie linii, nawet coś jak płacz. Usiadłam przecierając oczy.

I wtedy usłyszałam jego głos. - Sa- Sam?

Jęknęłam w duchu - dlaczego odebrałam nie patrząc na to kto dzwoni? Uniosłam dłonie aby potrzeć lekko skronie a następnie wzięłam głęboki oddech.- Jest druga w nocy Liam, czego chcesz?

- P-proszę - powiedział łamiącym głosem.- Potrzebuję cię tutaj.

Ziewnęłam zatykając usta dłonią.- Wracam do snu, Liam.

- S-Sam, proszę, t- to Zayn, on...

- Nie obchodzi mnie to - rzuciłam. - Jestem pewna, że mówił ci o naszym spotkaniu, przepraszam za to wszystko, ale kończę.

- On jest, tak kurewsko głupi, Sam - wyszeptał.- On chce zapić się na śmierć, cały czas o ciebie pyta, nie wiem co robić.

- Nie ma tam Rii? - zapytałam chłodno. - Ona mu pomoże. Przecież jest jego dziewczyną.

- Proszę - błagał.- Nie mam innej opcji.

- Zadzwoń na pogotowie - przeciągnęłam swoim głosem monotonnie. - Albo do anonimowych alkoholików. Idę spać.

Szum zwięszył się w słuchawce, ciężkie oddechy i szlochanie nie dawały mi spokoju, oddaliłam telefon od mojego ucha. - Sam - znów usłyszałam stłumiony głos. Powoli przyłożyłam telefon z powrotem do ucha, usłyszałam jego głos ponownie. - Jeśli go kochasz, jeśli ci choć troche na nim zależy - zatrzymał się na chwilę, biorąc głęboki oddech. - On cię potrzebuje.

Rozłączyłam sie przez przypadek lub Liam odłożył słuchawkę, ponieważ usłyszałam tylko pikanie po drugiej stronie. Patrzyłam na ekran swojego telefonu, moje usta zasychały, tętno wzrastało, czułam sie bezradna. Minęła chwila, leżałam trzymajac dłonie na swojej twarzy, przed oczami miałam zrozpaczonego Liama i twarz Zayna z wieczoru naszego spotkania. Westchnęłam. Ja pierdole...

Założyłam na siebie stare dresy i chwyciłam klucze do samochodu, część mojego umysłu krzyczała słowa, które powiedziała mi niedawno Blair. Jesteś cholernie głupia....

***

[1] Urdu - język indoeuropejski z grupy indoaryjskiej używany obecnie przez ponad 50 mln ludzi na subkontynencie indyjskim (...)

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 7 cz. 2

Przeczytaj notkę.
NIERSPRAWDZONY ROZDZIAŁ!

Jeśli za wszelką cenę mogłabym uniknąć pewnego momentu mojego życia to byłaby ta chwila. Nigdy nie pomyślałabym, że spotkam kobietę, która zdobyła największego dupka jakiego kiedykolwiek poznałam - kobietę, która wygrała faceta, w którym tak strasznie byłam zakochana. I do tego momentu byłam przekonana, że może, być może nie była prawdziwa. Że Zayn wymyślił ją sobie bym była zazdrosna - co było czymś podobnym do tego co robiłam w barze z Oliverem. Ale kiedy ujrzałam szczupłą, młodą dziewczynę stojącą przede mną, jej opaloną skórę i delikatne rysy twarzy, rzeczywistość uderzyła mnie boleśnie. Była prawdziwa. A ja byłam żałosna.

- Kim ona jest?

Jej głos, lekki - jeśli nie nawet oschły, przeciął ciszę pomiędzy naszą trójką. Jej wzrok ze mnie przesunął się na Zayna a jak na zawołanie jego ramiona opadły w dół. Jego usta rozchyliły się tylko trochę a on myślał nad znalezieniem jakiejkolwiek odpowiedzi gdy Ria zrobiła krok do przodu. Zamknęła za sobą drzwi zatrzymując cieplejsze powietrze wewnątrz mieszkania. Rzuciła reklamówkę, którą cały czas trzymała, na stolik obok pustych kieliszków i paczki papierosów kiedy przechyliła głowę w kierunku Zayna.

- No więc? - znów się odezwała, tym razem brzmiąc głośniej i na jeszcze bardziej zirytowaną. - Kim ona jest?

Zayn przełknął ślinę, jego brązowe oczy były szeroko otwarte a ramiona sztywno zwisały po jego bokach. W końcu powiedział ochryple, przebierając w słowach. - Ona jest.. Sam. To jest Sa -

- Słyszałam jej imię!

Podskoczyłam lekko na głośny ton, który wydobył się z małej dziewczyny stojącej obok mnie a ja czułam się beznadziejnie kiedy patrzyłam na twarz Zayna.

- Chcę wiedzieć kto to jest - powiedz mi!

Znów podeszła do Zayna a on cofnął się, opierając się o balustradę kiedy popatrzył na nią a później na mnie. Chciałam odwrócić wzrok - chciałam by moje spojrzenie w mgnieniu oka powędrowało na uliczne światła i piękne odcienie ciemnego nieba rozciągającego się za nami. Ale tego nie zrobiłam. Moje oczy sztywno wpatrywały się w Zayna kiedy jego wzrok utkwiony był w moim, prosząc. Błagając.

Proszę.

Odchrząknęłam, poruszając nerwowo palcami i zaciskając je. To było dosłownie kilka minut temu, pomyślałam z goryczą, kiedy palce Zayna były delikatnie splecione z moimi. Tak miękkie i tak cholernie ciepłe między moimi. Wyglądało to teraz tak, jakbym chciała usunąć tą chwilę z mojego umysłu - więc zacisnęłam je mocniej. I mocniej. Moje palce były niemal zdrętwiałe.

- Cz-cześć - powiedziałam, mój głos cicho rozprowadzał się po balkonie. Ria odwróciła się, skupiając całą swoją uwagę na mnie. Wyglądała na absolutnie rozwścieczoną, tak jak powinna, ale ja stałam na swoim miejscu. Mogę to zrobić.

- Jestem Sam - powiedziałam ostrożnie. Jeśli miałam rozładować całą tą sytuację, musiałam zachować spokój, jeśli to możliwe. Kiedy patrzyła wyczekująco na mnie, jej małe usta wykrzywiły się szyderczo a ja wzięłam głęboki oddech. Nic nie poszło dalej. - Jestem przyjaciółką Liama.

To nie było kompletnym kłamstwem - byłam przyjaciółką Liama. Gdybym dodała kolejną część, że jestem przyjaciółką Liama oraz jestem bezgranicznie zakochana w twoim chłopaku - moje słowa wtedy byłyby bardziej zgodne z prawdą. Ria zamrugała gwałtownie, jej oczy zwężyły się próbując rozszyfrować to, co właśnie powiedziałam. Zayn stał za nią, jego oczy wciąż były szeroko otwarte, ale oczywiste było to, że pomagałam mu moimi małymi kłamstwami. Ulga zalała jego twarz.

- Przyjaciółka Liama... - jej słowa unosiły się w nocnym powietrzu a ja byłam niemal pewna, że wciąż ma jakieś podejrzenia. Miałam rację. Jej oczy powoli powędrowały na stolik, na którym stało wino i dwa kieliszki. - W takim razie co to za alkohol, przyjaciółko Liama? - Nadal była wyraźnie zła i znowu - miała prawo być. To nie była sytuacja, w której jakakolwiek dziewczyna chciałaby się znaleźć, a ja w żaden sposób nie chciałam być niszczycielem związku kogoś, kogo nigdy wcześniej nie spotkałam, bez względu na to, co czułam do aroganckiego kolesia stojącego po mojej drugiej stronie. Moje spojrzenie powędrowało w tamtą stronę i wpatrywało się w ciemną butelkę przez dłuższą chwilę, starając się wymyśleć jakąś śmieszną wymówkę, broniąc żałosnego tyłka Zayna.

- Przyniosłam to - powiedziałam, powoli wypowiadając słowa. - Jako prezent. Dla Liama.

Roześmiała się, nieznacznie kręcąc głową. To nie był szczery śmiech, nawet nie ciepły. - Przyniosłaś Liamowi to wino? - rozglądnęła się w obie strony wzruszając ramionami w sztuczny sposób a jej usta wykrzywiły się w grymasie. - Zabawne - jakoś nie widzę tu nigdzie Liama. To trochę dziwne, nie sądzisz?

Teraz była moja kolej by szybko spojrzeć w kierunku Zayna. Pomóż.

- Uh.. on, uh.. poszedł do sklepu - odezwał się odchrząkując. - Wypiłem trochę z Sam kiedy czekała na niego.

Genialne, idioto.

- To prawda - przytaknęłam, zaciskając palce do tego stopnia, że byłam prawie pewna, że moje paznokcie były już pod skórą mojej dłoni. - Poprosiłam o lampkę wina, kiedy czekałam na jego powrót.

Ponownie nastała cisza, zanim spojrzenie Rii nie wróciło na mnie a potem na Zayna. I wtedy rysy jej twarz nieco złagodniały, a ona rozluźniła swoją nieco sztywną postawę. - Oh. Cóż, to ma sens.

Powoli wypuściłam powietrze, moja klatka piersiowa opadła w tym samym rytmie co Zayna. Na ułamek sekundy przymknęliśmy lekko powieki a jego spojrzenie robiło się coraz cieplejsze. Jego usta były rozchylone, gardło poruszyło się pod wpływem ruchu jego ust. Dziękuje.

- Cóż - Ria odezwała się , zakładając kosmyk włosów za ucho. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem i wzruszyła ramionami, co miało chyba przypominać cichy śmiech. - Przepraszam za mój mały wybuch. To był długi dzień.

Tak, kurewsko długi.

- Jest w porządku - uśmiechnęłam się. Wyglądasz tak, jakbyś nie chciała zostać wyrzucona przez poręcz balkonu.

Cisza, która była nie do zniesienia, zapadła przy powiewie chłodnego powietrza. Ria przeniosła swoje dłonie na ramiona, pocierając je lekko, zagryzła wargę i popatrzyła w kierunku Zayna. - Zimno tutaj, prawda? Wróćmy do środka - odsunęła drzwi i popatrzyła na mnie przez ramię z uśmiechem. - Chodź, przyniosłam sushi.

*** 
Byłam uwięziona. Całkowicie i kompletnie w pułapce.

Przypomniałam sobie moment kiedy weszłam do kojącej przestrzeni mieszkania. Ria unosiła swoją torbę z sushi i wyłożyła wiele innych produktów na ladę gdy Zayn powoli zajął miejsce na jednym z taboretów, dostosowując się tym samym do jej prośby.

- Lubisz sushi? - zapytała mnie, wyciągając plastikową torbę z uśmiechem. - Nie wiem czy wystarczy dla całej naszej trójki, ale z chęcią mogę się podzielić. To najlepsze sushi w mieście.

Nuciła pod nosem, kładąc trzy talerze na blacie i nakładając po kilka sztuk kolorowych, surowych ryb dla każdego z nas. Wydawała się kompletnie nie zwracać uwagi na dziwne napięcie, w którym praktycznie ja i Zayn się dusiliśmy, i po prostu ruszyła do innego pomieszczenia by przynieść kilka szklanek. Trudno było nie zauważyć ruchu jej bioder kiedy szła - te ruchy były chorym przypomnieniem blondynki, z którą mieszkałam rok temu. Zayn siedział obok mnie na krześle, rysy jego twarzy i spojrzenie były nieczytelne a ja widziałam jak jego dłonie zaciskają się razem, niemal w podobny sposób jak moje na balkonie. To było zbyt cholernie dziwne, siedzenie w jego mieszkaniu z jego przepiękną dziewczyną oferującą dzielenie się ze mną swoją kolacją - po tym jak okłamałam ją we wszystkim.

- Więc - odezwała się, wkładając kawałek ryby do ust. - Skąd znasz Liama?

Popchnęła swój talerz w moją stronę, ale ja nie wykonałam żadnego ruchu by wziąć trochę. Mój żołądek niemal obracał się wokół własnej osi w koszmarny sposób i nie było mowy bym była w stanie przełknąć cokolwiek podczas gdy Zayn w milczeniu siedział obok mnie. Odchrząknęłam delikatnie, widelcem szturchając kawałki ryby i spojrzałam w górę. moje usta niemal w sekundzie zaschły kiedy zobaczyłam ją nie na jej krześle lecz na kolanach Zayna. Westchnęłam ciężko, uciekając spojrzeniem kiedy Ria przycisnęła się do jego ciała. Owinęła swoje smukłe ramiona wokół jego szyi, wciąż przeżuwając sushi i patrząc z ciekawością w moim kierunku.

- Ja.. - ..chcę umrzeć. To jest to co chciałam powiedzieć w tej chwili. Ale zamiast tego. - ..spotkałam go w zeszłym roku w Nowym Jorku.

- Oh - skinęła głową, pochylając się do przodu by wziąć kolejny kawałek z talerza. Kiedy spojrzałam w górę, i zobaczyłam, że jej koszula lekko się rozsunęła, odwróciłam szybko wzrok na widok gorącej, różowej koronki. Oczywiście, że nosiła coś tak pięknego, tak seksownego - i oczywiście Zayn z pewnością to polubił. Nigdy nie zwrócił uwagi na mój prosty, bawełniany biustonosz, który niczego nie pokazywał oraz było w nim zero seksapilu na moim beznadziejnym ciele. Nigdy nie był dla mnie przymilny - teraz to była Ria. Moje policzki poczerwieniały kiedy owinęłam ramiona wokół mojej piersi - mechanizm wykorzystywany w chwilach szczerzej niepewności.

Nie zadawała żadnych pytań, tak jak się spodziewałam, że nie będzie. Zdobyła wszelkie informacje jakie chciała. Znałam Zayna, ale przyjaźniłam się z Liamem. Nie byłam pieprzoną przyjaciółką Zayna - i dlatego nie obchodziło ją to kim jestem. Zayn milczał prawie przez cały czas, nawet nie mówiąc słowa kiedy ona próbowała przemycić mały kawałek ryby między jego wargami. Śmiała się, kiedy on pokręcił głową i spojrzał na mnie, czule przyciskając swoje usta do jego szyi kiedy się odezwała. - Nienawidzi owoców morza. Próbowałam wiele razy namówić go do jedzenia, ale on zawsze odmawia.

Kontynuowałam szturchanie widelcem niezaczętego sushi na moim talerzu, zerkając co jakiś czas by zobaczyć czy Zayn posyła mi jakieś spojrzenia. Ale tego nie robił, zamiast tego jego spojrzenie utkwione było w talerzu jego dziewczyny. Byłam pewna, że to było tym na co stopniowo umierałam - powolne, nieznośne uderzenia w moją pierś, grożące przebiciem każdego organu w moim ciele. Dość tego.

- Muszę iść - powiedziałam cicho, zsuwając się z siedzenia. Dopiero wtedy spojrzenie Zayna utkwiło na mojej osobie i kiedy ja spojrzałam w górę, on utrzymywał swoje spojrzenie dłużej niż bym tego chciała. W delikatny sposób ścisnął biodra swojej dziewczyny, zsuwając ją ze swoich kolan, po czym wstał.

- Odprowadzę cię do drzwi.

- Jest w porządku - powiedziałam, przyciskając torebkę bliżej swojego ciała. - Nie potrzebuję - walczyłam przez chwilę sama ze sobą, zanim nie odezwałam się pewniejszym głosem. - Jest w porządku.

Stał nieruchomo, jego ręce zwisały po jego bokach kiedy jego wzrok wciąż utkwiony był w moim, ale przerwałam to gdy Ria żąchnęła się lekko gdy odeszłam od nich i ruszyłam w kierunku wyjścia.

- Nie zjadłaś swojego jedzenia - zauważyła. - Nie smakowało Ci?

Smakowało jak kawałek gówna.

- Przepraszam - powiedziałam cicho, patrząc w kierunku drzwi. - Jadłam zanim tu przyszłam - posłałam kolejny, fałszywy uśmiech w jej stronę i zauważyłam, że zaczęła grzebać w drugiej plastikowej torbie, z pozoru nie wzruszona moim szybkim wyjściem.

- Nie martw się - uśmiechnęła się, ale nie patrzyła w moim kierunku. Wciąż grzebała w torbie aż w końcu wyciągnęła z niej dużą, fioletową butelkę - szamponu jak zauważyłam - a gula powoli tworzyła się w moim gardle. To nie była tylko butelka szamponu. To nie był tylko zwykły plastik. Ta butelka stała pod ich prysznicem.. w ich łazience. W ich mieszkaniu.

Zayn nadal stał nieruchomo, nie patrząc na nią i na mnie, a ja nie mogłam oderwać wzroku od torby smakołyków leżącej na powierzchni blatu. Wyciągnęła jeszcze jedną, w której były kolejne rzeczy - pudełko chusteczek - a gula w moim gardle wzrosła. To nie była zwykła torba a artykułami gospodarstwa domowego - nie, to było coś znacznie bardziej oficjalne. Coś co ich odwzierciedlało - ich związek. Kolejna rzecz - błyszcząca ramka, bezceremonalnie stojąca obok chusteczek i uśmieszek grający na ustach Rii były wystarczające.

Odejdź, mój umysł krzyczał na mnie. Odejdź, zanim zobaczysz coś czego nie powinnaś.

Posłuchałam własnego mentalnego rozkazu, nagle odwracając się i osłaniając to, co Ria cokolwiek innego wyciągnie z tego cholernego worka. Widziałam chusteczki i produkty higieniczne, pieprzone prezerwatywy - ale nie mogłam pozwolić sobie na więcej. Moje ruchy zostały wstrzymane, kiedy usłyszałam podniecony pisk odbijający się echem od wewnątrz kuchni.

- Słuchaj, kochanie! Nie zapomniałam tym razem!

Nie odwracaj się. Nie rób tego, nie rób tego, nie rób -

Zrobiłam to. Kiedy obejrzałam się, natychmiast wytrzeszczając oczy na widok tego co trzymała Ria w swoich opalonych dłoniach. To było małe, żółte pudełko z jasnym napisem w jaskrawym kolorze. Królik, widniejący na opakowaniu i popijający napój przez słomkę, uśmiechał się w moim kierunku. Przedrzeźniał mnie prawie tak samo jak ten trzymany przez Zayna.

- Truskawkowy Nesquik! - machnęła do mnie pudełkiem, promieniejąc z dumy. - To jego ulubiony.

Czułam, że mój żołądek pienił się gwałtownie ze złości, klatka piersiowa poddaje się, kiedy przypomniałam sobie o moich zakupach dla Zayna jeszcze w Nowym Jorku, widziałam siebie wręczającą mu opakowanie płatków, nie Rię. Widziałam Zayna, który codziennie rano robi sobie śniadanie wsypując płatki do miski i zalewając je mlekiem truskawkowym.

Zdusiłam szloch odwracając się od niej i jej pieprzonego królika. To było jasne, że Zayn sobie mnie kimś zastąpi, a ta piękna, młoda kobieta, z oszałamiającym uśmiechem i idealnym ciałem nie była tylko kolejnym numerem telefonu w szufladzie Zayna, była kimś wyjątkowym. Troszczył się o nią, pozwalał jej na wszystko. Kochał ją.

Zamknęłam oczy na chwilę, szybko odwracając się do drzwi, moje palce drżały kiedy starałam się otworzyć zamek. Chciałam tak trzasnąć drzwiami aby wypadły z zawiasów, ale nie potrafiłam w sobie znaleźć tyle siły, dlatego wymsknęłam się cichutko ledwie otwierając drzwi. Ruszyłam przez korytarz, moje ciało chwiało się lekko, moje nogi drżały niepokojąco z każdym postawionym krokiem. Dopiero kiedy usłyszałam odgłos kroków zbliżających się w moim kierunku, poprawiłam się i wyprostowałam.

Odwróciłam się powoli i zgodnie z moimi oczekiwaniami, ujrzałam za sobą Zayna. Wyglądał na niespokojnego, jego wzrok wciąż przeskakiwał z ziemi na mnie, wiedziałam, że nie ma zielonego pojęcia co powiedzieć. Skorzystałam z okazji aby to zrobić.

Polizałam moją dolną wargę, przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się z trudem. - Ona jest piękna.

Powoli skinął głową, chowając dłonie do kieszeni.- Tak, jest.

- I idealna - mruknęłam.

Kolejne skinięcie - Tak.

Długi wydech opuścił moje usta, łzy powoli zaczęły łaskotać moje oczy. Spojrzałam mu prosto w oczy, jego słowa z tamtej nocy w barze dzwoniły mi w uszach. Mój głos się załamał kiedy przemówiłam. - I -i miałeś rację,- wyszeptałam. - Jest wszystkim, czym nie jestem ja.

Wyglądał na zaskoczonego, jego oczy rozszerzyły się kiedy przestałam na niego patrzeć i uniosłam dłoń aby wytrzeć spływającą po policzku łzę. - Nie to że jestem zaskoczona - zaśmiałam się niewyraźnie, spuściłam wzrok. - Ja tylko - wdech - myślałam, że..- wydech - sama nie wiem...

- Myślałaś, że co? - jego głos stał się gruby, ledwo słyszalny kiedy zbliżył się do mnie o krok.- Co miałaś na myśli?

Spojrzałam na niego, spojrzałam prosto w jego oczy, błagając o zrozumienie. Kocham cię.

- Myślę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu,- mówiłam cicho - spotkałam cię z jakiegoś powodu, - uśmiechnęłam się lekko - zniszczyłam twój samochód z jakiegoś powodu ..i ja... - ciepłe krople spadały swobodnie z moich oczu. Spojrzałam na jego twarz i uśmiechnęłam się łagodnie. -Jestem szczęśliwa, że ci się udało Zayn.

Jego oczy był szkliste, tak myślę, ale nie mogłam spędzić kolejnej chwili stojąc obok niego. Odwróciłam się szybko i pobiegłam do windy. Wślizgnęłam się do środka i ostatni raz odwróciłam głowę, chciałam zanurzyć w nim swój zmysł wzroku ostatni raz, napełnić nim moją głowę jak się da. Chciałam zobaczyć jego ciepłe, brązowe oczy, lekko zaczerwienioną twarz i piękne, pełne usta i te szerokie ramiona.. jego niesamowicie idealnie ułożone włosy, tę kurewsko idealną postać.

Ale już go nie było.

Oparłam się o ściany windy, schowałam twarz w dłonie i skupiłam się na fortepianowej melodii z windy. Nie będę płakać, nie będę go gonić, ani oczekiwać, że on będzie gonił mnie. Spotkanie tej kobiety w jego mieszkaniu było dla mnie wystarczające.

Wszystko dzieję się z jakiegoś powodu.

Odebrało mi mowę.

***
Przepraszam za wszelkie opóźnienia, ale sami wiecie, są wakacje a my rzadko kiedy siedzimy w domu :)
W każdym bądź razie jest rozdział więc ENJOY! :*

Tłumaczeniem tego rozdziału zajmowałyśmy się obie.

Marta / @mrsarrrogant