- Zamierzasz odwdzięczyć mi się za to? – zapytałam patrząc w
swoje menu. – Nie płacę dwadzieścia dolców za kilka babeczek.
- Powiedz im moje imię. - odpowiedział nonszalancko. - Będą wiedzieli.
Odłożył słuchawkę, do czego już się przyzwyczaiłam. Czułam
jak moje usta drżą. Byłam przekonana, że mówi o sztywno wyglądającym
menadżerze. Wiedziałam, że Zayn nie zrobił niczego dobrego, a ja na pewno nie
byłam przygotowana by wydać tyle pieniędzy na coś, co mogłabym dostać za ułamek
tej ceny w sklepie spożywczym.
Z zaciśniętymi pięściami weszłam i zamówiłam babeczki. Patrzyłam jak mężczyzna zawija je w papier i
wrzuca delikatnie do torby, a ja czułam, że moje wnętrzności się zaciskają
kiedy uderzał gwałtownie w kasę fiskalną.
- To będzie dwadzieścia trzy dolary i sześćdziesiąt jeden
centów. – poinformował mnie uprzejmie.
- Ja.. um.. – przegryzłam swoje wargi, nieśmiało spotykając
jego beznamiętny wzrok. – Są one dla,
uh, Zayn’a Malika. On… kazał mi przekazać, że..
Jego oczy się rozświetliły a uśmiech zamajaczył na jego
ustach.– Ahh, Pan Malik! Oczywiście. – Podał mi torbę z
entuzjazmem, jego uśmiech się poszerzył. – Powinienem się domyśleć, że to dla niego. Czy mogłabyś przekazać ode
mnie pozdrowienia, proszę?
Zmarszczyłam brwi. Udało się?
- Okay… - odpowiedziałam powoli patrząc na torbę. Co do
diabła?
- Także.. – mężczyzna
kontynuował, pochylając się lekko. – Czy mogłabyś przekazać mu, że moja córka
wprost uwielbia nowy materiał? – uśmiechnął się – Sądzę, że powinien wiedzieć.
Znowu, co do diabła.
Nowy materiał?
Nie chciałam brnąć w to dalej, więc wymusiłam krzywy uśmiech
na mojej twarzy. – T-tak, oczywiście. Przekażę. – Podniosłam torby i pomachałam
lekko. – Jeszcze raz dzięki.
Wychodząc na ulicę, czułam aromat babeczek unoszący się z
torebki w moich rękach. Nic nie mogłam poradzić na to, że czułam się
niesamowicie zaskoczona. Kto do cholery ma prawo do tych drogich babeczek za
darmo – i co to kurwa była za umowa z jakimś materiałem?
Potrząsnęłam głową zacieśniając uścisk na torbie i udałam
się do jego mieszkania.
***
Jego mieszkanie było puste kiedy weszłam do środka.
Skrzywiłam się gdy mój nos poczuł zapach czegoś starego – stęchłego. Poszłam do
kuchni i położyłam babeczki na ladzie, krzywiąc się na widok pustego opakowania
po pizzy leżącego obok kuchenki. Stara pizza. Smacznie, Zayn.
- Nie rób takiej miny.
Odwróciłam się na dźwięk jego głosu, a moje oczy rozszerzyły
się na jego widok. Wychodził z łazienki,
czarny ręcznik był przepasany wokół jego bioder. Maleńkie kropelki ściekały po
jego ramionach, klatce piersiowej i brzuchu – i byłam zdegustowana sobą, by
uświadomić sobie, że podziwiałam jego sylwetkę. To nie było złe. To było
bardziej niż ‘niezłe’ – on był… mam na
myśli jego ciało było… piękne…
Weź się w garść! – powiedziałam sobie. Przestań się gapić.
Skrzyżował ręce na piersi i uniósł brwi. – Wciąż to robisz. –
wycedził. – Przestań. To czyni Cię bardziej nieatrakcyjną.
- Idź się ubrać. – warknęłam z irytacją, wskazując na
ręcznik. – Nie chcę tego widzieć.
Prychnął, przewracając oczami i ruszył w stronę kanapy, na
którą opadł ciężko wzdychając.- Oczywiście, – Uśmiechnął się, a jego oczy zamigotały
w moim kierunku. – Oczywiście, że nie.
Moja szczęka była zaciśnięta. Nie mogłam znaleźć niczego
dowcipnego czy ostrego by mu odpowiedzieć, więc zdecydowałam się niezręcznie
przestąpić z nogi na nogę. – Niezłe pudełko po pizzy, tak poza tym. – w końcu
znalazłam słowa. – Nie ma nic lepszego, by pokazać dziewczynie na której Ci
zależy, pizzy oraz szybkiego numerku w swojej jedwabnej pościeli, co?
- Nie wiesz o czym mówisz. – odpowiedział monotonnie,
sięgając po pilota i włączając TV.
Odwróciłam się, by spojrzeć na pudełko, a kącik moich ust
opadł kiedy moje oczy spotkały pogrubione litery wyryte na tekturowej
powierzchni. – Cóż, przynajmniej to przyzwoitsze od pizzy. – powiedziałam. W
rzeczywistości, pizza była ponad przyzwoitej żywności. Była z ‘Old Towne Italia’ i została uznana za
pizzę dla samej elity. Ich ciasta podchodziły pod czterdzieści dolarów i były
wysokiej jakości, z wszystkich naturalnych produktów. Widziałam ostatnio w
magazynie ‘Junky’, że wszystkie gwiazdy jadają tam w wolnym czasie.
- Nie dzieliłem się pizzą z dziewczyną ostatniej nocy. –
odezwał się, jego ciało opadło wygodnie na poduszki. – Niedzielne wieczory są
ekskluzywne.
- Ekskluzywne? – powtórzyłam. - Dla kogo?
- Moich przyjaciół.
Zmarszczyłam brwi. – Twoich przyjaciół? – Skrzywiłam się,
opierając się o blat. – Masz przyjaciół?
- Mm.. – skinął, rzucając okiem na ladę. – Przyniosłaś mi
jedzenie?
- Noo. – powiedziałam po chwili, podnosząc torebkę i
zbliżając się do niego. – To było trochę zdumiewające, ale bądź co
bądź, mówiąc Twoje imię nie musiałam za nie płacić.
Zabrał torbę z moich rąk, wzruszając ramionami. - Jestem częstym klientem.
- Właściciel powiedział coś dziwnego. - dodałam w zamyśleniu, siadając z powrotem na brzegu skórzanej kanapy. - Kazał mi powiedzieć, że jego córka była pod wrażeniem nowego materiału, czy coś takiego. - Kiedy zamarł, uśmiech rozprzestrzenił się na mojej twarzy. - Powiesz mi, o co chodzi?
Spojrzał na mnie, a w jego oczach nie dostrzegłam żadnej złości. Tym razem w jego spojrzeniu dostrzegłam coś w rodzaju prawdziwego zmieszania. - Naprawdę? - odezwał się, a jego akcent był cięższy niż zwykle. - Naprawdę nie wiesz?
- Zdecydowanie nie. - powiedziałam. - A powinnam?
- Więc.. - odchrząknął i przejechał językiem po dolnej wardze. - Nie wiesz czy mam przyjaciół.. czy poruszył Cię komentarz o moim nowym materiale?
- Skąd mam wiedzieć, że masz przyjaciół? - westchnęłam. - I nie, nie mam pojęcia o czym właściciel mówił.
Zamrugał. Ciężkie milczenie osiedlało się między nami. Zmrużył oczy w moją stronę, wydawało się, że rozważał sytuację pochylając się lekko do tyłu. Jego dolna warga znalazła się miedzy jego zębami.
Stop, stop, stop, stop...
- Huh. - powiedział nareszcie, jego oczy wciąż były lekko zmrużone. - Ciekawe. - spojrzał w dół, a następnie do torby babeczek na jego kolanach i sięgnął do środka, wyciagąjąc jedną, dużą babeczkę owiniętą w błyszczący papier. Uśmiechnął się i oderwał kawałek, a malutkie okruszki cynamonu opadły mu na kolanach. - Są to najlepsze, pieprzone babeczki jakie kiedykolwiek jadłem. - powiedział odrywając kolejny kawałek i wkładając go do ust. - Nie chcę jeść żadnych innych.
- Jesteś taką księżniczką, Zayn. - zauważyłam, siadając na fotelu. Uśmiechnął się żując kolejny kawałek, ale nie patrzył na mnie - jego wzrok padł na ekranie telewizora. - Tak więc.. - odchrząknęłam po chwilii. - Czy Twój przyjaciel mieszka w pobliżu?
Pokiwał głową, biorąc kolejny, duży kęs babeczki do ust. Mój wzrok padł na jego wargi, na których pozostało trochę cukru, którego on szybko pozbył się językiem, a ja poczułam ponownie dziwny ucisk w mojej klatce piersiowej. Zignorowałam to. - Mieszka obok. - powiedział z pełnymi ustami. - Przynieś mi trochę soku pomarańczowego.
Parsknęłam, wstając. - Tak jest, wasza wysokość.
Strzelił mi rozdrażnione spojrzenie, a ja wymamrotałam krótkie przeprosiny pod nosem. Ruszyłam w stronę lodówki, otworzyłam ją a chłodne powietrze uderzyło w moją twarz. Zauważyłam małym kartonik, starannie schowany za dzbankiem mleka i zmarszczyłam brwi. - Nie masz tu za dużo jedzenia. - krzyknęłam w jego stronę. Moje oczy skanowały każdą półkę. Widziałam mleko, mały talerzyk masła, kilka jogurtów i pudełko sera cheddar. Zadrwiłam. - Dziwię się, że nie jesteś wychudzony.
Szybko przelałam mu trochę soku do szklanki, moje oczy potwierdziły obecność nadmiaru miąższu w tej słodkiej cieczy. Zamknęłam duże drzwi ze stali nierdzewnej i ruszyłam w kierunku Zayn'a, który wydawał się być obojętny na moją sugestię braku artykułów spożywczych w jego kuchni. On po prostu wciąż siedział i pożerał muffinkę. Bez względu na skandaliczne ceny, wyglądało i pachniało tak bosko a ja byłam głodna, ponieważ zjadłam tylko pół kanapki z serem i szynką i wypiłam mlecznego shake'a między zajęciami.
- Więc.. - odezwał się nagle, przerywając mój kontakt wzrokowy z muffinką. Zabrał ode mnie szklankę i wziął duży łyk soku, oblizał usta i westchnął głośno z zadowolenia. - Dzisiaj mam specjalne zadanie dla Ciebie.
Jęknęłam w podświadomości, siadając na tym skórzanym fotelu, na którym siedziałam chwilę temu. - Co to za zadanie?
- Wiesz już, poniekąd... - wymamrotał w odpowiedzi, połykając ostatni kęs babeczki. Oblizał szybko swoje palce, odchylając się do tyłu, celowo powoli ją jedząc.
Przewróciłam oczami. - Nie chcę bawić się w zgadywanki. Powiedz mi. Mam coś do zrobienia.
Bez słowa sięgnął w stronę szklanego stolika i wyciągnął z pod notebook'a złożoną kartkę, po czym mi ją wręczył. Skrzywiłam się biorąc to - kleiła się od resztek cukru pozostawionych przez jego palce, ale rozłożyłam ją, a moje oczy w każdym razie ją zeskanowały.
- Płatki kukurydziane, biały chleb... - przerwałam. Odchrząknęłam i uniosłam brwi, patrząc na niego. - Lista zakupów. - Kiedy skinął w potwierdzeniu, jęknęłam w podświadomości na myśl o tym zadaniu. - Chcesz bym.. zrobiła Ci zakupy.
- Tak, właśnie.
- I pewnie masz jakiś wyszukany supermarket, do którego chcesz bym się udała, prawda?
Dopił swój sok pomarańczowy, odstawiając szklankę. - Nie. - powiedział, wycierając usta wierzchem dłoni. - Tak długo jak będziesz miała dla mnie produkty najlepszych marek, nie obchodzi mnie to gdzie jesteś.
- Marek? - powtórzyłam, parskając. - Jesteś tak dobry dla konkurencji?
Zadrwił, a jego brązowe oczy wręcz błyszczały w irytacji. - Oczywiście.
- Niewiarygodne.. - mruknęłam pod nosem, kręcąc głową i kolejny raz spojrzałam na listę w moich rękach. Odchrząknęłam. - Dżem brzoskwiniowy, precle, mrożona pizza z serem, muszle makaronowe, sos marinara, truskawkowy Nesquik. - Przerwałam,uśmiechając się głupawo do niego. - Nesquik?
- Taaa.. - rzucił szybko, patrząc na mnie. - Powinnaś wiedzieć od teraz, że nie dotknę pieprzonej czekolady.
- Ale mleko truskawkowe? - spojrzałam na listę, krzywiąc się. - Ew..
Jego oczy przymknęły się, po czym jego brązowe tęczówki niewerbalnie zakomunikowały mi bym się zamknęła. Posłusznie spojrzałam w dół na listę i kontynuowałam. - Tarty cynamonowe, drożdzówki z jagodami, ciasteczka owsiane, rodzynki, krakersy...
- Słuchaj. - przerwał nagle, potrząsnął głową i zmrużył oczy. - Twój głos mnie irytuje. Wystarczy, że pójdziesz po te rzeczy i je kurwa przyniesiesz.
- W porządku. - mruknęłam nieco złośliwie, zmieniając moją pozycję. - Czy muszę to zrobić teraz?
Spojrzał na mnie, jego twarz skrzywiła się w obrzydzeniu. Skinął głową w kierunku drzwi. - Tak, nie mogę dłużej znieść patrzenia na Ciebie w tej chwilii.
Krótki śmiech uleciał z moich ust, czułam, że moje policzki płoną ze złości lub zakłopotania a może nawet tych dwóch. - Nie musisz być taki dla mnie cały czas. - syknęłam. - Jestem człowiekiem. W przypadku gdybyś nie zauważył, mam uczucia.
Uniósł brwi, brak zainteresowania widniał na jego obojętnym wyrazie twarzy. - Może należy rozważyć zmianę swoich uczuć na szczotkę do włosów.. - zamilkł, świdrując mnie swoim spojrzeniem. - oraz kilka przyzwoitych ubrań.
Czułam, że moje policzki wręcz płoną, a wściekłość w moim ciele była nie do opisania. Miałam ochotę podnieść krzesło z jego chudym, długim ciałem i wyrzucić je przez okno. Och, tak, widok go spadającego będzie taki piękny aż do śmierci, jego krzyk podczas gdy będzie gryzł zimne powietrze, jego włosy unoszące się poprzez wiatr, potem obrzydliwe chrupnięcie...
- Sam?
Zamrugałam gwałtownie, moja fantazja została przerwana. - Co?
- Jezu, ogarnij się. - zagroził. - Powiedziałem, że pieniądze leżą na stole obok drzwi.
Westchnęłam, odwracając się szybko. Skierowałam się w kierunku drzwi i chwyciłam rulon gotówki niedbale rzucony na gładkiej powierzchni dębowej komody. Przeliczając je, moje oczy się rozszerzyły. Kto do cholery daje tyle gotówki?
- Zayn? - zawołałam.
Usłyszałam ciężkie westchnięcie. - Tak?
- To chyba trochę za dużo na tak małą listę, nie sądzisz?
- Trochę gotówki jest tam dla Ciebie.
Patrzyłam na banknot w moich rękach. - Dla mnie?
W jego głosie mogłam dostrzec, że się uśmiecha. - Kup sobie jakieś kosmetyki czy coś. Może mogłabyś kupić sobie jakiś nowy-
Nie pozwoliłam mu skończyć. Wyszłam, zastrzaskując za sobą mocno drzwi - mój nowy nawyk, który zaistniał podczas spędzania czasu z nim przez ostatnie kilka dni.
Idąc do supermarketu, fantazjowałam o Zayn'ie Maliku wypadającym z hotelowego okna. Wizja go lężącego na zimnym chodniku przyniosła mi chwilowe poczucie spokoju.
Nienawidziłam go.
Zakupy spożywcze nie były dla mnie zazwyczaj czymś trudnym do zrobienia. Nie miałam dużo pieniędzy, moje wybory często ograniczały się do makaronu, taniego chleba i sera, więc ścisła lista markowych produktów Zayn'a przyspożyła mi problemów. Chodziłam między półkami powoli, a moje oczy skanowały półki szukając tych przeróżnych produktów - produktów których nigdy wcześniej nawet nie widziałam.
Chwyciłam pudełko tarty cynamonowej, której nazwa byla niedbale zapisana na liście. Patrząc na opakowanie myślałam, że dawno nie miałam okazji jej zasmakować. Była zbyt droga na mój niski budżet. Węstchnęłam, rzucając pudełko do mojego koszyka. Ruszyłam w kierunku następnego działu. Skrzywiłam się patrząc na Nesquika w proszku. Moje ocze skanowały opakowanie, a królik będący na nim uśmiechał się pijąc jasno-różową ciecz przez słomkę.
- Sam?
Usłyszawszy to, obróciłam się i zobaczyłam młodego człowieka stojącego kilka metrów za mną. Moje oczy zeskanowały go od góry do dołu, a ja starałam się przypomnieć sobie jak on ma na imię. Uśmiechał się machając mi lekko, przestępując z nogi na nogę. Miał krótkie, ciemne włosy i miał najpiękniejsze zielone oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Ale kim on był?
No dalej. Powiedziałam sobie. Powiedź coś.
- Cz-cześć.. - mruknęłam niepewnie, wymuszając uśmiech na mojej twarzy, a mój mózg rozpaczliwie starał się go zidentyfikować.
Uniósł lekko głowę i zaśmiał się pod nosem. - Nie pamiętasz mnie, prawda.
Przygryzłam wargę, moje policzki uderzyła gorąca fala wstydu. Pokręciłam głową po chwilii. - Przepraszam.. - powiedziałam szczerze, nieśmiało uśmiechając się w jego stronę. - Jestem straszna z imionami.
- Jest w porządku. - uśmiechnął się. - Chodzimy razem na socjologię. Siedziałem obok Ciebie kilka razy na początku semestru. Jestem Nate.
Wtedy załapałam.
- Oh.. Oh! - moje oczy rozszerzyły się. Tak, tak, tak wreszcie go rozpoznałam. - Jezu, jestem taka głupia. Oczywiście, że Cię pamiętam! Ty i ja żartowaliśmy na temat profesora Lewisa i jego -
- I jego wyłupiastych oczu. - skończył, śmiejąc się. - Tak, to ja.
- Tak mi przykro. - przeprosiłam ponownie. - Jestem po prostu.. straszna jeśli chodzi o imiona i do tego ten stres teraz... - zorientowałam się, że brzmi to chaotycznie więc wzięłam głęboki oddech. - Jestem Sam.
Jego oczy zabłyszczały. - Tak, wiem.
Odchrząknęłam cicho. - Taaak..
Przez moment nastała między nami niezręczna cisza, ale po chwili nareszcie przemówił. - Robisz zakupy? - zapytał, kiwając głową w kierunku koszyka w mojej ręce.
Spojrzałam na produkty i przytaknęłam. - Tak.. ja.. robię zakupy..
Idiotka!
Uśmiechnął się lekko, a jego oczy ponownie zeskanowały zawartość mojego koszyka. - Dość drogie rzeczy, co? - skinął głową pod wrażeniem. - Jestem trochę zakłopotany faktem, że nie mogę pozwolić sobie na tak wysoką jakość produktów jak Twoje. - zatrzymał się i zerknął w kierunku jego koszyka, którego zawartość zawierała kilka mrożonych obiadów i słoik masła orzechowego.
- No cóż.. ja.. - przegryzłam wargę. - To nie jest to, co robię często.
- Więc.. - odezwał się nagle, przerywając mój kontakt wzrokowy z muffinką. Zabrał ode mnie szklankę i wziął duży łyk soku, oblizał usta i westchnął głośno z zadowolenia. - Dzisiaj mam specjalne zadanie dla Ciebie.
Jęknęłam w podświadomości, siadając na tym skórzanym fotelu, na którym siedziałam chwilę temu. - Co to za zadanie?
- Wiesz już, poniekąd... - wymamrotał w odpowiedzi, połykając ostatni kęs babeczki. Oblizał szybko swoje palce, odchylając się do tyłu, celowo powoli ją jedząc.
Przewróciłam oczami. - Nie chcę bawić się w zgadywanki. Powiedz mi. Mam coś do zrobienia.
Bez słowa sięgnął w stronę szklanego stolika i wyciągnął z pod notebook'a złożoną kartkę, po czym mi ją wręczył. Skrzywiłam się biorąc to - kleiła się od resztek cukru pozostawionych przez jego palce, ale rozłożyłam ją, a moje oczy w każdym razie ją zeskanowały.
- Płatki kukurydziane, biały chleb... - przerwałam. Odchrząknęłam i uniosłam brwi, patrząc na niego. - Lista zakupów. - Kiedy skinął w potwierdzeniu, jęknęłam w podświadomości na myśl o tym zadaniu. - Chcesz bym.. zrobiła Ci zakupy.
- Tak, właśnie.
- I pewnie masz jakiś wyszukany supermarket, do którego chcesz bym się udała, prawda?
Dopił swój sok pomarańczowy, odstawiając szklankę. - Nie. - powiedział, wycierając usta wierzchem dłoni. - Tak długo jak będziesz miała dla mnie produkty najlepszych marek, nie obchodzi mnie to gdzie jesteś.
- Marek? - powtórzyłam, parskając. - Jesteś tak dobry dla konkurencji?
Zadrwił, a jego brązowe oczy wręcz błyszczały w irytacji. - Oczywiście.
- Niewiarygodne.. - mruknęłam pod nosem, kręcąc głową i kolejny raz spojrzałam na listę w moich rękach. Odchrząknęłam. - Dżem brzoskwiniowy, precle, mrożona pizza z serem, muszle makaronowe, sos marinara, truskawkowy Nesquik. - Przerwałam,uśmiechając się głupawo do niego. - Nesquik?
- Taaa.. - rzucił szybko, patrząc na mnie. - Powinnaś wiedzieć od teraz, że nie dotknę pieprzonej czekolady.
- Ale mleko truskawkowe? - spojrzałam na listę, krzywiąc się. - Ew..
Jego oczy przymknęły się, po czym jego brązowe tęczówki niewerbalnie zakomunikowały mi bym się zamknęła. Posłusznie spojrzałam w dół na listę i kontynuowałam. - Tarty cynamonowe, drożdzówki z jagodami, ciasteczka owsiane, rodzynki, krakersy...
- Słuchaj. - przerwał nagle, potrząsnął głową i zmrużył oczy. - Twój głos mnie irytuje. Wystarczy, że pójdziesz po te rzeczy i je kurwa przyniesiesz.
- W porządku. - mruknęłam nieco złośliwie, zmieniając moją pozycję. - Czy muszę to zrobić teraz?
Spojrzał na mnie, jego twarz skrzywiła się w obrzydzeniu. Skinął głową w kierunku drzwi. - Tak, nie mogę dłużej znieść patrzenia na Ciebie w tej chwilii.
Krótki śmiech uleciał z moich ust, czułam, że moje policzki płoną ze złości lub zakłopotania a może nawet tych dwóch. - Nie musisz być taki dla mnie cały czas. - syknęłam. - Jestem człowiekiem. W przypadku gdybyś nie zauważył, mam uczucia.
Uniósł brwi, brak zainteresowania widniał na jego obojętnym wyrazie twarzy. - Może należy rozważyć zmianę swoich uczuć na szczotkę do włosów.. - zamilkł, świdrując mnie swoim spojrzeniem. - oraz kilka przyzwoitych ubrań.
Czułam, że moje policzki wręcz płoną, a wściekłość w moim ciele była nie do opisania. Miałam ochotę podnieść krzesło z jego chudym, długim ciałem i wyrzucić je przez okno. Och, tak, widok go spadającego będzie taki piękny aż do śmierci, jego krzyk podczas gdy będzie gryzł zimne powietrze, jego włosy unoszące się poprzez wiatr, potem obrzydliwe chrupnięcie...
- Sam?
Zamrugałam gwałtownie, moja fantazja została przerwana. - Co?
- Jezu, ogarnij się. - zagroził. - Powiedziałem, że pieniądze leżą na stole obok drzwi.
Westchnęłam, odwracając się szybko. Skierowałam się w kierunku drzwi i chwyciłam rulon gotówki niedbale rzucony na gładkiej powierzchni dębowej komody. Przeliczając je, moje oczy się rozszerzyły. Kto do cholery daje tyle gotówki?
- Zayn? - zawołałam.
Usłyszałam ciężkie westchnięcie. - Tak?
- To chyba trochę za dużo na tak małą listę, nie sądzisz?
- Trochę gotówki jest tam dla Ciebie.
Patrzyłam na banknot w moich rękach. - Dla mnie?
W jego głosie mogłam dostrzec, że się uśmiecha. - Kup sobie jakieś kosmetyki czy coś. Może mogłabyś kupić sobie jakiś nowy-
Nie pozwoliłam mu skończyć. Wyszłam, zastrzaskując za sobą mocno drzwi - mój nowy nawyk, który zaistniał podczas spędzania czasu z nim przez ostatnie kilka dni.
Idąc do supermarketu, fantazjowałam o Zayn'ie Maliku wypadającym z hotelowego okna. Wizja go lężącego na zimnym chodniku przyniosła mi chwilowe poczucie spokoju.
Nienawidziłam go.
Zakupy spożywcze nie były dla mnie zazwyczaj czymś trudnym do zrobienia. Nie miałam dużo pieniędzy, moje wybory często ograniczały się do makaronu, taniego chleba i sera, więc ścisła lista markowych produktów Zayn'a przyspożyła mi problemów. Chodziłam między półkami powoli, a moje oczy skanowały półki szukając tych przeróżnych produktów - produktów których nigdy wcześniej nawet nie widziałam.
Chwyciłam pudełko tarty cynamonowej, której nazwa byla niedbale zapisana na liście. Patrząc na opakowanie myślałam, że dawno nie miałam okazji jej zasmakować. Była zbyt droga na mój niski budżet. Węstchnęłam, rzucając pudełko do mojego koszyka. Ruszyłam w kierunku następnego działu. Skrzywiłam się patrząc na Nesquika w proszku. Moje ocze skanowały opakowanie, a królik będący na nim uśmiechał się pijąc jasno-różową ciecz przez słomkę.
- Sam?
Usłyszawszy to, obróciłam się i zobaczyłam młodego człowieka stojącego kilka metrów za mną. Moje oczy zeskanowały go od góry do dołu, a ja starałam się przypomnieć sobie jak on ma na imię. Uśmiechał się machając mi lekko, przestępując z nogi na nogę. Miał krótkie, ciemne włosy i miał najpiękniejsze zielone oczy jakie kiedykolwiek widziałam. Ale kim on był?
No dalej. Powiedziałam sobie. Powiedź coś.
- Cz-cześć.. - mruknęłam niepewnie, wymuszając uśmiech na mojej twarzy, a mój mózg rozpaczliwie starał się go zidentyfikować.
Uniósł lekko głowę i zaśmiał się pod nosem. - Nie pamiętasz mnie, prawda.
Przygryzłam wargę, moje policzki uderzyła gorąca fala wstydu. Pokręciłam głową po chwilii. - Przepraszam.. - powiedziałam szczerze, nieśmiało uśmiechając się w jego stronę. - Jestem straszna z imionami.
- Jest w porządku. - uśmiechnął się. - Chodzimy razem na socjologię. Siedziałem obok Ciebie kilka razy na początku semestru. Jestem Nate.
Wtedy załapałam.
- Oh.. Oh! - moje oczy rozszerzyły się. Tak, tak, tak wreszcie go rozpoznałam. - Jezu, jestem taka głupia. Oczywiście, że Cię pamiętam! Ty i ja żartowaliśmy na temat profesora Lewisa i jego -
- I jego wyłupiastych oczu. - skończył, śmiejąc się. - Tak, to ja.
- Tak mi przykro. - przeprosiłam ponownie. - Jestem po prostu.. straszna jeśli chodzi o imiona i do tego ten stres teraz... - zorientowałam się, że brzmi to chaotycznie więc wzięłam głęboki oddech. - Jestem Sam.
Jego oczy zabłyszczały. - Tak, wiem.
Odchrząknęłam cicho. - Taaak..
Przez moment nastała między nami niezręczna cisza, ale po chwili nareszcie przemówił. - Robisz zakupy? - zapytał, kiwając głową w kierunku koszyka w mojej ręce.
Spojrzałam na produkty i przytaknęłam. - Tak.. ja.. robię zakupy..
Idiotka!
Uśmiechnął się lekko, a jego oczy ponownie zeskanowały zawartość mojego koszyka. - Dość drogie rzeczy, co? - skinął głową pod wrażeniem. - Jestem trochę zakłopotany faktem, że nie mogę pozwolić sobie na tak wysoką jakość produktów jak Twoje. - zatrzymał się i zerknął w kierunku jego koszyka, którego zawartość zawierała kilka mrożonych obiadów i słoik masła orzechowego.
- No cóż.. ja.. - przegryzłam wargę. - To nie jest to, co robię często.
Albo w ogóle - pomyślałam. Nie robisz nawet zakupów dla siebie.
W tym momencie poczułam, że mój telefon wibruje mi w kieszeni. Westchnęłam. Ohydny dźwięk odbijał się echem po sklepie a Nate uśmiechnął się kiedy pospiesznie go wyciągałam. Moja szczęka zacisnęła się kiedy zobaczyłam imię na ekranie.
- Ważny telefon? - skinął nonszalansko.
- Ważny telefon? - skinął nonszalansko.
- Nie bardzo. - powiedziałam, wpychając go ponownie do kieszeni. - Ale chyba powinnam już iść.
- Ah.. - przytaknął. - Też powinienem. Mam dużo pracy przez ostatnie dni. Trzeba przestać chodzić na zakupy po masło orzechowe i w końcu zająć się robotą. - zaśmiał się. Jego śmiech był conajmniej uroczy, a ja poczułam dziwne uczucie niemal fruwające w moim brzuchu.
Zaśmiałam się lekko, spoglądając w dół na moje nogi. - Taak..
- Cóż.. hej! - powiedział. - Jeśli zobaczę Cię na socjologii w tym tygodniu, usiądę koło Ciebie. Będziemy mogli śmiać się z profesora Lewisa i jego wyłupiastych oczu. Jak za dawnych czasów.
- Tak? - uśmiechnęłam się niczym głupia uczennica. - Chciałabym.
- Świetnie. - odpowiedział. - W takim razie do zobaczenia.
I już go nie było.
Stałam i patrzyłam na opakowanie truskawkowego Nesquika. Kurewsko śmieszny królik z kreskówki widniał na tekturze, przedrzeżniając mnie - sam. Westchnęłam, spoglądając w dół na listę.
Była prawie gotowa, więc mogłam wrócić do...
Cholera.
Zignorowałam połączenie od Zayna.
Wzdrygnęłam się na myśl powrotu do niego, ponieważ wiedziałam ile będę musiała zapłacić za to, co zrobiłam. Skończyłam zakupy płacąc jego gotówką, nie zadając sobie trudu by skorzystać z jego oferty i kupić sobie jakiś błyszczyk. Psychicznie przygotowałam się na spotkanie samego szatana.
- Ah.. - przytaknął. - Też powinienem. Mam dużo pracy przez ostatnie dni. Trzeba przestać chodzić na zakupy po masło orzechowe i w końcu zająć się robotą. - zaśmiał się. Jego śmiech był conajmniej uroczy, a ja poczułam dziwne uczucie niemal fruwające w moim brzuchu.
Zaśmiałam się lekko, spoglądając w dół na moje nogi. - Taak..
- Cóż.. hej! - powiedział. - Jeśli zobaczę Cię na socjologii w tym tygodniu, usiądę koło Ciebie. Będziemy mogli śmiać się z profesora Lewisa i jego wyłupiastych oczu. Jak za dawnych czasów.
- Tak? - uśmiechnęłam się niczym głupia uczennica. - Chciałabym.
- Świetnie. - odpowiedział. - W takim razie do zobaczenia.
I już go nie było.
Stałam i patrzyłam na opakowanie truskawkowego Nesquika. Kurewsko śmieszny królik z kreskówki widniał na tekturze, przedrzeżniając mnie - sam. Westchnęłam, spoglądając w dół na listę.
Była prawie gotowa, więc mogłam wrócić do...
Cholera.
Zignorowałam połączenie od Zayna.
Wzdrygnęłam się na myśl powrotu do niego, ponieważ wiedziałam ile będę musiała zapłacić za to, co zrobiłam. Skończyłam zakupy płacąc jego gotówką, nie zadając sobie trudu by skorzystać z jego oferty i kupić sobie jakiś błyszczyk. Psychicznie przygotowałam się na spotkanie samego szatana.
***
Nie wiecie jak się cieszę kończąc nareszcie ten rozdział. Męczyłam się z nim tyle. :) Cieszymy się tak wielką ilością wyświetleń oraz pozytywnych komentarzy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakiego kopa to nam daje! :) DZIĘKUJEMY :)
Krytykę przyjmujemy na cycki więc jeśli chcecie byśmy coś poprawily to walcie śmiało! :)
Ja ze swojej strony zapraszam na moją historię o Zaynie. Znajduje sie na wattpadzie i nazywa się :
THE STARS FOLLOW YOU! :)
Przypominamy o zakładce informowanych, komentarzach i hashtagu na tt #25DWMApl.
Marta / @mrsarrrogant
Marta / @mrsarrrogant
Do następnego! :)
@mrsarrrogant
PS: Myślałam nad tym, by poinformować Was o tym dopiero by końcowych rozdziałach, ale nie mogłam się doczekać! :D
więc...
JEST DRUGA CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA!
PS: Myślałam nad tym, by poinformować Was o tym dopiero by końcowych rozdziałach, ale nie mogłam się doczekać! :D
więc...
JEST DRUGA CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA!