Minęły trzy tygodnie, odkąd przyleciałam do Los Angeles i dwa tygodnie odkąd zaczęłam pracę w małej prasie publikowanej w uniwersytecie. Popadłam już w pewnego rodzaju rutynę, wstaję około szóstej trzydzieści, biorę prysznic, staram się okiełznać moje włosy w coś co nadawało by się do pokazania ludziom, wyślizguję się zza drzwi z batonikiem musli i gorącą kawą. Chodzenie stało się moim głównym środkiem transportu, zdałam sobie sprawę z tego, że moja mała sumka pieniędzy kurczyła się codziennie przez publiczny system autobusów, a nawet metro, które również wymaga wydawania pieniędzy. Spacery po ulicach LA wcale nie były straszne, zwracając uwagę na tutejszą pogodę i przyrównując ją do nieprzewidywalnego klimatu Nowego Jorku, chodzenie było czymś przyjemnym. Wiele dni obdarzonych było szklistym, niebieskim niebem pokrytym chmurkami oraz słońcem, które witało swoim ciepłem kiedy wychodziłam z mieszkania. Budynki, które nigdzie nie są tak ogromne jak tu, interesowały przechodniów swoim urokiem, budowane były z pewnego rodzaju kolorowej cegły lub wzorzystych kamieni, które błyszczały w promieniach słońca.
Wyszłam z mieszkania około siódmej, trzymałam w swoich dłoniach przenośny kubek z kawą oraz przewiesiłam sobie na ramieniu starą, wyblakłą już torbę. Przygotowałam się do mojej codziennej trasy, która trwa mniej więcej dwadzieścia minut. Nuciłam sobie cicho w przerwach gdy piłam moją kawę, kiedy ujrzałam róg sklepu wystającego zza rogu, zatrzymałam się. Mój żołądek burczał nieprzyjemnie, wiedziałam, że muszę coś zjeść, zwłaszcza że zapomniałam chwycić czegoś do jedzenia kiedy wychodziłam z mieszkania. Po krótkim namyśle skierowałam swoje kroki w stronę sklepu spożywczego. Zatrzymywałam się obok klimatyzacji chłodzącej, gdyż jak wspomniałam w LA potrafi być bardzo gorąco. Podeszłam do działu z przekąskami wyjmując telefon, aby upewnić się, że mam jeszcze trochę czasu. Jęknęłam w duchu - będę co najmniej dziesięć minut spóźniona, ale zwracając uwagę na to, że przerwę na lunch miałam dopiero za pięć godzin, nie miałam wyboru. Poczułam, że uderzam w czyjeś twarde ramię, ale odeszłam jak dupek mrucząc ciche i nieszczere przeprosiny, tylko odwracając głowę w kierunku tej osoby. Człowiek którego potrąciłam wpatrywał się w podłogę i co jest bardziej niż pewne, nie usłyszał moich przeprosin, ale z racji tego, że był schowany za czarnym kapturem, przyjęłam niemal z ulgą, że nie zareagował. Sięgnęłam po najtańszą dostępną przekąskę - batona zbożowego, z czymś co miało nazywać się nadzieniem wiśniowym i skierowałam swój szybki krok prosto na przód sklepu. Westchnęłam do siebie cicho z ulgą, kiedy ujrzałam koniec prawie nieistniejącej kolejki. Stałam cierpliwie i obserwowałam jak starsza kobieta płaci za magazyn ogrodniczy i butelkę słodkiej herbaty. Czekałam i starałam się kontrolować moje pragnienie głośnego jęknięcia na powolność kobiety stojącej przede mną, kiedy ujrzałam kątem oka zakapturzonego mężczyznę. Kiedy mój zmysł ucieczki zaczął działać, jego wysoka i umięśniona postać zniknęła w szybie automatycznych drzwi.
- Następny.
Podskoczyłam lekko na ostry lakoniczny głos, który oderwał mój wzrok od wyjścia sklepu na młodą dziewczynę - może w moim wieku, która patrzyła na mnie z irytacją. Podeszłam szybko i położyłam swój batonik na ladzie, obdarowując dziewczynę małym, przepraszającym pół-uśmiechem. Nie zwróciła nawet na mnie uwagi, chwyciła położony przeze mnie zakup swoimi wymanicurowanymi paznokciami. Przyzwyczaiłam się do widoku takich dziewczyn w LA - nadmiernie opalone blondynki niczym znak charakterystyczny wschodniego wybrzeża. Bez względu na to, że nadal zachowałam pogodny wyraz twarzy, ona nadal skanowała mój batonik. Swoją dłonią schowała zabłąkany kosmyk jej platynowo blond włosów za ucho i spojrzała na mnie.
- 2.34$
Sięgnęłam do torby przewieszonej przez ramię i położyłam kubek swojej kawy na ladzie, aby było mi lepiej wydostać portfel. Pod palcami mogłam poczuć jedynie materiał mojego portfela, ponieważ nie znalazłam w nim ani dolara. Wyciągnęłam z torby garść drobnych pieniędzy i przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle. Patrzyłam nędznie na garść dziesięciocentówek na mojej dłoni.
Cholera.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny z przymusu jeszcze raz, kiedy nerwowo wysypałam drobniaki na ladę i zamknęłam torebkę.
- Przepraszam, myślę, że będę musiała użyć mojej karty - zatrzymałam się na chwilę, wyjmując zimną plastikową kartę z torebki i podałam ją rozdrażnionej kasjerce. Złapała ją szybko z mojej dłoni a ja zacisnęłam z nerwów usta, kiedy przystawiła ją do czytnika.
- Kredytowa czy debetowa? - patrzyła na mnie wyczekująco.
- Debetowa.
Wskazała dłonią w dół na mały ekranik dotykowy, klikając coś palcem. - Proszę wprowadzić tutaj numer PIN, a potem nacisnąć zielony przycisk.
Posłuchałam i kliknęłam cztery liczby na ekranie a następnie ostrożnie wcisnęłam miękki, zielony guzik. Urządzenie zatrzymało się na chwilę informując, że jest w momencie przetwarzania a ja tupałam nogą oczekując. Dziewczyna wpatrywała się dłuższą chwilę w ekran, następnie spojrzała na mnie z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
- Odrzucenie karty.
W tym momencie moje serce szarpnęło w mojej klatce piersiowej, moja twarz rozgrzała się do czerwoności, trudno było wypowiedzieć jakiekolwiek słowa, zupełnie zaschło mi w gardle, trudno było się pogodzić z porażką głodu, opuściłam ręce w geście rezygnacji i spojrzałam na kasjerkę. Jej oczy rozszerzyły się podobnie jak i moje kiedy ujrzałam przed sobą dłoń, męską dłoń, w której między palcami znajdowała się gotówka.
- Ja za to zapłacę.
Dziewczyna wzięła pospiesznie dolara po chwili szoku jakiego doznała, czułam że moja twarz się nieco schłodziła i odwróciłam się do osoby, której byłam dozgonnie wdzięczna, za to, że mogłam zjeść śniadanie tego dnia. Ale jak się okazało, mężczyzna odwrócił się i ujrzałam tylko tył jego muskularnej i wysokiej postaci w czarnej kurtce i dresach. Ujrzałam jeszcze tylko krótkie błyszczące, blond włosy wystające ze stylowej czarnej beani, nie miałam okazji aby ujrzeć jego twarzy, nie mówiąc o jakiejkolwiek intereakcji z nim. Marszcząc brwi spojrzałam w dół aby wziąć mojego batonika z lady, starając się nie zauważać złości wymalowanej na delikatnej twarzy kasjerki. Wypowiedziała jedyne słowa, które mogły przypominać coś w rodzaju konwersacji:
- Cóż, to chyba twój szczęśliwy dzień.
Kiwnęłam głową bardziej do siebie niż do niej, mruknęłam życząc jej miłego dnia i skierowałam się z powrotem do wyjścia na ogrzewany przez słońce chodnik przed sklepem. Nawet kontynuacja mojej codziennej wędrówki i powolne spożywanie batonika na nic się nie zdało, wciąż myślałam o dziwnym spotkaniu w sklepie albo chociażby o anonimowym blondynie, który wyciągnął do mnie pomocną dłoń w sklepie. To było bardziej niż prawdopodobne, że osoba ta po prostu wykazała się życzliwością i pomocą kiedy ujrzała drugiego człowieka w potrzebie, wciąż to sobie powtarzałam, ale jeżeli tak, to dlaczego jestem pewna, że słyszałam już kiedyś ten głos?
Przystanęłam aby wyrzucić papierek po moim śniadaniu do pobliskiego śmietnika i w końcu otrząsnęłam moją głowę z tym dziwnych myśli. Ruszyłam przed siebie.
***
Uniwersytecki publikator prasy, gdzie zgodziłam się pracować w ramach moich praktyk pozbawiony był pozornej świetności i przepychu z czego znane było Los Angeles. Sam budynek na zewnątrz był mniej więcej o podobnej estetyce do wszystkich w okolicy a w środku był ciemny jak cholera. Wbiegłam na schody jak zwykle, ponieważ nie używałam windy, która znajdowała się na pierwszym piętrze gdyż cały system wind był tutaj tak stary, że prawdopodobieństwo zostania uwięzionym w jednej z nich było większe niż gdziekolwiek. Choć klatki schodowe nie były lepsze... Większość oświetlenia fluorescecyjnego było zepsute i wbudowane w biały sufit, co dawało atmosferę post- apokaliptycznego, mglistego miejsca. Moja krótka podróż przez schody była niepokojąca, ale kiedy znajdowałam się na miejscu słysząc otwierające się drzwi biura prasowego, uspokajałam się natychmiast.Pchnęłam drzwi aby je otworzyć. Oddychałam trochę ciężej niż zwykle zmęczona lekko wysiłkiem związanym z wchodzeniem po schodach. Zostałam powitana przez znajomy widok niewielkiego biura z miejscami pracy porozrzucamymi po kątach pomieszczenia. Pozostali pracownicy, do których powoli się przyzwyczajałam, podnieśli wzrok oferując mi uśmiechy czy skinienia dłonią na powitanie. Dotarłam do mojego biurka i rzuciłam torbę, opróżniłam do końca kawę i położyłam kubek na porozrzucanych na biurku papierach. Kiedy wyciągałam już moje krzesło aby usiąść zobaczyłam smukła sylwetkę zbliżającą się w moim kierunku a moja szczęka zacisnęla się z niepokoju. To była jedyna osoba w całym biurze, z którą nie mogę nawiązać żadnego kontaktu. Była piękna, miała lśniące blond włosy, w ogóle nie przypominających utlenionego, białego blondu jaki miała Leoni, skórę miała nieskazitelną, niczym nie przypominającą pomarańczowej, sztucznie opalonej skóry mojej byłej współlokatorki. Stanęła przed moim biurkiem, wzięła jakieś dokumenty na bok podtrzymując je dłonią i usiadła na krawędzi lady, aby dokładnie na mnie spojrzeć. Skrzyżowała swoje szczupłe nogi i położyła dłoń na kolanie.
- Spóźniłaś się, Sam.
- Przepraszam Blair, byłam-
- Nie chce słuchać jak jest ci przykro - przerwała mi szybko unosząc dłoń, wpatrując się we mnie chłodno. - I nie chcę słuchać twoich wymówek. Chcę usłyszeć, że to się więcej nie powtórzy.
Całe biuro zamilkło, wszyscy patrzyli to na Blair, to na mnie a ja wiedziałam, że moja twarz była zaczerwieniona oraz że przybrała karmazynowy odcień z zażenowania. Wpatrywałam się w dół na moje biurko, nie mogąc już znieść gorąca policzków i odetchnęłam ciężko.
- To się więcej nie powtórzy.
Pochyliła się w moją stronę, ze skrzyżowanymi rękami na piersi unosząc brwi.- Przepraszam?
Przygryzałam dolną wargę tak mocno jakbym chciała ją odgryźć, powtórzyłam słowa głośniej, nadal nie podnosząc wzroku.
- T-to się więcej nie powtórzy.
Blair odetchnęła i stanęła prosto.- Sam, jak mam to przyjąć, kiedy ty nawet na mnie nie patrzysz? -Stuknęła szybko palcami o blat biurka.- Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś chociaż starała się mówić szczerze. A teraz spróbuj jeszcze raz.
Spojrzałam w górę, ale nie po to żeby spełnić jej prośbę. Nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Wiedziałam, że Blair nie lubiła mnie od pierwszego dnia mojego stażu, ale żeby poniżać mnie publicznie, pośród wszystkich pracowników, było przesadą - nawet jak na nią. Moje usta rozchyliły się na chwilę, w duchu przeklinałam siebie, że pozwalam się traktować z brakiem szacunku, ale widok tego co ujrzałam w drzwiach, nieco złamał mój oszołomiony wzrok. Poczułam ulgę na widok redaktora naczelnego magazynu. Uśmiech Jamesa uspokoił moje zszargane emocje.
Blair odwróciła się aby zobaczyć na kogo się gapię i na widok zbliżającego się Jamesa, ześliznęła się z biurka z gracją. Pochyliła się szybko gładząc jej smukłymi dłońmi materiał spódnicy i uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry James - powiedziała miło, zachowując się znaczenie przyjaźniej niż jeszcze minutę temu.
- Dzień dobry... - powiedział ostrożnie kierując swój wzrok na Blair a potem znów na mnie. - Co się tutaj dzieje?
Blair zaśmiała się lekko a następnie machnęła niedbale ręką po czym ułożyła ją na biodrze. - Oh, naprawdę nic, właśnie rozmawiałyśmy z Sam o jej spóźnieniu tego ranka.
Oczy Jamesa - który miały piękny, chłodny i szary odcień - skupiły się na mnie.- Spóźniłaś się, Sam?
Powoli skinęłam głową po czym znów skierowałam mój wzrok w dół i splotłam ręce razem, tak jakbym chciała zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa w tej niezręcznej sytuacji przed ludźmi stojącymi przede mną. - Tak, James. Przepraszam, po prostu musiałam się zatrzymać aby coś zjeść.
- Była spóźniona prawie pół godziny! - Blair dodała gwałtownie rzucając mi długie spojrzenie, które po chwili znów skierowała na Jamesa z uśmiechem.- Ja tylko przypominałam jej jak ważne jest przychodzenie do pracy na czas.
Westchnął powoli, wskazując na mnie potem znów na nią a jego wyraz twarzy był nieczytelny. - Cóż.. myślę, że ta sprawa jest czymś o czym ja powinienem z nią dyskutować, nie ty, prawda?
- Tak, ale jestem młodszym redaktorem, więc pomyślałam-
- Ale to ja jestem starszym redaktorem! - warknął. - To nie jest twoje zadanie, Blair.
Spojrzałam w górę, moje oczy rozszerzyły się, kiedy ujrzałam minę Blair, jej usta skierowane w dół i zmarszczone brwi. Kiwała powoli głową, jej mocno pokryte cieniami oczy skierowane były w kierunku jej butów na obcasie kiedy wymruczała tylko ciche i niespójne przeprosiny, zanim odeszła do swojego biurka. James i ja zostaliśmy sami, nagle poczułam się zakłopotana i onieśmielona kiedy patrzyłam na jego szary, dopasowany garnitur. Krawat pasujący do stroju opięty był wokół jego szyi, podkreślając odcień jego oczu, a jego krótkie brązowe włosy były elegancko zaczesane. Jak zawsze wygląd Jamesa był niemal nieskazitelny. Jego przystojne rysy twarzy odzwierciedlały ciepły, pełny współczucia uśmiech. Ja jak zawsze miałam na sobie moje eleganckie spodnie, które miałam od czasów ostatniej klasy liceum i zwykłą białą bluzkę. Wiedziałam, że było we mnie zero seksapilu, stojąc przed facetem, który wyglądał jakby wyszedł z magazynu modowego co wcale to nie dodawało mi pewności siebie. Kiedy patrzył na moje zabałaganione biurko, ja szybko starałam się uprzątnąć stertę papierów.
- Przepraszam - powiedziałam cicho przygryzając wargę, kontynuując układanie papierów w małe krzywe stosiki.- Zwykle nie jestem aż tak niezorganizowana... i spóźniona.. ja-ja tylko.. przepraszam.
Moje niezradne przeprosiny zostały przerwane przez ciepły dotyk palców na moim ramieniu. Spojrzałam w górę i ujrzałam jego dłoń na mojej skórze a on powstrzymał moje ruchy, żebym w końcu przestała sprzątać a na jego ustach zagościł szeroki, ciepły uśmiech.
- Sam, nie martw się o to - uspokoił mnie z uśmiechem.- Też czasami jestem bałaganiarzem.
Szczerze w to wątpiłam.
- Tak w ogóle, to jesteś tu nowa - kontynuował, z nadal niegasnącym uśmiechem.- Wszyscy popełniamy błędy, nie masz się o co martwić.
Uśmiechnęłam się do niego czując, że moje serce bije trochę szybciej niż zwykle, czując wciąż jego dłoń na ramieniu. Uczucie to nie trwało długo, tak szybko jak się pojawiło znikło, kiedy James schował swoją dłoń do kieszeni kurtki. Uśmiechał się radośnie i odwrócił się aby wyjść, kiedy ostatni raz na mnie spojrzał.- I żadnych przeprosin!
Gdy odszedł i kiedy zauważyłam jego wysoką postać znikającą za drzwiami jego osobistego biura, odetchnęłam z ulgą oraz wypuściłam powietrze i pozwoliłam moim ramionom luźno opaść. Kiedy wysunęłam krzesło aby usiąść zobaczyłam Olivera zbliżającego sie w moim kierunku, byłam już niemal całkowicie uspokojona. Oliver był jedyną osobą w tym biurze, który starał się rozmawiać ze mną więcej niż raz, udało nam się stworzyć coś w rodzaju prawie przyjaźni, w ciągu ostatnich kilku tygodni. Był niezwykle przystojny, miał czarne włosy i ciemny oliwkowy odcień skóry, jego uroczego niesymetrycznego uśmiechu nie dało się zignorować.
- No, to było interesujące - zauważył opierając się na moim biurku, uśmiechał się.
Westchnęłam, pocierając dłońmi skórę policzków. - Jestem tak zawstydzona...- jęknęłam. Opuściłam ręce i spojrzałam na niego z opadniętymi ramionami w geście rozpaczy.- Czuję się jak idiotka, ale musiałam się zatrzymać, żeby coś zjeść. Byłam głodna.
- Trzydzieści minut spóźnienia to nic wielkiego - wzruszył ramionami. - James ma na to wyrąbane -zatrzymał się spoglądając przez ramię na biurko Blair. - Ona to jednak inna bajka.
Oparłam się na łokciach i pochyliłam się do przodu. Ściszyłam swój głos niemal do szeptu. -Dlaczego ona mnie nienawidzi? Nic jej przecież nie zrobiłam.
- Bije mnie - powiedział, unosząc swoją dłoń w górę aby poprawić swoje grube oprawki okularów na nosie.- Jest po prostu suką, nie ma tu nic do wyjaśniania.
- Myślę, że tak - westchnęłam zanim na niego spojrzałam.- Co tam słychać? Jak ci minął weekend?
Znów wzruszył ramionami wyciągając je lekko przed siebie.- Bez przypału. Jaram się moim nowym zadaniem na ten weekend.
- Kolejny przegląd? - moje zainteresowanie osiągnęło szczyt. Oliver był głową kolumny z działu muzyki. Studio, granie na żywo, recenzje albumów były o wiele bardziej fascynujące niż moje sprawdzanie błędów ortograficznych w względnie ignorowanym dziale porad. Ja nawet nie byłam od pisania tej kolumny! Musiałam tylko na nią patrzeć i dopilnować czy jest dobrze napisana i schludna, zanim dostanie się do drukarni. Praca Olivera to było coś, pasowała do niego idealnie, jego ojciec nawet pracował w wytwórni płytowej.
- Nie, dzięki Bogu nie - zaśmiał się. Jego długie palce bawiły się krawędzią mojego kubka na długopisy a leniwy uśmiech krył się w kąciku jego ust. - Robię wywiad, jeszcze w tym tygodniu.
- Naprawdę? Z kim?
Zaśmiał się znowu, ale był to suchy i pozbawiony humoru śmiech. - Jeszcze gdybym kurwa wiedział. Dostanę zawiadomienie do środy. Jestem po prostu szczęśliwy z możliwości spotkania z muzykiem, zespołem lub czymkolwiek. To bije na głowe ośmiogodzinne siedzenie w tej dziurze.
Uśmiechnęłam się lekko. Sarkastyczna i bezduszna postawa Olivera przestawiała brutalną prawdę, ale jednak rozbawił mnie. Ulżyło mi kiedy spotkałam kogoś prawdziwego w tym mieście gdzie widać tylko powierzchowność. Uśmiechnęłam się do niego złośliwie.- Co jeśli nienawidzisz muzyka, z którym będziesz prowadził wywiad?
- Przynajmniej zaczerpnę świeżego powietrza - urwał uśmiechając się do mnie, przenosząc swoją dłoń na moją w żartobliwym uścisku.- Oraz będę jadł darmowe jedzenie, co jest kurewsko niesamowite.
- No... jesteś szczęściarzem - powiedziałam. Skinęłam ręką wokół mojego biurka i pokiwałam głową.- Mam tyle tekstów do skończenia i nie wiem czy wyrobię się do następnego tygodnia.
Roześmiał się - prawdziwy głęboki śmiech, taki który może należeć tylko i wyłącznie do Olivera, a następnie utkwił swoje brązowe spojrzenie na mnie. - Skończysz w tym tygodniu - stanął przed moim biurkiem.- Nie jesteś taka zła.
Kiedy Oliver wychodził dostrzegłam Jamesa, wychodzącego ze swojego biura z teczką w dłoniach. Pochylił się nad czyimś biurkiem, mówiąc coś do osoby przed sobą, następnie obdarował mnie szybkim spojrzeniem. Ulotny uśmiech przebył przez jego usta, moje serce natychmiast przyspieszyło. Kiedy jego uwaga została skupiona na osobie przed nim, spojrzałam na Blair. Gapiła się na mnie z oczywistą zawiścią a ja odwróciłam wzrok z powrotem do mojej bezużytecznej, papierkowej roboty.
Była prawie szósta, kiedy wróciłam do mojego mieszkania. Spodziewałam się ujrzeć moją nową współlokatorkę, Elyse, siedzącą w swoim fotelu w pobliżu dużych okien w salonie paląc papierosa, pisząc wściekle coś na swoim komputerze, ale mieszkanie było puste i ciemne kiedy do niego weszłam. Rzuciłam moją torbę na stół, szybko zdejmując moje skromne obcasy, powiesiłam kutkę na wieszaku i udałam się do lodówki. Umierałam z głodu, ponieważ jedyne co dzisiaj zjadłam to niezapłacony przeze mnie batonik i połowa kanapki z indykiem Olivera, co miał być moim obiadem. Wzięłam jakąś małą paczkę czipsów, ser i krakersy i szybko to pochłonęłam, ale niewielka ilość jedzenia, nie mogła zapenić mi potrzebnych do życia przez cały dzień składników odżywczych i energii. Westchnęłam i otworzyłam lodówkę - oprócz owoców organicznych Elyse i jogurtów z niską zawartosćią tłuszczu, nie było dla mnie prawie nic co mogłabym zjeść. Przeczesałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś i znalazłam zupę jarzynową, której ważność upłynęła wczoraj, ale tak czy siak zdecydowałam się ją zjeść.
Godzinę później po gorącej kąpieli znalazłam się w mojej sypialni. Rozmawiałam przez chat z Victorem, który nadal był w Nowym Jorku. Słuchałam jego opowiadań z collegu, o niezwyjkle przystojnym, seksownym asystencie nauczyciela Jeremym, o jakiejś suce w jego klasie historczynej, która kłóci się z nim o jego poglądy na temat wojny w Iraku i skarży się, że nasza ulubiona kawiarnia zbankrutowała. Ale ostatnią rzeczą, o której powiedział mi zanim się wylogowałam, zaskoczyła mnie.
- Oh! Prawie całkowicie zapomniałem! - wykrzyknął, dziko wymachując swoimi dłońmi przed kamerą.- Dowiedziałem się dzisiaj czegoś bardzo interesującego. Myślę, że chcesz wiedzieć.
Ziewnęłam przez dłoń. - Powiedz mi szybko, chcę iść do łóżka.
- Dupek, z którym byłaś ostatniej jesieni.. Zayn, czy jakoś tak.
Moje serce prawie się zatrzymało.
- Czytałem coś o nim i jego bracie ostatnio - kontynuował. - Oni mieszkają w pieprzonym Los Angeles!
Wtedy już się zatrzymało.
Moje usta zaschły a ja szybko zwilżyłam dolną wargę. - C-co ty powiedziałeś?
- Ten frajer jest w LA, Sam.
Nie.
Nie.
Wdychając powietrze powoli starałam się pozostać w całości. Kiedy wypowiadałam słowa, mój głos był szorstki i suchy jak gdybym nie mówiła cały dzień.- Skąd wiesz?
Zaśmiał się wtedy przewracając oczami. - A jak myślisz? Prasa. Przeniósł się tu miesiąc temu, tak myślę.
Nie mogłam mówić, nie mogłam myśleć, nie mogłam oddychać.
- Jesteś pewien?
- Oczywiście - zatrzymał się i głęboko ziewnął. - Spójrz, gadamy już trzy godziny, a ja też muszę spać. Możemy pogadać jutro? Jestem pewien, że ta suka w mojej klasie będzie miała jakiś kurewsko niegrzeczny komentarz do powiedzenia. Nie możesz zadzierać z-
- Victor - przerwałam, mój głos był słabszy niż przedtem. -Tak, pogadamy jutro.
Westchnął ciężko, głośny dźwięk wibrował w moich słuchawkach raniąc moje uszy. - Sam, nie zadziałam nic w tej sprawie. Nie martw się o to. Los Angeles jest ogromne. Twoje szanse na zgubienie się tutaj są ogromne.
- Masz rację - usmiechnęłam się lekko do kamerki. - Dobranoc, Vic.
- Dobranoc kochanie.
Wyłączyłam mój komputer i wślizgnęłam się do łóżka. Spojrzałam na moje biurko, na rzecz która przykuła mój wzrok. To była delikatna, diamentowa bransoletka, którą dostałam od niego w listopadzie ubiegłego roku. Błagalam samą siebie, żeby się jej pozbyć, Vic błagał mnie abym ją sprzedała, ale ja nie potrafiłam. Zamiast tego leżała na moim biurku lściąc pięknie w blasku światła różowej lampki - przypominając mi, torturując mnie wspomnieniami moich spotkań z Zaynem sześć miesięcy temu. Ta bransoletka wzywała mnie do ponownego przeżywania wydarzeń, których z nim doświadczyłam. Kpiła ze mnie, wciąż przypominając mi jak bardzo zakochana w nim byłam. Przełknęłam ślinę, oderwałam wzrok od bransoletki i przeniosłam go na oprawione zdjęcie mojego psa. Tęskniłam za domem, tęskniłam za tymi brudnymi, obskurnymi ulicami Nowego Jorku. Brakowało mi mojej rodziny, brakowało mi moich przyjaciół, nawet Leoni. Ścisnęłam mocno mojego misia pluszaka, którego mam od dziecka i nadal wpatrywałam się w zdjęcie.
I kiedy leżałam tak samotnie w swojej sypialni, zdałam sobie sprawę, że Los Angeles - chodź ogromne i pełne ludzi - jest moim najbardziej osamotnionym miejscem.
***
Więc pierwszy rozdział części drugiej już za nami! Jak Wam się podoba? Nowe miejsce i nowa Sam. Czekamy tylko na ponowne spotkanie z Zaynem, o ile takie dojdzie do skutku! Mam nadzieję, że się podoba i wciągnie was tak samo jak pierwsza część.
DZIĘKUJEMY SERDECZNIE ZA WSZYSTKO!
Dziękujemy za 60+ komentarzy pod ostatnim rozdziałem i dziękujemy za 50 tysięcy wejść! Kochamy Was, nie zapomnijcie skomentować. Dzielcie się z nami również ta tt!
#25DWMAPL
~Ewelina