Kwaśny posmak czegoś pozostał na moim języku kiedy różowy płyn wylądował w toalecie. Wytarłam usta i sięgnęłam po butelkę płynu do ust, aby załagodzić gorycz, która osiadła na moich ustach. Płyn do płukania ust nie smakował dużo lepiej, szczerze mówiąc. Piekło jak diabli i miało smak mocnego alkoholu z dodatkiem mięty. Ale załagodził smak wymiocin, a to już było coś.
Oliver wciąż wylegiwał się w moim łóżku kiedy wyszłam z łazienki. Jego okulary leżały - krzywo, dodam - na czubku jego nosa a ich oprawki spowodowały malutkie odciśnięcia na jego twarzy. Wyszczerzył wszystkie zęby w uśmiechu kiedy zbliżyłam się do łóżka, siadając na krawędzi i potarłam swoje skronie.
- To była niezwykła noc, co?
W jego głosie, niby lekkim i wesołym, tkwiła nuta senności. Udało mi się rzucić mu lekki uśmiech, mimo że unikałam jego wzroku. Spieprzyłam to wczoraj w tak kosmiczny sposób. Stwierdziłam, że alkohol już nigdy nie wpłynie na korzyść w mojej przyszłości.
- Jak wrócimy do domu? - zapytałam spoglądając na zegar, zanim popatrzyłam w jego stronę. - Z Laną wszystko okej?
Jego uśmiech poszerzał się z każdą chwilą. - Nie pamiętasz?
- Nie - ziewnęłam wbrew własnej woli, silny zapach mięty połaskotał moje nozdrza. - Myślę, że urwał mi się film po moim trzecim drinku.
- Czwartym drinku - poprawił. - I tak, nam wszystkim się urwał - przerwał, wyciągając ręce do przodu. - Tak czy inaczej, z Laną jest w porządku, myślę że James zabrał ją do domu.
Spojrzałam na niego. - A my?
- Ci dwaj dziwni kolesie, z którymi przeprowadziliśmy wywiad, zabrali nas do domu.
Moja twarz zbladła. - Liam i Zayn?
Skinął glową siadając nieco wyżej. - Tak, podwieźli nas.
Odetchnęłam krótko, przenosząc swój wzrok na podłogę. - Coś jeszcze się wydarzyło?
- Oprócz nas obściskujących się?
Jego uśmiech rozprzestrzenił się od ucha do ucha a moje usta pozostały mocno ściśnięte razem. Nie chciałam o tym pamiętać, szczególnie nie w tym momencie. - To definitywnie nie było obściskiwanie.
- Nie, nie - potrząsnął głową. - Ja nie mówię o tym co było przy barze. Mówię o tym kiedy poszliśmy tańczyć.
Moje oczy rozszerzyły się a ja szybko spojrzałam na niego. - Tańczyliśmy?
- I obściskiwaliśmy się - dokończył, wciąż się uśmiechając. Nadal wyglądał na zadowolonego.
Przeniosłam ręce do swojej twarzy, jeknęłam w swoje dłonie a moje powieki zacisnęły się. - Nigdy więcej nie będę pić - ogłosiłam. - Ostatniej nocy było za dużo - przeniosłam swoją uwagę na Olivera, moje ręce wciąż tkwiły przy mojej twarzy, nie byłam pewna tego czy chcę dalej o tym rozmawiać. - Dlaczego skończyłeś - mam na myśli.. um.. dlaczego jesteś?
- W twoim łóżku?
Przytaknęłam.
Skinął głową w moją stronę. - Nic się nie wydarzyło, zapewniam cię. Zaproponowałem, żeby wrócić do mnie ale w jakiś sposób skończyłem w twoim łóżku.
Milczałam. Nie mogłam uwierzyć, że to się stało. Nie miałam skończyć w jednym łóżku z Oliverem. Nie miałam upijać się do nieprzytomności i obściskiwać się z nim. Powinnam zostać w domu, tak jak zawsze to robiłam.
- Wkurzyliśmy wiele osób ostatniej nocy - odezwał się po chwili ciszy, ton jego głosu był żartobliwy.
- Co masz na myśli? - zapytałam cicho, kuląc się na myśl o tym co on sugeruje.
Zacisnął wargi nucąc lekko, kiedy wystawił palec i dotykał go drugim, wyliczając. - Cóż zobaczmy.. Blair stwierdziła, że nasze publiczne okazywanie uczuć było.. hm, myślę że powiedziała obrzydliwe?
- Wspaniale.
- James nie wyglądał na aż tak oburzonego - zachichotał. - Ale nie byliśmy w miejscu pracy, więc to bez znaczenia co on o tym myśli.
Moje serce lekko zacisnęło się na jego słowa, kiedy przypomniałam sobie wyraz jego twarzy i spojrzenie szarych tęczówek, które zobaczyłam zanim moje usta nie zablokowały się z wargami Olivera. Mogę sobie tylko wyobrazić co o tym myślał, widząc mnie i Olivera zachowujących się jak dwie napalone nastolatki tańczące na parkiecie.
- A potem ten dziwny koleś z włosami zaczesanymi na jeża -
Moja klatka piersiowa zacisnęła się kiedy to powiedział. - Zayn?
Skinął głową. - Jeden z czarnymi włosami, czy coś. Wyglądał jakby zaraz miał popełnić pieprzone morderstwo na kimś. Nie wiem dlaczego.
Ja wiem - chciałam powiedzieć. Oszukałam go i zachowywałam się jak głupia suka przed nim i jego najlepszym przyjacielem.
- Co zrobił?
- Był jakby obrażony czy coś. Za każdym razem kiedy na nas patrzył, z jego ust mało co nie uciekało warczenie - urwał wzruszając ramionami. - Tak jak mówiłem nie mam pojęcia. Może po prostu był pijany.
Albo ja byłam okropną osobą.
- W takim razie dlaczego później zaoferował nam podwózkę do domu? - mój głos był miękki kiedy mówiłam, widoczne było plątanie się języka.
- Pod koniec imprezy trochę potykałaś się na własnych nogach - wyjaśnił. - Trochę bardzo. I po prostu chciałaś iść do domu. A facet w brązowych włosach i skórze nalegał, że on nas zabierze do domu.
Liam.
- On także nie był zbyt zadowolony, tak sądzę - kontynuował. - Ale to oni podnosili cię z podłogi, kiedy nie mogłaś przejść kawałka naszej drogi.
- Co? - spojrzałam szybko w górę. - Co powiedziałeś?
Oliver zaśmiał się z błyskiem w oku. - My wszyscy mieliśmy ciężkie lądowanie w pewnych momentach. To naprawdę nic wielkiego.
- Nie, nie - byłam poddenerwowana. - Nie to miałam na myśli. Powiedziałeś, że on mnie podnosił?
- Ohhhh - skinął głową. - Tak. Upadłaś na kolana a on był najbliżej, żeby się do ciebie dostać. Podniósł cię i praktycznie zaprowadził do samochodu.
W tym momencie czułam się gorzej niż kiedykolwiek. I nie miałam na mysli kaca. Czułam, że jestem tak strasznym człowiekiem, najbardziej podłą osobą z możliwych, czułam się -
- Jeżdżą audi - głos Olivera przełamał moją imprezę żalenia się. - Wierzysz w to? Ci kolesie są nadziani.
Chciałam się śmiać. Chciałam się histerycznie śmiać i po prostu czołgać po ziemi i nigdy nie zobaczyć światła dziennego ponownie. Ale nie mogłam. Moje gardło było suche, gruba gula tkwiła w nim a moje wargi były przesuszone tak jak nigdy wcześniej. To audi było przypomnieniem, nie mówiąc już o samym Zaynie. Jak kurwa ironicznie.
- Więc - powiedziałam uśmiechając się szeroko. - Jesteś gotowy na drugą rundkę dziś wieczorem?
***
W rzeczywistoście nie brałam udziału w drugiej rundzie tego wieczoru. Tak naprawdę, huragan uderzył we mnie kiedy po południu mój telefon zadzwonił. Leżałam w łóżku, starając się zwalczyć walenie w mojej głowie, ból oraz mdłości, które były rutyną przez cały dzień. Nie rozpoznałam numeru, ale tak czy inaczej podniosłam słuchawkę.
- Halo?
- Jak twoja głowa?
Głos po drugiej stronie niewątpliwie należał do mężczyzny, ten akcent znałam tak dobrze.
- Liam - uśmiechnęłam się do siebie. - Skąd masz mój numer?
- Dałaś mi go wczoraj w nocy - słyszałam uśmiech w jego głosie. - Powiedziałaś mi, że chcesz pozostać w kontakcie.
Westchnęłam lekko, wpatrując się w sufit. - Jestem zaskoczona, że chcesz ze mną utrzymywać kontakt, zwłaszcza po tym co wydarzyło się ostatniej nocy.
- Jesteś moim przyjacielem - mruknął. - Nie odrzucam przyjaciół tak łatwo.
Moje wargi lekko powędrowały w górę, jego słowa uspokoiły mnie. Czułam się tak, jakbyśmy wciąż rozmawiali w Nowym Jorku, kiedy chcieliśmy zostać ze sobą blisko i kiedy on dawał poczucie ciepła i bezpieczeństwa w stosunku do mnie. Pierwszy raz tego dnia czułam się tak swobodnie.
- Tak czy inaczej, dzwonię aby cię zapytać czy chcesz wyjść dziś wieczorem - powiedział. - Na kolację.
Westchnęłam ostro, mój umysł wirował. - Nie sądzę, że to dobry pomysł, Liam.
- Zayna nie będzie w pobliżu - zapewnił szybko. - Po prostu ty i ja.
Rozważałam ten pomysł przez chwilę - co najgorszego mogłoby się wydarzyć? Zayn będzie nieobecny a ja naprawdę tęskniłam za moim dawnym przyjacielem. Po dłuższej chwili westchnęłam ciężko do telefonu. - W porządku, brzmi nieźle. O której?
- Siódmej - odparł. - Wyślę ci adres. To nie jest zbyt daleko od twojego mieszkania.
Po tym jak się rozłaczył, ja siedziałam w ciszy a mój telefon spoczywał na mojej klatce piersiowej. Miałam mieć kolację z Liamem w jego i Zayna apartamencie. Byłam z nim blisko co było naprawdę wspaniałe - ale dlaczego czuję się tak nieswojo?
***
Kompleks apartamentów był wspaniały, ale tak naprawdę nie spodziewałam się czegoś innego. To nie była masywna budowla, jak ich stare miejsce w Nowym Jorku, ale elegencja tego miejsca oczywiście była dopasowana do ich dwóch. Budynek górował na wysokość około trzydziestu pięter, z dużymi oknami błyszczącymi promieniami słońca. Stwierdziłam, że był niemal takiej samej jakości jak reszta budynków w Los Angeles, z ceglanymi murami i pozłacanymi framugami drzwi. To także nie był hotel. To był rzeczywiście kompleks apartamentów - choć w rzeczywistości było to podobne do jakości hotelu.
Wszedłam do środka, znajdując się w dużej recepcji ustawionej po środku marmurowej podłogi. Młoda kobieta, z prostymi i rozjaśnionymi włosami oraz jaskrawym makijażem, siedziała spokojnie przy biurku patrząc na mnie gdy weszłam do budynku. Patrzyła na mnie przez dłuższą chwilę a jej spojrzenie ogarniało mnie, a ja wiedziałam że zastanawiała się nad tymco ktośtaki jak ja, do diabła, robi w budynku tego stylu. Niezależnie od tego wyglądała na dość miłą kiedy podeszłam w jej stronę.
- W czym ci mogę pomóc?
- Jestem tu w odwiedzinach u mojego przyjaciela - powiedziałam. - Mieszka na dwudziestym piętrze, apartament numer sześć.
Wpisała coś do komputera kiwając lekko głową. - Masz na imię Sam?
- Tak.
- Możesz iść. Windy są zaraz na dole po prawej stronie.
Windy były duże i przestronne, lekka muzyka odbijała się od ich ścian. Czekałam niecierpliwie, jadąc do góry, moje oczy ulokowały się w pozłacanych cyferkach. Dziesięć, jedenaście, dwanaście...
Gdy winda zatrzymała się z charakterystycznym ding, drzwi się otworzyły a ja zobaczyłam duży korytarz wyłożony marmurową podłogą, taką samą jak na parterze. Ściany były szerokie i przestronne a kilka dużych drzwi zostało rozsianych na sąsiadujących ścianach. Szłam tak pewnie jak tylko mogłam, moje oczy migotały na każdych kolejnych liczbach. Ich apartament będzie gdzieś w pobliżu rogu, ale nie miałam szans by znaleźć właściwą drogę do niego. Ponieważ właśnie wtedy zobaczyłam wysoką postać. Zatrzymałam się. Czarna skóra, drogie łańcuchy. Brązowe włosy.
Liam.
- Hej - uśmiechnęłam się nerwowo, wciąż powoli kierując się w jego stronę.
Odpowiedział mi uśmiechem a kiedy dotarłam do niego, zgarnął moje ciało do ciasnego uścisku. Pachniał pięknie a jego uścisk był tak bardzo mile widziany. Kiedy się odsunął, wciąż się uśmiechajac, posłałam mu pytające spojrzenie.
- Nie powinniśmy wejść do środka?
- Muszę pójść po coś do sklepu - wyjaśnił.
- Mogę iść z tobą - zaproponowałam.
Potrząsnął głową. - Będę za chwilę - uśmiechnął się, kiwając głową w kierunku drzwi. - Zostawiłem otwarte drzwi. Rozgość się. Myślę, że mamy tam trochę wina jeśli chcesz.
Spojrzałam na niego, podejrzliwie zerkając na drzwi a później znów na niego. - Jesteś pewien? Czuję się dziwnie będąc w mieszkaniu, w którym nie ma ciebie.
- To nie problem, Sam - zaśmiał się lekko. - Obiecuję, że będę za niedługo.
Kiedy przechodził obok mnie w stronę windy, ja zrobiłam niepewny krok do przodu i znalazłam się przed drzwami, do których przyklejony był mały numerek sześć. Otworzyłam je powoli, a następnie weszłam do środka rozkoszując się uczuciem chłodnego powietrza, uderzającego wbrew mojej woli w moją twarz. Oczywiście, apartament był niesamowity, miękkie dywany i wielki pokój łatwo widoczny był już z korytarza. Ruszyłam do przodu, czując się nieco bardziej komfortowo kiedy blade światło odbijało się od mojej twarzy. Gdy zatrzymałam się w wielkim pokoju, odwróciłam się i zobaczyłam stołek przy blacie kuchennym, wyciągnęłam go i usiadłam na nim. Wino, o którym mówił Liam, stało nietknięte w drogiej butelce obok mnie a ja przyciągnęłam je w swoją stronę i spojrzałam na nie. To było drogie, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, i choć nienawidzę wina to pomyślałam, że powinnam poznać smak tego dobrego trunku. Zsunęłam się ze stolika i udałam w stronę kuchni aby poszukać kieliszka, zupełnie nieświadoma kroków odbijających się echem za mną.
I wtedy się stało.
- Liam?
Moja twarz zbladła.
Niezrozumiałe przekleństwa ociekające brytyjskim akcentem zalały moje uszy. Dźwięk kroków narastał.
O mój Boże.
Odwróciłam się powoli, moje spojrzenie ulokowało się w wysokiej postaci stojącej pośrodku dużego pomieszczenia a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i czegoś innego, czego nie potrafiłam odczytać. Był ubrany w ciemną bluzę z kapturem a biała czapka luźno była zawieszona na jego głowie, skrywając pod sobą ciemne włosy zaczesane do góry. Patrzyliśmy się na siebie, co wydawało trwać się wieczność, zanim on się odezwał.
- Co ty tutaj robisz?
Podenerwowana, wycofałam się powoli z pomieszczenia, w którym byłam. - Ja.. ja - a co ty tutaj robisz?
Jego spojrzenie pociemniało kiedy skrzyżował ramiona. - Co masz na myśli pytając co JA tutaj robię? - wyglądał na wściekłego. - Ja kurwa tutaj MIESZKAM.
Moje usta się rozchyliły a moje serce rytmicznie uderzało w moją klatkę piersiową, niczym młotkiem. Uderzenie. Uderzenie. UderzenieUderzenieUderzenieUderzenie. - Ale Liam.. Liam powiedział, że ty-
- Liam powiedział co? - zawrzał, robiąc krok do przodu. - Co powiedział?
Z trudem przełknęłam ślinę, patrząc w ziemię. Chciało mi się wymiotować. - Powiedział, że - że nie miało cię tutaj być -
- Mieszkam tu - przypomniał mi, jego ton był błędny i bezlitosny. - Dlaczego do cholery miałoby mnie tutaj nie być? I odpowiedź na moje pytanie - dlaczego TY tutaj jesteś?
- On - on zaprosił mnie na kolację - powiedziałam niemal szeptem, nadal unikając jego wzroku. - Ja - on powiedział, że..
- Kurwa, przestań z tym!
Jego głos był głośny i przepleciony wściekłością, kiedy podszedł jeszcze bliżej. - Nie wiem co on ci powiedział, ale mi powiedział, że zamierza przynieść coś na nasz obiad. Nigdy nie wspomniał o tobie ani słowa.
Moje spojrzenie spotkało jego. Mój głos drżał kiedy westchnęłam niepewnie. - To jakieś oczywiste nieporozumienie.
- Oczywiście - warknął, ramiona opadły po jego obu stronach kiedy oparł się o blat stołu. - To jest tak cholernie typowe dla niego.
Przełknęłam ślinę. - Co jest?
- Zaaranżował to! - zawołał, rękami wskazując pomiędzy nami za nim nie wyrzucił ich w powietrze. - On to kurwa zrobił - boże!
A potem rzeczywistość uderzyła we mnie. Zayn miał rację. Liam celowo to ustawił. Miał plany wobec tego - chciał doprowadzić Zayna i mnie do spotkania. Dwa słowa pojawiły się w moim umyśle kiedy stałam przed osobą, w której kiedyś byłam zakochana.
Zabiję Liama.
- Czy - przerwałam, starając się dobrać odpowiednie słowa gdy zerknęłam na niego. - Czy chcesz, żebym stąd wyszła?
Patrzył na mnie przez długą, ciężką chwilę, jakby rozważając moje pytanie. Wkrótce wyraz jego twarzy złagodniał trochę a on pokręcił głową. - Nie. Nie obchodzi mnie to. Rób co chcesz.
Skinęłam, przechodząc powoli obok niego, kierując się do przedpokoju.
- Gdzie idziesz? - jego głos dobiegł zza moich pleców a ja spojrzałam przez ramię w jego kierunku.
- Do domu - powiedziałam cicho.- Nie ma powodu by tutaj zostać.
Zaśmiał się a następnie wyraz jego twarzy wyrażał gniew. - A ty mówisz, że to ja uciekam cały czas.
- Czego się spodziewasz? Że zostanę?
- Powiedziałem ci, że nie musisz wychodzić.
Odwróciłam się powoli, nasze spojrzenia się zablokowały. - Ale ty mnie nienawidzisz.
Nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie, widziałam jak przełyka ślinę a potem pokręcił głową. Jego odpowiedź była cicha i ledwo słyszalna, ale ja wciąż wyraźnie mogłam usłyszeć jego słowa. - Nie nienawidzę cię.
Zamrugałam z niedowierzaniem kiedy on nadal patrzył na mnie. Pierwszy złamał naszą wymianę spojrzeń, odwracając się i skręcając w kierunku kuchni. Wskazał na mnie palcem. - Chodź tu - powiedział cicho. - Napijmy się trochę wina.
Zayn palił papierosa, jak to zwykle robił, tępo wpatrując się w niebo. Brałam małe łyki mojego wina, spoglądając na niego co jakiś czas.
- Liam jest naprawdę inny - odezwał się, jego głos był jak miękki szmer. Przycisnął papierosa do popielniczki, strzepując go lekko, zanim nie zaciągnął się kolejny raz. - Jestem zaskoczony, że nie widziałem że to nadchodzi.
- Dlaczego on to zrobił? - zapytałam, biorąc większy łyk czerwonego płynu w moim kieliszku. Zayn w odpowiedzi wzruszył ramionami, wciąż patrząc przed siebie.
- Nie wiem.
Byliśmy cicho jeszcze przez minutę lub nawet więcej, zanim ja wzięłam to za czas by zadać mu pytanie, które dokuczliwie tkwiło w mojej głowie odkąd Oliver powiedział mi o tym w ciągu dnia. - Czy ty zanosiłeś mnie do samochodu ostatniej nocy?
Jego szczęka zacisnęła się na moje słowa. - Tak.
Moje palce nerwowo przesuwały się po nóżce kieliszka kiedy patrzyłam na niego. - Dlaczego?
Prychnął, jego usta wygięły się w pół-uśmiechu kiedy wypuścił kłąb dymu w nocne powietrze. - Byłaś narąbana - wycedził. - I jeśli bym cię nie zaniósł, byłabyś tam całą noc.
Lekko skinęłam głową, zdolna do tego by wypowiedzieć tylko ciche oh w odpowiedzi.
- Twój chłopak nie wygląda na kogoś kto potrafi dużo podnieść - zadrwił. - W dodatku był tak samo pijany jak ty.
- Przepraszam - powiedziałam cicho. - Nie chciałam się upić.
- Nie obchodzi mnie to - warknął, wciskając niedopałek do popielniczki i sięgnął po swój kieliszek. - To twoje życie, nie moje.
Cisza pokonała nas, oparłam się o swój fotel biorąc małe łyki mojego wina kiedy moje oczy migotały w światłach rozsianych wzdłuż panoramy miasta. Spojrzałam na Zayna kątem oka i zobaczyłam wyraz jego twarzy - niemal smutny - i czułam, że muszę coś powiedzieć.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptałam. - Nie chciałam cię zranić.
Odwrócił się i spojrzał na mnie, jego spojrzenie zablkowało się z moim, a to niemal piekło. Brązowa ciemność nastała wokół nas, lśniąca tylko nieznacznie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz tutaj?
To było pierwsze pytanie, odkąd go tutaj spotkałam, które mnie zaskoczyło. Z trudem przełknęłam ślinę oblizując moją dolną wargę. - Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Myślę, że.. że nie chciałam cię zranić.
Krótki śmiech wyleciał z jego ust kiedy pokręcił głową. - Zraniłaś mnie.
To było najbardziej szczere wyznanie Zayna od czasów Nowego Jorku a ja czułam, że moje serce staje się ciężkie kiedy jego słowa dryfowały między nami.
- Nie spodziewałem się, że zobaczę cię jeszcze - kontynuował, odpalając nowego papierosa. - Sądziłem, że zniknęłaś z mojego życia na zawsze.
- Też tak myślałam - mruknęłam. - Myślę, że w ten sposób życie jest zabawne, co?
Kiedy nie odpowiedział, odezwałam się ponownie. - Naprawdę tak myślisz o rzeczach, które powiedziałeś mi ostatniej nocy?
Gdy winda zatrzymała się z charakterystycznym ding, drzwi się otworzyły a ja zobaczyłam duży korytarz wyłożony marmurową podłogą, taką samą jak na parterze. Ściany były szerokie i przestronne a kilka dużych drzwi zostało rozsianych na sąsiadujących ścianach. Szłam tak pewnie jak tylko mogłam, moje oczy migotały na każdych kolejnych liczbach. Ich apartament będzie gdzieś w pobliżu rogu, ale nie miałam szans by znaleźć właściwą drogę do niego. Ponieważ właśnie wtedy zobaczyłam wysoką postać. Zatrzymałam się. Czarna skóra, drogie łańcuchy. Brązowe włosy.
Liam.
- Hej - uśmiechnęłam się nerwowo, wciąż powoli kierując się w jego stronę.
Odpowiedział mi uśmiechem a kiedy dotarłam do niego, zgarnął moje ciało do ciasnego uścisku. Pachniał pięknie a jego uścisk był tak bardzo mile widziany. Kiedy się odsunął, wciąż się uśmiechajac, posłałam mu pytające spojrzenie.
- Nie powinniśmy wejść do środka?
- Muszę pójść po coś do sklepu - wyjaśnił.
- Mogę iść z tobą - zaproponowałam.
Potrząsnął głową. - Będę za chwilę - uśmiechnął się, kiwając głową w kierunku drzwi. - Zostawiłem otwarte drzwi. Rozgość się. Myślę, że mamy tam trochę wina jeśli chcesz.
Spojrzałam na niego, podejrzliwie zerkając na drzwi a później znów na niego. - Jesteś pewien? Czuję się dziwnie będąc w mieszkaniu, w którym nie ma ciebie.
- To nie problem, Sam - zaśmiał się lekko. - Obiecuję, że będę za niedługo.
Kiedy przechodził obok mnie w stronę windy, ja zrobiłam niepewny krok do przodu i znalazłam się przed drzwami, do których przyklejony był mały numerek sześć. Otworzyłam je powoli, a następnie weszłam do środka rozkoszując się uczuciem chłodnego powietrza, uderzającego wbrew mojej woli w moją twarz. Oczywiście, apartament był niesamowity, miękkie dywany i wielki pokój łatwo widoczny był już z korytarza. Ruszyłam do przodu, czując się nieco bardziej komfortowo kiedy blade światło odbijało się od mojej twarzy. Gdy zatrzymałam się w wielkim pokoju, odwróciłam się i zobaczyłam stołek przy blacie kuchennym, wyciągnęłam go i usiadłam na nim. Wino, o którym mówił Liam, stało nietknięte w drogiej butelce obok mnie a ja przyciągnęłam je w swoją stronę i spojrzałam na nie. To było drogie, nie miałam co do tego żadnych wątpliwości, i choć nienawidzę wina to pomyślałam, że powinnam poznać smak tego dobrego trunku. Zsunęłam się ze stolika i udałam w stronę kuchni aby poszukać kieliszka, zupełnie nieświadoma kroków odbijających się echem za mną.
I wtedy się stało.
- Liam?
Moja twarz zbladła.
Niezrozumiałe przekleństwa ociekające brytyjskim akcentem zalały moje uszy. Dźwięk kroków narastał.
O mój Boże.
Odwróciłam się powoli, moje spojrzenie ulokowało się w wysokiej postaci stojącej pośrodku dużego pomieszczenia a jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia i czegoś innego, czego nie potrafiłam odczytać. Był ubrany w ciemną bluzę z kapturem a biała czapka luźno była zawieszona na jego głowie, skrywając pod sobą ciemne włosy zaczesane do góry. Patrzyliśmy się na siebie, co wydawało trwać się wieczność, zanim on się odezwał.
- Co ty tutaj robisz?
Podenerwowana, wycofałam się powoli z pomieszczenia, w którym byłam. - Ja.. ja - a co ty tutaj robisz?
Jego spojrzenie pociemniało kiedy skrzyżował ramiona. - Co masz na myśli pytając co JA tutaj robię? - wyglądał na wściekłego. - Ja kurwa tutaj MIESZKAM.
Moje usta się rozchyliły a moje serce rytmicznie uderzało w moją klatkę piersiową, niczym młotkiem. Uderzenie. Uderzenie. UderzenieUderzenieUderzenieUderzenie. - Ale Liam.. Liam powiedział, że ty-
- Liam powiedział co? - zawrzał, robiąc krok do przodu. - Co powiedział?
Z trudem przełknęłam ślinę, patrząc w ziemię. Chciało mi się wymiotować. - Powiedział, że - że nie miało cię tutaj być -
- Mieszkam tu - przypomniał mi, jego ton był błędny i bezlitosny. - Dlaczego do cholery miałoby mnie tutaj nie być? I odpowiedź na moje pytanie - dlaczego TY tutaj jesteś?
- On - on zaprosił mnie na kolację - powiedziałam niemal szeptem, nadal unikając jego wzroku. - Ja - on powiedział, że..
- Kurwa, przestań z tym!
Jego głos był głośny i przepleciony wściekłością, kiedy podszedł jeszcze bliżej. - Nie wiem co on ci powiedział, ale mi powiedział, że zamierza przynieść coś na nasz obiad. Nigdy nie wspomniał o tobie ani słowa.
Moje spojrzenie spotkało jego. Mój głos drżał kiedy westchnęłam niepewnie. - To jakieś oczywiste nieporozumienie.
- Oczywiście - warknął, ramiona opadły po jego obu stronach kiedy oparł się o blat stołu. - To jest tak cholernie typowe dla niego.
Przełknęłam ślinę. - Co jest?
- Zaaranżował to! - zawołał, rękami wskazując pomiędzy nami za nim nie wyrzucił ich w powietrze. - On to kurwa zrobił - boże!
A potem rzeczywistość uderzyła we mnie. Zayn miał rację. Liam celowo to ustawił. Miał plany wobec tego - chciał doprowadzić Zayna i mnie do spotkania. Dwa słowa pojawiły się w moim umyśle kiedy stałam przed osobą, w której kiedyś byłam zakochana.
Zabiję Liama.
- Czy - przerwałam, starając się dobrać odpowiednie słowa gdy zerknęłam na niego. - Czy chcesz, żebym stąd wyszła?
Patrzył na mnie przez długą, ciężką chwilę, jakby rozważając moje pytanie. Wkrótce wyraz jego twarzy złagodniał trochę a on pokręcił głową. - Nie. Nie obchodzi mnie to. Rób co chcesz.
Skinęłam, przechodząc powoli obok niego, kierując się do przedpokoju.
- Gdzie idziesz? - jego głos dobiegł zza moich pleców a ja spojrzałam przez ramię w jego kierunku.
- Do domu - powiedziałam cicho.- Nie ma powodu by tutaj zostać.
Zaśmiał się a następnie wyraz jego twarzy wyrażał gniew. - A ty mówisz, że to ja uciekam cały czas.
- Czego się spodziewasz? Że zostanę?
- Powiedziałem ci, że nie musisz wychodzić.
Odwróciłam się powoli, nasze spojrzenia się zablokowały. - Ale ty mnie nienawidzisz.
Nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie, widziałam jak przełyka ślinę a potem pokręcił głową. Jego odpowiedź była cicha i ledwo słyszalna, ale ja wciąż wyraźnie mogłam usłyszeć jego słowa. - Nie nienawidzę cię.
Zamrugałam z niedowierzaniem kiedy on nadal patrzył na mnie. Pierwszy złamał naszą wymianę spojrzeń, odwracając się i skręcając w kierunku kuchni. Wskazał na mnie palcem. - Chodź tu - powiedział cicho. - Napijmy się trochę wina.
***
Sytuacja, w której się znalazłam, była podobna do tej, którą mieliśmy w Nowym Jorku. Zayn i ja siedzieliśmy na krzesłach na jego balkonie, który dawał niesamowity widok na centrum Los Angeles a dwa kieliszki wina spoczywały między nami. To był moment jak żaden inny; słońce powoli zachodziło, rzucając fioletowe cienie na całą barwę nieba a budynki błyszczały jak nigdy dotąd. Wciąż byłam zdumiona siedząc w tym miejscu - ja, prawie wrak po wczorajszej nocy, faktycznie siedzę z nim na balkonie.Zayn palił papierosa, jak to zwykle robił, tępo wpatrując się w niebo. Brałam małe łyki mojego wina, spoglądając na niego co jakiś czas.
- Liam jest naprawdę inny - odezwał się, jego głos był jak miękki szmer. Przycisnął papierosa do popielniczki, strzepując go lekko, zanim nie zaciągnął się kolejny raz. - Jestem zaskoczony, że nie widziałem że to nadchodzi.
- Dlaczego on to zrobił? - zapytałam, biorąc większy łyk czerwonego płynu w moim kieliszku. Zayn w odpowiedzi wzruszył ramionami, wciąż patrząc przed siebie.
- Nie wiem.
Byliśmy cicho jeszcze przez minutę lub nawet więcej, zanim ja wzięłam to za czas by zadać mu pytanie, które dokuczliwie tkwiło w mojej głowie odkąd Oliver powiedział mi o tym w ciągu dnia. - Czy ty zanosiłeś mnie do samochodu ostatniej nocy?
Jego szczęka zacisnęła się na moje słowa. - Tak.
Moje palce nerwowo przesuwały się po nóżce kieliszka kiedy patrzyłam na niego. - Dlaczego?
Prychnął, jego usta wygięły się w pół-uśmiechu kiedy wypuścił kłąb dymu w nocne powietrze. - Byłaś narąbana - wycedził. - I jeśli bym cię nie zaniósł, byłabyś tam całą noc.
Lekko skinęłam głową, zdolna do tego by wypowiedzieć tylko ciche oh w odpowiedzi.
- Twój chłopak nie wygląda na kogoś kto potrafi dużo podnieść - zadrwił. - W dodatku był tak samo pijany jak ty.
- Przepraszam - powiedziałam cicho. - Nie chciałam się upić.
- Nie obchodzi mnie to - warknął, wciskając niedopałek do popielniczki i sięgnął po swój kieliszek. - To twoje życie, nie moje.
Cisza pokonała nas, oparłam się o swój fotel biorąc małe łyki mojego wina kiedy moje oczy migotały w światłach rozsianych wzdłuż panoramy miasta. Spojrzałam na Zayna kątem oka i zobaczyłam wyraz jego twarzy - niemal smutny - i czułam, że muszę coś powiedzieć.
- Przepraszam za wszystko - wyszeptałam. - Nie chciałam cię zranić.
Odwrócił się i spojrzał na mnie, jego spojrzenie zablkowało się z moim, a to niemal piekło. Brązowa ciemność nastała wokół nas, lśniąca tylko nieznacznie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że wyjeżdżasz tutaj?
To było pierwsze pytanie, odkąd go tutaj spotkałam, które mnie zaskoczyło. Z trudem przełknęłam ślinę oblizując moją dolną wargę. - Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Myślę, że.. że nie chciałam cię zranić.
Krótki śmiech wyleciał z jego ust kiedy pokręcił głową. - Zraniłaś mnie.
To było najbardziej szczere wyznanie Zayna od czasów Nowego Jorku a ja czułam, że moje serce staje się ciężkie kiedy jego słowa dryfowały między nami.
- Nie spodziewałem się, że zobaczę cię jeszcze - kontynuował, odpalając nowego papierosa. - Sądziłem, że zniknęłaś z mojego życia na zawsze.
- Też tak myślałam - mruknęłam. - Myślę, że w ten sposób życie jest zabawne, co?
Kiedy nie odpowiedział, odezwałam się ponownie. - Naprawdę tak myślisz o rzeczach, które powiedziałeś mi ostatniej nocy?
Wahał się przez chwilę zanim odpowiedział. - Nie.
- To dlaczego je mówisz?
- Byłem zły - powiedział spokojnie. - Widziałem cię z tym facetem i... nie wiem. Nie myślałem jasno.
Twarz Olivera pojawiła się w moim umyśle kiedy Zayn mówił, a ja czułam powoli, że uczucie winy zaczyna mnie dusić. - Oliver i ja nie jesteśmy.. nie jesteśmy jak -
- Oh, naprawdę? - zaśmiał się głośno, odwracając się do mnie. - Wyglądałaś na cholernie nieskrępowaną razem z nim, kiedy jego język był w twoim gardle.
- Byłam pijana i -
- Słyszałem to już wcześniej! - omal nie krzyczał - Więc kurwa co?!
- To nie jest -
- To była twoja decyzja - powiedział przekornie, odwracając się w moją stronę. - Ty kurwa podjęłaś decyzję by oddać ten pocałunek - niemal syczał lecz po chwili się odprężył. - Nikt cię nie zmuszał.
- On nie jest moim chłopakiem - powiedziałam, mój głos wahał się. - On jest po prostu -
- Po prostu kim? Kumplem od pieprzenia?
- Nie, nie... to nie tak..
- Uważam, że to zabawne, Sam - zaczął cichym głosem. - Uważam za zabawne to, że tak twierdzisz... ale wciąż masz tych wszystkich pedałów lecących na ciebie. W Nowym Jorku i tutaj. Niewiarygodne.
- Nie wiem dlaczego tak jest - powiedziałam, mój głos się trząsł więc wzięłam kolejny łyk. - Nie pytałam o to, nie wiem dlaczego tak się dzieje. Nie jestem taka jak Leoni czy moja szefowa Blair lub twoja piękna dziewczyna, więc nie wiem dlaczego.
- Powiem ci dlaczego - wycedził, szybko kończąc papierosa zanim nie przeniósł spojrzenia brązowych oczu na mnie. - Nie jesteś taka jak one. To dlatego ci kolesie lecą na ciebie. Jesteś inna - mówiłem ci to już.
- W czym jestem inna? Spójrz na mnie - wino stało między nami a ja czułam się lekko wstawiona i bardziej otwarta kiedy wypiłam kilka ostatnich kropel z mojego kieliszka. Zayna był prawie pusty w tym momencie, ale on niespecjalnie zwrócił na to swoją uwagę.
- Spójrz na siebie! - wybuchnął, wstając szybko na nogi. - Nie graj ze mną! Chcesz się dowiedzieć czegoś śmiesznego, Sam? Chcesz?
Spojrzałam na niego, moje usta były rozchylone a moje serce gwałtownie obijało się o moje żebra. Udało mi się wypuścić cichy dźwięk, który miał przypominać odpowiedź, ale Zayn zignorował to i zaczął chodzić po balkonie.
- Odkąd cię poznałem, nie mogłem wyrzucić ciebie ze swojego umysłu.
Co?
Moja klatka piersiowa w tym momencie była zaciśnięta tak mocno, że miałam trudności nawet z oddychaniem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, gdy przechadzał się w tę i z powrotem obok mnie a jego wzrok wbity był w ziemię.
- I nawet po tym - warknął patrząc w moją stronę, a następnie zatrzymał się przed moimi nogami, spoglądając na mnie z twardym spojrzeniem. - Kiedy zostawiłaś mnie w Nowym Jorku, - jego oczy trzepotały lekko - Nie potrafiłem wyrzucić ciebie z mojego umysłu. Każdego pieprzonego dnia myślałem o tobie, Sam. Nawet to do ciebie nie dociera.
Gdy otworzył oczy, jego spojrzenie zmiękkło a w jego oczach zabłysła niemal desperacja kiedy patrzył na mnie. Zaniemówiłam na chwilę ale wkrótce odwaga zalała moje ciało i gdy stanęłam na nogi, jego wzrok śledził moje ruchy. Nasze klatki piersiowe niemal do siebie przylegały kiedy patrzyłam na niego.
- Myślisz, że ze mną było inaczej? - powiedziałam moim łamiącym się głosem. - Myślisz, że łatwo było mi odejść od ciebie tamtej nocy?
Nasze spojrzenia toczyły cichą walkę między sobą, jego ciało promieniowało ciepłem w moją stronę, a ja z trudem przełykałam ślinę, nie łamiąc naszego spojrzenia. - Wciąż mam twoją bransoletkę, Zayn. Wciąż ją mam. A ostatniej nocy powiedziałam, że Oliver jest moim chłopakiem, tylko dlatego że byłam pijana i chciałam żebyś był zazdrosny. Wiem, że jestem idiotką, nie musisz mi tego przypominać. Ale nie waż się zakładać i wmawiać mi tego co ja myślę.
Kiedy patrzyliśmy na siebie, nasze oddechy były ciężkie i mieszały się ze sobą w ciężkim powietrzu, spojrzenie Zayna zachwiało się nieco. - Podniosłem cię i zabrałem cię do samochodu ostatniej nocy, ponieważ zależy mi na tobie.
Słowa opuściły jego usta a ja niemal zostałam ogłuszona. Nie widziałam tak szczerego Zayna odkąd go poznałam, a słysząc jego odpowiedź, która z niedowierzaniem płynęła do moich uszu, momentalnie zmiękłam.- Zależy Ci na mnie?
Powoli skinął głową. - Nienawidzę tego co mi zrobiłaś - mruknął. - Ale nigdy nie przestało mi zależeć na tobie.
Nie odpowiedziałam na to, lecz sięgnęłam pomiędzy nas i chwyciłam jego rękę. Moje palce odnalazły w łatwy sposób jego, a my złączyliśmy je razem. Jego były zaciśnięte wokół moich, a on spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jaki widziałam tylko w tych intymnych chwilach pomiędzy naszą dwójką. To nie był uścisk czy pocałunek, ale to był początek.
- To dlaczego je mówisz?
- Byłem zły - powiedział spokojnie. - Widziałem cię z tym facetem i... nie wiem. Nie myślałem jasno.
Twarz Olivera pojawiła się w moim umyśle kiedy Zayn mówił, a ja czułam powoli, że uczucie winy zaczyna mnie dusić. - Oliver i ja nie jesteśmy.. nie jesteśmy jak -
- Oh, naprawdę? - zaśmiał się głośno, odwracając się do mnie. - Wyglądałaś na cholernie nieskrępowaną razem z nim, kiedy jego język był w twoim gardle.
- Byłam pijana i -
- Słyszałem to już wcześniej! - omal nie krzyczał - Więc kurwa co?!
- To nie jest -
- To była twoja decyzja - powiedział przekornie, odwracając się w moją stronę. - Ty kurwa podjęłaś decyzję by oddać ten pocałunek - niemal syczał lecz po chwili się odprężył. - Nikt cię nie zmuszał.
- On nie jest moim chłopakiem - powiedziałam, mój głos wahał się. - On jest po prostu -
- Po prostu kim? Kumplem od pieprzenia?
- Nie, nie... to nie tak..
- Uważam, że to zabawne, Sam - zaczął cichym głosem. - Uważam za zabawne to, że tak twierdzisz... ale wciąż masz tych wszystkich pedałów lecących na ciebie. W Nowym Jorku i tutaj. Niewiarygodne.
- Nie wiem dlaczego tak jest - powiedziałam, mój głos się trząsł więc wzięłam kolejny łyk. - Nie pytałam o to, nie wiem dlaczego tak się dzieje. Nie jestem taka jak Leoni czy moja szefowa Blair lub twoja piękna dziewczyna, więc nie wiem dlaczego.
- Powiem ci dlaczego - wycedził, szybko kończąc papierosa zanim nie przeniósł spojrzenia brązowych oczu na mnie. - Nie jesteś taka jak one. To dlatego ci kolesie lecą na ciebie. Jesteś inna - mówiłem ci to już.
- W czym jestem inna? Spójrz na mnie - wino stało między nami a ja czułam się lekko wstawiona i bardziej otwarta kiedy wypiłam kilka ostatnich kropel z mojego kieliszka. Zayna był prawie pusty w tym momencie, ale on niespecjalnie zwrócił na to swoją uwagę.
- Spójrz na siebie! - wybuchnął, wstając szybko na nogi. - Nie graj ze mną! Chcesz się dowiedzieć czegoś śmiesznego, Sam? Chcesz?
Spojrzałam na niego, moje usta były rozchylone a moje serce gwałtownie obijało się o moje żebra. Udało mi się wypuścić cichy dźwięk, który miał przypominać odpowiedź, ale Zayn zignorował to i zaczął chodzić po balkonie.
- Odkąd cię poznałem, nie mogłem wyrzucić ciebie ze swojego umysłu.
Co?
Moja klatka piersiowa w tym momencie była zaciśnięta tak mocno, że miałam trudności nawet z oddychaniem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, gdy przechadzał się w tę i z powrotem obok mnie a jego wzrok wbity był w ziemię.
- I nawet po tym - warknął patrząc w moją stronę, a następnie zatrzymał się przed moimi nogami, spoglądając na mnie z twardym spojrzeniem. - Kiedy zostawiłaś mnie w Nowym Jorku, - jego oczy trzepotały lekko - Nie potrafiłem wyrzucić ciebie z mojego umysłu. Każdego pieprzonego dnia myślałem o tobie, Sam. Nawet to do ciebie nie dociera.
Gdy otworzył oczy, jego spojrzenie zmiękkło a w jego oczach zabłysła niemal desperacja kiedy patrzył na mnie. Zaniemówiłam na chwilę ale wkrótce odwaga zalała moje ciało i gdy stanęłam na nogi, jego wzrok śledził moje ruchy. Nasze klatki piersiowe niemal do siebie przylegały kiedy patrzyłam na niego.
- Myślisz, że ze mną było inaczej? - powiedziałam moim łamiącym się głosem. - Myślisz, że łatwo było mi odejść od ciebie tamtej nocy?
Nasze spojrzenia toczyły cichą walkę między sobą, jego ciało promieniowało ciepłem w moją stronę, a ja z trudem przełykałam ślinę, nie łamiąc naszego spojrzenia. - Wciąż mam twoją bransoletkę, Zayn. Wciąż ją mam. A ostatniej nocy powiedziałam, że Oliver jest moim chłopakiem, tylko dlatego że byłam pijana i chciałam żebyś był zazdrosny. Wiem, że jestem idiotką, nie musisz mi tego przypominać. Ale nie waż się zakładać i wmawiać mi tego co ja myślę.
Kiedy patrzyliśmy na siebie, nasze oddechy były ciężkie i mieszały się ze sobą w ciężkim powietrzu, spojrzenie Zayna zachwiało się nieco. - Podniosłem cię i zabrałem cię do samochodu ostatniej nocy, ponieważ zależy mi na tobie.
Słowa opuściły jego usta a ja niemal zostałam ogłuszona. Nie widziałam tak szczerego Zayna odkąd go poznałam, a słysząc jego odpowiedź, która z niedowierzaniem płynęła do moich uszu, momentalnie zmiękłam.- Zależy Ci na mnie?
Powoli skinął głową. - Nienawidzę tego co mi zrobiłaś - mruknął. - Ale nigdy nie przestało mi zależeć na tobie.
Nie odpowiedziałam na to, lecz sięgnęłam pomiędzy nas i chwyciłam jego rękę. Moje palce odnalazły w łatwy sposób jego, a my złączyliśmy je razem. Jego były zaciśnięte wokół moich, a on spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jaki widziałam tylko w tych intymnych chwilach pomiędzy naszą dwójką. To nie był uścisk czy pocałunek, ale to był początek.
Nasze palce były związane a on kciukiem pocierał mój nadgarstek, z trudem przełknął ślinę a kącik jego ust uniósł się do góry. - Wciąż doprowadzasz mnie do szału.
Uśmiechnęłam się, śmiejąc się lekko. - A ty wciąż jesteś dupkiem.
Wciąż patrzyliśmy na siebie, jego kciuk wciąż masował górną część mojej ręki a ja nie poczułam nic więcej niż ogarniającej mnie radości. Tę radość przerwał jednak dźwięk, przytłumiony ale odbijający się od wnętrza mieszkania. Odgłos stawał się coraz bardziej wyraźny, a on słysząc to złamał nasze spojrzenia i odwrócił głowę przez ramię. Powoli odwrócił swoje ciało by zobaczyć kim jest osoba, od której pochodzą wszystkie dźwięki a moje serce prawie wpadło do mojego żołądka.
- Skarbie?
Dziewczyna pojawiła się. Była ubrana w ciasne spodnie z wysokim stanem i koszulkę z dekoltem. Jej włosy były jasne, twarz nieznośnie piękna. Otworzyła szerzej drzwi, machając swoją torbą. - Przyniosłam sushi.
Zatrzymała się kiedy jej wzrok spoczął na mnie. Ręka Zayna natychmiast puściła moją i powędrowała do jego boku. Uniosła brwi w moją stronę, patrząc pomiędzy mną i Zaynem. - Kto to jest?
Spojrzałam na nią zanim powoli odwróciłam się w kierunku Zayna, którego twarz była dziwnie blada. Jego oczy migotały kiedy spotkały moje spojrzenie a on mówił cicho. - To jest Sam - z trudem przełknął ślinę a następnie mój największy koszmar wyleciał z jego ust.
- Sam, to jest Ria.
- Skarbie?
Dziewczyna pojawiła się. Była ubrana w ciasne spodnie z wysokim stanem i koszulkę z dekoltem. Jej włosy były jasne, twarz nieznośnie piękna. Otworzyła szerzej drzwi, machając swoją torbą. - Przyniosłam sushi.
Zatrzymała się kiedy jej wzrok spoczął na mnie. Ręka Zayna natychmiast puściła moją i powędrowała do jego boku. Uniosła brwi w moją stronę, patrząc pomiędzy mną i Zaynem. - Kto to jest?
Spojrzałam na nią zanim powoli odwróciłam się w kierunku Zayna, którego twarz była dziwnie blada. Jego oczy migotały kiedy spotkały moje spojrzenie a on mówił cicho. - To jest Sam - z trudem przełknął ślinę a następnie mój największy koszmar wyleciał z jego ust.
- Sam, to jest Ria.
***
*BA DUM TSSSS*
To się porobiło :)
Co myślicie o tym rozdziale?
Jest on stosunkowo krótki ale chyba ciekawy, nie? :)
Mi osobiście się podoba <3